Uczniowie nie wierzą w Boga
Rośnie liczba niewierzących uczniów. Coraz więcej osób wyznaje swoją niewiarę księdzu bądź innemu nauczycielowi. Mnie to akurat ani ziębi, ani grzeje, chyba że ateizm ma być usprawiedliwieniem nieczytania lektur o tematyce religijnej (fragmenty Biblii, wiersze księży), wtedy reaguję. Jednak prawdziwy orzech do zgryzienia mają katecheci. Okazuje się, że uczestnikami lekcji religii bywają niewierzący uczniowie. Mówią o tym nieraz wprost katechecie, ale co on może na to poradzić. Przecież nauczyciel religii nie jest wdrożony do szerzenia wiary, tylko do uczenia religijnych zwyczajów. Ceremonii kościelnych mamy w szkole bardzo dużo, ale prowadzenia działalności nawracania w ogóle.
Zwierzał mi się pewien uczeń ze swojej niewiary. Źle trafił, gdyż ja ani nie nawracam, ani też nie zniechęcam. To jego sprawa, a nie moja. Przy okazji uczeń przyznał, że powiedział o tym już księdzu, ale ten w ogóle nie zareagował. Sytuacja wyglądała mniej wiecej tak: Ksiądz na lekcji religii zadawał po kolei uczniom pytanie, dlaczego wierzą w Boga. Gdy trafiło na mojego ucznia, ten powiedział zgodnie z prawdą, że nie wierzy w Boga. A ksiądz na to nic, tylko poprosił następnego ucznia o udzielenie odpowiedzi. Jeszcze dwie osoby przyznały się, że są niewierzące, ale także nie zrobiło to wrażenia na księdzu. Minęło parę miesięcy, a nie tylko nawracania ksiądz nie zorganizował, ale nawet zwykłej rozmowy, co, jak i dlaczego.
W pełni rozumiem księdza. On przecież w szkole nie jest duszpasterzem, lecz nauczycielem religii. Nie uczy wiary, lecz religii, czyli zachowań religijnych, takich jak znajomość zwyczajów kościelnych, umiejętność zachowania się podczas mszy czy w dniu świątecznym. Ksiądz uczy rytuałów, a nie zajmuje się ewangelizacją młodzieży. Więc jeśli młodzież traci wiarę, to nie odzyska jej na lekcji religii, lecz gdzie indziej.
Wśród księży widocznie także istnieje specjalizacja. Nie dziwimy się, że lekarz od gardła nie zajmuje się oczami, lecz odsyła do okulisty, tak samo nie powinniśmy się dziwić, że katecheta nie zajmuje się duszami uczniów. Od tego jest w Kościele inny specjalista. Niestety, nie pracuje on w szkole. Katecheta nie zajmuje się wychowywaniem uczniów w wierze, a pozostali nauczyciele nie zajmują się wychowywaniem uczniów w cnocie. W sumie katecheta niczym nie różni się od pozostałych nauczycieli – wszyscy tylko uczymy.
Z drugiej strony jednak szkoda, że katecheci nie wypędzają z uczniów diabła. Może gdyby jednak poszerzyli zakres swoich obowiązków o zajmowanie się wiarą uczniów, a nie tylko religią, uczniowie byliby moralnie lepsi. Poza tym księża daliby tym przykład, że oprócz nauczania trzeba też wychowywać. Oni w wierze, a my w szlachetności.
Komentarze
„Z drugiej strony jednak szkoda, że katecheci nie wypędzają z uczniów diabła. Może gdyby jednak poszerzyli zakres swoich obowiązków o zajmowanie się wiarą uczniów, a nie tylko religią, uczniowie byliby moralnie lepsi. Poza tym księża daliby tym przykład, że oprócz nauczania trzeba też wychowywać. Oni w wierze, a my w szlachetności.”
Puenta przewrotna i bardzo dyplomatyczna. Ponieważ ja już nie muszę zachowywać się dyplomatycznie, zwłaszcza, że w ciągu ostatnich 200 lat mamy trzeci, kolejny okres wolności słowa – ostatni był w 20 leciu międzywojennym, to postawię tezę, że księża nie są w ogóle w szkole potrzebni. Wygodne i korzystne dla Episkopatu jest aby koszt nauczania religii ponosiło Państwo. Nie wiadomo czy korzystne jest to dla wiary i szacunku dla Kościoła, ale pieniądz rządzi Światem i Kościół to w ten sposób niejako przyznaje. I dla samych księży praca w szkole jest nie do pogardzenia. Księdzu proboszczowi z naszego gimnazjum zaliczono wszak cały jego kościelny życiorys wraz ze studiami i w wieku 52 lat mógł przejść na równi z innymi nauczycielami na wcześniejszą nauczycielską emeryturę. Teraz jest czynnym proboszczem, a oprócz tego ZUS płaci mu 1400 zł emerytury, co jakoś nie koliduje ze sobą. Zwolnił też miejsce dla następnego proboszcza, który w tym samym celu przyszedł uczyć religii. Po co mu jakieś dodatkowe obowiązki, o których Pan w poście sugeruje ?
Dopiero by się podniósł krzyk, jakby ksiądz czy katecheta zaczęli „nawracać” w szkole… Nawet gdyby to nawracanie byłoby de facto tylko prostym pytaniem „a dlaczego nie wierzysz”? Pozornie sprawa prosta. Skoro wierzący móią, czemu wierzą, to dlaczego niewierzący nie miałby powiedziec, czemu nie wierzy? Zwłaszcza jeśli sam chce o tym mówić? Mogłaby się z tego wywiązac ciekawa dyskusja (oczywiście nie każdy ksiądz czułby się na siłach ją prowadzić czy nawet moderować, ale to osobna kwestia). Stawiam jednak dolary przeciw orzechom, że błyskawicznie znaleźliby sie obrońcy prawa niewierzącego do niewierzenia bez podania powodów, jego podeptanej publicznie godności (kto to widział wypytywać o takie prywatne sprawy, choćby i na religii) itp, itp. No i wychodzi na to, że jak ksiądz się przejmuje – to źle (fanatyk), jak sie nie przejmuje (co to za ksiądz, co nie dba o zbawienie niewiernej duszy), tez nie dobrze. Jak w tym kawale – „Zając, ty znowu bez czapki chodzisz”…
Dwie obserwacje. (1) Swieckość państwa wymaga, by nauczanie religii było przekazywaniem faktów, nie działalnością misyjną. Samo istnienie katechezy się z tym kłóci; nie pogarszajmy sytuacji. (2) Wyznawanie religii katolickiej nie uczyni nikogo bardziej moralnym: (a) zasady moralności katolickiej mogą być głęboko niemoralne według kryteriów innych etyk: uczeń powinien sam zdecydować, który z systemów etycznych jest mu najbliższy; (b) badania empiryczne wskazują raczej, że obserwowalne statystyki przestępczości są negatywnie skorelowane z powszechnością i deklarowaną głębią przekonań religijnych.
Nieźle rasistowski ten wpis. Wychodzi na to, że szkoła powinna zajmować się nawracaniem uczniów (jakby zwyczajna dyskryminacja nie wystarczała) tylko Kościół nie przysyła właściwych specjalistów. Może chociaż taki szkolny numerus clausus zrobić albo getto ławkowe dla niewierzących?
„Przecież nauczyciel religii nie jest wdrożony do szerzenia wiary, tylko do uczenia religijnych zwyczajów.”
Czytał Pan kiedykolwiek jakieś Kościelne dokumenty na temat katechezy?
Problem leży w tym, że szkoła jedynie edukuje a nie wychowuje. Cała reforma oświaty oficjalnie wg założeń Handke miała to zmienić i szkoła miała stać się miejscem gdzie nie tylko nabywa się wiedzę, ale też gdzie kształtowane są postawy i światopogląd młodego człowieka. Ino sposób był zły, bo nie wiem co w tym kierunku mialo zmienić gimnazjum,czy tam ścieżki edukacyjne czy jeszcze nie wiadomo co. Nie oszukujmy się, w dzisiejszych czasach wychowywać może próbować podstawówka. Młodzież licealna częstokroć jest tak bezczelna i przekonana o słuszności swoich ‚poglądów’ (w cudzysłowie, bo często to po prostu frazesy powtarzane po kimś bez sensu i bez zrozumienia), że wszelkie próby dyskusji na jakikolwiek temat z nauczycielem prędzej czy później zmieniają się w pyskówkę. Często choć nie zawsze. Wierzę, że uczeń, o którym wspomnial Gospodarz faktycznie byl świadom tego co mówi, twierdząc że nie wierzy w Boga i byl gotów bronić swego zdania, ale jest ogrom osób, które powiedzą, że nie wierzą bo to teraz modne żeby nie chodzić na religię.
A a propos nawracania itp….Kiedy byłam już w podstawówce to zdarzały się osoby, które otwarcie na lekcji religii mówily, że nie wierzą, zwlaszcza na początku roku, żeby sploszyć nowego nauczyciela religii i sprawdzić co zrobi (nauczyciele religii byli nauczycielami najczęsciej zmieniającymi się). Jedna z pań katechetek (mieliśmy wtedy może po…11 lat) zastanowila się chwilkę, a potem zapytala nas, czy ktokolwiek z nas widział kiedyś slońce. Ale nie tylko jego odblask, ale jego dokladny ksztalt, fakturę itd. Nie widzieliśmy. To zapytała skąd wiemy, że ono naprawdę istnieje a nie jest to np silniej świecąca latarnia (przypominam-byliśmy naiwnymy dziećmi jeszcze więc porównanie do latarni nie wydawalo nam się glupie). Odpowiedzieliśmy, że wiemy że jest, bo czujemy jego cieplo, dzięki niemu jemu jest jasno, rozróżniamy dzień i noc itd ‚No właśnie! Tak samo jest z Panem Bogiem. Nie do końca możemy go zobaczyć, ale czujemy jego obecność, poprzez dobro innych ludzi w stosunku do nas, przez to że odróżniamy dobro od zla…on jest takim sloncem które nam to umożliwia’
Naiwne, ale ja tam wierzę.
Ja chyba podziękuję za nawracanie w wykonaniu katechetów. Chciałam chodzić na religię- wierzę, ale nie na sposób katolicki. Zrezygnowałam, kiedy dowiedziałam się od księdza, że skoro nie chodzę do kościoła, to moi rodzice są złymi ludźmi, a ja jestem głupia.
Do NN
>Nie oszukujmy się, w dzisiejszych czasach wychowywać może próbować podstawówka. Młodzież licealna częstokroć jest tak bezczelna i przekonana o słuszności swoich ?poglądów? (w cudzysłowie, bo często to po prostu frazesy powtarzane po kimś bez sensu i bez zrozumienia), że wszelkie próby dyskusji na jakikolwiek temat z nauczycielem prędzej czy później zmieniają się w pyskówkę.<
Wychowanie nie polega na wyglaszaniu umoralniających kazań, obojętne w podstawówce, gimnazjum, liceum…Efektywnie można rozmawiać również z gimnazjalistami i licealistami.
Problem w tym,że są uczniowie, z którymi można podjąć efektywną rozmowę i jest margines, z którym jest to bezcelowe. Różni doktrynerzy zaś twierdzą, że tego marginesu nie ma!!!;-)))
W ogóle to symptomatyczna postawa nauczyciela. Przychodzi uczeń, zwierza się(!) – to znaczy że ma z tym problem, może silny konflikt sumienia, może sprzeczne emocje, może trudności intelektualne, bo obraz świata mu się rozsypał, a nauczyciel co? Zlewa go! Mówi mu nie wprost: to nie moja sprawa.
Nie wiem czy to lepszy przykład, ale wyobraźcie sobie, że przychodzi uczeń i zwierza się, że jest gejem. Na to nauczyciel, że nie zwalcza, ani nie zachęca, to nie jest jego sprawa, on tu uczy wbijania gwoździa w prawo. Absurd? Rzeczywistość. Ważne, żeby czytał pisarzy heteryków albo odwrotnie, żeby czytał homoseksualnego Platona jak mu się odwidzi. Reszta go nie interesuje.
To, że uczeń ma jakiś problem etyczny/emocjonalny/intelektualny nieistotne. Liczy się, żeby zrobił fikołka i wyprostowany powiedział datę powstania Dziadów część III i powtórzył co autor miał na myśli… No właśnie, co on miał na myśli?
A żeby czegoś nauczać,trzeba najpierw samym sobą coś reprezentować,a tego chyba naszym księżom zarzucić nie można…Katecheci,dla mnie w szkole,zawsze byli ofiarami losu,dziełami przypadku,ludźmi,którzy z braku laku wybrali najprostsze wyjście,zawsze nazbyt uduchowieni,przez gardło nie przechodziło im słowo ‚seks'(jakies niby nauczki przedmałżeńskie.itd…) znali tylko wyklepane formułki,i ciągle tylko „nie,nie,nie’ na to nasza religia NIE pozwala,z tym się NIE godzi,tego NIE poruszamy,a sami nie wiedzieli czemu,w książkach widocznie nie napisano wszystkiego! Chrześcijaństwo upada…..to smutne,ale na początek trzeba podziękować wielkim dostojnikom koscielnym.
A chłopak nie wierzy,bo zwątpił,haha,proste!a czemu zwątpił?albo coś stało się w jego młodym życiu,co go dotknęło,albo jest durny i mówi to ‚tak sobie’,albo to tylko bunt.
Woody Allen powiedział: ‚Ja nie jestem ateistą,jestem tylko lojalną opozycją wobec Boga’
każdy sam musi siebie odnaleźć,prosty morał.
Szanowny Gospodarzu. Jeśli przyszedł do Pana uczeń i usiłował rozmawiać na jakiś ważny dla siebie temat to nie wiem czy właściwą postawą jest stwierdzene że źle trafił. Niedawno była dyskusja o odzyskaniu autorytetu przez nauczycieli…no i teraz zawalił Pan sprawę. Na tym przykładzie widać ze budowa i utrzymanie autorytetu wymaga wysiłku, to nie dzieje się samo. Myślę że bycie autorytetem to nie to samo co bycie specjalistą od jęz. polskiego, historii czy religii.
Bynajmniej nie chciałem pouczać, to tylko taka moja obserwacja.
Druga rzecz to zanik wiary. Tu szkoła nie jest niczemu winna. Przepisy jasno określają że na terenie szkoły nie można prowadzić działalności misyjnej a jedynie uczyć o religii niejako od strony technicznej. I w taki sposób przygotowywani są do pracy katecheci a nawet księża. Jak można więc dziwić się że starają się oni dobrze wykonywać swoją pracę?
Można sobie wyobrazić te protesty, gdyby okazało się że jednak księża w szkołach nawracają. Nie ma więc co robić zamętu i wymagać jednocześnie dwóch przeciwstawnych sobie zachowań.
Nowoczesny świat sie laicyzuje, ludzie mają znacznie większą niż dawniej „ofertę życiową” i by dobrze funkcjonować nie muszą już wiązać się z tą czy inną religią. Czy to dziwne że z tych możliwości korzystają?
NN i sceptyk poruszyli wazny problem, wrecz chorbe, ktora truje polska szkole: jest nim nastawienie na przekazywanie wiedzy i ignoracja wychowawczej roli nauczycieli.
Badanie nie pozostawiaja watpliwosci: 80% ludzi nie rozumie tekstu czytanego (licze na komentarze i opinie polonistow w tej sprawie). Co ciekawe, pewna grupa znawcow, nie podam linka bo byl to prgram w telewizji, przychyla sie do twierdzenia, ze czlowiek bardzo krotko w swej historii operuje zapisana informacja, stad tak duzy odsetek „ewolucyjnie” nieprzystosowanych do efektywnego jej wykorzystywania. I pewnie kazdy nauczyciel czuje to na wlasnych lekcjach.
Niestety badania kloca sie konstytucyjnym zapisem o prawie do bezplatnej edukacji, w domysle na wszystkich poziomach.
Tymczasem polscy nauczyciele wychowywanie zwalaja na dom (gdzie wy jeszcze macie jakis normalny dom, w ktorym matka czeka z obiadem na swoje stadko o przyzwoitej godzinie???)
Czekam z utesknieniem na szkoly, ktore beda mniej uczyc (wiedza ludzka pecznieje w kazdej dziedzinie a dyskusja co wybierac nigdy sie nie skonczy)a wiecej wychowywac, dyskutowac, stymulowac do myslenia.
Problem z wychwaniem w szkole polega na tym że sami rodzice nie mogą się zdecydwać czy je chcą czy też nie. Zwróćcie Państwo uwagę że jeśli uczeń dobrze się uczy i nie ma z nim większych problemów to rodzice przeważnie nie życzą sobie aby nauczyciel wtrącał się w „prywatne sprawy” lub cokolwiek narzucał w kwestiach moralnych.
Dopiero jak stanie się jakieś nieszczęście, podnosi się krzyk: „dlaczego szkoła nie wychowuje?”.
Do tsubaki
>NN i sceptyk poruszyli wazny problem, wrecz chorbe, ktora truje polska szkole: jest nim nastawienie na przekazywanie wiedzy i ignoracja wychowawczej roli nauczycieli.Tymczasem polscy nauczyciele wychowywanie zwalaja na dom (gdzie wy jeszcze macie jakis normalny dom, w ktorym matka czeka z obiadem na swoje stadko o przyzwoitej godzinie???)<
1.Polska szkola jest zorganizowana(!!!) do uczenia – 45 minutowe lekcje przedmiotów(co jest rozliczane na podstawie programów i wpisów w dziennikach!) to standardowe zajęcia w polskiej szkole.Gdzie by się to wychowanie mialo odbywać – w przerwie między polskim a historią???
2.Wychowanie to również nauczyciel z autentycznym autorytetem wśród uczniów(a więc i dużą autonomią-zywy magnetofon żadnego szacunku mieć nie będzie),ale dla niego w polskiej szkole miejsca nie ma, bo jest w niej zapotrzebowanie na magnetofon wlaśnie.
3.Spróbuj u nas zorganizować zajęcia niezgodnie z tym schematem – nie opędzisz się od kontroli! Choćby byly superefektywne, to znaczenie ma tylko formalna poprawność i zgodność z koszmarną ilością regulacji.
Tsubaki – to wymaga zmian systemowych, przestań umoralniać nauczycieli bo to nie oni o tych zminanach decydują, więc jest to dzialanie bezsensowne!!!
Moim skromnym zdaniem, w szkole NIE należy nawracać na wiarę chrześcijańską. Nie jest to odpowiednie miejsce do tego typu czynności. Uczniów niewierzących można zwolnić z religii, tudzież dać im na lekcji inne zajęcie… Ba, może zreformować lekcje religii? Tradycje i zwyczaje WSZYSTKICH religii świata tudzież… ostateczna rezygnacja z religii na rzecz etyki? ;> Jeżeli ktoś naprawdę będzie chciał, można przywrócić szkółki niedzielne… A szkoły byłyby naprawdę wolne światopoglądowo.
Przytoczę taki przykład… Przez sześć lat podstawówki tak się złożyło, że moja klasa w każdym roku miała inną wychowawczynię. Gdy w szóstej klasie nowa wychowawczyni na początku roku spytała, czy ktoś z uczniów nie chodzi na religię, CAŁA klasa wpatrzyła się w nią takim spojrzeniem, że aż się zawstydziła pytania… Oczywiście, przecież jak w szkole można nie chodzić na religię?
Esh, długo bym tu mogła pisać i pisać. Ale i tak nikomu nie zechce się przeprowadzić reformy. Bo polska szkoła musi być katolicka. :]
Zenek:’Problem w tym,że są uczniowie, z którymi można podjąć efektywną rozmowę i jest margines, z którym jest to bezcelowe.’
A czy nie właśnie o tym powiedziałam w swojej wypowiedzi?
„Dlaczego nie wierzysz ?” – zabawne pytanie. Z wiarą jak z miłością, nie ma racjonalnego wytłumaczenia i tyle. I nie da się do niej zmusić, przekonać, zachęcić itp. itd. I dobrze 🙂 Szkoda tylko że kościół katolicki tego nie rozumie. Ale co mi tam – to nie mój problem , niech się martwią „wierzący”.
HAHAHAHA a pisałem niedawno ze „nauczyciele” mają uczniów gdzieś jak nie przymierzając sztuki mięsa czy rozszczekane szczeniaki. Co Pana Autora dziwi? On nie potraktował tego jakby mu jakaś OSOBA z parafii powiedziała że nie wierzy, on usłyszał jak mówi to uczeń… a co za różnica co mówi uczeń? Wg planu lekcji ma coś mówić i mówi – wszystko się zgadza, następny temat lekcji to…
Po prostu bał się spytać dlaczego – 3-4 godziny „dyskusji” z jakimś zapewne dość aroganckim szczeniakiem i co on z tego będzie miał? Zrobią z niego durnia i wyśmieją, będzie miał zaległości i… powodów jest 1000 a rozwiązanie tak proste.
Pytanie do Autora – jak rozumiem jest Pan polonistą. Poświęca Pan czas na dyskusje nad interpretacjami dzieł literackich które z szeroko rozumianym kanonem interpretacji mają mało bądź nic wspólnego? Stać Pana czasowo i nerwowo na rozwodzenie się nad (z punktu widzenia men i autorytetów w tej dziedzinie) kompletnie nietrafioną twórczością okresu dojrzewania? Jeśli tak ma Pan u mnie wielki szacunek, jeśli nie zawsze to Pana rozumiem a jeśli nie to moim skromnym zdaniem ma Pan z wspomnianym księdzem sporo wspólnego, i z tym od „zachwycania” z Gombrowicza, i z większością polonistów o jakich słyszałem.
Zenku,
„To wymaga zmian systemowych”, wydawalo mi sie, ze wlasnie o tym napisalam. Nie jasno sie wyrazam, ciekawe ktorego ministra to wina;)
Przepraszam jesli to co pisze brzmi umoralniajaco ale ja nie do tych naleze dla ktorych „Robta co chceta” jest zyciowa maksyma. Nie zgadzam sie z zastanym stanem rzeczy czy faktami to sie wypowiem, nie jestes moderatorem tego blogu, mozesz nie czytac komentzrzy pod moim nickiem.
Dwie godz. wychowcze zamiast religi i kwestia czasu nie istnieje.
Sam godzisz w nauczycieli twierdzac, ze zgadzaja sie na role poddanego magnetofonu. Zaloze sie, ze jest mnostwo takich, ktorzy i kontrolerom perfekcyjne papiery przygotuja i z klasa pogadaja jak kontrolerow nie ma. Chodzi tylko by dac sygnal, ze taka praca jest i porzadana i oplacana i szanowana.
Andre wiem co masz na mysli i czego sie obawiasz: ze jakas nawiedzona pani bedzie urabiac swiatopogladowo twoje dziecko niekoniecznie w zgodzie z Twoim swiatopogladem. Mysle, ze istnieja pewne wartosci wspolne calej naszej cywilizacji niezaleznie od szerokosci geograficznej i w oparciu o nie nalezaloby, jak to sam piszesz „wypracowac metody” czy programy, ktore szczegolowo instruowalyby nauczycieli.
Szczeże mówiąc to lekcje religii w szkołach są prowadzone wręcz skandalicznie żałośnie i wcale nie chodzi tu o poziom wiedzy katechetów, o ich merytorycznośc, ale o ich przygotowanie do pełnienia zawodu nauczyciela. Uczą oni po prostu bredni, które przeciętnemu uczniowi po prostu „zwisają i powiewają” (przepraszam za język nieliteracki, ale jest on tu chyba najbardziej adekwatny). Ponadto nie potrafią oni pogłębiac wiary czy też przełamywac pewnego kryzysu wiary, który uczniowie niejednokrotnie przechodzą w tym wieku. Katecheta uczący w mojej klasie stosuje przede wszystkim taktyke kartki i długopisu, czyli piszcie co wam każe, na koniec semestru ocenie zeszyt. Brak jest też miejsca na dyskusje na nurtujące uczniów tematy. Jeżeli już do takowej dojdzie to prezentują oni wielce konserwatywno-zaściankowe stanowisko, niejednokrotnie uciekając od dyskusji na trudne tematy. Oczywiście zdażają się wyjątki. Duże wrażenie zrobił na mnie ksiądz który przyszedł na ledwie jedno zastępstwo i w pare minut potarfił nas bardziej zainteresowac niż ksiądz uczący nas na codzień w całej swojej nauczycielskiej karierze. Wspominając tą lekcję mam przed oczami smutne miny uczniów na dźwięk dzwonka obwieszczajcego jej zakończenie. Od tej pory liczymy, że przyjdzie on jeszcze kedyś do nas na lekcje.
Wpis o religii w szkole absolutnie mnie nie interesuje. Istnienie tych lekcji jawi mi sie jak opowiesc o wyprawach krzyzowych. No, wiem, ze byly ale fajnie, ze nie w moich czasach.
Mam wrazenie, ze jestem studentka polonistyki z roku 3000, ktora zbiera materialy do pracy magisterskiej na temat, do ktorego niniejszy blog i komentarze maja byc zrodlem. Studentka ta nawet oczu ze zdziwienia nie przeciera bo co ja tam interesuje, ze w 21-szym wieku to barbarzynstwo bylo.
Myślę że nauczyciele nie powinni wtrącać się w sprawy uczniów.W mojej klasie dwie dziewczyny zakochały się w starszych chłopakach.Nasza wychowawczyni zabroniła im jakiegokolwiek kontaktu.Rodzicom powiedziała że one ciągle za tymi chłopakiami latają po szkole.Nasza wychowawczyni wtrąca się we wszystko czy to normalne? Wszyscy mamy tego dosyć i robi nam jekieś zajęcie pedagogiczne np.uczymy się co to jest zachcianka? albo czy umiemy tolerować innych lub jeszcze gorsze rzeczy . Co możemy zrobić aby ona przestała to robić???