Ile powinno być ocen?
Nauczyciele narzekają, że skala ocen jest za mała. Czwórka czwórce nierówna, piątka u jednego ucznia znaczy co innego niż piątka u drugiego. Niektórzy sądzą, że ocen powinno być więcej, np. od zera do dziesięciu. Inni uważają, że powinno się przejść na system procentowy, wtedy można by poszaleć. Żadna ocena w klasie by się nie powtórzyła.
Mnie skala ocen w zupełności wystarcza, a nawet uważam, że jest za duża. Właściwie to lubię dwie oceny: maksymalną i minimalną, tzn. dobrze i niedobrze. Można powiedzieć, że preferuję jedynki i piątki. Uważam, że te dwie oceny są najważniejsze, ponieważ przygotowują do życia, a pozostałe są fikcją i tylko zniekształcają rzeczywistość.
W szkole uczeń cieszy się, gdy otrzymuje trzy plus albo cztery z minusem, ale tak naprawdę powinien być zaniepokojony. Gdy nie chcę mu takiej oceny wstawić do dziennika, lecz proszę, aby przygotował się ponownie do odpowiedzi i zaliczył materiał na piątkę, nie może zrozumieć, o co mi chodzi. Więc wyjaśniam. W pracy nie ma czegoś takiego jak robota wykonana na trzy plus. Nawet mała wada może skutkować wielkimi stratami. Powiedzmy, że ktoś przygotował dokumenty do przetargu na czwórkę. Czy może być zadowolony? Nie, przecież albo przetargu nie wygra, albo jeśli wygra, to firma straci na tym znaczne pieniądze. Nieraz drobne potknięcie może skutkować stratami idącymi w grube tysiące złotych, czasem nawet w miliony. Dlatego już uczniów trzeba przyzwyczajać, że pracujemy na pięć z plusem albo na jedynkę. Inne oceny to mydlenie oczu. Pozytywna ocena jest tylko jedna, a jest nią piątka, czyli bardzo dobry.
Słyszę od znajomych, którzy zarządzają personelem, że ich pracownicy spoczywają na laurach. Ludzie są zadowoleni, że robotę wykonali prawie dobrze, tzn. na trójkę z plusem albo na czwórkę z minusem. I właśnie z powodu takiej postawy pracowników firma przegrywa z konkurencją. Praca wykonana na ocenę mniejszą niż pięć jest wykonana źle. Nie ma już znaczenia, czy to była czwórka, trójka czy dwójka. Efekt jest taki sam, jakby się dostało jedynkę. Po prostu praca na mniej niż pięć jest wykonana niedostatecznie. I do tego trzeba uczniów przyzwyczaić, jeśli chcemy, aby szkoła przygotowywała młodzież do życia.
Nie chodzi mi o wymuszanie wysokich ocen ze wszystkich przedmiotów. Niemożliwością jest mieć ze wszystkich przedmiotów piątki. Uczeń powinien sobie wybrać, z czego chce wykonywać robotę na medal. Wystarczy, jeśli wysokie wyniki osiągnie z jednego, ewentualnie dwóch przedmiotów (zależy od talentu), a resztą niech się nie przejmuje. Uważam, że trzeba uczniów, szczególnie w liceum, motywować do zdobywania piątek (z wybranego przedmiotu/-ów). Naprawdę dwustopniowa skala ocen wystarczy, czyli dobrze, niedobrze.
Komentarze
Taka metoda, zwłaszcza w liceum, na 100% by się nie sprawdziła. Zwłaszcza w „dobrych” liceach, które klasyfikują się chociażby w 100 najlepszych w Polsce. Uczeń, choćby chciał, to nie może być bardzo dobrym z jednego przedmiotu czy z dwóch…Nie ma takiej opcji, żeby móc poświęcić czas na doskonalenie i poszerzanie swojej wiedzy np. z historii i polskiego, kiedy jest się w klasie o profilu humanistycznym, bo nauczyciel z fizyki wymaga od takiego humanisty takich rzeczy, które są dla humanisty jak z kosmosu…I nie można poświęcić się temu, co naprawdę chce się robić, czym naprawdę się interesuje, z czym wiąże się swoje plany na maturę, studia..bo trzeba „kuć” z tych przedmiotów, które nie są do niczego potrzebne…
Podstawowy błąd w myśleniu, polega na stwierdzeniu, że liceum ogólnokształcące przygotowuje absolwenta do pracy. Nie bedę pytał w jakim zawodzie, żeby nie wprawić Pana w konfuzję. LO powinno przygotowywać absolwenta do studiów, lub szkoły policealnej kształcącej w zawodzie. Może więc pozostać przy skali ocen: 1-nie umie i raczej się nie nauczy; 2-nie umie, ale „jakby co” to się nauczy; 3-umie; 4-swobodnie posługuje się tym co umie; 5-posiadane wiadomości potrafi wykorzystać w innych dziedzinach; 6-„wystaje” ponad szkołę.
Łączę pozdrowienia 🙂
Ile powinno być stopni zależy wyłacznie od BŁĘDÓW OCENIANIA – a nie od poglądów poszczególnych nauczycieli w tej sprawie!
Do Też Belfra,
ma Pan rację, że liceum przygotowuje do studiów. Ale studia przygotowują chyba już do pracy. W takim razie dwustopniową skalę ocen należałoby wprowadzić na studiach. Na jakimś etapie edukacji mlody człowiek musi się zetknąć z systemem ocen dobrze/ źle, bo inaczej nie będzie widział problemu w tym, że zrobił tylko dwa błędy w wykonywanej pracy (a przecież te dwa błędy naraziły firmę na znaczne straty). Kiedy uczyć zasady, że albo coś się zrobiło dobrze, albo źle? Czy pozostawić tę sprawę pracodawcom? Trochę ryzykowne.
Pozdrawiam
DCH
PS: Pięknie wytłumaczył Pan, co znaczą poszczególne oceny. Doskonała interpretacja.
Uważam, że poglądy Autora są maksymalistyczne, i z wielu powodów niepraktyczne, a ich powszechne stosowanie byłoby głeboko szkodliwe:
(1) wymieniony w mejlu d.: ludzie w każdym wieku mają na prawdę różne zdolności i niejednakowe zainteresowania, a minimum wiedzy w wykładanej dziedzinie (skoro już jest w programie szkoły, to widocznie uznano ją za ważną) jest potrzebne każdemu: po to jest właśnie ocena dostateczna. Proszę pamiętać, że doba ma 24 godziny i szkoła nie może monopolizować czasu ucznie, także dlatego, że musi on mieć możliwość swobodnego wyboru drogi samodoskonalenia. A czas poświęcony na doskonalenie w nieciekawej dla niego dziedzinie odbiera możliwość wykorzystania tego czasu w innej, gdzie ze względu na motywacje płynące chociażby z zainteresowań byłoby to dużo efektywniejsze.
(2) dwustopniowa skala ocen nie daje prostej szansy oceny postępów ucznia, a to jest to ważne zarówno dla niego (uczymy się często metodą prób i błędów albo stopniowych przybliżeń) jak i dla rodziców, którzy powinni mieć swój udział w kształtowaniu zainteresowań i umiejętności dziecka, nie mniejszy niż nauczyciele.
(3) dwustopniowa skala ocen byłaby sprawiedliwa tylko wtedy, gdyby nauczyciel był doskonały (wierzę, że Autor się za takiego uważa, ale nie ma racji) i potrafił jednoznacznie przekazać uczniom swoje wymagania – moim zdaniem to po prostu niemożliwe, bo język potoczny nie daje takich możliwości; można oczywiście zakładać, że takie wyjaśnianie będzie udzielane uczniom stopniowo, ale wtedy proces oceniania dominuje czasowo (i emocjonalnie) nad procesem zdobywania wiedzy, co nie ma sensu: nie po to się uczymy, aby pan nauczyciel nas oceniał, tylko po to by kształcić się do samodzielności w życiu i myśleniu.
(4) to uczeń powinien decydować, jak bardzo chce się angażować w poznawanie jakiejś dziedziny wiedzy czy sztuki, pomysł Autora prowadzi do odebrania mu części tej swobody.
Są jeszcze inne powody, też ważne z formalnych powodów, z mojej praktyki akademickiej wymienię tylko jeden: niezgodność z anglosaską skalą ocen (A-F) powodować może problemy w wielu sytuacjach (stypendia). W sumie jednak nie chcę tu twierdzić, że Autor w praktyce szkodzi swoim uczniom/studentom: dużo zależy od tego w jakim stopniu potrafi zmotywować ich do zgłębiania wykładanej dziedziny. Ale to z ocenianiem nie ma _nic_ wspólnego.
tkk.
wot i bzdura się wymknęła. coś można zrobić tylko bardzo dobrze albo zupełnie źle. To znaczy, że jak ktoś zrobi koślawe (ale działające) krzesło jest tak samo beznadziejny ze stolarki jak ktoś, czyje krzesło się rozpadło, czy też jest tak dobry jak ktoś, kogo krzesło jest arcydziełem sztuki użytkowej?
Komentarz jeziera rozwiał wątpliwości, oceny według interpretacji Też Belfra mają sens największy! Nieudaczników z roboty szybko się wywala, więc po co komplikować istniejący i mimo wszystko w miarę wygodny system nagród i kar szkolnych? A tak przy okazji… W szkole też to w końcu zacznie działać, bo oto, by przeżyć będąc nauczycielem trzeba coś samemu w szkole stworzyć. Na przykład jakiś program i dostać na jego realizacje i za jego realizację pieniądze. Oczywiście dodatkowe. Oczywiście najlepiej z unii, bo tylko w takim przypadku mowa jest o pieniądzach, a nie groszach. Dobry program – kasa płynie. Zły program – figa z makiem. System zero – jedynkowy. Ale to już nie jest szkoła, tylko życie. I to się rozumie i czuje mimo kilkunastu lat nauki i oceniania w szkole.
Rzetelne i wiarygodne ocenianie uczniów – a nie tzw, podstawy programowe – jest problemem fundamentalnym, od którego zależy przyszłość naszego szkolnictwa. Nie jest to kwestia ani ilości stopni, ani ich nazw, ani też nadawanych im przez nauczycieli interpretacji.
Nie można zjeść ciastka i mieć go! Nauczyciele w zakresie oceniania uczniów powszechnie wyznają filozofię i przekonanie: wystawiane przez nich samych stopnie są rzetelne i sprawiedliwe, a stopnie wystawiane przez ich koleżanki i kolegów – lepiej nie mówić.
Stopnie, które wystawiłby uczniom Pan Bóg, byłyby stopniami sprawiedliwymi. A zatem nauczyciele muszą odrzucić jedną z dwóch przeciwstawnych sobie hipotez:
1. Stopnie wystawiane przez nauczycieli są sprawiedliwe i niczym nie różnią od stopni, które wystawiłby uczniom Pan Bóg.
2. Stopnie wystawiane uczniom nie są absolutnie sprawiedliwe, ale wtedy należałoby odpowiedzieć, czy różnica między stopniem wystawianym i sprawiedliwym (błąd oceniania) jest rzędu: 0.1; 0.2; 0.5 jednego lub dwóch stopni (od szkoły do szkoły!).
Trzeba mieć podstawy, aby odrzucić jedną z tych hipotez, a następnie należy konsekwentnie wyciągnąć wnioski wynikające z jej odrzucenia.
Ocenianie kształtujące, formacyjne, informacyjne, ocenianie zewnętrzne oraz wszelkiego rodzaju pomiary dydaktyczne, ocenianie wewnątrzszkolne, ocenianie kreatywności są tylko nowymi łatami naszywanymi na starych łatach. Zamiast wielu kiepskich powinien być jeden rzetelny, spójny i wiarygodny system oceniania uczniów. Ciągle bowiem uznawana jest powszechnie ta samą zasada: tak byli oceniani nasi dziadkowie, tak oceniamy my – i tak też będą oceniani nasi wnukowie i prawnukowie!
Ale czy na pewno i oni też tak powinni być oceniani, jak są oceniani chodzący obecnie do szkoły ich ojcowie i dziadkowie!
P. S. Różnica między szkolnictwem a szkodnictwem jest kwestią tylko jednej litery!
Dobry pomysł z wrzuceniem tematu wymuszającego zajęcie stanowiska.
Skala od 1 do 6 nie jest taka zła. Wystarcza by zróżnicować informację o poziomie ucznia. Pozwala też motywować do pracy (masz dwie trójki, czwórkę i piątkę; postaraj się zdobyć jeszcze piątkę z ostatniego sprawdzianu, przygotuj dobrze dodatkowo referat a będzie dobry na koniec). Wymuszenie dodatkowej pracy przecież coś tam modyfikuje w każdej głowie a o to chodzi.
System zero jedynkowy jest szkodliwy ponieważ zniechęca tych co nie dają rady ciągnąć na maksa. Są przecież tacy co potrafią się powoli rozpędzać do końca szkoły i to im trzeba dać szansę a nie udupiać.
Na zakończenie. Jasne, że przetargi wygrywa potencjalnie najlepszy. Ale usługi świadczone są już w szerokim zakresie jakości i w zależności od zawartości portfela znajdują swoich nabywców. I tak jest dobrze, chodzi o różnorodność i brak wykluczenia a nie ci ?murem otoczeni? i reszta.
He, he. Pamiętam, jak w pracy rozmawialismy o swoich babciach – a moja była nauczycielką i razem jeździłysmy do sanatorium nauczycielskiego w Jachrance, dawno temu rzecz jasna. Wszytskie kolezanki babci – nauczycielki – ciągle mnie z czegoś odpytywały i oceniały. Na każdym miejscu i o kazdej dobie – w stołówce, nad zalewem na plaży, w ogrodzie… No więc doszlismy w pracy do wniosku, że nauczyciele są specyficznym gatunkiem ludzi własnie dlatego, że wiele razy dziennie muszą oceniać innych, bardzo precyzyjnie, stopniujac swoją aprobatę – że dobrze, bardzo dobrze, albo źle lub całkiem źle itd. Wiec może propozycja Gospodarza ma swój głeboki sens.
A co do przygotowania do pracy… nawet studia nie przygotowują do pracy, tak jak doktorat nie zawsze przygotowuje do samodzielnej pracy naukowej…
Uczniowie i wielu nauczycieli znają tylko tę skalę oceniania, w której uczestniczą. Raczej nie mogą powiedzieć, że inna jest lepsza bo niby na jakiej podstawie. Po zmianie systemu oceniania pojawiają się głosy za i przeciw, potem z upływem lat dyskusja cichnie i znów trudno powiedzieć czy ten co nastał jest lepszy od tego co był.
Prawdopodobnie dobry system to taki, w którym jest zachowana ciągłość w ocenianiu na różnych etapach edukacji (porównywalny system ocen, punktów). Gorzej gdy system ulega zmianie w trakcie edukacji danych roczników. Wówczas zanim wypracuje się nowy sposób przypisywania umiejętności i wiedzy do ocen mija trochę czasu, w którym mogą się zdarzać oceny w różne strony na wyrost.
Jest też informacja dla władzy. Jeśli władza pragnie spieprzyć system szkolnictwa przez obniżenie poziomu, wraz z reformą musi wprowadzić nową skale ocen. Wówczas starych belfrów wybije się z nawyku surowego oceniania nabytego za dawnych dobrych lat. Jest wówczas nadzieja, że w nowym systemie ponownie zdefiniują – tym razem lżejsze – wymagania na konkretne oceny.
d. wytłumacz mi czemu zawsze patrzy się na tych ‚biednych humanistów’ zakuwających fizykę/matmę a nie wspomina słowem o ścisłowcach muszących się uczyć historii/polskiego/wosu ? Bo to już jest sprawiedliwe i cacy?
Wybrałeś ogólniak dający taką a nie inną wiedzę i przygotowanie więc zakuwaj ogólnie. Każdy powinien mieć wiedzę o świecie – o fizyce, chemi, ale też histori, wosu i tak dalej, jeżeli chce się mieć średnie wykształcenie. Jeżeli nie – zawsze możesz wybrać inny typ szkoły, lub inną szkołę.
Pan Dariusz chciałby stworzyć narcyzków na swój obraz i podobieństwo i wychować społeczeństwo maniakalno-depresyjne? Wolałbym, żeby w dobrych szkołach zamiast straszyć błędami i karać za nie, uczono jak je naprawiać.
Asia. Podałam przykład „biednych humanistów” mając nadzieje, że logicznym będzie to, że działa to też w przypadku ścisłych umysłów, dla których nauka polskiego, WOS-u czy historii jest męczarnią. W
Ja wiem, że wiedza ogólna jest potrzebna. Wiem, ze Polacy niby są „zacofani” a wiedzą więcej niż Amerykanie, którzy nie potrafią wskazać na mapie świata gdzie leży Polska.
Dobrym sposobem oceniania sa punkty, które przelicza się na %. Jest to bardzo rygorystyczny system, ale najbardziej miarodajny. Sprawdziany, kartkówki, testy, diagnozy- wszystko oceniane jest wg innej skali. Nauczyciele na początku roku podają w przybliżeniu ilość punktów do zdobycia w semestrze, dzięki czemu uczeń na bieżąco może kontrolować stan swojego „konta”. I system taki zapobiega również temu, ze oceny daje się za ładne oczy, albo że stawia się „wypłakaną/wyproszoną” dwójkę. Każdy dostaje to, na co zasługuje.
I to jest wlasnie odpowiedz na moje pytanie, ktore kiedys Panu zadalam! Dziekuje pieknie. Szkoda, ze nie mozna tego jeszcze wcielic w szkolne zycie. Teoretycznie uwazam tak samo- sa Ci , ktorzy sie staraja i sa dobrzy i Ci, ktorzy sie nie staraja i sa zli. Rzeczy najprostsze sa zwykle najlepsze. Moze taka skala przygotowalaby mlodego czlowieka do doroslego zycia? Tutaj nie ma jak Pan slusznie zauwazyl ludzi na +4. No, ale coz- praktyka jest nieco inna i ja takze musialam walczyc z ocenami. Jest to ta czesc pracy, ktora nie lubie najbardziej. „Ocena nie jest odzwierciedleniem pracy ucznia”. I jak ich oceniac? Jak ocenic spozniony zapal -ktory rozkwitl przed koncem roku i to , ze przyniesli wszystkie zalegle zadania i zdali caly material na 5 ? Albo tego, ktory pracowal troszeczke, bo i tak mial zawsze trojeczke? Dwa stopnie to jest to! Pozdrawiam!
Zdecydowanie za dużą uwagę przywiązuje polska szkoła do ocen, a z małą do tego co uczeń tak naprawdę umie na dłuższą metę.I ocenianie wraz z osławionymi procedurami za dużo czasu i energii pochłania kosztem efektywnego nauczania i wychowania!!!
Oceny to tylko znaczki na papierze!!!;-)
dodam jeszcze, że tak naprawdę jest system zero – jedynkowy: nie zdał/zdał. To, że później jest jeszcze podział w tym ‚zdał’, to zupełnie inna kwestia. Także w życiu oceny są zerojedynkowe tylko w tym sensie. Jeśli ktoś jest pracownikiem niedostatecznym, zwalnia się go, natomiast wśród pracowników zweryfikowanych pozytywnie mamy spory asortyment: jeśli ktoś jest dostatecznym, to wykonuje swoje zadania poprawnie, acz np. tylko pod nadzorem, dobry radzi sobie sam, choć bez polotu, etc. Fundament Pańskiego twierdzenia nie istnieje. Ładnie się przewróciło. (Chyba się troszkę powtórzyłem; trudno, nie jestem z tych bardzo dobrych.)
Ja uważam , że szkoła jest dobrą nauczycielka życia. Uczniowie kombinują, proszą, podlizują się- maja swoje sposoby na zdobycie tego, czego chcą. Owszem, najlepszym sposobem jest nauka, ale…jak ktoś nie jest w stanie, to musi sobie przecież JAKOŚ radzić. I w życiu dorosłym tez tak będzie przecież. Bez kombinowania, bez podlizywania, bez robienie czegoś czasem wbrew sobie- nie da się rady…
Pozornie tak jest, albo się ktoś przygotował, albo nie. Tylko, że taki 0-1 system jest nierealny w powszechnej szkole. Nie ma mozliwości przygotowac się na 100% z każdego przedmiotu.
Analogia z pracą tez nie do końca trafiona bo przecież praca polega na powtarzaniu określonych czynności z pewnego zakresu. Czasem trzeba nauczyć się czegoś nowego, ale nadal poruszamy się w obrębie tej samej dziedziny. W szkole zaś dzieciaki muszą zapoznać się z każdą dziedziną….
I tak o ile na poziomie podstawowym można być dobrym ze wszystkiego, tak wraz z kolejnymi etapami nauki, młody człowiek zaczyna rozpoznawać, że np. matematyka go interesuje, a historia smiertelnie nudzi. Dobry lekarz czy informatyk może z powodzeniem wcale nie musi mieć szerokiego spektrum wiedzy z innych dziedzin. Nie wpływa to na jego życie zawodowe, co najwyżej na osobiste 🙂
Żeby więc myśleć o takim systemie najpierw trzeba by szybciej wprowadzać specjalizację. Czy warto?
Nie wspomnę już o rekrutacji do kolejnych etapów nauki ….
Pozdrawiam.
Dobry byłby pomysł z procentami. Już dziś sprawdza się przy maturach i uczniowie (pardon- abiturienci) natychmiast chętnie przeliczają na ustnej zdobyte punkty na procenty (bo i lepiej brzmią).
Jak zwykle popieram jakiegoś mądrego ‚przedmówcę’ – więc tym razem d., który powyżej bardzo klarownie tłumaczy zalety systemu procentowego.
Oceniana byłam w systemie 1-6, obecnie 2-5 i nie zdażyło mi się jeszcze wybłagiwać ocen, ale chyba muszę to rozwazyć jeżeli przynosi korzyści i jest tak powszechne.
Po za tym czy procentów też się nie da wybłagać – no bo może za to zadanie procencik więcej, czym jest ten jeden procent wobec wieczności pani profesor?;)
Bardziej bym się skłaniała do ocen + opis, ewentualnie zal/nzal i opis. Wypunktowanie co było dobrze, co było źle/nad czym trzeba pracować.Bo procenty też nie dają informacji w czym uczeń jest dobry np. termodynamika a w czym słaby np. chemia fizyczna. Mówią tylko tyle że z całości materiału uczeń opanował np. 67%.
opisowy system ocen dziala powszechnie w angli. na zakonczenie roku kazdy uczen dostaje kartalke z wymienionymi poszczegolnymi przedmiotami i ich slownym opisem. jest to naprawde bardzo czytelne, daje rzetelne info na temat zakresu wiedzy i niewiedzy ucznia i sugeruje kierunki poprawy.
nie twierdze, ze wszystko co anglosaskie jest bezdyskusyjnie dobre ale tu wlasnie moznaby spelnic postulat Asi. jest ocena postepow oraz informacja co nalezaloby zmienic.
no, ale tych przedmiotow jest duuzo mniej.
Same bzdety błędne myślenie w firmie najważniejsze jest trzeźwe myślenie i uczciwość ważne jest jak kto jest wychowany, a nie kto jak zdał bo to jest w tym wypadku gówno ważne. Wykształcenie daje ci tylko przepustkę do jakiejś pracy a potem już liczy się co innego.
a i napisze jeszcze coś miałem znajomą która miała same piątki wszystko zawsze ściągała i kumpla który kuł i maił trójki i czwórki i kto tu jest mądrzejszy ona nic nie wie a ma same piątki on wie od niej trzy razy więcej ale ma gorsze stopnie na tym przykładzie widać że oceny są mało ważne liczy się to co ma się w głowie.