Autorytet na policji

Nauczycielka powiadomiła policję, że uczeń zwymyślał ją wulgarnymi słowami. Sprawa trafiła do sądu. Chłopcu grozi dozór kuratora albo inna kara. Ojciec staje na głowie, aby dowieść, że syn niczego złego nie zrobił (więcej o sprawie tu).

Pamiętam, jak mój wychowanek zwymyślał młodą nauczycielkę. Nazwał ją tak samo jak oskarżony gimnazjalista z okolic Nowego Targu, czyli „ty k…” itp. Dziewczyna nie zawiadomiła policji, tylko poinformowała mnie o zdarzeniu. Ja porozmawiałem z chłopcem, ale to nic nie dało. Poprosiłem ojca, ale rozmowa z ojcem nie pomogła (ojciec miał złe zdanie o tej nauczycielce i usprawiedliwiał syna). Przypomniało mi się, że na zebrania rodziców przychodził czasem dziadek tego chłopca. Poprosiłem zatem dziadka na rozmowę. Nie musiałem długo wyjaśniać. Dziadek odpowiedział, że sprawę załatwi. Następnego dnia chłopak przyszedł do szkoły z olbrzymim bukietem róż i przeprosił nauczycielkę. Takie przeprosiny aż ją zawstydziły. Sprawę uznaliśmy za załatwioną.

Niepokoi mnie sytuacja, że poniżony przez ucznia nauczyciel nie ma do kogo pójść, więc wybiera od razu ostateczność, czyli policję. Nie jestem przeciwny zgłaszaniu policji różnych rzeczy, ale uważam, że wiele spraw powinno się załatwić przy współudziale innych nauczycieli oraz dyrekcji. Gdy nauczyciel nie daje sobie rady z problemami w pracy, nie powinien pozostawać z nimi sam. Szkoła, w której człowiek boi się szukać pomocy u kolegów oraz u dyrekcji, jest miejscem patologicznym. Jeśli już kogoś należałoby w takiej sytuacji podać do sądu, to szkołę, w której nauczyciel nie może liczyć na pomoc innych pracowników.

Gdyby wszystkie środki pedagogiczne zawiodły, gdyby koledzy nie byli w stanie mi pomóc, gdyby dyrekcja nie dawała rady wesprzeć moich działań, w ostateczności poszedłbym na policję.

Martwią mnie komentarze nauczycieli na forach, że „gnoja należało podać do sądu”. Przede wszystkim chłopca należało poddać pod opiekę rodziców. Jeśli zaś rodzice odmówiliby współpracy ze szkołą, a syna podburzali do wulgarnych zachowań, to ich raczej należałoby podać do sądu. A nauczycielowi, który jest obrażany przez uczniów i nie potrafi sobie z tym poradzić, trzeba udzielić wszechstronnej koleżeńskiej pomocy.

Interwencja policji jest dopuszczalnym środkiem pedagogicznym, ale powinna być stosowana jak amputacja w leczeniu chorego ciała – tylko w ostateczności.