Czy kształcimy idiotów?

Coraz więcej ludzi bierze na serio pogląd, że szkoły kształcą idiotów. Mam na myśli szkoły różnego typu, także tzw. wyższe. Do wspólnego worka wrzuca się niezliczoną liczbę placówek, począwszy od Zawodowej Szkoły Rolniczej z Wólki Lipowej, poprzez Wyższą Szkołę Kupiecką z Raciąża czy Lubiąża, a skończywszy na Uniwersytecie Jagiellońskim z Krakowa. Tak, tak, nieraz słyszałem, głównie od absolwentów mojego liceum (też podobno wypuszczamy idiotów), że wielu studentów tej uczelni niczego sobą nie reprezentuje; takie same barany są na Jagiellońskim jak na Politechnice Skierniewickiej.

Mnóstwo ludzi ma poczucie, że są lepsi od innych. Właściwie każdy załamuje ręce nad poziomem intelektualnym ludzi, których spotyka. Krytyków jest tak dużo, że rodzi się podejrzenie, iż nie mają kogo krytykować. Bez wątpienia każdy krytykuje każdego. Podejrzewam też, że każdy uczeń i każdy student występuje w dwóch rolach: jako osoba krytykująca i krytykowana, jest więc debilem, kretynem, idiotą w cudzych oczach i tym lepszym, zdolniejszym, mądrzejszym we własnych. Skoro tak się rzeczy mają, w ogóle nie powinniśmy opinii o uczniach i studentach brać na serio. To są kompletne bzdury.

Dlaczego w takim razie mnóstwo ludzi ma przekonanie, że szkoły wypuszczają idiotów? Dlaczego wiele osób ma wrażenie, że współczesny magister na niczym się nie zna, a wiedza człowieka z tytułem doktora jest śmiechu warta? Dlaczego nawet profesorowie wyższych uczelni, także ci z tytułem profesora zwyczajnego, wprawiają wielu ludzi w osłupienie swoją ignorancją, brakiem koniecznych umiejętności, niską kulturą naukową?

Aby odpowiedzieć na te pytania, posłużę się przykładem. Zadzwoniłem do ulubionego warsztatu samochodowego, aby umówić się na wymianę tłumika. Niestety, dowiedziałem się, że nie zajmują się wydechem. W ogóle tego nie robią (ani nie mają części, ani nikt się na tym nie zna). Pojechałem do zakładu specjalizującego się w wydechach samochodowych. Fachowiec, istny profesor mechaniki, wziął wóz na warsztat. Obejrzeliśmy rurę. On chciał wymieniać, a ja uparłem się, aby spawał. Powiedział, że spawaniem się nie zajmuje. Zwyczajnie tego nie robi. Ale jak chcę, to dwie przecznice dalej są zdolni chłopcy, którzy mi to za grosze zespawają. Nawet porządnego warsztatu nie mają, tylko jamę wypełnioną rurami i palnik. Tak mi zespawali, że tłumik zrobił się niezniszczalny. W firmowym salonie się nie znali, w salonie specjalistycznym nie potrafili, a w byle dziurze wykonali tę robotę po mistrzowsku. Biorąc pod uwagę tylko problem mojego tłumika, najlepszym zakładem jest jama, w której mi zespawano, a obydwa renomowane zakłady są beznadziejne.

Tak samo jest z absolwentami szkół. To prawda, że ludzie sprawiają wrażenie idiotów. Na przykład ja, mimo że jestem podwójnym magistrem, dyplomowanym nauczycielem, członkiem Towarzystwa Przyjaciół Łodzi, prezesem Ogniska ZNP etc., etc., gdy biorę się za składanie puzzli, wyglądam jak idiota bez elementarnego wykształcenia. Moja trzyipółletnia córka bez przerwy mnie instruuje, jak mam układać puzzle, i pewnie nie może zrozumieć, dlaczego jej tata, mający się pewnie za mądralę, tak prostej czynności nie potrafi wykonać. Już tam pewnie w przedszkolu opowiada, że absolwenci Uniwersytetu Łódzkiego (moja Alma Mater) to idioci. I pewnie ma rację. Tylko czy ja muszę się znać na puzzlach, aby udowodnić, że mój tytuł magistra to nie fikcja?

Czego chcemy od uczniów, że oceniamy ich tak surowo? A czego oczekujemy od studentów, że z taką łatwością przyczepiamy im łatkę kretynów? Czego wymagamy od nauczycieli i wykładowców akademickich? Czy tego, aby byli omnibusami? Czy chcemy, aby każdy człowiek był chodzącą orkiestrą? Nie wątpię, że absolwent renomowanej szkoły ma inną wiedzę niż absolwent kiepskiej szkoły. Jednak między nimi nie ma takiej przepaści, jak między geniuszem a idiotą. Ze szkołami jest jak z warsztatami samochodowymi, renomowane placówki specjalizują się w elektronice samochodowej, a zwyczajne w spawaniu tłumików. Jednak istnieje zapotrzebowanie i na jednych, i na drugich. Co to by było, gdyby szkoły wypuszczały tylko geniuszy? Nikt by nie potrafił zespawać tłumika, a za to wszyscy chcieliby grzebać w elektronice samochodu, mimo że wcale nie trzeba.