Czy kształcimy idiotów?
Coraz więcej ludzi bierze na serio pogląd, że szkoły kształcą idiotów. Mam na myśli szkoły różnego typu, także tzw. wyższe. Do wspólnego worka wrzuca się niezliczoną liczbę placówek, począwszy od Zawodowej Szkoły Rolniczej z Wólki Lipowej, poprzez Wyższą Szkołę Kupiecką z Raciąża czy Lubiąża, a skończywszy na Uniwersytecie Jagiellońskim z Krakowa. Tak, tak, nieraz słyszałem, głównie od absolwentów mojego liceum (też podobno wypuszczamy idiotów), że wielu studentów tej uczelni niczego sobą nie reprezentuje; takie same barany są na Jagiellońskim jak na Politechnice Skierniewickiej.
Mnóstwo ludzi ma poczucie, że są lepsi od innych. Właściwie każdy załamuje ręce nad poziomem intelektualnym ludzi, których spotyka. Krytyków jest tak dużo, że rodzi się podejrzenie, iż nie mają kogo krytykować. Bez wątpienia każdy krytykuje każdego. Podejrzewam też, że każdy uczeń i każdy student występuje w dwóch rolach: jako osoba krytykująca i krytykowana, jest więc debilem, kretynem, idiotą w cudzych oczach i tym lepszym, zdolniejszym, mądrzejszym we własnych. Skoro tak się rzeczy mają, w ogóle nie powinniśmy opinii o uczniach i studentach brać na serio. To są kompletne bzdury.
Dlaczego w takim razie mnóstwo ludzi ma przekonanie, że szkoły wypuszczają idiotów? Dlaczego wiele osób ma wrażenie, że współczesny magister na niczym się nie zna, a wiedza człowieka z tytułem doktora jest śmiechu warta? Dlaczego nawet profesorowie wyższych uczelni, także ci z tytułem profesora zwyczajnego, wprawiają wielu ludzi w osłupienie swoją ignorancją, brakiem koniecznych umiejętności, niską kulturą naukową?
Aby odpowiedzieć na te pytania, posłużę się przykładem. Zadzwoniłem do ulubionego warsztatu samochodowego, aby umówić się na wymianę tłumika. Niestety, dowiedziałem się, że nie zajmują się wydechem. W ogóle tego nie robią (ani nie mają części, ani nikt się na tym nie zna). Pojechałem do zakładu specjalizującego się w wydechach samochodowych. Fachowiec, istny profesor mechaniki, wziął wóz na warsztat. Obejrzeliśmy rurę. On chciał wymieniać, a ja uparłem się, aby spawał. Powiedział, że spawaniem się nie zajmuje. Zwyczajnie tego nie robi. Ale jak chcę, to dwie przecznice dalej są zdolni chłopcy, którzy mi to za grosze zespawają. Nawet porządnego warsztatu nie mają, tylko jamę wypełnioną rurami i palnik. Tak mi zespawali, że tłumik zrobił się niezniszczalny. W firmowym salonie się nie znali, w salonie specjalistycznym nie potrafili, a w byle dziurze wykonali tę robotę po mistrzowsku. Biorąc pod uwagę tylko problem mojego tłumika, najlepszym zakładem jest jama, w której mi zespawano, a obydwa renomowane zakłady są beznadziejne.
Tak samo jest z absolwentami szkół. To prawda, że ludzie sprawiają wrażenie idiotów. Na przykład ja, mimo że jestem podwójnym magistrem, dyplomowanym nauczycielem, członkiem Towarzystwa Przyjaciół Łodzi, prezesem Ogniska ZNP etc., etc., gdy biorę się za składanie puzzli, wyglądam jak idiota bez elementarnego wykształcenia. Moja trzyipółletnia córka bez przerwy mnie instruuje, jak mam układać puzzle, i pewnie nie może zrozumieć, dlaczego jej tata, mający się pewnie za mądralę, tak prostej czynności nie potrafi wykonać. Już tam pewnie w przedszkolu opowiada, że absolwenci Uniwersytetu Łódzkiego (moja Alma Mater) to idioci. I pewnie ma rację. Tylko czy ja muszę się znać na puzzlach, aby udowodnić, że mój tytuł magistra to nie fikcja?
Czego chcemy od uczniów, że oceniamy ich tak surowo? A czego oczekujemy od studentów, że z taką łatwością przyczepiamy im łatkę kretynów? Czego wymagamy od nauczycieli i wykładowców akademickich? Czy tego, aby byli omnibusami? Czy chcemy, aby każdy człowiek był chodzącą orkiestrą? Nie wątpię, że absolwent renomowanej szkoły ma inną wiedzę niż absolwent kiepskiej szkoły. Jednak między nimi nie ma takiej przepaści, jak między geniuszem a idiotą. Ze szkołami jest jak z warsztatami samochodowymi, renomowane placówki specjalizują się w elektronice samochodowej, a zwyczajne w spawaniu tłumików. Jednak istnieje zapotrzebowanie i na jednych, i na drugich. Co to by było, gdyby szkoły wypuszczały tylko geniuszy? Nikt by nie potrafił zespawać tłumika, a za to wszyscy chcieliby grzebać w elektronice samochodu, mimo że wcale nie trzeba.
Komentarze
tyle w jeddnym kotle,że nawet bigos nie wyjdzie.
Mogę napisać czego ja wymagam, zwłaszcza od osób z wyższym wykształceniem:
-nie posługiwania się stereotypami (muzułmanin=terrorysta na przykład)
-mówienia poprawnie w języku polskim (tĘ książkĘ! sobie nie se itd)
-świadomości własnej niewiedzy i umiejętności przyznania się do niej, zamiast udawania że o wszystkim wie się wszystko
miło by było gdyby ludzie czytali coś więcej niż ‚Naj’ czy inny ‚Cosmopolitan’ bo rozmowy o ciuchach i lakierach mnie osobiście nie bawią;)
„Na przykład ja, mimo że jestem podwójnym magistrem, dyplomowanym nauczycielem, członkiem Towarzystwa Przyjaciół Łodzi, prezesem Ogniska ZNP etc., etc., gdy biorę się za składanie puzzli, wyglądam jak idiota bez elementarnego wykształcenia.”
Pomijając inne wymienione potencjalne mierniki mądrości/inteligentności… O czym niby ma świadczyć członkostwo w TPŁ i prezesowanie Ogniska?
No bo sa kretynami!!! Spedzilem na Uniwerku Wroclawskim z 8 lat (tez dobrze o mnie swiadczy…) i takiego festiwalu glupoty, zidiocenia i buractwa nie zobaczy sie w zbyt wielu miejscach. Studenci to najwieksza swolocz i zbydlecennie. Co im karza wykluc to tak ale sprobowac myslec to juz tak nie bardzo. Im sie tabliczke „wejscie” pokazywalo a toto wracalo po chwili z pytaniem i pretensjami „a gdzie wejscie?!” A profesor rozkladal rece i mowil „I ja mam tak na codzien z nimi i ze wszystkim”. Mieszkam 4 lata zagranica. Wole w pracy rozmawiac z tubylczymi niewykfalifikowanymi robotnikami niz z polska „intjeligjencja”. Po stokroc wiecej logiki, pragmatyzmu i zdrowego rozsadku. Bez wymadrzania i bezpodstawnego wynoszenia sie.
Czy my kształcimy źle ? Czy oni nie chcą się wykształcić ? A może potrzebuja tylko kwitów na inteligencję?
Nauczyciel(placówka szkolna) powinien otworzyć drzwi do wiedzy, a uczeń powinien przez te drzwi przejść …i pozostać po drugiej stronie.
Odpowiedzmy sobie” – ilu z tych, o których pisze gospodarz tak prawdziwie chce być pomijany przy zaliczaniu do kategorii „idiotów”?
Rzecz jest w absurdalnym mechaniźmie naboru i w tym co się dzieje po uzyskaniu dyplomów. Ważniejsze są plecy niż wiedza! Nepotyzm to podstawowy mechanizm załapania się do pracy.Po co się uczyć jak bez tego doskonale można funkcjonować?
W poprzednim poscie powiedzialem prawde, to zaraz mnie zbluzgali. Nauczyciele zyja w krainie zludzen i jak ktos mowi prawde prosto w oczy to wielkie oburzenie. Ale kalkulator nie klamie. No ale w koncu nie kazdy jest matematykiem, sa jeszcze humanisci.
Co do tematu „kretynizmu” w szkole, zadaje sobie takie pytanie: Co to jest kretynizm, kto to jest idiota, jakie sa kryteria? Wedlug mnie, nie jest istotne wyksztalcenie, wiedza ogolna oraz to czy ktos umie napisac grzegrzulka czy tez nie. Celem jest bycie szczesliwym w zyciu. Mozna podac przyklad polglowka, ktory ma glowe do interesu i robi pieniadze – to daje mu szczescie. Albo niezbyt rozgarnietego klienta, pracujacego przy tasmie ale szczesliwego. Mozna tez wyobrazic sobie sfrustrowanego profesora lub podwojnego doktora, ktory zyje zludzeniami i nic mu sie w zyciu nie udalo, natomiast wiedze ma ogromna. I teraz pytanie podchwytliwe – kto jest idiota? Pozdrawiam zyjacych zludzeniami
Troszku Gospodarz pomieszał.Zgoda,potrzeba nam ludzi z różnymi umiejętnościami.Tych,którzy robią dobrze zaawansowane rzeczy i tych,którzy robią dobrze rzeczy proste.Dla mnie nie ma tu żadnej przepaści,ponieważ sprowadza się to do tego,że ludzie zajmują się RÓŻNYMI rzeczami,ale robią to DOBRZE lub ŹLE.I tu tkwi sedno.Problem polega na tym,że MASOWO PRODUKUJEMY ludzi,którzy posiadają specjalistyczna wiedzę,konkretne umiejętności,znajomośc procedur,instrukcji oraz recepty rozwiązań.Przestano kłaśc nacisk na myślenie, tworzenie,pomysłowośc.Jeśli nie mieści się to w kompetencjach specjalisty,jeśli rzecz nie pasuje do schematu,nie da rady.W tym pojęciu,zgadzam się,że kształcimy idiotów.
Czy Pan jako polonista,chciałby,by uczeń znał się tylko na jednej epoce lub jedynie jednej z form literackich?Ktos powie,że świetnie,że się czymś interesuje,jest w czymś dobry,ma ogromną wiedzę z tego zakresu,niepotrzeba wiedziec mu wszystkiego.Jestem jednak zdania,że nie da się zrozumiec i zgłębic materii i rozwinąc swojego myślenia bez zaczerpnięcia wiadomości z innych dziedzin;bez cwiczenia plastyczności umysłu;bez zwiększania swojej kreatywności.Produkujemy ówcześnie schematyzm myślowy dający się wcisnąc w ramki rynkowe.To współczesne roboty wytwarzane w fabryce jaką jest system edukacyjny.Przykładem jest chocby egzamin maturalny,który oducza myślenia a uczy wpasowywac sie w klucz odpowiedzi.To jeden z trybików wielkiej machiny.Więc tak,kształcimy idiotów.Na szczęście są tacy,którzy się buntują przeciw tej indoktrynacji.
Tu chyba ważne jest, aby odróżniać tuberozę od tuberkulozy, roztocze od osocza i nie mylić Tel Aviv z fil a fil.
W finalnym rozwiązywaniu problemów, skłaniałbym się jednak w stronę specjalistycznych rozwiązań. Pozdrawiam.
Na wszystkie Pańskie dylematy i rozważania istnieje bardzo prosta odpowiedź.
Egzaminy zewnętrzne w obecnej postaci – słusznie nazywane przez uczniów „trafianiem w klucz” – są nierzetelne, niewiarygodne i nieuczciwe w stosunku do rzetelnie pracujących uczniów (zob. Różnice między ocenianiem tradycyjnym i ocenianiem nowoczesnym na przykładzie próbnego egzaminu gimnazjalnego matematyczno-przyrodniczego (GW z dnia 16 stycznia 2009) http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID360023282,index.html oraz Aleksander Janik, Między fikcją a rzeczywistością, Edukacja i Dialog nr 2/2006; Nowa matura, ale czy lepsza? ibidem nr 5/2006 http://www.vulcan.edu.pl/eid/archiwum/2006/05/matura.html).
Po prostu w Polsce realizowana jest utopia pt.wyksztalcenie”(czytaj dyplom) dla każdego.Jeśli ponad 90% rocznika jest w szkolach maturalnych, a okolo 80% na studiach(są to wskaźniki ze strony MEN znacznie przewyższające docelowe(!!!) wskaźniki bogatej UE, to takie są wyniki!!!
1.Nie każdemu potrzebne jest to co stanowi wyksztalcenie akademickie-większości nie jest.Dla nich studia,szczególnie takie jak w Polsce – taniue w realizacji (zarządzanie i marketing, kulturoznawstwo czy pedagogika)to ewidentna strata czasu.Potrzebne im są umiejętności zawodowe i spoleczne.
2.W biednym jak Polska kraju takie wskaźniki scholaryzacji powodują wyjątkowo niskie roczne naklady na ksztalcenie jednego ucznia/studenta.To owocuje fatalnymi warunkami nauki(m.in.liczebność grup i klas oraz fatalna średnia jakość kadry dydaktycznej!).
3.Masowa produkcja dyplomów powoduje też zaniżone place nauczycieli – jest tlum ludzi z dyplomami(skądinąd watpliwej bardzo wartości!), którymi mozna obecnie pracujących zastąpić!!!
4.Wszystko to jest skutkiem traktowania calego(!!!) systemu edukacji w pierwszej kolejności(!!!) jako gigantycznej przechowalni dla bezrobotnych!!!
Zainteresowanym – http://portalwiedzy.onet.pl/4868,11122,1528635,1,czasopisma.html .
Już nie uczę – ani siebie, ani innych. Obserwuję. Minęły próbne matury. Wyniki słabe. Z przedmiotów humanistycznych często żenujące. Abiturienci mają ubogie słownictwo, kiepsko wyciągają wnioski, słabo argumentują. Młodzież nie jest głupsza od pokoleń poprzednich. Ma pomoce, o których poprzednikom się nie śniło i dostęp do bibliotek, internetu itd itp, więc dlaczego?
Ano, dlatego, że szkoła przestała uczyć posługiwania się mową i pismem w języku ojczystym. Testy rozwiązują bezbłędnie, opisać, opowiedzieć nie potrafią Od lat upieram się, że podstawą każdego wykształcenia jest dobre nauczanie elementarne, dobra szkoła podstawowa. Powinna nauczyć pisać , czytać, rachować, posługiwać się mapą, opowiadać, sprawozdawać, dokonywać wyboru sposobu narracji. To przecież robiły kiedyś szkoły od ludowych do wydziałowych w sposób imponujący. Starzy ludzie, który edukacje zakończyli na podstawówce w dawnych bardzo czasach, sam ten fundament wszelkiej wiedzy recytują z pamięci. Niewiele ich nauczono, ale utrwalono to „niewiele” na całe życie. Jeżeli nie wrócimy do form utrwalających umiejętności elementarne, będziemy mieli profesorów dukających z kartki teksty mało spójne logicznie.
To jest jak z chamstwem, wszyscy naokoło mówią że go nie znoszą a ono jest wszechobecne. Czy to nie paradoks? Z tym krytykowaniem poziomu kształcenia w naszych szkołach podstawowych i średnich to bym troszkę uważał, bo wbrew pozorom nie jest tak źle (co innego z kształceniem uniwersyteckim). Niby się mówi że na tle innych krajów nie wypadamy dobrze ale w praktyce dzieci z polski które wyjeżdżają z granicę nie mają żadnych problemów z nauką w szkołach tamtejszych. Często plasują się w grupie dzieci zdolniejszych a nawet, po krótkim czasie przeskakują o rok wyżej. Problem, i to tylko na początku, stanowi język. Natomiast dzieci przyjeżdżające do Polski często nie radzą sobie i muszą zaczynać naukę na niższym roku. Problem stanowi nie język ale przerobiony materiał.
Co do specjalizacji, to i tak jest ona w Polsce mniejsza niż za granicą i właśnie to zachwyca tamtejszych nauczycieli i pracodawców.
To jednak co nas wyróżnia spośród innych nacji to skłonność do narzekania na wszystko i wszystkich przy jednoczesnej gloryfikacji tego co mają w innych krajach. Fakt że mamy wiele niedostatków, zwłaszcza z powodu braku pieniędzy (ale nie tylko), jednak nie umiemy się też cieszyć z tego co mamy.
Bo to skandal żeby w zakładzie mechanicznym nie znali się na wydechach. A jak już się w innym znają to nie umieją spawać.
Idąc Pańskim tokiem rozumowania niedługo nie będziemy mogli od nikogo niczego wymagać, bo każdy będzie dobry akurat w czymś innym.
Jasio nie umie poprawnie czytać? Przecież Jasio jest doby z matematyki to poco ma umieć poprawnie czytać?
Istnieją pewne elementarne rzeczy i pewne ogólne obycie, którego możemy wymagać od kogoś wykształconego (czy to w swoim fachu czy tez po szkole wyższej)
Niedługo jeden polonista będzie uczył pisać, a zupełnie inny czytać. Bo żaden z nich nie będzie umiał obu rzeczy na raz.
Pozdrawiam.
-B.
Czego wymagamy od nauczycieli i wykładowców akademickich? Czy tego, aby byli omnibusami?
Na pytania, postawione przez Pana tak śmiało, odpowiadam:
1) omnibusami być nie muszą w myśl zasady: kto zna się na wszystkim, ten nie zna się na niczym,
2) powinni pasjonować się wybraną przez siebie dziedziną wiedzy,
3) powinni dysponować mocą „zarażania” swoją pasją studentów/uczniów,
4) powinni przestrzegać zasad etyki i estetyki słowa,
5) powinni olśniewać elegancją i kulturą osobistą!
Tylko tyle i aż tyle.
Na pytanie: Czy chcemy, aby każdy człowiek był chodzącą orkiestrą?, odpowiadam – nie! Cóż to byłaby za kakofonia!
Szczerze mówiąc nie dostrzegam za bardzo związku między byciem idiotą, a wyższym wykształceniem. Dla mnie to dwie różna sprawy – trochę tak, jak różnica między inteligencją i mądrością.
Jedynie zgodzić się mogę z tym, że obecnie coraz więcej idiotów jest szczęśliwymi posiadaczami tytułu magistra. Tylko że wartość dyplomu spadła – skończony jeden kierunek studiów jest właściwie standardem, już nie mówiąc o maturze.
Dodatkowo przez liczne uczelnie prywatne i upublicznienie edukacji poziom się ogólnie obniżył, bo nastąpiło równanie w dół. Kiedyś idioci po prostu nie mieli szans zdać matury, a teraz na egzaminie wystarczy mieć odrobinę szczęścia i celnie strzelać.
Do Asi – wydaje mi się (głowy nie dam sobie uciąć, nawet ręki nie), że forma „tĄ” książkę została uznana w języku mówionym za dopuszczalną, pisać nadal tak nie można, ale generalnie się zgadzam ;p
Jaruto, święte słowa, tyle, ze zjawisko ma miejsce od dziesięcioleci, miałem nauczycieli ” przedwojennych”, którzy potrafili, niezależnie od przedmiotu mieć wymagania na tym właśnie podstawowym poziomie, potem jakby się rozwodniło, jeśli ktoś dobrze dodawał jakoś przez palce patrzono na jego sposób wypowiedzi, czy analizy tekstu, z kolei „poecie” matematyk tez zaczął odpuszczać, no i się porobiło, poeta do trzech nie zliczy, a ścisły zdania nie skleci, teraz w testach niezależnie od predyspozycji i umiejętności kazden 🙂 jeden jest w stanie postawić krzyżyk z większym, lub mniejszym szczęściem, to robi tylko statystykę, a nie spawacza, który nie tylko umie spawać, ale tez mówić o tym, co umie, czy literata, któremu przy kasie pani z portfela banknotu wyciągać, nie musi, bo ten ma jednak opanowane nominały,
pewnie, ze przejaskrawiam, ale trynd widocznym jest
Jakoś nikt nie wspomniał o kulturze. Zbyt racjonalne podejście do tematu! Kiedy mówimy o nauce, koniecznie musimy wspomnieć o wzorcu kultury codziennej. Nie narzekam, ale lubię ludzi, którzy wiele wymagają od siebie, a potrafią z delikatnością potraktować braki drugiego. Uwielbiam swoich nauczycieli z liceum i UJ, pozwolili mi wierzyć w człowieka- na własnym przykładzie. Warto jeszcze to dodać do tematu…
Meg,
patrz punkt 5. mojego wpisu.
PS:
W pełni podzielając Pani zdanie, jako punkt 6. dodałbym poczucie humoru. Co Pani na to?
Zgadzam się z Agatą. Bycie idiotą jest niezależne od wykształcenia dlatego pytanie „czy kształcimy idiotów?” ma sens jedynie w rozumieniu takim że ludzie którzy przychodzą do nas po naukę są idiotami a nie że idioci są produktem finalnym naszej pracy.
Można napisać piękny felieton, który aż skrzy się od niejednoznacznych pytań i niejednoznacznych odpowiedzi (co znaczy „surowo oceniać”). Można w bardzo ożywionej dyskusji bez żadnego zażenowania pisać o „nowoczesnym egzaminowaniu” polegającym na „trafianiu” i na „stawianiu krzyżyków”. Można sformułować kolejną listę wzniosłych postulatów pod adresem nauczycieli oraz obserwować, jak postulaty te są przekuwane w sporze o realia życia (jaka praca, taka płaca). A w końcu podjąć kolejny temat: narkotyki, aby podyskutować, niczego nie zmienić – lub oczekiwać, aby zrobili to inni.
A ja uparcie będę twierdził: całkowicie wystarczy, aby nauczyciel był zawsze przede wszystkim tylko sobą – i to bez żadnych upiększeń. Nauczyciel, który tylko udaje, że jest szlachetnym, mądrym, kulturalnym etc., jest złym nauczycielem.
Dlatego nie lubię nawet najbardziej słusznych i przekonywujących list postulatów czy też zalet, jakimi powinni wyróżniać się nauczyciele.
Kluczowym zagadnieniem warunkującym sprawny i prawidłowy rozwój naszego szkolnictwa nie są wcale stosy makulatury nazywane „podstawami programowymi” , które z wielkim entuzjazmem przygotowało i przygotowuje Ministerstwo Edukacji Narodowej. Kluczowym zagadnieniem jest rzetelne ocenianie uczniów. Bez rzetelnego oceniania uczniów, które nie jest ani „surowe”, ani „łagodne i pobłażliwe”, ani „dowolne i z łaski”, ani „byle jakie” czyli oparte na szczęśliwych „trafieniach” i „krzyżykach” cały system oświatowy będzie dreptał w miejscu – albo się cofał, zamiast iść do przodu. Rzetelne ocenianie pracy uczniów jest potrzebne uczniom jak woda na pustyni. Potrzebne jest również nauczycielom. Przy obecnym nierzetelnym i mało wiarygodnym ocenianiu pracy uczniów nie można rzetelnie ocenić również pracy nauczycieli. Wszyscy nauczyciele są bowiem nierozróżnialni i podobni do siebie jak krople wody: są jednakowo dobrzy czy nawet bardzo dobrzy i jednakowo źli, a nawet bardzo źli.
„Zanim nauczyciel stanie się nauczycielem, powinien zdać testy psychologiczne. Oddzieliły by one tych, którzy naprawdę mają predyspozycje do zawodu od całej reszty nieudaczników, którzy nie znaleźli innego miejsca w życiu i traktują uczniów jak przedmioty (zakaz poruszania się w ławce- uczeń to nie deska w płocie) lub co gorsza obiekty do dowartościowywania się ( ja Pan nauczyciel- ja jestem Bogiem, ja tu rządzę, ja karzę i ja nie chwalę, mogę co najwyżej wybaczyć z łaską). Szkoła w Polsce jest chorym tworem. Dużo by opowiadać na ten temat.
~obserwator, 2009-01-27 17:15 http://aleksander-janik.blog.onet.pl/6044950,349006251,1,200,200,75483973,361462285,forum.html”
~obserwator przerysował, ale nie napisał nieprawdy. Można mu odpowiedzieć tak samo, jak odpowiedziano „miszczowi”:
„http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=645#comment-56622
Do miszcza: spadaj, koleś, na drzewo.
Z.O. – nie widzę powodu, by cokolwiek tłumaczyć takim ignorantom jak miszcz. I tak nie zrozumie. Dlaczego? Bo nie chce.
Pozdrawiam rozsądnych.”
Nauczyciele mogą oczywiście przyczepić sobie etykietki „Rozsądny” i zwolnić się z obowiązku myślenia oraz – rozsądnej dyskusji na kluczowe tematy. Nauczycielom też można zadać pytanie: dlaczego nie chcecie zrozumieć?
Jakieś to nie przekonujące, mniemanologia stosowana.
Wypowiedź ‚miszcza’ tym razem została zignorowana, a szkoda, bo powiedział cholernie mądrą rzecz. Nie jest ważne to, czy wiem co to jest tuberoza czy tuberkuloza. Bo nie wiem. Przepraszam wszystkich intelektualistów, jeśli ich zabolała moja ignorancja. Nie znajomość trudnych słów czyni mnie wartościowym człowiekiem.
Ważne jest, aby być ekspertem w swojej dziedzinie (tego wymaga niejako uczciwość wobec szeroko rozumianego klienta, odbiorcy naszej pracy, za którą bierzemy pieniążki)
Ważne jest to, żeby dążyć do osobistego szczęścia przy jednoczesnym niekrzywdzeniu innych.
Ważna jest mądrość życiowa, czyli wiem, że nie na miejscu jest rąbnąć kogoś książką, a niekoniecznie muszę wiedzieć czy osoba rąbnięta lubi TĘ czy TĄ książkę.
Litości, nie dajmy się zwariować. Na świecie są zarówno idioci jak i ludzie cholernie bystrzy i ( wiem, to co teraz powiem będzie trudne do przyjęcia) nie mają oni plakietki na czole oznajmiającej, do której z tych grup należą. Tak samo jak należy postrzegać wartość człowieka niezależnie od jego wyznania, rasy czy pochodzenia, tak samo nie należy sądzić, że jeśli ktoś jest mgr to znaczy, że możemy od niego wymagać erudycji i spostrzegawczości Einsteina.
@tomek
Co to jest „mniemanologia stosowana”?
Pozwolę sobie wyręczyć Tomka: „mniemanologia stosowana” to niebywale ezoteryczna dziedzina nauki, z powodzeniem uprawiana przez prof. dr. hab. Jana Tadeusza Stanisławskiego. Ten Wielki Mniemanolog, pragnąć przybliżyć ludowi tajniki owej wiedzy, wygłaszał cykliczne pogadanki w zasłużonej w zwalczaniu nieuctwa i wszelkiego kołtuństwa radiowej „Trójce”, tytułując je obrazowo: „O wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy”. Kiedy zaś topniały lody i jaskółki zaczynały wić gniazdeczka, temat medialnych wystąpień Profesora brzmiał:”O wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia”.
Post scriptum:
Errata: prof. dr. hab. Jan Tadeusz Stanisławski, jako wybitnie przewrotny homo sapiens, w porze przygotowań do świętowania z okazji przyjścia na świat syna Maryi perorował „O wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia”, natomiast na przedwiośniu wywyższał święta narodzenia pańskiego nad święta jego zmartwychwstania.
Tym sposobem wprowadzał w osłupienie niemałą część ludu polskiego, radując jego część niedużą!
Post scriptum nr 2:
Errata nr 2:
1) pragnąć = pragnąc
Errata erraty:
2) tutaj skrót „dr” bez kropki!
Tuszę, że przechadzający się po pastwiskach niebieskich Profesor wybaczy mi te uchybienia…
Dziękuję wszystkim entuzjastom „mniemanologii stosowanej” za zainteresowanie się tym, co napisałem. Bez najmniejszej przykrości przyznaję jednak, że wspomniana dyscyplina nie ma żadnych punktów stycznych z tym, co pisałem i piszę – i w ogóle mnie nie interesuje. Jeżeli zamierzacie Państwo kontynuować swoje badania mniemanologiczne, to oczywiście możecie to robić, ale róbcie to na własnym podwórku. A jeżeli powołujecie się na to, co napisałem, to trzymajcie się tematu – i piszcie na TEMAT!
Egalitaryzm wiedzy, technika weryfikacji przyrostu wiedzy jako erzac solidnej nauki i jej uczciwej oceny przywleczony na fali radosnej twórczosci odbijania sie od sciany wschodnioamerykanskiej do zachodnioamerykanskiej dał takie rezultaty! Nawet Centralna i Okręgowe Komisje Egzaminacyjne maja kłopoty z interpretacją wyników, a raczej z ukrywaniem totalnej zapasci …..Np w warminsko-murzynskim (wersja dla niemniemanologów- warminsko-mazurskim) na ok.700 uczestników poziomu szkolnego Olimpiady Wiedzy do poziomu wojewódzkigo stanęło 14 …..w tym jeden miał ok 70% punków , pozostali po 11 do 30 . Nowe ,,podstawy programowe,, . pomysły umęczenia 5-latków nie przykryja nagiego króla edukacji…..Dyrdymały o solidarnosci społecznej , przy prymitywizmie dorabiającej sie klasy ,,sredniej ,, i przerazliwie obłudnych osobach publicznych (politykach, kapłanach,funkcjonariuszach…
urzednikach panstwowych i społecznych itp itd.. oczywiscie także i dziennikarzach!)nie gwarantują rozwiazania jakiegokolwiek problemu….
I TO BYŁOBY NA TYLE…..
Bez,
wszystko przez dławiącą nawet najmniejsze odruchy przyzwoitości grę pozorów. To Polacy opanowali mistrzowsko. Mogą zatem urządzać kursy szkoleniowe miejscowe i zamiejscowe połączone z warsztatami i nieźle się obłowić. Mniemam, że chętni się znajdą…
PS:
Natomiast hipermniemanolog rzeknie: województwo szuwarowo – bagienne!
Ja, jako student sama się czuję czasem jak kretyn…
Poszłam na fp z entuzjazmem, z chęcią nauki, rozwijania się, sprawnego pisania, dowiadywania się nowych PRZYDATNYCH rzeczy!
Po raz 7 w czasie całej edukacji przerobiłam: Lament świętokrzyski, Pana Tadeusza, Boską komedię…
Rozpoczęłam dziennikarstwo kilka miesięcy temu w ramach specjalizacji- wiem, jak powstawały media, znam daty, nazwy agencji prasowych!ba nawet ich historię!
Nie wiem natomiast jak autoryzować wywiad, który przeprowadziłam, czy mój artykuł może się ukazać w kilku gazetach na raz… Gdybym nie miała Internetu albo języka, by zapytać „Pani” sama by nie wpadła, aby o takich rzeczach wspomnieć…
Studia mnie uwsteczniają. Gdyby nie moja ciekawość i indywidualność, byłabym robotkiem, który cytuje książki i poglądy badaczy, a nie umiałabym sprecyzować swoich…
Dodam, że profesorowie wolą prace odtwórcze, a nie twórcze…
Jestem w stanie stwierdzić, że szkoły wypuszczają idiotów, bo uczą w nich idioci.
Na szczęście nie wszędzie.
To nie instytucja uczy myśleć… Wiele zależy od osoby prowadzącej i własnych ambicji. Dalsze dywagacje z mojej strony będą zbędne…
czy mogę zadać pytanie .
odpowiedz DARIUSZ