Dobre i złe studniówki
Pierwsze studniówki odbyły się w ten weekend i podobno były do niczego. Spotkałem parę zaprzyjaźnionych osób – licealistów oraz nauczycieli – i wszystkie narzekały. Komuś nie podobało się menu, ktoś inny narzekał na opryskliwą obsługę, okropną muzykę albo brak atmosfery do zabawy. Byli tacy, którzy po zjedzeniu kotleta na nic więcej nie mieli ochoty, a inni może by i coś zjedli, ale do wyboru były tylko stare wędliny oblane galaretą, chipsy, paluszki i orzeszki. Nie wiem, jak było naprawdę, relacjonuję opowieści znajomych i przyjaciół.
Mam za sobą ponad 20 studniówek i muszę przyznać, że na wszystkich bawiłem się wyśmienicie. Trzykrotnie jako uczeń i kilkunastokrotnie jako nauczyciel. Bawiłem się doskonale i potem na prawo i lewo opowiadałem, jaka to była fajna impreza. Kiedyś tak się nachwaliłem, że koleżanka mojej żony zapragnęła zobaczyć jedną z tych wspaniałych zabaw, więc się dziewczyny tak dogadały między sobą, iż poszedłem na zabawę z koleżanką, a żona została w domu. Cała szkoła myślała, że się rozwodzę, a tymczasem chodziło o dobrą zabawę na studniówce. Bo studniówka to przecież najwspanialsza impreza w życiu. Podobała mi się, gdy byłem uczniem, także teraz bardzo ją cenię. Wprawdzie na zeszłorocznej studniówce nie byłem, a i w tym roku nie idę, ale to całkiem inna historia. Moja nieobecność w niczym nie umniejsza rangi studniówki: to zabawa, którą powinno się zapamiętać na całe życie.
Właściwie wszystko w rękach organizatorów. Jedzenie będzie takie, jakie zostało zamówione. Ale nawet gdyby było najgorsze, to przecież na studniówkę nie chodzi się po to, aby się najeść. Wybór miejsca także leży w gestii organizatorów. Ale nawet gdyby wybrali najgorsze miejsce, nie ma to znaczenia, bowiem studniówka nie jest po to, aby szpanować miejscem. Liczy się coś zupełnie innego.
Nie wiem, co liczy się dla ludzi, którzy narzekają, ale dla mnie na studniówce – gdy byłem uczniem – liczył się taniec, dziewczyna, w której byłem zakochany, i parę drinków, jakie mimo surowych kar trzeba było wypić z kumplami, a czasem nawet z najbardziej ulubionym nauczycielem. Reszta nie miała znaczenia. Odkąd jestem nauczycielem, liczy się prawie to samo, tzn. taniec, ukochana żona oraz udowodnienie uczniom, że można dobrze się bawić bez alkoholu. Kilka razy zdarzyło mi się wypić małego drinka z ulubionymi uczniami, o ile umieli mnie zaprosić. Reszta nie miała znaczenia.
Dlaczego ludzie narzekają na studniówkę, nie mogę pojąć. A już kompletnie nie mogę zrozumieć, dlaczego narzekają licealiści, dla których powinna to być najwspanialsza zabawa. Problem w tym, że najwspanialszej zabawy nikt nam nie zapewni, jeśli sami nie umiemy się dobrze bawić. Może więc zamiast narzekać, trochę się postarajmy. Ruszmy tyłek i spróbujmy zatańczyć. Od tańca dobra zabawa się zaczyna. Jak się człowiek rozrusza, to impreza robi się piękniejsza, kotlet zaczyna smakować, kumple wydają się fajniejsi, dziewczyny sympatyczniejsze. A jak ktoś siedzi całą imprezę na tyłku, to zaczyna się nudzić i krytykuje.
Komentarze
„Ruszmy tyłek i spróbujmy zatańczyć.”…chyba, że i muzyka do kitu:P Na mojej studniówce panowie dje chyba źle pojęli ideę „wspólczesna mlodzież to i muzyka wspólczesna” i puszczali drum & bass…a jeszcze bardziej przestraszyła mnie grupka dziewcząt na parkiecie, które w tych swoich balowych sukniach (no bo przecież mialo być „na bogato”) rzucała się po parkiecie i ryczała slowa piosenki wraz z „wokalistą”…Hmmm…Dobrze, że chcoiaż te kilka osób się ubawiło. Chociaż…ja też się ubawiłam widząc miny nauczycielstwa, które z przerażeniem jeszcze większym niż moje obserwowalo poczynania panów djów.
Ja tam w swoich czasach studniówkę postrzegałam jako temat do niezłego ubawu i zrobienia ostrych jaj.Przyznaję się,w ogóle nie byłam zintegrowana z moją klasą…ba,z całą szkołą nawet.Ale jeśli się znajdzie choc jedną osobę w tym całym fyrtlu,z którą można konie kraśc,to przy paru pomysłach i dawce odwagi i szaleństwa,można całkiem zabawnie spędzic ten mało interesujący czas.Na samo wspomnienie brzuch mnie boli od śmiechu.Miałam świetnego kumpla z równoległej klasy,który niestety olewał wszystkich i wszystko i źle się to dla niego kończyło.Aczkolwiek nasza dwójka dobijała wszystkich swoim podejściem.Pamiętam jak na lekcjach polaka robiliśmy cwiczone wcześniej niedorzeczne 15 minutowe conajmniej dyskusje na temat,który aktualnie omawialiśmy na lekcji.Nikt nie wiedział o co dokładnie nam chodzi.A nauczycielka to chyba udawała,że rozumie i potakiwała głową z aprobatą,że toczy się zawiła niesamowicie dyskusja.Ubaw przedni.Mogliśmy to ciągnąc w nieskończonośc.Kartka wędrująca po klasie z wiadomością,że na suficie jest słoń.I każdy na lekcji sie gapił na sufit,a nauczyciel zdezorientowany pokusił sie również o zerknięcie w górę ,to już klasyka,która przeszła do historii.Do szkoły raz przyszliśmy w koszulkach:”sex,drugs and rock’n’roll”Oczywiście nie uszło to uwadze szacownej komisji do spraw cenzury i zakazano nam ubierac ich do szkoły.Następnego dnia przyszliśmy w koszulkach z wolnym tłumaczeniem polskim „tańce,hulanki, swawole” i nikt się już nie mógł przyczepic do krzewienia kultury polskiej!I pierwszy dzień wiosny,kiedy Fraggles ubrany na gołą klatę w futro i różowe dzwony z blond peruką długich włosów na głowie i w ciemnych okularach,a ja na zielonych szpilach w kiecce po babci z wypchanymi balonami przyszliśmy z magnetofonem na baterie,puszczając głośno Hendrixa,spaliliśmy marzannę-dyrektora przed wejściem do szkoły,podczas odbywania się lekcji.Dostaliśmy potem nieźle po garach,ale było warto zobaczyc te wszystkie twarze przyklejone do okna,jak babcię kocham 😛 Jeżeli chodzi o studniówkę to pojawiliśmy się jako Blues Brothers. Gdzieś przed północą zawyliśmy pijanego bluesa naszego autorstwa,jak nędzne jest życie ucznia a bycie belfrem to wielka poracha i dyrkowi to już wogóle paruje czacha.A potem kiedy już ludzie poddali się szaleństwu i otoczyli nas kręgiem podczas tańców,zrobiliśmy zaplanowany striptiz.Oczywiście każde z nas miało kilogramy ubrań na sobie,choc pamiętam jak dziś,że na Fraggim wisiały tylko gacie i potem pierwszego dnia w szkole był dywanik.W czasie matur,ponieważ każde z nas nie znosiło galowego stroju,a byliśmy zmuszeni i ostrzeżeni przez ciało pedagogiczne,że tę sprawę jaką jest matura mamy potraktowac poważnie,przyszliśmy na egzaminy w wypożyczonych frakach i trampkach Były dyskusje,ale w końcu nas przepuszczono.
Te i wiele innych wydarzeń się wydarzyło…i w budzie,której nienawidziliśmy jak wujka samo zło,robiliśmy coś ciekawego!
Nie wiem,czy to wypada pisac o tym na takim zaszczytnym forum.W końcu stałam się poprawnym,dojrzałym obywatelem dającym przykład…
p.s….no ale bez przesady!;P
heh święta prawda. Organizatorzy + ochota czyli dla chcącego nic trudnego ;]
Pan się dobrze bawił z obcą babą za pieniądze uczniów. Uważam, że nauczyciele są na studniówce gośćmi, a osoby towarzyszące nauczycielom powinni płacić za siebie. Napić się, nażreć za pieniądze uczniów! Brawo!
Elementem studniówki jest udzial nauczycieli, którzy są na niej gośćmi.Można sobie wyobrazić imprezę klas maturalnych bez nauczycieli,ale to już będzie zwykla impreza a nie studniówka.Elementem takiego zaproszenia oraz bycia gościem jest też mozliwość przyjścia z osobą towarzyszącą – nauczyciel nie może być zdany na uczniów, choć jest fajnie jak czasem z nimi zatańczy.Uwierz mi, przyjście na calą noc za żarcie i picie na imprezę to żaden interes, w każdym razie nie dla doroslego czlowieka. Już od dawna wielu nauczycieli nie chce(!) chodzić na studniówki wlasnie ze względu na takie komentarze jak twój!!!
Do dobrej imprezy potrzeba dwóch z trzech: 1 – świetnych ludzi, 2 – dobrej muzyki, 3 – dużo alkoholu
Najważniejszymi gośćmi na studniówce są uczniowie!
-> Ana
Po pierwszym przeczytaniu Twojego posta nie dotarła do mnie jego treść, może dlatego, że nie przyszlo mi do głowy, że można w ogóle robić nauczycielom wyrzut o coś takiego! O Boże, dziewczyno, ale jesteś beznadziejna, jeśli naprawdę uważasz, że nauczyciel przychodzi na TWOJĄ studniówkę, żeby „się nażreć i napić”za TWOJE pieniądze. Raz-to nie są TWOJE pieniądze, tylko Twojej mamusi i tatusia. Dwa- składa się na to cala klasa, a zazwyczaj też nie jedna ale kilka klas, które uczy dany nauczyciel. Więc zakladając nawet skrajnie pesymistyczną wersję obliczeń, zaplaciłaś za swojego nauczyciela i jego osobę towarzyszącą zlotych 10. Trzy- studniówkę oplaconą mają tylko wychowawcy z tego co wiem, reszta tez wnosi oplaty. Cztery- nauczyciel idzie tam z grzeczności, albo z uprzejmości, albo w wyjątkowych sytuacjach-z sympatii do uczniów. Uwierz mi,dorosły czlowiek umie się bawić i nie potrzebuje do tego zabawy dla nastolatków.
Rozpisalam się, ale tak mnie zadziwila Twoja wypowiedź,że normalnie nie wierzę, że można tak pomyśleć.
Ana
Na studniówce uczniowie są gospodarzami!!!
Studniówkę miałam prawie 20 lat temu. Też było drogo, a poza tym brakowało jeszcze wielu rzeczy i trzeba się było o nie mocno postarać (rodzice stawali na głowie, żeby „załatwić” to i owo). Ale nikomu, powtarzam NIKOMU nie przyszło do głowy, że nauczyciel, to jakiś „koszt”. Znak czasów?
Nie znoszę studniowek i chodze tylko wtedy, gdy mam wychowawstwo:(
Najbliższa w roku 2011:(
kolega po fachu dodaje : http://hiperblog.blogspot.com/
zgadzam sie w zupelnosci z ann. osoby towarzyszace nauczycieli to pasozyty ktorzy przychodza aby sie nazrec. dowodem na to jest fakt ze u mnie na studniowke zapisalo sie 60 nauczycieli a jak uczniowie powiedzieli ze nauczyciele maja zaplacic za swoja os towarzyszaco to na liscie zostalo tylko 10!! w rezultacie maturzystow jest tylko 120 wiec kazdy z nich by musial dodatkowo zaplacic 50 zloty za goscia ktorego w cale nie potrzebuje!
Istnieje normalna mądra młodzież, która wie czego chce a nie ulega tandecie polskiej pseudotradycji. Co można powiedzieć na temat studniówek z perspektywy kogoś kto na szczęście nie był na swojej, a z racji zawodu musi ich unikać co rok? Sztuczna zabawa w dorosłych, jedno wielkie zakłamanie i ośmieszanie autorytatu szkoły (zwłaszcza w kwesti alkoholu, którego „oficjalnie” nigdy nie ma), robienie dobrej mini do złej gry i sztuczna atmosfera przepełniona udawanymi życzeniami i pięknymi wyświechtanymi frazesami z ust młodzieży i nauczycieli (bez pokrycia w rzeczywistości), parada próżności i obłudy, pedagogów, uczniów i rodziców. Dla niektórych nauczycieli przykro mi to przyznać jako nauczycielowi-okazja do wypicia na krzywy ryj (za darmo).
Dla wszystkich, którzy tej hańbiącej polską szkołę „tradycji” mówią NIE-wielkie TAK.
Ps.mam nadzieję, że ktoś to przeczyta i wszyscy pójdą wreszcie po rozum do głowy