Czas kontroli
Nie widać końca wydarzeń ze szkoły w Rykach. Konsekwencje odczują nauczyciele w całej Polsce. Każda szkoła może się spodziewać kontroli. Trzeba szybko sprawdzić, czy w papierach wszystko w porządku. Jak kontrolerzy coś odkryją, mogą dać po łapach. Tylko komu? Uczniom? Nauczycielom? Dyrekcji? Należy się spodziewać, że każdy będzie chronić swój tyłek. Jak owa dyrektorka, która zaklinała się, że nic nie wiedziała o tym, iż jej nauczyciel jest dręczony przez uczniów (zob. tekst). A nauczyciel pisał w dzienniku uwagi, w sumie około 40. Czyżby od września dyrektorka nie była w tej klasie na żadnej hospitacji i nie przeglądała dziennika? Czyżby nie wiedziała, co się dzieje na jej podwórku?
Jeśli ktoś nie wie, co się dzieje w jego szkole, nie powinien nią zarządzać. Nie mówię o nagłym zdarzeniu, lecz o procederze, który trwa miesiącami. Takie rzeczy trzeba wiedzieć. Jak się nie ma ludzi, którzy powiedzą, to trzeba uważnie czytać dzienniki. A jak nic w dziennikach nie ma, to trzeba hospitować lekcje i uważnie się wszystkiemu przyglądać. Jestem przekonany, że dyrektorka doskonale wiedziała, jakich ma uczniów, jakich nauczycieli i jakie rzeczy dzieją się na lekcjach. Dlaczego w takim razie przed kamerami twierdziła, że nic nie wie?
Kłamstwo obciąża moralnie nauczyciela bardziej niż przedstawicieli innych zawodów. Pogląd ten głosiła Ija Lazari-Pawłowska, etyk. Myślę, że dyrektorom wielu szkół przydałoby się szkolenie z etyki. Nie z tego, że należy pilnować dokumentów, aby kontrola nie miała się do czego przyczepić, lecz z prawdomówności. Nie dziwię się, że w obliczu zagrożenia ludzie kłamią. Nie dziwię się więc zapewnieniom owej dyrektorki. Pewnie ja sam w podobnej sytuacji ze strachu skłamałbym, aby ratować swoją skórę. Jednak w szkołach uprawia się kłamstwo na co dzień. Wielu dyrektorów ćwiczy się w kłamstwie, pilnując dokumentów, a nie relacji między nauczycielami i uczniami. To w papierach ma być OK., a nie na lekcjach. Już widzę, jak w szkołach całej Polski zaczyna się wielkie przeglądanie dzienników pod kątem uwag o zachowaniu uczniów. W niejednym dzienniku jest ich mnóstwo – wyszli z lekcji, wulgarnie się odzywali itd. Trzeba będzie sprawdzić i dorobić do każdej uwagi działanie naprawcze. Dopisać do uwagi wyjaśnienie, że nastąpiła praca wychowawcza, rozmowa z uczniem, kara itp. Inaczej kontrola wskaże winnych – dyrekcję. Niejedna dyrekcja już się boi, a ze strachu człowiek jest zdolny do wszystkiego.
Kłamstwo broni dyrekcję i nauczycieli przed skutkami kontroli. Dlatego nie kontrole są szkołom potrzebne, lecz dyskusje okrągłego stołu. Każde takie wydarzenie, jak wybryk w Rykach, powinno wzbudzać w dyrekcji potrzebę roztrząsania własnego sumienia – czy w mojej szkole nie dzieje się podobnie? Czy któryś z moich nauczycieli nie boryka się z podobnymi problemami jak ów starszy pan? Po co kontrola, która nie porusza sumienia, tylko skłania do kolejnych kłamstw, że u mnie takich problemów nie ma. Może zamiast przygotowywania dokumentacji, na której mucha nie siada, usiedlibyśmy wszyscy – dyrekcja, nauczyciele, uczniowie oraz osoby reprezentujące kuratora – i porozmawiali, co się dzieje w naszej szkole. Co dobrego i co złego?
Będziemy jednak mieli kontrole, a nie przyjacielskie rozmowy. Ponieważ umiemy kłamać, kontrole te zaciemnią rzeczywistość wychowawczą, a nie ją rozjaśnią. Skoro chcemy nic nie wiedzieć, kontrolujmy. Już dziś mogę powiedzieć, że szkoły województwa łódzkiego są wolne od agresywnej młodzieży. Tak przynajmniej wynika z papierów. Jeśli rzeczywistość okaże się inna, tym gorzej dla rzeczywistości. Poza szkołą w Rykach wszyscy przecież jesteśmy idealni.
Komentarze
>Jak wynika z informacji uzyskanych w kuratorium, wychowawca tej klasy miał w niej tylko jedną godzinę w tygodniu. – To zdecydowanie za mało – mówi Babisz.<
Norma, od czasu kiedy większość przedmiotów jest w tym wymiarze!Językowcy,tam gdzie są pasma językowe, nie uczą będąc wychowawcami wogóle części swoich uczniów i nikogo to ani ziębi ani grzeje!
Skądinąd to kuratorium akceptuje arkusze organizacyjne z takimi wymiarami godzin(tegoroczne też akceptowalo!), więc nie rozumiem skąd zdziwienie pana kuratora Babisza;-))))))
Ja też myślę, że nie jest możliwe, aby dyrektorka zespołu w Rykach nie wiedziała co się na lekcjach u tego nauczyciela dzieje. To się wie. O tym opowiadają uczniowie w rodzinnych domach, o tym szeptają inni nauczyciele na przerwach, o tym życzliwi donoszą dyrektorowi. Jest to przedmiotem plotek i sensacji, które z lubością opowiadają sobie uczniowie i społeczność lokalna jako coś zabawnego, taki małomiasteczkowy folklor. Nikomu to nie przeszkadza dopóki nie dotyka interesów jego dziecka osobiście. Tak jest od wielu lat i właściwie nie wiadomo czemu teraz nagle wszyscy się temu dziwią. Przecież każdy z nas słyszał już podobne historie. Na tym właśnie polega społeczne zakłamanie. Jest to tolerowane tak długo, aż sytuacja wymknie się spod kontroli i stanie się informacją ogólnopolską o drastycznym charakterze.
Kurator zachował się jak klasyczny urzędnik, na którym spoczywa odpowiedzialność polityczna. Czy to was dziwi, bo mnie nie. Teraz należy ukarać winnych. Trwa polowanie na tzw. kozły ofiarne. Z pewnością będzie takim kozłem dyrektorka szkoły. Czy słusznie, to już inna sprawa. Z mojego punktu widzenia słusznie. Jednak dyrektorka nie działa w próżni. Ona zachowywała się racjonalnie, bo organy prowadzące i kuratorium nie wymagają od dyrektora wrażliwości wychowawczej. To jest temat na długi komentarz, ale czytający to forum dyrektorzy wiedzą o co chodzi. W poprzednim komentarzu usiłowałem wyjaśnić, podać przykład, działania, w którym dyrektor próbował się zmierzyć z problemem wychowania w szkole. Andre podsumował to bardzo trafnie :
? Oczywiście, w ramach ?dziadostwa? można funkcjonować lepiej lub gorzej, więc mówi się żeby nauczyciele jeszcze bardziej postarali się zrobić to czy tamto. Ale jak długo to może działać??
Rzeczywiście było to robione w ramach dziadostwa. Jednak na własne oczy zobaczyłem, że przyniosło, może nie rewelacyjny, ale sukces. I tu dotykamy istoty problemu. Wszystko w szkołach robi się w ramach dziadostwa. Mam tu na myśli to, że edukacja nie jest traktowana przez władze Państwa poważnie, ale też nie jest traktowana poważnie przez Naród. Poważne przedsięwzięcie wymaga pieniędzy. W tamtym ustroju w bankach też pracowali outsiderzy, dopóki nie zaczęło się to wiązać z dużymi pieniędzmi, a tym samym poważną zmianą prestiżu i znaczenia pracujących tam ludzi. Śmiem twierdzić, że w szkołach pracują outsiderzy i pewna grupa ludzi z powołania, która jest w mniejszości, ale potrafi coś zrobić w ramach dziadostwa. Dobrze jak się w tej grupie z powołania trafi jeszcze dyrektor. W Rykach się nie trafił i dlatego słusznie, że zostanie kozłem ofiarnym.
Pan Dariusz pisze : ?Konsekwencje odczują nauczyciele w całej Polsce.?
Guzik prawda. Konsekwencje odczują dyrektorzy w całej Polsce. Zwykle wygląda to tak, jak przy okazji afery dotyczącej nie przerobienia lektur na egzamin gimnazjalny przez niektóre szkoły. MEN wydaje polecenie wykrycia, gdzie jeszcze mają miejsce podobne przypadki. Wykonać tę czarną robotę mają wizytatorzy kuratoriów. Konstruują tzw. ?arkusz diagnostyczny?, tzn. ankietę z odpowiednimi pytaniami do dyrektora każdej szkoły. Dyrektor ma termin, w jakim musi wypełnić ankietę. Załóżmy, że w tym wypadku pytania będą dotyczyć przypadków niewłaściwego zachowania uczniów na lekcjach. Dyrektor stanie przed dylematem : ujawniać czy nie ujawniać ? Będzie wolał nie ujawniać, bo po co mu cała biurokratyczna procedura tzw. program naprawczy. Istnieje jeszcze prawdopodobieństwo, że wizytatorzy będą musieli osobiście przeglądnąć uwagi wpisane przez nauczycieli do dzienników i wtedy może dla dyrektora być to problem, tzn. program naprawczy okaże się nieunikniony. A nauczyciel, który ma problemy na lekcji ? Najwyżej dostanie od dyrektora opr.
Pan Wróblewski przyznał, ze nic wielkiego się nie stało. W jego odczuciu zachowania uczniów mieściły się w normie. Po kabarecie była już normalna lekcja. Dlatego nie zgłaszał. Do uczniów nie ma pretensji.
Gospodarz może pisać o autorytetach o wychowaniu, ale co kraj to obyczaj co nauczyciel to inne poglądy na te kwestie. Nękanemu nauczycielowi odpowiadało takie nękanie.
Napisze ze dwa raporty, szkoła jakiś program naprawczy i znowu w papierach będzie się zgadzało. W pełni popieram wszelkie słowa o absurdalności naszego systemu opartego na umiejętnym tworzeniu dokumentacji.
Gospodarz dobrze opisał mechanizm reakcji na „złe wydarzenia” w szkole.
Odpowiedzią organu sprawującego nadzór nie jest udzielenie fachowej porady czy pomocy, zainteresowanie się dlaczego doszło do takiej sytuacji ale automatyczne „trzepanie papierków” na kilka lat wstecz. Sytuacja ta nie jest przyjemna ani dla nauczycieli ani tym bardziej dla dyrektora bo dociekliwy kontroler zawsze coś znaleźć może. Mało tego, po przejściu kontroli okazuje się że tak naprawdę to papierki są najważniejsze, nie wielka etyka, nie bycie autorytetem, tym kontrola głowy sobie nie zawraca. Jak w dokumentach jest porządek to wszystko jest ok.
Na podstawie powyższego widać na co więc nauczyciel najbardziej powinien kłaść nacisk.
Widać też dlaczego dyrektor nie jest zainteresowany żeby sprawa została nagłośniona. Woli on raczej żeby wszystko samo się ułożyło. We wszystkich sprawach znęcania się uczniów nad nauczycielami czy nad swoimi kolegami zawsze inni nauczyciele i dyrekcja tłumaczyli się że nic nie wiedzieli. Może to i prawda ale może też wiedzieć nie chcieli.
Jedną z bolączek naszego systemu oświaty jest brak należytej komunikacji i pozytywnej współpracy pomiędzy poszczególnymi jej poziomami. Nauczyciele często pracują samodzielnie i sami muszą sobie radzić z problemami, o których nikt poza nimi nie wie. Też myślę że czasy są takie iż grono pedagogiczne powinno pracować jak jedna spójna ekipa. Mało tego, takie kuratorium powinno dawać szkołom wsparcie w razie gdyby problemy ją przerosły. Nie może być sytuacji w której każdy boi się zgłaszać problemy bo źle to jest odbierane a najczęstszą odpowiedzią z góry jest kontrola dokumentów.
Nie zgadzam się stanowczo z polityką oświatową, której podstawową zasadą jest trzymanie w jednym worku wszystkich nauczycieli, a w drugim worku wszystkich uczniów. Trzeba położyć kres pozorom, deklaracjom słownym oraz samochwalstwu, a oceniać nauczycieli wyłącznie na podstawie ich pracy z uczniami oraz posiadanego doświadczenia zawodowego. Chamskie zachowanie uczniów jednej ze szkół w stosunku do jednego z nauczycieli jest sprawą tylko tych trzech uczniów i nie powinno być bez uzasadnienia przenoszone beztrosko (w ramach zbiorowej odpowiedzialności) na pozostałych uczniów tej szkoły, jak i na wszystkich uczniów w Polsce.
Ludzie, czy to dom wariatów czy szkoła?
Brawo wpis, Gospodarzu!!!
Dodam od siebie, ze dla urzednikow myslenie i etyka to pewnie za duzo zbyt absorbujacej roboty. Prosciej byc li tylko postrachem.
Święta prawda. Po reformie papiery to matrix. Im więcej, tym lepiej. To jakaś paranoja. Nauczyciele tworzą stosy niepotrzebnej makulatury bo dyrekcja ich zmusza, a dyrekcję zmusza kuratorium. Wszyscy są bardzo zapracowani i w papierowym świecie wszystko musi grać. Jest to przedmiotem kontroli. Kuratora uczeń nie interesuje. Nauczyciel też nie. Poza jednym wyjątkiem: Czy ma papierowe kwalifikacje. Jak nie ma, to już przepadł. Nie pasuje coś do papierowego świata ? Nie ma prawa nie pasować. Musi. Ludzie nie są ważni. Papiery ponad wszystko.