Tylko nauka
Młodzi nie trzepią dywanów ani nie myją podłóg, ponieważ muszą się uczyć. Przed świętami jest w domu mnóstwo pracy, ale nieliczne dzieci uczestniczą w domowych porządkach. Patrzę, co się dzieje na moim osiedlu, i widzę, że dzieci nic nie robią. Nawet śmieci nie wyrzucają, bo szkoda czasu, który przecież można wykorzystać na naukę. Nie wszędzie oczywiście panują takie zasady, ale prawie wszędzie. Upowszechnia się zwyczaj, że starzy tyrają, a jedynym obowiązkiem dzieci jest nauka.
Dawniej praca fizyczna, np. odkurzanie, mycie podłóg i okien, była sposobem na odreagowanie kilku godzin nauki. Teraz dzieci odreagowują przy komputerze. Uczą się i przerywają, aby zajrzeć do internetu, potem znowu się uczą i robią sobie przerwę na komputer. Dla umysłu przerwa przy komputerze nie różni się wiele od nauki, dlatego dzieci bywają potwornie zmęczone. Praca fizyczna zapewnia umysłowi odpoczynek, natomiast siedzenie w komputerze powoduje, że umysł w ogóle nie odpoczywa. Wtedy nauka potwornie męczy. Pamiętam, że po wrzuceniu dwóch ton węgla do piwnicy z wielką przyjemnością siadałem do książki, a miałem wtedy 15 lat i pomagałem koledze, któremu mama kazała tę pracę wykonać. Niewiele dzieci ma szansę tak wymęczyć ciało, że przyjemnością dla nich będzie czytanie książek.
Poza tym przedświąteczne porządki mają wymiar mistyczny. Trzepanie dywanów i mycie podłóg to symboliczne oczyszczanie własnego wnętrza i przygotowywanie go do nowych zadań, jakie przynosi wiosna. Uczeń, który nie uczestniczy w domowych porządkach, nie jest w pełni przygotowany do zadań, jakie na niego czekają w nowej porze roku. Dlatego szczególnie maturzystom polecam wzięcie się do fizycznej roboty. Przerwijcie naukę, przestańcie siedzieć w internecie, a weźcie się za sprzątanie. Pomóżcie swoim rodzicom, nawet wbrew ich woli, wytrzepcie dywany, umyjcie okna, zróbcie porządki wokół domu, skopcie ogródek, a wyjdzie to wam na dobre. Bez wymęczenia ciała pracą fizyczną nie zdacie dobrze matury.
Właśnie zrobiłem porządki w szafkach i jestem tak potwornie zmęczony, że z przyjemnością zasiadłem do komputera. Ciało mdłe, ale umysł gotowy do nauki.
Komentarze
Zaczyna się już od pierwszoklasistów. Notorycznie obserwuję mamusie, prowadzące swoje pociechy do i ze szkoły, z tornistrem w jednej ręce i zakupami w drugiej.
To już nie wiem, jest pan chory czy porządkuje szafki?
To może i ja umyję jutro okna, hm?:)
Potwierdzam słowa Gospodarza na podstawie własnych doświadczeń. Tydzień przed maturą wymalowana cała altanka i wynik nie do powstydzenia się :).
cóż się dziwić,że gdy te dzieci dorosną i zaczną prowadzić własny dom doznają szoku,że tyle z tym roboty o której nie miały pojęcia i najlepszym wyjściem będzie rozwód ,zwalniający z obowiązków .A czy was nie szokuje że także finansowo młodziez oczekuje wsparcia od starszej generacji – która jednak samodzielnie dochodziła do tego co posiada ?
Przeważnie roboty wyminione są zbędne, niewiasty uważają, że święta – bez „zarobienia” się na śmierć są – jakby – mniej ważne. A, że ulegamy w szkole takiej manii? Bo jako zawód upadający – jesteślmy sfeminizowani do szczętu. Dzieci i nauka, dajmy spokój, przecież to przesąd, że w szkoile należy się uczyć, udawanie wystarcza w zupełności.
Czernino! Od nadmiaru bałaganu i kurzu też można zachorować! Oczyszczenie tak materialne jak i duchowe jest konieczne niezależnie od stanu zdrowia. Za wszelką cenę!
nie zgadzam sie. jak sie ktos uczy w miare regularnie lub ma o czyms pojecie, a nie tylko zakuwa, to ma i czas na porzadki. odreagowywanie na komputerze? to moze czas wziasc (nawet na sile) cala rodzine wygonic na spacer? taka ladna pogoda.
@tomek,
udawaniem, że się uczysz – też się uczysz. Ignorancji. Warto?
@Anna Brakoniecka,
zgadzam się w zupełności z Twoimi słowami.
Wlasnie skonczylam „zakuwanie” i relaksuje sie czytajac Polityke. Wlasnym przykladem nie przekonam swojego dziecka, ze sa lepsze rozrywki.
@Stockton
Jeżeli nauczę się ignorancji – jak łaskawie napisałeś, to droga awansu zawodowego otworem stanie, może nawet derektorem, alibo i nawet w organie prowadzacym szpecem od łoświaty bede. Zresztą czy nie zauważyłeś, że w szkole pracują; albo artyści nauczyciele, albo zupełni ignoranci? Pozdrawiam serdecznie ciężko i prawdziwie, i z oddaniem, i rzetelnie – pracujących za marne grosze, Siałczki i Siłaczy, któych zachęcam do dalszej efektywnej tyrki, aby tylko system nie upadł na twarz. A może tak pomyślimy i go PRZEWRÓCIMY???
@tomek:
Dziękuję za życzenia. A co do artystów i ignorantów: znajdziesz ich wszędzie: wśród kolejarzy, kominiarzy, wędkarzy i wioślarzy. Nauczyciele wpisują się w ten obraz. A jakże. Nie pisałem przecież, że jest inaczej.
Czy mam udawać, że mi na pracy w szkolnictwie nie zależy? Nie warto się starać? Nikt nie mówi, że jest idealnie, ale co zrobić. Mam wywiesić białą flagę, nie iść rano do pracy, bo nie warto, bo mi się nie chce? Bo i tak nie zrobili zadania domowego? Bo pewnie nie nauczyli się na lekcję? Bo niektórzy nie prowadzą zwyczajowo notatek? Etc.
To co proponujesz jest widzeniem świata w kolorach czarno-białych. Pogrymasić, powiedzieć, że jest źle i … obalić system…
To tak, jakby rzucać ręcznik przed pierwszym gongiem. Tak jakby położyć się na murawie w 15. minucie „bo i tak nie mam szans i wszystko to marność”.
Są tacy, którzy łudzą się, że warto jednak trochę się pomęczyć, by młodzież nie stawała się życiowymi warzywami i analfabetami z wyboru.
Pozwolę sobie wtrącić 3 grosze – jeśli uczę sie niepotrzebnych bzdetów to ucze sie czy udaję? A jeśli potraktuję śmiertelnie poważnie program nauczania to właśnie nauczyłem sie uczyć czy zrezygnowałem z nauki wyboru własnych priorytetów? Moim zdaniem udawanie wystarczy – proponuję uczniom uczyć sie i udawać w takiej proporcji jaka jest między nauczycielami którzy uczą i tymi co udają… zaraz, lepiej nie, bo nie uzyska biedna młodzież tych wyśnionych 30%… Uczyc sie tego co wciąga i porywa – i uczyć sie jak najwięcej – reszta 3xZ (po 18-stce 4xz;) )
hmmm porządki jako mistyczne doswiadczenie oczyszczania się, więc wizyta(cja) teściowej jako przedsmak sądu ostatecznego? 😉
Pozdrawiam
Czernino, chora jest nasza córka, a z tymi porządkami w szafkach to bujda totalna! Zapewniam (no, chyba, że przyjmiemy koncepcję, że żona i mąż to jedno…)