Składka na Radę Rodziców

Z zebrań z wychowawcami rodzice wynoszą przede wszystkim przekonanie, że szkoła próbuje wyciągnąć od nich pieniądze. W tym roku po raz pierwszy patrzę na ten problem także z perspektywy rodzica, a nie tylko nauczyciela.

Z perspektywy nauczyciela sprawa wygląda tak. Składka nie jest duża – ok. 10-20 zł miesięcznie, więc każdego rodzica stać na taki wydatek. Gdy zatem ktoś nie płaci, to robi się wychowawcy przykro ( w pierwszych latach pracy), krew go zalewa (w kolejnych latach), a w końcu staje się złośliwy dla wychowanków (padają komentarze w stylu: „Na piwo cię stać, a na wsparcie szkoły to już nie”?). Przejawy dobrego serca dla uczniów nieraz uzależnia się od tego, czy rodzice płacą składkę. Oczywiście bywają wyjątki, kiedy komuś brakuje właśnie 10 zł do pierwszego i mógłby nie przeżyć. Od takich osób składki się nie oczekuje.

Z perspektywy rodzica sprawa wygląda tak. Mogę płacić nawet więcej, ale przecież nie będę finansował spraw, które ma obowiązek finansować gmina. Do statutowych zadań jednostki prowadzącej szkołę należy zapewnienie uczniom niezbędnych pomocy albo opłacenie osób, które prowadzą koła zainteresowań. Jeśli za moje pieniądze kupuje się rzutnik, niezbędny do przeprowadzenia matury ustnej z języka polskiego, to ja się na to nie zgadzam. Pieniądze rodziców powinny być wykorzystywane na sprawy naprawdę ekstra. Np. na zorganizowanie ciekawej imprezy dla uczniów, na zaproszenie wyjątkowego gościa albo na dopłacenie do wycieczki uczniów, których nie stać na wyjazd z klasą. Poza tym niech szkoła kombinuje, jak wydać pieniądze z pożytkiem dla uczniów. Jeśli zaś za te pieniądze chce się wymienić okna czy sfinansować remont schodów, to ja nie daję ani grosza. Od tego jest gmina, aby finansować remonty.

Jestem rozdarty między byciem nauczycielem, który ściąga pieniądze od rodziców, i rodzicem, który dobrze przemyśli, zanim zapłaci.