Jaka matura, takie podatki
Niskiemu poziomowi egzaminu maturalnego będzie niedługo odpowiadał taki sam poziom edukacji. Na razie matura została odebrana jako prosta, ponieważ poziom edukacji w szkołach publicznych jest dużo wyższy. Ale to tylko kwestia czasu. Wdrażana reforma (do szkół średnich dotrze w 2012 roku) zmniejsza liczbę godzin z różnych przedmiotów, między innymi z języka polskiego, i wprowadza bloki, np. blok przyrodniczy zamiast biologii, chemii, geografii. Za kilka lat obecny bardzo niski poziom matury będzie adekwatny do poziomu edukacji.
Edukacja kosztuje budżet, czyli podatników, wielkie pieniądze. Edukacja na niskim poziomie kosztuje mniej, a na bardzo niskim poziomie jeszcze mniej. Nowa matura pozwala zatem zaoszczędzić państwu na edukacji. Jednak nie tylko państwo decyduje o edukacji, ale także podatnicy. Jeżeli państwo zaniża poziom edukacji, oszczędzając na wydatkach, to chciałbym, aby rząd nie udawał, że tak nie jest, tylko przyznał się do tego otwarcie. A co za tym idzie, aby powiedział, co daje obywatelom w zamian za zmniejszenie oferty edukacyjnej. Tymczasem wszystkie działania rząd robi po kryjomu, a obywateli traktuje jak idiotów, którzy nie zrozumieją, co tu się święci.
Jeżeli moja córka otrzyma mniej od państwa w zakresie wykształcenia, to ja chciałbym płacić mniejsze podatki, abym mógł jej zapewnić dokształcenie za prywatne pieniądze. Niedługo w budżetówce dziecka się nie wykształci, za lepszą edukację trzeba będzie płacić tak samo, jak dzisiaj płacimy za lepsze usługi lekarza. Do tego to wszystko zmierza – do oferowania przez państwo edukacji w wersji minimum. Rozmawiajmy zatem o niskim poziomie matury w ścisłym związku z obniżeniem podatków. Nie może być tak, że państwo ograniczy wydatki na edukację, a nadal będzie żądać od obywateli płacenia drakońskich podatków. Wszyscy musimy zyskać na obniżeniu poziomu edukacji. Jak na razie budżet ma zyskać, a obywatele stracić.
Podejrzewam, że mniej rozgarnięci obywatele nawet się ucieszą, że godzin polskiego czy chemii albo geografii będzie mniej. Pomyślą, że skoro matura jest prosta, to po co mają się tak dużo uczyć. Tymczasem zaniżanie poziomu matury jest celowym działaniem, które ma uzasadnić obniżenie poziomu edukacji (czytaj liczby godzin z różnych przedmiotów, za które państwo ma płacić). Zamiast się cieszyć, należałoby bić na alarm. Oto państwo po cichu wycofuje się z obowiązku zapewnienia obywatelom dostępu do edukacji. Drastycznie zmniejsza poziom egzaminów, aby sami obywatele dopominali się o mniej wiedzy i umiejętności w szkole. Przecież aby się uczyć więcej, niż jest wymagane na egzaminie, trzeba być naprawdę mądrym i przezornym. A tego widocznie rząd po swoich obywatelach się nie spodziewa. W każdym razie ludzie świadomi zagrożenia powinni zrobić kampanię uświadamiającą obywateli, czym grozi zmniejszanie oferty edukacyjnej przez państwo. Dziś żenująco niski poziom matury, jutro żenująco niski poziom oferty edukacyjnej, a pojutrze trzeba będzie za wykształcenie płacić – to nas czeka.
Komentarze
Ależ ja już się zdecydowałam, na społecznie gimnazjum, tak mi dojadła publiczna szkoła podstawowa. Na egzaminie do tegoż gimnazjum, mój generalnie niegłupi syn dostał z matematyki 28/40. W jego szkole nie przerobiono procentów, bo jakiś czas temu wycięto je z programu. I pól figur tez nie przerobiono, nie pamiętam, czy też wypadły z programu, bo było za mało godzin, czy pani akurat uznała je za niepotrzebne. Zdał, bo z polskiego pani przynajmniej przerobila program, bardzo mu też pomogla rozmowa kwalifikacyjna, bo pytali jakie ksiażki czytał, a on jednak cos tam czyta i ma własne zdanie na temat. Za to gimnazjum będe płacic, a jestem pracownikiem budżetówki, więc jest to dla mnie duzy wysilek finansowy. Ale mam dość problemów z nieprzerobionym programmem, oporem nauczycieli przed wychodzeniem do muzeum czy do ogrodu botanicznego, „bo tam dzieci się tylko bawią, zmaiast uczyć”. Mam dość niewymagania od uczniów czytania lektur (wystarczają fragmenty w podreczniku), mam dość schematycznych, byle jakich lekcji religii etc.
Z tego co czytalam i slyszłam – również jakiś czas temu w Polityce – o szkołach STO mówia jak najlepiej. Mam nadzieje , że się nie zawiode, ale oczywiście nikt mi tego dzisiaj nie zagwarantuje.
Tym razem podpisuję się pod tą diagnozą sytuacji w 100%. Kolejny etap tego procesu trwa już na wyzszych uczelniach, gdzie tzw. „system boloński” tak naprawdę służy obniżeniu kosztów kształcenia – i oczywiście jego jakości. Natomiast jestem sceptykiem co do skuteczności bicia na alarm. Raczej dajmy kazdemu habilitację razem z aktem urodzenia i wszystko będzie OK, przynajmniej w statystykach.
A jak Szanowny Gospodarz ocenia zlikwidowanie forum ZNP i cenzurę na forum Głosu Nauczycielskiego oraz gwałtowne jego zamieranie ? Czy Pański blog to już ostatnie miejsce gdzie nauczyciele mogą wypowiadać się w sprawach oświaty, czy Panu też grozi likwidacja blogu? Czy jest tak jak pisze Zakowski w swoim tekście -stajemy się państwem opartym na kłamstwie ,państwem totalitarnym.
Przyznam się, że to co Pan napisał brzmi niepokojąco.
Zgadzam się z Panem, iż jeśli nastąpi obniżenie poziomu edukacji publicznej, to powinniśmy płacić niższe podatki. Ale wiadomo, że to mrzonka.
Jeśli w edukacji nastąpi taka sytuacja jak w lecznictwie, to przyszłość naszego kraju widzę w ciemnych barwach. Bo ile osób będzie stać na to by swoim dzieciom zapewnić nazwijmy to dodatkową edukację. Wydaje mi się, że zbyt dużo ich nie będzie.
I w ten sposób podział na lepszych i gorszych będzie się zwiększać. Co raczej nie będzie korzystne dla naszego kraju.
Pozostaje mieć nadzieję, że obecne władze przemyślą sprawę raz jeszcze i zrozumieją, że na edukacji nie należy oszczędzać.
Nie spodziewałbym się po naszych rządzących tak przemyślnych i skomplikowanych kroków. Wydaje mi sie raczej, że każdą reformę roztrąbili by na prawo i lewo.
Moim zdaniem winne jest błędne założenie, że wszyscy powinni mieć maturę. Jeśli ta matura ma coś oznaczać, to niektórzy nie powini jej zdać. Poziom jest faktycznie żenująco niski, mam nadzieję, że kiedy 6cio latki pójdą do szkół to trochę wzrośnie.
Zbędne są też wykręty nauczycieli, którzy mówią, że tego materiału nie da się przerobić w 3 lata. Z matematyki zrobiliśmy cały + kilka tematów spoza programu. I to dokładnie. Z fizyki przerobiliśmy wszystko po dwa razy, a dzisiaj i tak mam dodatkową dla nikogo nie płatną fizykę (matura za tydzień). Natomiast z polskiego nie zdążyliśmy z całym materiałem, nie mówiąc już o powtórkach przed maturą. Nauczycielka zrzuca winę na nas, że niby zawsze na polskim urządzamy wszelkie wyjścia do kina itp.
Powinno się oceniać także nauczycieli i odróżnić tych kompetentnych, od tych, którzy nie powinni pracować z młodzieżą. wtedy nie trzeba by było ciagle zaniżać programu
mam dziecko w klasie maturalnej, pisał podstawę z polskiego wypracowanie – temat – na poziomie (za moich czasów) klasy siódmej szkoły podstawowej;jest umysłem ścisłym (dlatego podstawa), ale to już była przesada; mieszkam na wsi dzieci nieźle uczą się; ostatnie dwanaście lat spędziłam w samochodzie wożąc ich na dodatkowe zajęcia; lekcje języków obcych – nigdy nie mogłam wydatków odliczyć od podatku; wybraliśmy razem szkoły średnie: wstawanie o 6 rano, by dojechać ok. 30 km; świadectwa z paskami i wnioski o stypendia za wyniki w nauce dla dzieci z terenów wiejskich przynoszone do domu i odnoszone niewypełnione, bo przekroczony próg dochodów; dlaczego? dlatego, że od 25 lat wstaję codziennie do pracy; dokształcam się a wieczorami wymyślam takie zajęcia, aby moi uczniowie byli zainteresowani lekcją (pracuję z naprawdę trudną młodzieżą); natomiast nauczycielka syna mówi głośno w klasie, że nie będzie robić sprawdzianów, bo nie chce jej się sprawdzać (niechlubny wyjątek w szkole) – jeżeli jest więcej takich nauczycieli, to strach się bać – a często są nie do ruszenia – karta nauczyciela; związki upierają się przy Karcie, ale moi koledzy już nie; zgroza! brak selekcji na kierunkach pedagogicznych; potem panienki zdziwione, że mają problemy z zaliczeniem praktyk (miałam taką praktykantkę – urzędnik świetny, ale żaden z niej nauczyciel, to nie była tylko moja opinia); jak leczyć? póki zawód nauczyciela nie będzie zawodem elitarnym, a ministerstwo będzie cząstkowo majstrować przy ustawach i nie będzie ich konsultować, ale nie ze związkami lecz nauczycielami – będzie źle;
I tak zostaniemy wszyscy kelnerami u Greków albo szparagowcami u Niemców.
BTW. Niejaki Wąsik 65 lat temu postulował w ramach sensownego wykorzystania Untermenschen jednak nauczyć ich czytać, od bidy pisać i liczyć do bodajże do 100. Wiemy, że Niemcy nawet w okresie rządów obdarzonego niewątpliwym talentem Wąsika byli praktycznym narodem i dlatego przejmiemy ich model żeby go wdrożyć u nas.
Jeżeli zarobki nie będą motywowały nauczyciela, to nic z tego zawodu elitarnego nie będzie. Niestety, większość nauczycieli pracuje w dwóch, trzech miejscach, aby dostać tyle, ile powinno się zarabiać w jednym miejscu pracy, a czasu niestety nie starczy, aby przygotować się porządnie wszędzie, gdzie się pracuje. Owszem, priorytetem są wszelkie kursy, szkoły prywatne, korki, bo tam się konkretnie wymaga od nauczyciela ale się też się konkretnie płaci. Do państwowych-jak starczy czasu i siły to może coś się zrobi.
Jeżeli CKE zgodnie z określeniem jej dyrektora Krzysztofa Korzeniowskiego będzie w dalszym ciągu kontynuowała egzaminowanie uczniów „według tego samego schematu” (czyli uczciwie a zarazem nieuczciwie), to nasze szkolnictwo zostanie kompletnie rozregulowane. W konsekwencji „eksperci” od niedouków będą się różnić tylko wysokością otrzymywanego wynagrodzenia, a nie stopniem znajomości przedmiotu. Czasami można odnieść wrażenie, ze stan ten w wielu przypadkach został już osiągnięty.
>Z tego co czytalam i slyszłam – również jakiś czas temu w Polityce – o szkołach STO mówia jak najlepiej. Mam nadzieje , że się nie zawiode, ale oczywiście nikt mi tego dzisiaj nie zagwarantuje.<
Nie relamuj tu organizacji, która robi co może żeby zniszczyć szkolnictwo publiczne.Bo to konkurencja!!!
Moze i MEN jest przebiegly, jak to Gospodarz sugeruje, ale wcale nie glupi. Po co wydawac pieniadze podatnikow na utrzymywanie dotychczasowegow pozimu liczby godzn z kazdego przedmiotu?
Liczba godzin nie ma wplywu na pozom edukacji!
Przynajmniej nie w takim stopniu jak ma poziom nauczycieli. Ten z kolei zalezy od poziomu nauczycieli akademickich a ten od poziomu nauki. Jaki zas jest poziom nauki w Polsce podal Andre w linku gdzies tu na forum. Jestesmy na koncu swiatowych list.
W sytuacji gdy nauczyciel czuje sie bezkarny wypowiadajac przed klasa slowa „nie robie klasowek bo nie chce mi sie sprawdzac” , nie dziwie sie, ze MEN nie chce za to placic. Co sprawniejsi (finansowo) juz sie „katapultuja” z potomstwem do prywatnej edukacji ale i tu trzeba miec oczy dookola glowy by plewy od zboza odroznic. Jak sie konkurencja na tym polu w Polsce zagesci to i tu zaczna sie „ciecia” i oszczednosci.
Pracuje w prywatnej edukacji (nie w Polsce) juz kawal czasu i na co dzien widze jak ludziska sobie od ust odejmuja, by oplacic dzieciom swietnie opakowana edukacyjna tandete. Rozumiem, ze ludzie lubia sobie kupic 10 razy drozsze niz normalnie buty czy samochod – ladne rzeczy ciesza oko. Ladnie tylko wygladajaca edukacja kogos cieszy? Watpie. Wniosek – przekonanie, ze prywatne zawsze lepsze jest klamliwe ale jakze komfortowe. Nie trzeba myslec – wystaczy zaplacic. Coz za alternatywa!
Zwariowac mozna,prawda? I tak zle i tak niedobrze. Czego tak na prawde oczekujemy od edukacji? Duzo godzin lekcyjnych? Zapewnia nam wysoki poziom? A co to znaczy wysoki poziom? Dozo wiedzy czy duzo umiejetnosci, czy jedno wyklucza drugie czy tez nie? Czy tez wysoki poziom to tylko dla naszych wlasnych dzieci czy dla ogolu spoleczenstwa? A moze dla zagranicznych korporacji?
Nie ma pytan podstawowych, nie ma podstawowych opdopwiedzi, nie ma wytyczonych drog. Jest tylko dreptanina w miejscu. Pocieszyc sie mozna tylko, ze, wbrew stereotypowym opiniom, nie jest ona (dreptanina) jedynie polska specjalnoscia. Caly swiat „staje na rzesach” by cos madrego z edukacja zrobic, nie tylko Polska. Dobrze, ze choc jest internet, przynajmniej mozna posluchac co ludzim w duszach gra.
@tsubaki
„Nie ma pytań podstawowych, nie ma podstawowych opdopwiedzi, nie ma wytyczonych drog. Jest tylko dreptanina w miejscu.”
Dajcie mi punkt oparcia, a świat z posad ruszę – podobno powiedział Archimedes. Dajcie uczniom rzetelne stopnie, a świat z posad ruszą!
A jakie stopnie daje im CKE? Raz takie, a raz takie. Co najwyżej można powiedzieć, że robi wszystko, co może, a niewiele potrafi. Podobnie jak i większość nauczycieli, którzy się nad tym w ogóle nie zastanawiają – bo wszystko wiedzą najlepiej i nigdy nie mają nawet najmniejszych wątpliwości!
Jakoś większość blogowiczów nie dostrzega, że każda dekada ma swoją specyfikę. Zmiany obyczajowe poszły na razie w tym kierunku, że nie wiadomo jak wychowywać dzieci. Wielu rodziców z tym sobie nie radzi i zapełniają szkoły „małymi dzikimi zwierzątkami”, które w każdej sytuacji nie wiedzą jak się zachować. Przedszkola i szkoły podstawowe muszą więc 75% efektywnego czasu przeznaczonego na edukację poświęcić na wpojenie dzieciom podstawowych umiejętności społecznych (nie wszyscy mówią naraz, w czasie zajęć nie chodzimy po klasie, do osoby prowadzącej zajęcia nie zwracamy się jak do kolegi, itp., itp.).
Kiedyś takie umiejętności wpajało się stosując tzw. kary dyscyplinarne lub wzywając rodziców, którzy wiedzieli co zrobić później w domu, aby dziecko już więcej nie zachowywało się niewłaściwie. Obecnie większość rodziców nie posiada takich umiejętności i aby zamaskować swoją nieudolność mają pretensje do nauczycieli, że śmieli ich do szkoły wezwać bez powodu. Obecna dekada jest dekadą ?braku wsparcia?. Rodzice nie wspierają nauczycieli, nauczyciele nie wspierają innych nauczycieli, dyrekcje nie wspierają swoich nauczycieli, a ci z kolei swoich dyrekcji. W domowej i w szkolnej rzeczywistości przestało funkcjonować postawa, którą zwykle określamy pojęciami ?współpraca? oraz ?wsparcie?. Dziecko nie otrzymuje w domu ?wsparcia?, a rodzice nie poczuwają się do tego, aby wykazywać ?współpracę? w aktywnym wychowywaniu dziecka. Tłumaczą to brakiem czasu. Dziecko jest pozostawione ?samo sobie? i wychowuje się tak, jak im warunki na to pozwalają, tzn., aby zwrócić na siebie uwagę przyjmuje postawę arogancką i roszczeniową. Również taką postawę prezentuje coraz więcej dzieci na terenie przedszkola czy szkoły. Staje się to szkolną plagą. Uczący ich nauczyciele to przecież tacy sami obywatele jak rodzice. Mają te same wady, również nie potrafią radzić sobie z dziećmi, podobnie jak rodzice. Jednak kiedyś otrzymywali od tych rodziców wsparcie, teraz tego nie ma. Kiedyś otrzymywali wsparcie od innych nauczycieli ? teraz też tego nie ma.
Zestawmy teraz to co napisałem z duchem naszych czasów, tzn. zbiorem zasad, które obowiązują w szkole : dziecko nie powinno powtarzać klasy, do końca gimnazjum podlega obowiązkowi szkolnemu, każdy zdaje egzamin gimnazjalny i powinien też zdawać maturę, 80% populacji ma mieć wyższe wykształcenie, itp.
Jak ma się to wszystko dziać bez obniżenia poziomu nauczania ?
Przecież normą jest totalna nieporadność wychowawcza, która paraliżuje poprawne odbycie się jakiejkolwiek lekcji. Przecież większość czasu na lekcji zabiera uspokajanie grupki rozwydrzonych wyrostków, która stanowi (na razie) około 30% stanu każdej klasy, a z którą nie wiadomo co zrobić, bo nauczyciel z nikąd nie ma wsparcia ? ani rodziców, ani innych nauczycieli, ani dyrekcji. A dyskusje toczą się o poziomie nauczania. 2 lekcje biologii czy 3 lekcje biologii ? A jakie to ma znaczenie, gdy lekcja przypomina ?muppet show? ? Jeszcze nie w każdej szkole, jeszcze nie u każdego nauczyciela. Ale zapewniam Was, proces postępuje i już na poważnie ?zaraził? gimnazja i zespoły szkół. I to jest ten właściwy problem. Dlatego warto zapłacić i dać do prywatnej szkoły dziecko. Może i nauczyciele tam wcale nie są lepsi, to jednak ? wychowawczo ? zupełnie inne warunki do nauki.
kwant, nie trzeba koniecznie bić, żeby wychować. Tresura to nie wychowanie. Poza tym się zgadzam.
Małgorzato, a kto mówi o biciu ?
Miałem na myśli jakikolwiek model postępowania. Na razie nie ma żadnego. Produkujemy całe mnóstwo regulaminów i procedur, które są „martwe’. Bo jak przyjdzie „co do czego” problem jest rozstrzygany w sposób improwizacyjny. Liczy się „dobro dziecka”. Ale co to jest „dobro dziecka” ? Myślę, że jeszcze niedawno dorośli mieli jako taki pogląd na tę sprawę. Teraz są zagubieni i nie wiedzą co czynią. Wolą „obarczyć” problemem wychowawczym kogoś innego, obojętnie kogo, bo nie ma norm i sprawa jest po prostu „śliska”.
Całe życie słyszałem jak na zachodzie kształcą dzieci. Od wielu osób, jak sobie radzą w Niemczech w zawodówce a w Polsce sobie nie radzili. Wiele osób opowiadała jak się fajnie studiuje w Niemczech i jak łatwo itd. Jaki jest luz, że nie trzeba się kształcić żeby zarobić na życie itd. Zawsze wszyscy mówili i mówią, że w Polsce uczą tylko teorii i stresują dzieci, młodzież i osoby dorosłe w czasie ich całej edukacji. Więc gdzie leży problem?
Teraz jest luz. Gnojek niewychowany sobie wyzywa na lekcjach, idzie do dyrektora jak mu nie odpowiada nauczyciel, może nic nie robić i jest ok. Całe życie do tego zmierzaliśmy. Mamy teraz USA w Polsce. Prostactwo wychodzi z tych wspaniałych dzieci. Oczywiście nikt nie zwraca uwagi bo ile można mówić do prostaka jak obok niego siedzi inny prostak i wyzywa trzeciego prostaka. A obok nich innych 3 prostaków wulgarnie przytakuje. Tak więc porobiliśmy sami slamsy dla przygłupów. Kiedyś szli do najgorszej zawodówki a teraz idą do technikum i to jakiego. Czasem trafiają do liceum ale tam często po roku kończą edukację. Dyrektor takiej wspaniałej szkoły prywatnej oczywiście ma zawsze pretensje, że ta wspaniała młodzież nie zdaje egzaminu zawodowego i są zwolnienia. Nauczyciel ma nauczyć kogoś, kto mentalnie przypomina 10 latka i jest aspołeczny przedmiotów zawodowych i oczywiście przygotować do matury. Taki koleś sobie siedzi w domu, pisze sam usprawiedliwienia i ma zawsze problem do nauczycieli bo go nie nauczyli. Rozumiem, że uczeń może być nieświadomy i nie pojmować świata w sposób prawidłowy. Ale dyrektor szkoły powinien chyba zdawać sobie sprawę gdzie się znajduje on i jego szkoła.
Zresztą szkoda słów.