Szaleni uczniowie, zwariowani nauczyciele

Młodzi bywają tak samo szaleni jak starzy. W szkole jest to szczególnie widoczne, ponieważ na małej przestrzeni styka się ze sobą kilkunastu zwariowanych uczniów i kilku zwariowanych nauczycieli. Na klasę przypada przeciętnie jeden-dwóch szalonych uczniów i jeden-dwóch zwariowanych nauczycieli. Jak klasa ma pecha, to szaleńców trafia się jej więcej, a jeśli szczęście – to mniej.

Szalony uczeń i zwariowany nauczyciel drażnią otoczenie, ponieważ są absolutnie głusi na głos rozsądku. Zresztą gdyby nie byli głusi w tej dziedzinie, nie nazywalibyśmy ich szaleńcami i wariatami. Takie osoby, jak mawiają niektórzy w mojej szkole, myślą ćwiartką półkuli mózgowej, która w dodatku pracuje na zwolnionych obrotach, więc trudno się po nich spodziewać czegoś mądrego. A jednak są z nami owi szaleńcy – i uczniowie, i nauczyciele – młodzi i starzy, każdego dnia kroczą z szerokim rozmachem do sal lekcyjnych, uparci w swojej głupocie, zmierzają z uśmiechem kotka na twarzy, z błędnym spojrzeniem, zbyt chudzi w jednej części ciała i zbyt grubi w innej, niedopasowani umysłem i ciałem, nieproporcjonalni intelektualnie i cieleśnie, piękni wariaci.

Na widok tych straszliwych uczniów i straszliwych nauczycieli pierzcha każde normalne stworzenie. Jakże wspaniała jest szkoła, w której wszyscy wariaci są znani. Każdy normalny wie, kogo unikać i komu nie wchodzić w drogę. Czasem szalony uczeń spotka zwariowanego nauczyciela i wtedy świat staje do góry nogami: za chwilę będziemy świadkami wojny szaleńców, lekcje będą prowadzone na opak. Nauczyciel zwariował, uczeń zgłupiał – sytuacja w szkole całkiem normalna.

O wiele gorsza jest szkoła, gdy nie wiadomo, który nauczyciel ma hopla, a który uczeń ma nierówno pod sufitem. Gdy szaleńców nie można rozpoznać, gdy głupców nie można oznaczyć, w szkole robi się niebezpiecznie. To istne szaleństwo nie wiedzieć, kto jest szalony. Chyba cała szkoła zwariowała, skoro nie wiadomo, kto w niej wariuje. Nie łudźmy się, nie ma ucieczki przed szaleństwem uczniów i nauczycieli, nie ma szkoły, w której nie przebywają wariaci. Wariactwo znane to wariactwo załagodzone, trzymane na uwięzi, powstrzymane przed kompletnym szaleństwem. Wariactwo nierozpoznane to wariactwo lekceważone, prowokowane do wpadnięcia w furię.

Lubię wszystkich szaleńców, tak uczniów, jak i nauczycieli, ponieważ ich znam. Cieszę się z każdego rozpoznanego szaleńca, ponieważ wiem, jak z nim postępować. Przeraża mnie natomiast szaleniec nieznany, człowiek, którego mam za całkiem zwykłego, przeciętnego, typowego, a tu siedzi w nim – jak to się mówi – diabeł. Im później diabeł się ujawni, tym większe piekło rozpęta.