Manipulacja w nowej podstawie programowej

Próbując odkryć ducha nowej podstawy programowej, trafiłem na słowo „manipulacja”. Pragnieniem MEN jest, aby „uczeń rozpoznawał manipulację językową w tekstach reklamowych, w języku polityków i dziennikarzy” (PP I/ 1/ 8-9, s. 12).

Nie przeczę, że szkoła powinna przygotowywać młodzież do odbioru różnych form językowych, w tym także technik manipulacji, ale nie podoba mi się pokazanie palcem dwóch grup – polityków i dziennikarzy – których język podobno pełen jest manipulacji. Wyobraźmy sobie sytuację, że w podstawie programowej byłoby napisane, że uczeń powinien rozpoznawać korupcję w handlu oraz u lekarzy i egzaminatorów na prawo jazdy. Nie róbmy z uczniów idiotów, wystarczy, jeśli będziemy uczyć, na czym polega manipulacja i co to jest korupacja. Pokazywać palcem nie trzeba.

Wydaje mi się, że autorzy podstawy programowej zachowali się stereotypowo. Pomyśleli „manipulacja” i wyobrazili sobie dziennikarza oraz polityka. A przecież manipulacji dopuszczają się ludzie różnych zawodów. Nie chodzi jednak o spieranie się, kto manipuluje mniej lub bardziej, tylko o zasadę, jak należy pisać podstawę programową. Według mnie, jak najbardziej oględnie. A zatem powyższy punkt podstawy powinien brzmieć raczej tak: „uczeń rozpoznaje manipulację językową w różnych tekstach, np. reklamowych, dziennikarskich, publicystycznych, urzędowych, religijnych  itd., oraz w języku różnych osób, np. handlowców, polityków, urzędników, dziennikarzy, przedstawicieli sekt itd.”.

Wskazanie tylko dwóch grup, tj. polityków i dziennikarzy, to jest dopiero manipulacja. Chyba twórcy nowej podstawy programowej pomylili umiejętność rozpoznawania manipulacji z byciem nieufnym. Mam nadzieję, że celem reformy edukacji nie jest propagowanie nieufności, bo tego mamy w Polsce aż nadto.