Realizm magiczny MEN
Krystyna Szumilas, prawa ręka Hall, zachowała się na konferencji prasowej MEN-u niczym bohaterka realizmu magicznego (kiedyś był to modny nurt w literaturze). Tłumacząc korzyści zwiększenia pensum nauczycieli o 4 godziny, wykazywała się dwiema przeciwstawnymi cechami: przenikliwością umysłu i skrajną naiwnością. Mówiąc zaś innymi słowami: twardo stąpała po ziemi i zarazem uciekała w świat fantazji. Na czym to polegało?
Szumilas okazała bystrość umysłu, kiedy twierdziła, że nauczyciele powinni mieć większe pensum. Zgadzam się z bólem serca: prędzej czy później nauczyciele będą mieć wyższe pensum. Zrealizowanie tego pomysłu przysporzy rządowi popularności, gdyż społeczeństwo nie może pogodzić się z tym, że nauczyciele pracują tak krótko. Byłoby głupotą nie skorzystać z okazji do pozyskania wyborców. Niestety, dalej zaczyna się fantazjowanie: wiceminister zapewnia, że po zmianie pensum nikt nie zostanie zwolniony. A przecież przydzielenie nauczycielom większej liczby godzin spowoduje, że nie dla wszystkich wystarczy tych godzin. Według obliczeń ZNP pracy zabraknie dla 100 tysięcy ludzi, czyli co piątego pracownika. Natomiast Szumilas twierdzi, że nie zabraknie pracy dla nikogo. Taka naiwność to już tradycja w MEN. Pamiętam, że za Handkego urzędnicy MEN nie potrafili obliczyć, ile będzie kosztowała reforma. W końcu podali sumę z sufitu, a potem się dziwili, że okazało się inaczej. Teraz też rzeczywistość okaże się inna niż marzenia. Bajki opowiada Szumilas i udaje, że sama w nie wierzy.
Słów kilka na temat krótkiej pracy nauczycieli. Jedną z utartych opinii, która służy za żer obecnemu rządowi, jest wyobrażenie, że nauczyciele prowadzą w szkołach próżniacze i komfortowe życie. Ludzie chcą dokręcenia śruby nauczycielom. I ta śruba zostanie dokręcona. Jednak śrubę trzeba umieć dokręcać, bo inaczej puści gwint i maszyna, jaką jest edukacja, się rozleci.
Uważam, że skutkiem wprowadzenia tych 4 godzin będzie bierność i abnegacja wśród nauczycieli. Skończą się społecznie prowadzone koła zainteresowań i zostawanie z uczniami po lekcjach, skończy się wszelka charytatywność, zaniknie dbałość o uczniów. A może stanie się jeszcze coś innego, coś zupełnie nieprzewidzianego, coś upiornego i demonicznego. W końcu to realizm magiczny.
Komentarze
Pomyłka, asekuracja, czy manipulacja?
Ministerstwo Edukacji przedstawiło do konsultacji dwa projekty ustaw:
1) projekt ustawy o zmianie ustawy Karta Nauczyciela – udostępniono w Biuletynie Informacji Publicznej MEN 5 sierpnia br.,
2) projekt ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz o zmianie niektórych innych ustaw ? udostępniono w Biuletynie Informacji Publicznej MEN 8 sierpnia br.
Pani Szumilas na konferencji prasowej w MEN (7.08.br.) wyjaśniała: ?Oba projekty ustaw przedstawiliśmy do konsultacji społecznych, by można było je uchwalić jeszcze w tym roku. (?) Zgodnie z projektem ustawy o zmianie ustawy Karta Nauczyciela, pensum nauczycieli może wzrosnąć o 4 godziny. ? To samorządy będą miały możliwość podwyższania pensum? (cytaty z komunikatu na stronie internetowej MEN).
Istotnie, w projekcie ustawy o zmianie ustawy Karta Nauczyciela zaproponowano stosowne zmiany przepisów dotyczących pensum nauczycieli:
? ust. 3 w art. 42 Karty Nauczyciela:
?3. Organ prowadzący szkołę ustala tygodniowy obowiązkowy wymiar godzin zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych, prowadzonych bezpośrednio z uczniami lub wychowankami albo na ich rzecz, nauczycieli zatrudnionych w pełnym wymiarze zajęć, uwzględniając typy szkół i rodzaje placówek, liczbę uczniów w oddziale, niezbędny wymiar godzin zajęć opiekuńczych i wychowawczych, wynikających z potrzeb i zainteresowań uczniów, których mowa w art. 42 ust. 2 pkt 2 ustawy i w art. 64 ust. 1 pkt 2-4 ustawy o systemie oświaty, w granicach określonych w tabeli:? – tu stosowna tabela umożliwiająca zwiększanie pensum nauczycieli przedszkoli oraz nauczycieli przedmiotów w szkołach;
? ust. 7 w art. 42 Karty Nauczyciela:
?7. Organ prowadzący szkołę lub placówkę określa:
1) zasady rozliczania tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć nauczycieli, dla których ustalony plan zajęć jest różny w poszczególnych okresach roku szkolnego;
2) zasady udzielania i rozmiar zniżek, o których mowa w ust. 6, oraz przyznaje zwolnienia od obowiązku realizacji zajęć;
3) tygodniowy obowiązkowy wymiar godzin zajęć:
a) wychowawców świetlic szkolnych i półinternatów, świetlic i klubów środowiskowych, w tym: profilaktyczno-wychowawczych i terapeutycznych, wychowawców młodzieżowych ośrodków socjoterapii,
b) wychowawców internatów, burs, ogrodów jordanowskich, świetlic dworcowych, stałych szkolnych schronisk młodzieżowych,
c) wychowawców:
? placówek socjalizacyjnych, zakładów opiekuńczo-leczniczych dla dzieci,
? domów wczasów dziecięcych,
? specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych, zakładów poprawczych, schronisk dla nieletnich, świetlic szkół specjalnych, placówek interwencyjnych, rodzinnych ośrodków diagnostyczno-konsultacyjnych, młodzieżowych ośrodków wychowawczych, zespołów pozalekcyjnych zajęć wychowawczych zorganizowanych w zakładach opieki zdrowotnej, wychowawców realizujących zajęcia w domach pomocy społecznej,
d) nauczycieli pałaców młodzieży, młodzieżowych domów kultury, ognisk pracy pozaszkolnej, pozaszkolnych placówek specjalistycznych, międzyszkolnych ośrodków sportowych,
e) nauczycieli-bibliotekarzy bibliotek szkolnych,
f) nauczycieli poradni psychologiczno-pedagogicznych,
g) nauczycieli szkół, których mowa w art. 1 ust. 2 pkt 1a,
h) nauczycieli szkół prowadzących kształcenie w formie zaocznej,
i) nauczycieli kolegiów pracowników służb społecznych,
j) nauczycieli kształcenia na odległość,
k) szkolnych: pedagogów, psychologów, logopedów, doradców zawodowych prowadzących zajęcia związane z wyborem kierunku kształcenia i zawodu w celu wspomagania uczniów w podejmowaniu decyzji edukacyjnych i zawodowych, o których mowa w przepisach wydanych na podstawie art. 22 ust. 2 pkt 11 ustawy o systemie oświaty,
l) nauczycieli zatrudnionych dodatkowo w celu współorganizowania kształcenia integracyjnego w przedszkolach i szkołach ogólnodostępnych z oddziałami integracyjnymi oraz w przedszkolach i szkołach integracyjnych,
m) bibliotekarzy bibliotek pedagogicznych,
n) nauczycieli realizujących w ramach stosunku pracy obowiązki określone dla stanowisk o różnym tygodniowym obowiązkowym wymiarze godzin,
4) tygodniowy obowiązkowy wymiar godzin zajęć nauczycieli szkół niewymienionych w pkt 3 oraz w ust. 3;
5) zasady zaliczania do wymiaru godzin poszczególnych zajęć w kształceniu zaocznym i w kształceniu na odległość.?.
Tymczasem w projekcie ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz o zmianie niektórych innych ustaw także zaproponowano nowe brzmienie ust. 7 w art. 42 Karty Nauczyciela (art. 2 pkt 3):
?7. Organ prowadzący szkołę lub placówkę określa:
1) zasady rozliczania tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć nauczycieli, dla których ustalony plan zajęć jest różny w poszczególnych okresach roku szkolnego;
2) zasady udzielania i rozmiar zniżek, o których mowa w ust. 6, oraz przyznaje zwolnienia od obowiązku realizacji zajęć, o których mowa w ust. 3;
3) tygodniowy obowiązkowy wymiar godzin zajęć nauczycieli szkół niewymienionych w ust. 3, nauczycieli szkół, których mowa w art. 1 ust. 2 pkt 1a, nauczycieli szkół zaocznych, nauczycieli kolegiów pracowników służb społecznych, nauczycieli w systemie kształcenia na odległość, nauczycieli realizujących w ramach stosunku pracy obowiązki określone dla stanowisk o różnym tygodniowym obowiązkowym wymiarze godzin, pedagogów, psychologów, logopedów, doradców zawodowych prowadzących zajęcia związane z wyborem kierunku kształcenia i zawodu w celu wspomagania uczniów w podejmowaniu decyzji edukacyjnych i zawodowych, o których mowa w przepisach wydanych na podstawie art. 22 ust. 2 pkt 11 ustawy o systemie oświaty, bibliotekarzy bibliotek pedagogicznych oraz zasady zaliczania do wymiaru godzin poszczególnych zajęć w kształceniu zaocznym i w systemie kształcenia na odległość.?.
Ta wersja ust. 7 w art. 42 Karty Nauczyciela przewiduje, że zakres kompetencji samorządów w zakresie ustalania pensum nauczycieli pozostanie taki sam, jak obecnie, a więc nie będą mogli podwyższać pensum ustalonego w art. 42 ust. 3 Karty Nauczyciela. Tyle tylko, że przy ustalaniu pensum tych nauczycieli, których pensum dzisiaj też samorządy ustalają, np. pedagoga szkolnego, nie będą mieli obowiązku zasięgać opinii kuratora oświaty.
O co tu więc chodzi?
Czy to tylko pomyłka, z pośpiechu, niepotrzebnie, w projekcie ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz o zmianie niektórych innych ustaw zaproponowano mniejszy zakres zmian w art. 42 Karty Nauczyciela, aniżeli w projekcie ustawy o zmianie ustawy Karta Nauczyciela?
Czy też Ministerstwo przewidując, że nie uda się całkowicie przerzucić na barki samorządów decyzji o wysokości pensum nauczycieli (co w istocie proponuje projekt zmian w ustawie Karta Nauczyciela) równocześnie w drugim projekcie przedstawia wersję ?minimum?, w myśl której pensum nauczycieli nie zmieni się, a w tych przypadkach, w których to pensum ustala samorząd, nie będzie obowiązku opiniowania decyzji samorządu przez kuratora oświaty?
Tylko jak się mają zachować w toku konsultacji partnerzy społeczni i związki zawodowe, jeśli MEN nie potrafi sprecyzować własnych propozycji?
I jak się czują nauczyciele widząc, że MEN nie ma żadnego pomysłu na zmianę ich statusu?
Myślę, że sprawa pensum nie została rozpatrzona w sposób sprawiedliwy i realny. Pensum to jest za niskie, ale nie dla nauczycieli wszystkich przedmiotów. Bolączką obowiązującego systemu jest stawianie na równi pracy WF-isty i pracy polonisty czy matematyka. Ten pierwszy ma w szkole słodkie życie (podobnie, jak nauczyciel zajęć praktycznych czy innych tzw. „michałków”): nikt od niego wiele nie wymaga, rodzice raczej nie wnikają w jego program, toteż z reguły faktycznie „odbębnia” tylko tych 18 godzin, a pensję ma taką samą, jak polonista, który: Prowadzi przedmiot będący kluczowym elementem wszelkich sprawdzianów kwalifikujących do dalszych etapów edukacji, więc wszyscy „patrzą mu na ręce” i interesują się jego fachowością (dużo od tego zależy), więc musi się dobrze przygotowywać, a na dodatek niemal każdy mu się wtrąca w to, co on robi (ciągłe zmienianie listy lektur etc.), a dyrekcja angażuje w „przyjemnosci” takie, jak organizacja uroczystości szkolnych, przedstawień, itd… Polonista często nieprzytomnie haruje, mimo 18-godzinnego pensum. Podniesienie pensum wszystkim po równo jest niesprawiedliwe, bo nie wszystkie nauczane przedmioty wymagają od nauczyciela identycznego zaangażowania.
O Boże!
Znowu marudzenie i użalanie się.
Nic dziwnego, że Polacy to taki marudny naród. Po szkołach z takimi nauczycielami.
PS
„…skutkiem wprowadzenia tych 4 godzin będzie bierność i abnegacja wśród nauczycieli. Skończą się społecznie prowadzone koła zainteresowań i zostawanie z uczniami po lekcjach, skończy się wszelka charytatywność, zaniknie dbałość o uczniów.”
O kant tyłka obić taką postawę społecznikowską, która „znika” po 4 godzinkach.
Aha, i nie przypominam sobie aby jakikolwiek nauczyciel został ze mną po lekcjach w podstawówce czy licemu.
DOŚĆ LENISTWA WŚRÓD NAUCZYCIELI!
No cóż! Czas liczyć dokładnie każdy własny grosz i każdą minutę w pracy. A nade wszystko przestać być wolontariuszem. Ot po prostu pracować tak, jak pani na poczcie. O określonej godzinie zamyka się okienko, a szanownemu ogonkowi proponuje się przybycie w innym czasie bez nadziei na pomyślne załatwienie sprawy w innym terminie. I proszę się nie gniewać za to porównanie. Mam niestety takie doświadczenia z urzędu pocztowego. Nie będę w pracy bierna ale wyrachowana. Brrrr
Moja żona jest nauczycielką. Bardzo dobrą nauczycielką. Kiedyś zabrałem się za wyliczenie, ile czasu zajmują jej działania poza ścisłym pensum, tj. sprawdzanie klasówek,kartkówek, szykowanie doświadczeń do lekcji, wywiadówki, rady, spotkania z rodzicami, dodatkowe prace w szkole itp., itd. Liczbę tak wyliczonych godzin podzieliłem przez liczbę godzin w dniu roboczym, a potem odjąłem od liczby dni wolnych, tj. wakacji, ferii i świąt. Wyszło mi, że moja żona ma w roku 6 (sześć) dni urlopu.
Zgadzam się z pesymistycznymi przewidywaniami Autora co do zwalniania nauczycieli itd. Jedno tylko nie ulegnie zmianie: liczba godzin z religii. Jest ich więcej niż z fizyki czy chemii; widocznie najbardziej potrzeba nam teologów i księży. Swoją drogą wyrażenie RELIGIA W SZKOLE wciąż zdumiewa mnie niepomiernie.
Ja rozumiem, że sprawdzanie prac i przygotowanie do zajęć może zajmować nauczycielom sporo czasu, podobnie jest w przypadku wykładów czy ćwiczeń na uczelniach (które od paru lat prowadzę, więc mam jakieś doświadczenie).
Czego nie mogę zrozumieć, to że nauczyciele tak strasznie się z tym obnoszą, sugerując, iż w innych zawodach pracuje się tylko od 8mej do 16tej. A przecież nie tylko nauczyciele zabierają pracę do domu, robią to i sekretarki i urzędnicy i lekarze. Nie wszyscy, to prawda, ale na pewno ci bardziej odpowiedzialni.
Drugą charakterystyczną cechą jest ogłaszanie raz na jakiś czas: „w takim razie, my, nauczyciele, przestaniemy się poświęcać dla młodzieży, koniec z dodatkowymi zajęciami, kółkami zainteresowań, po prostu dość!”. Rzeczywiście, są nauczyciele, którzy prowadzą dodatkowe zajęcia, ale z mojego doświadczenia wynika, że jest to zdecydowana mniejszość. Kiedy zostałem poproszony przez dyrekcję jednej szkoły o poprowadzenie dodatkowych zajęć dla uczniów, nauczyciel przedmiotu nie był zainteresowany nawet tym, żeby przyjść raz i zorientować się co tam robię. Nie mając doświadczenia w pracy z licealistami, byłem po prostu pozostawiony sam sobie. Warto zresztą wspomnieć, że prowadzenie kółka jest dla nauczyciela też formą promocji i nawet jeśli robi to bez wynagrodzenia, przekłada się to potem na jego prestiż, w końcu w mniejszych miejscowościach wszyscy wiedzą którzy nauczyciele są najlepsi z danego przedmiotu, nie wiem jak to jest teraz, ale za moich czasów wielu takich nauczycieli żyło całkiem przyzwoicie z korepetycji. Również sukcesy uczniów w olimpiadach są wynagradzane, nie są to wielkie pieniądze, ale zawsze. Ciekawe, że właśnie olimpijczycy często wolą wpisać jako opiekuna np. rodziców czy brata. Niewdzięczne gnojki, nie doceniające krwawicy nauczyciela, czy może uzdolniona młodzież, która od nauczyciela żadnej pomocy nie dostała?
Wracając do korepetycji. Jasne, że nie one powinny być podstawowym źródłem dochodu nauczyciela, podobnie jak nie praca na kilku uczelniach prywatnych powinna być podstawowym źródłem dochodu naukowca czy tez praca po godzinach w trzech przychodniach – lekarza. Jest też jasne, że nauczyciele, podobnie jak cała budżetówka, zarabiają za mało, a propozycje rządu nie dają powodu do wielkiego optymizmu.
Ale ucieszyłbym się, gdyby nauczyciele skończyli wreszcie z tą martyrologią i przekonaniem o własnej wyższości i wyjątkowości, a przede wszystkim z tym gadaniem typu: „to ja się tak nie bawię, od dzisiaj będę tylko od – do, jak wszyscy inni”. Naprawdę, jakoś nie widać, by statystyczny nauczyciel naprawdę aż tak się poświęcał dla młodzieży, więc taki gadanie raczej śmieszy niż sprawia, że ludzie nagle identyfikują się z nauczycielami i doceniają ich pracę.
Czessc, to ja znowu wasz Debauczer.
„Ale ucieszylbym sie,gdyby nauczyciele skonczyli wreszcie z ta martyrologiaa i przekonaniem o wlasnej wyzszosci..”
Hej! Jakiej wyzszosci? Przeciez oni tyraja od rana do nocy i nic z tego nie maja!Polska szkola jest miejscem, gdzie skromne zony dorabiaja do pensjii swoich mezow. I tyle… Albo: „Znowu marudzenie i uzalanie sie.” Jakie uzalanie? Ci ludzie nie maja srodkow na normalne zycie, a wykonuja dosc zlozona prace. A nie moga utrzymac samochodu i po i musza oszczedzac i prosic sie jak jacys ostatni zebracy. O cholerka, mam juz dosc.
Wasz nagminnie ignorowany Debaucher.
Debauczer znowu.
Przepraszam z a literowki.Nie cxhdcialeem sie oppomylic ale jakos tak suszlo ,zegna,m cculym bye bye.
nie porównuj pracy na uczelni, byliśmy studentami, wiemy jak przygotowuja sie pracownicy tam do zajęć. Poza tym praca nauczyciela, to praca wychowawcza a takze z rodzicami, czego nie doswiadczasz. Mialeś problem z pozostaniem z mlodzeżą, bo nie masz do tego przygotowania? A jak dajesz sobie rade z pracą z grupa ludzi niewiele starszych od uczniów w liceum? Cos mi tu nie pasuje. Czyżby kolejny sflustrowany uczeń albo rodzic? Eszyscy przyzwyczaili się, że proeadzimy zajęcia za darmo, pewnie, ze nie wszyscy. Mamy takze rodziny i musimy dorabiac na ich utrzymanie. Zdecydowana większośc lekarzy nie pracuje za darmo po godzinach, hydraulik nie zrobi nic bez wynagrodzenia. Prestiż, dzięki tym zajęciom? Wolałabym, aby przekładało sie to na zarobki. Często czekam na uczniów po zajęciach a im sie nie chce przyjść. Ruch robi się przed końcem semestru lub roku. Czy ktos docenia mnie za pracę w klasach wyrównawczych, zaniedbanych? Olimpijczycy nie są wyróznikiem dobrego nauczyciela, oni potrzebują tylko odpowiednich materiałów do pracy. Bardzo często pochłania nam to dużo czasu, aby im je znależć. Jak pojawiaja się sukcesy, to bywaja niewdzięczni. Takie jest życie nauczyciela. Jaką pracę bierze urzędnik, sekretarka do domu? Spójrż na różne fora, przekonasz ilu jest tam „dyskutantów ” w porze pracy. Wszyscy piszą jak to ciężko pracują. Nauczyciel podczas swoich godzin przy tablicy” musi być cały czas ” na obrotach”, bo żadna lekcja nie jest taka sama. Nasz czas spędzany na rzecz ucznia i szkoły ale poza nią nikogo nie interesuje. Wszyscy przyzwyczaili sie do tego, że to się samo robi. Znajż mi lekarza, który przyjdzie do chorego do domu jako wolontariusz. Spróbuj skontaktowac się z urzędnikiem po jego godzinach pracy we wlasnej sprawie. To jasne, że do naszych obowiązków należy bardzo dużo innych zajęć, które tylko my możemy wykonać. Ale zamiast gadać o naszym nicnierobieniu niech MEN policzy wreszcie te nasze dodatkowe obowiązki. Niech policzy, ile one zajmują czasu. A potem niech podzieli sie tą wiedza ze społeczeństwem. Padnie mit o naszych 18 godzinach. Padnie też mit, jak to dużo otrzymujemy za naszą pracę. Może MEN poinformuje spoleczeństwo o warunkach socjalnych, w jakich pracujemy. O braku odpowedniej ilości toalet dla nauczycieli ( u nas 2 „oczka” na 50 0sób), braku miejsca do pracy podczas „okienka” za które sie nam nie płaci ale przebywmy w szkole, braku wlasnego miejsca w ciasnym pokoju nauczycielskim itp. Opisując naszą pracę świadomie powiela się stare stereotypy. Przykre. O naszych rodzinach calkiem zapomniano. Ten nienormowany czas pracy powoduje, ze nie mamy dl niej duzo czasu. Wypomina się nam sporadyczne ” korki” (to nas szukają a nie my uczniów) a inne grupy zawodowe robia na potęgę tzw. fuchy a społeczeństwo to toleruje. Przestaję prowadzić zajęcia bezpłatne. Są szkoły językowe, tam rodzice dowiedzą się, ile kosztują zajęcia prowadzone przez nauczyciela. Zmuszona jestem do tego postawą naszego społeczeństwa, niedoceniającego naszej pracy, odczuwającego ptrzebę dowartościowania się naszym kosztem. Mam dosyć bycia chłopakiem bo bicia”. Wywiązę sie tylko z zajęć, zaktóre mi płacą.
Hanna
„nie porównuj pracy na uczelni, byliśmy studentami, wiemy jak przygotowuja sie pracownicy tam do zajęć.”
To znaczy? Zarówno ja, jak i moi koledzy z pracy przygotowujemy się do zajęć, czasami zajmuje to sporo czasu, szczególnie, młodym pracownikom naukowym. I jakoś nikt nie płacze z tego powodu, raczej traktuje się to jakoś coś oczywistego. Co więcej, jesteśmy oceniani przez studentów. W Polsce ewaluacje nie maja jeszcze bardzo dużego znaczenia, zmienia się to raczej powoli, ale mimo to dają, przynajmniej tym co bardziej odpowiedzialnym do myślenia. Twoja reakcja tylko potwierdza moją tezę, bo równie dobrze to ja mógłbym napisać „wiem, jak nauczyciele przygotowują się do zajęć”. Może kiepsko trafiłaś studiując, ok, ale to samo może się przydarzyć w szkole, są ludzie, którzy się przygotowują i są ludzie, którzy tego nie robią. Zapewniam Cię, że do zajęć na uczelni trzeba się przygotować, żeby poszły dobrze (zwłaszcza, gdy się prowadzi studium dla nauczycieli, bo trzeba do nich mówić jak do pięciolatków, żeby cokolwiek zrozumieli, bez urazy).
„Mialeś problem z pozostaniem z mlodzeżą, bo nie masz do tego przygotowania? A jak dajesz sobie rade z pracą z grupa ludzi niewiele starszych od uczniów w liceum? Cos mi tu nie pasuje.”
Być może nie wyraziłem się jasno. Problem polegał na tym, że prowadziłem zajęcia z matematyki, które w założeniu miały wykraczać poza program liceum. Nie zamierzałem weryfikować wiedzy uczniów, zajęcia były dodatkowe i miały być dobrowolne, adresowane tylko do zainteresowanej młodzieży (dopiero później dowiedziałem się, że dyrekcja zarządziła, kto ma na nie przyjść, jakie to typowe). Opracowałem je na podstawie mojego wyobrażenia o ich wiedzy i umiejętności, z grubsza bazując na moich własnych wspomnieniach z liceum. Współpraca z nauczycielem, znającym uczniów mogłaby mi pomóc, szczególnie po pierwszych czy drugich zajęciach w stwierdzeniu czy nie wymagam za dużo, czy powinienem obniżyć loty, czy wręcz przeciwnie, bo nie wiedziałem do końca jak to co robiłem miało się do tego, z czym spotkali się wcześniej w ramach zajęć.
Nie widzę żadnego przełożenia na problemy ze starszą młodzieżą, bo w tym przypadku wiem doskonale czego mogę wymagać i obchodzi mnie tylko, żeby jak najlepiej przekazać wiedzę. Tutaj program był autorski, było to tylko kilka zajęć, raczej w formie wykładów i pięć minut rozmowy z nauczycielem mogłoby mi pomóc.
Różnica między tymi zajęciami, a zajęciami na uczelni była bardzo istotna, bo nie mogłem bazować na żadnych założeniach programowych, nie mogłem też powiedzieć, że uczeń, który nie ma podstawowej wiedzy po prostu nie powinien był się tam znaleźć, a w pewnych sytuacjach mogę tak powiedzieć o studencie trzeciego roku, który prześlizgnął się przez rok pierwszy i drugi na zasadzie zakuć, zdać, zapomnieć. Nie wątpię, że z licealistami, a tym bardziej z gimnazjalistami pracuje się trudniej, ale na każdym etapie dydaktyka przedstawia inne, specyficzne trudności, więc nie deprecjonujmy dydaktyki na uczelniach.
„Nauczyciel podczas swoich godzin przy tablicy? musi być cały czas ? na obrotach?, bo żadna lekcja nie jest taka sama. Nasz czas spędzany na rzecz ucznia i szkoły ale poza nią nikogo nie interesuje. Wszyscy przyzwyczaili sie do tego, że to się samo robi. Znajż mi lekarza, który przyjdzie do chorego do domu jako wolontariusz”
Ten czas jest częścią przygotowania do pracy, tak samo jak czas, który ja spędzam, żeby przygotować się do zajęć ze studentami czy sprawdzając ich kolokwia, albo egzaminy. Co do lekarzy, myślę, że znalezienie takiego lekarza nie jest wcale trudniejsze, niż znalezienie nauczyciela, przychodzącego do ucznia jako wolontariusz, czy nauczyciela prowadzącego zajęcia dodatkowe (ja nie spotkałem ich za wielu). Raz jeszcze, ja nie neguję, że nauczyciele powinni zarabiać więcej, ale nie jesteście wyjątkowi, jesteście jedną z wielu grup zawodowych, których dotyczy ten problem.
„Olimpijczycy nie są wyróznikiem dobrego nauczyciela, oni potrzebują tylko odpowiednich materiałów do pracy.”
Zgodzę się, że ważne jest to jak nauczyciel przygotowuje przeciętnego ucznia, bo to jest jego podstawowe zadanie. Duża liczba olimpijczyków rzeczywiście nie musi świadczyć o wysokim średnim poziomie, ale zdanie o tym, że oni potrzebują tylko materiałów jest po prostu żenujące. Jak się to ma do całej idei pracy ze zdolną młodzieżą? Oczywiście, trudno zostawać po godzinach, gdy nie ma jak związać końca z końcem, ale taka opinia mnie po prostu osłabia. Szczególnie, że największe sukcesy w olimpiadach odnoszą uczniowie tych nauczycieli, którzy pracują z nimi dodatkowo (jest kilka szkół w Polsce, określanych tradycyjnie „kuźniami olimpijczyków”, nie do końca dlatego, że uczniowie dostają tam materiały i radzą sobie sami).
„Wypomina się nam sporadyczne ? korki? (to nas szukają a nie my uczniów) a inne grupy zawodowe robia na potęgę tzw. fuchy a społeczeństwo to toleruje.”
Ja tych korków nie wypominałem, to primo. Secundo, nie udawajmy, że nauczyciele dają korepetycje z litości dla uczniów, którzy ich szukają, bo to już jest obłuda. I poprosiłbym o przykłady tych grup zawodowych, które robią na potęgę fuchy, bo znowu wkraczamy w rejony „my biedni, biedni, biedni, niedoceniani nauczyciele”…
Raz jeszcze powtórzę, uważam, że nauczyciele zarabiają za mało, ale nie uważam, by byli jedyną i wyjątkową grupą zawodową z tym problemem. I Dlatego drażni mnie ta martyrologia zawodu, być może częściowo sprowokowana niedawnymi głupimi uwagami Ministerstwa na temat ich wysokich zarobków za godzinę. Jeśli chcemy mieć dobrą dydaktykę, musimy za to zapłacić, szczególnie, że inaczej następuje negatywna selekcja do zawodu nauczyciela, ale nie udawajmy proszę, że nauczyciele są aż tacy wyjątkowi i wszyscy żyją tylko dla ucznia, który wraz z rodzicami po prostu tego nie docenia. A taka jest ogólna atmosfera i tego bloga i komentarzy nauczycieli, którzy sugerują jakby wszyscy byli święci i tylko cały świat uparł się, żeby im dokuczyć („ci wredni rodzice, ci wredni uczniowie”)
Uff, się rozpisałem…
Ci nauczyciele są naprawdę biedni. Tak się starają. Jak wyliczył mąż jednej biednej nauczycielki nie mają nawet tygodnia urlopu. I ciągle sprawdzają te prace i poprawiają kartkówki. Zawsze się pytam tych, którzy tak mówią- a po co robią te kartkówki. Myślę, że wielu nauczycielom pomyliło się co mają robić. Moim zdaniem nauczyciele powinni uczyć i to w taki sposób, żeby uczniowie chcieli się uczyć. Tymczasem znaczna ich część skupia się tylko na sprawdzaniu czy uczeń się nauczył tego, co nauczyciel mu kazał. GDYBYSCIE NAPRAWDE ZACZELI UCZYC, TO I WAM BYłOBY MILEJ I UCZNIOWIE BYLIBY BARDZIEJ ZADOWOLENI. ALE OCZYWISCIE LATWIEJ JEST MOWIC JACY UCZNIOWIE SA GLUPI, ZAMIAST POKAZAC IM JACY MOGA BYC WSPANIALI.
PS do jednej biednej nauczycieli, ani nie jestem sfrustrowanym rodzicem ani uczniem, który ma żal do szkoły. Też jestem nauczycielem, a ponieważ jestem rzeczywiście dobry i zarabiam nieźle i w dodatku jestem z siebie zadowolony.
Do jot_ka
Oj jot_ka, nie jestes nauczycielem, nie znasz realow tej pracy, to od razu widac po Twojej odpowiedzi. Sorki 🙂 Nie wiesz nawet ze kartkowki itp. nie sa wymyslem nauczycieli i gdyby to tylko od nauczycieli zalezalo, wcale by ich nie bylo. Uczen ma PRAWO do oceny swoich wynikow w nauce, wiec nauczyciel ma OBOWIAZEK REGULARNEGO oceniania (z tego jest rozliczany przez dyrektora szkoly i to moze sprawdzic kuratorium- chyba ze cos sie ostatnio zmienilo – juz nie pracuje w szkole). Kartkowka jest po prostu najszybszym sposobem (oczywiscie najgorszym, ale to juz inna bajka).
Calym sercem jestem za szkola bez ocen, razem z kolezanka probowalysmy kiedys przekonac do tego rodzicow i przeprowadzalysmy wyklady na ten temat dla nauczycieli. Niestety rodzice naszych uczniow byli najwiekszymi zwolennikami ocen – bo byl to dla nich najbardziej zrozumialy sposob dowiadywania sie o postepach dziecka, a maja do tego PRAWO i tego od nas wymagali wbrew naszym „wspanialym teoriom” :-).
Nie rozumiem jak ktos mi mowi ze nie pracuje prawie wcale i zacznyam tlumaczyc co robie to pisze ze placze. Jedyna rade jaka dostaje to zmien zawod, a na koniec slysze ze nie jestem jedynym, ktory ma zle. To mam sie godzic zeby na mnie pluli i klamali na moj temat bo inni maja zle? O tym ze wszyscy lepiej wiedza od nauczyciela jak uczyc to norma w tym kraju, tak jak wszyscy lepiej wiedza od trenera jaka taktyke i zawodnikow wybrac.
Panią Szumilas nie cechują,jak twierdzi Gospodarz,realizm i naiwność,lecz hipokryzja i cynizm.Co do możliwego scenariusza wynikajacego z działań MEN,to zgadzam się z Gospodarzem.Abnegacja i bierność nauczycieli stanie się faktem.Ile lat się można łudzić,że sytuacja oświaty się zmieni na lepsze,że zaczniemy jako państwo inwestować w młodzież i tych,którzy nauczają? Wg doradców Tuska liczebność klas nie wpływa na efekty nauczania.Intencje rządu i MEN aż nadto oczywiste.Zaoszczędzić na nauczycielach i szerzej zmusić rodziców do kupowania wykształcenia (szkoły społeczne,korepetycje,itd.,itp.). Zastanawiające,że społeczeństwo,które tak ochoczo stara się dowalić nauczycielom,nie zauważa,że też zostanie zrobione w balona.Skąd ten brak instyktu samozachowawczego?
do hlmi,
moje córki skończyły niedawno studia dzienne, teraz pracując studiują na innym kierunku, o tym, jak prowadzone są zajęcia na ich uczelniach wiem od nich i ich znajomych. Nie pisz bzdur o wielkiej Twojej odpowiedzialności. Ewaluacje naszych wyników nauczanie przeprowadza sie od lat, ale Ty na pewno o tym nie wiesz, dla nas to normalna rzecz od czasu wprowadzenia którejs tam reformy oświaty.
Egzaminy lub zaliczenia na uczelniach to często loteria zalezna od prowadzącego. Dorabiacie często prowadząc zajęcia na studiach podyplomowych (skończyłam kolejne niedawno) i jesteście bardzo często nieprzygotowani do zajęc. Nie lubicie nas, bo my uczestnicząc w tych zajęciach często wymagamy od Was profesjonalizmu, wiedząc, że za to odwalanie zajęć nieżle Wam płacimy. Jakośc przekazywanej wiedzy jest żenująca.
Grupami pracującymi na czarno, bez wykazywania dochodów są m.in. lekarze, adwokaci (gdzie ewidencja pobranych zaliczek za załatwione sprawy?), dentyści, malarze, krawcowe, fryzjerki (przychodzą do domu), organizatorzy przyjęć weselnych (zatrudniający na czarno kucharzy, kelnerki ….). Mam wyliczać dalej? Za demontaż i montaż muszli klozetowej (ok. godz. pracy) musiałam zapłacić hydraulikowi 100 zł. Moja lekcja tyle nie kosztuje, przy czy przygotowuję się do niej.
Jeśli chodzi o olimpijczyków, to oczywiście nie ograniczamy się tylko do wyszukania ciekawych materiałów. Omawiamy je wspólnie. Na uczelni studenci otrzymują od Was jedynie wykaz lektur, w większości niedostępnych w bibliotece (wY JE NAJCZĘSCIEJ TRZYMACIE) będących jedynie do wglądu w bibliotece, na miejscu.
Kto Wa rozlicza z tego, że np.80 % nie zdaje egzaminu w pierwszym terminie? Tłumaczycie się, że studenci nie chcieli się uczyć – ich wina. A jest to przecież elita intelektualna. My za to musimy za lenistwo naszych uczniów odpowiadać przed dyrekcją, rodzicami i innymi organami.
Piszesz, że się przygotowujesz do zajęć. To dobrze, wiesz co to znaczy. Ale nikt nie wytyka Ci, że pracujesz tylko 18 godzin.
Czy masz rady pedagogiczne? Wypisujesz arkusze ocen (2 razy w roku) i świadectwa? Prowadzisz tyle dokumentacji? Masz zebrania i konsultacje dla rodziców? Musisz rozwiązywać problemy wychowawcze swoich studentów? Wiesz, co to jest współpraca z policją, MOPS, Z KURATOREM SĄDOWYM? Musisz przygotowywać m.in. festyny szkolne i brać w nich udział aby pozyskac środki dla szkoły? Musisz prosić rodziców aby zasponsorowli malowanie klasy, bo tynk się sypie a dyrekcja nie ma pieniędzy? Musisz opiekować się grupą niepełnoletnich na wycieczkach? Mogłabym tam dalej wymieniać, ale dla Ciebie to nie argumenty.
Pewna asystentka na uczelni (taki mgr jak ja) powiedziała kiedyś studentom germanistyki, że pracowała rok w szkole średniej (miała szczęście ,że nie w gimnazjum) i nigdy nie ma zamiaru tam wracać.
Macie dobre warunki socjalne. Pokoje (nawet jeżeli w nie tylko dla siebie samego) do dyspozycji. Na konsultacje, ża które Wam płacą często nie przychodzicie. Studenci sie nie skarżą, bojąc się odwetu na zaliczeniach. W szkole jest inaczej.
Nie skarżyliśmy się latami i dlatego tak traktuje się naszą grupę zawodową. Nie narzekamy na to, że musimy dużo pracować, ale na to, że za tą pracę nie wynagradza się nas godziwie, przez co zmuszeni jesteśmy często pracowac dodatkowo, aby utrzymać nasze rodziny. A przy tym przedstawia się nas jako grupę roszczeniową, malo pracującą, z negatywnego naboru, której za malo pracy bardzo dużo się płaci.
Powtórzę się: przyjdż popracować / poleniuchować w szkole. Poleniuchuj tak przynajmniej rok, będąc wychowawcą. Po roku porozmawiamy.
Nie pozdrawiam Cię, bo po takim fachowcu powinnam spodziewać się czegoś więcej niż powtarzania jak to inni maja gorzej niż my.
Jestem nauczycielką matematyki. Uważam, że na pewnym poziomie nie jest stosowne przepychanie się. Uogólnianie też nie jest dobre, ja mogę odpowiadać i odpowiadam tylko za swoje czyny, a nie wszystkich nauczycieli.
Oczywiście, różne pomysły w stylu dodatkowych 4 godzin mnie smucą, wiem ile mnie kosztuje czasu praca w szkole. Może źle, ale nie oczekuję, że ktoś to zrozumie. Robię to co lubię, to co wybrałam. Czuję, że moje miejsce jest w szkole.
Zanim zaczęłam pracować w szkole pracowałam w firmie prywatnej 4 lata (dobra pensja, 8 godzin pełnej aktywności, możliwość rozwoju), świadomie z tego zrezygnowałam. Tak jak w szkole byli ludzie, którzy skupiają się głównie na robieniu tzw. wrażenia. Wszędzie tacy są.
Pomysły MEN i obiegowa opinia o nauczycielach uderzają i są bolesne dla tych nauczycieli, którzy wiedzą po co są w szkole, a ci którzy nie wiedzą będą dalej tak samo „pracować”.
Nie bądźmy hipokrytami. Wszyscy nauczyciele wiedzą jak jest w szkole. Nadzieja tylko w tym, że ci rozsądni nie dostaną dodatkowo po d… i w polskiej szkole będą większością.
Pozdrawiam wszystkich nauczycieli i „znawców” tematu;)
Do kolegi po fachu hlmi
„Kiedy zostałem poproszony przez dyrekcję jednej szkoły o poprowadzenie dodatkowych zajęć dla uczniów, nauczyciel przedmiotu nie był zainteresowany nawet tym, żeby przyjść raz i zorientować się co tam robię. Nie mając doświadczenia w pracy z licealistami, byłem po prostu pozostawiony sam sobie.”
Czlowieku, to byla Twoja robota zeby dowiedziec sie na jakim poziomie sa uczniowie z ktorymi miales miec zajecia. Ty powinienes pojsc do nauczyciela albo dowiedziec sie z programow, podrecznikow, internetu…. Dowiedziec sie wiecej o oczekiwaniach uczniow, rodzicow, nauczyciela i dyrekcji. Byla to bardzo wazna ( a moze najwazniesza) czesc przygotowania do tych zajec, a Tobie to nawet do glowy nie przyszlo, bo przeciez przyszedles do szkoly jako gwiazda z uczelni.
„Opracowałem je na podstawie mojego wyobrażenia o ich wiedzy i umiejętności, z grubsza bazując na moich własnych wspomnieniach z liceum. Współpraca z nauczycielem, znającym uczniów mogłaby mi pomóc, szczególnie po pierwszych czy drugich zajęciach w stwierdzeniu czy nie wymagam za dużo, czy powinienem obniżyć loty, czy wręcz przeciwnie, bo nie wiedziałem do końca jak to co robiłem miało się do tego, z czym spotkali się wcześniej w ramach zajęć.”
Czy masz jakiekolwiek przygotowanie pedagogiczne? Wstyd cos takiego czytac. Jesli naprawde prowadzisz jakies zajecia, to zapisz sie szybko na dobry kurs przygotowujacy do zawodu, bo to straszne co wypisujesz.
Kolegę matematyka z uczelni dyskwalifikuje przede wszystkim stosowanie kwantyfikatorów ogólnych wobec nauczycieli i jakaś taka swojska niewinna i czysta ignorancja, która jednocześnie uskrzydla go niczym gołębicę.
Życzę sukcesów pedagogicznych.
Hanno,
nie wiem jakie uczelnie kończyły Twoje córki, skoro poziom nauczania był taki niski. Nie wspomnę już, że są uczelnie w Polsce, gdzie cytuję „taki mgr jak” Ty, nie miałby szans na bycie asystentem, bo warunkiem startu w konkursie jest złożony doktorat, a warunkiem zatrudnienia jego obronienie…
Co do patologii na uczelniach, zdarzają się, nie przeczę. Chcesz, żebym wyliczył Ci patologie polskich szkół (część z nich pamiętam jeszcze z czasów, gdy sam do nich uczęszczałem), wspomniał o jakości przekazywanej wiedzy i o stosunku nauczycieli do uczniów? Też by się sporo znalazło. Nie wydaje mi się jednak, żeby miało jakikolwiek sens licytowanie się na negatywne przykłady, to raczej nigdzie nie prowadzi, szczególnie, że wierzę, że te negatywne przykłady nie są regułą. Nie wiem też skąd taki atak na pracowników uczelni, czy ja zarzucałem jakieś tego typu rzeczy nauczycielom? Może wypadałoby przeczytać najpierw co napisałem? Dla przykładu, nigdzie nie napisałem, że nauczyciele nie są oceniani, chodziło mi tylko o wspomnienie ewaluacji na uczelniach. Potwierdziłem też, że praca z dziećmi jest pod pewnym względem trudniejsza od pracy ze studentem. Ale czy tak trudno zrozumieć, że choć nie na poziomie wychowawczym, to praca ze studentem też może być trudna? Choćby dlatego, że materiał jest znacznie bardziej zaawansowany i znacznie łatwiej dostać pytanie, na które z marszu się nie odpowie, nawet jeśli jest się kompetentnym (mówię o przedmiotach ścisłych).
Trudno mi pisać Ci o moich obowiązkach (nie, nie wiem czym jest współpraca z policją, nie organizuję festynów szkolnych), bo pewnie i tak powiesz, że je lekceważę. Wyobraź sobie bowiem, że pracownicy naukowi, podobnie jak nauczyciele, nie mają najlepszej prasy (widać to najlepiej po Twojej własnej opinii na ich temat). Nie wiem czy Ty zdajesz sobie sprawę ile czasu zajmuje praca naukowa, gdy się ją traktuje serio (a ja akurat tak do tego podchodzę, to był powód dla którego zostałem na uczelni, zaraz mi pewnie powiesz, że w Polsce się naukowo nie pracuje, tylko udaje, a jakbym był dobry to bym wyjechał), tak się składa, że oprócz zajęć ze studentami, są tez seminaria, są organizacje konferencji. Polecam przeczytanie artykułu naukowego ze zrozumieniem, zobaczysz ile czasu zajmuje przebicie się przez jedną stronę. Nie wypisuję tego, żeby narzekać jak mi źle, ja akurat lubię swój zawód, wraz z jego do pewnego stopnia nienormowanym czasem pracy, gdy równie dobrze mogę pracować w środku nocy, a w dzień, gdy akurat nie mam zajęć, odespać. Tak się bowiem składa, że moje pensum jest rzeczywiście dużo niższe, właśnie dlatego, że jest to praca naukowo-dydaktyczna, inaczej ma się sprawa w przypadku wykładowców.
Dla Twojej wiadomości, ja na konsultacje przychodzę, można też skontaktować się ze mną mailem i umówić na konsultacje poza ustalonymi godzinami. Przed egzaminem proszą o nie dość często całe grupy studentów. Podobnie zachowują się moi koledzy, przynajmniej istotna część. Może miałem szczęście znaleźć się w tym środowisku, bo gdy byłem studentem, spotkałem się z podobnym, dobrym traktowaniem (nawet jeśli miałem zastrzeżenia do niektórych wykładowców). Wiem, że nie wszędzie tak jest, ale w założeniu tak właśnie powinno być.
Zauważ też proszę, że nigdzie nie napisałem, że praca nauczyciela jest łatwa, czy też, że jest to leniuchowanie. Nigdzie też nie napisałem, że inni mają gorzej, ani, że nauczyciele nie powinni zarabiać lepiej. Zwróciłem tylko uwagę, że wiele zajęć, które tradycyjnie przedstawiane są przez nauczycieli jako coś co robią dodatkowo, z łaski dla ucznia, nalezy tak naprawdę do ich obowiązków (są za nie nisko wynagradzani, ale to ciągle ich obowiązki) oraz, że nie są jedyną grupą zawodową pracującą po godzinach. Żeby być bardziej konkretnym, proszę:
„Urzędnicy skarbowi muszą pracować po godzinach, aby w terminie wypłacić nadpłaty PIT za 2007 rok. Nie otrzymują wynagrodzeń za nadgodziny.” – cytat z Gazety Prawnej
I nikt mi nie powie, że ludzie wolą urzędników skarbowych od nauczycieli, szczególnie, gdy przychodzi płacić podatek ;).
Jak się poszuka w sieci, można znaleźć wiele o dyspozycyjności sekretarek i ich pracy po godzinach bez dodatkowego wynagrodzenia. Nie chodzi jednak o to, żeby mówić kto ma gorzej, a raczej, żeby przestać zgrywać obrażalskich, jak to ma miejsce w Twoim przypadku („to ja już nigdy, dodatkowo dla ucznia, teraz tak się poświęcam, koniec z tym”), a raczej, żeby uczciwie powiedzieć, że nauczyciele powinni więcej zarabiać, bo ich praca, w sensie końcowy efekt, o ile jest właściwy, jest warta więcej. Nie chodzi o to, czy miskę klozetową wymieniano Ci godzinę czy dwie, tylko o to, żeby efekt był taki jaki sobie życzysz (nie wiem jakie są Twoje standardy odnośnie misek klozetowych, wybacz).
„Nie pozdrawiam Cię, bo po takim fachowcu powinnam spodziewać się czegoś więcej niż powtarzania jak to inni maja gorzej niż my.”
Łzy mi ciekną po twarzy, podobnie jak Twoim uczniom, dla których Ty już nigdy, ale to nigdy się nie poświęcisz, ale mimo to ja Cię pozdrawiam…
Izabelo,
„Czlowieku, to byla Twoja robota zeby dowiedziec sie na jakim poziomie sa uczniowie z ktorymi miales miec zajecia. (…) a Tobie to nawet do glowy nie przyszlo, bo przeciez przyszedles do szkoly jako gwiazda z uczelni. ”
Nieporozumienie wynika chyba z tego, że trudno mi opisywać tu całą sytuację, spróbuję jednak przedstawić część „okoliczności łagodzących”. Przede wszystkim nie przyszedłem jako gwiazda z uczelni, ponieważ wówczas jeszcze byłem studentem, chciałbym się uważać za gwiazdę, ale mimo nieprzeciętnej urody, niestety zawsze miałem z tym problemy 😉 . Wziąwszy pod uwagę, że zajęcia prowadziłem w innym mieście niż studiowałem i musiałem tam dojechać, liczyłem raczej na to, że pierwsze zajęcia jakie poprowadzę będą swojego rodzaju testem. Przygotowałem je na podstawie literatury popularnonaukowej dla młodzieży szkolnej, starając się, aby nie wymagały żadnego wcześniejszego przygotowania (i na dobrą sprawę powinny być zrozumiałe dla uzdolnionego ucznia po podstawówce). Od razu też zastrzegłem, gdy zostałem poproszony o poprowadzenie zajęć, że nie jestem w stanie przygotować uczniów do olimpiady, bo to wymaga bardziej systematycznej pracy i doboru zadań, po prostu nie czułem się kompetentny, nie mogłem też poświęcić tyle czasu. Zaproponowałem, że poprowadzę po prostu pogadanki o różnych elementarnych, a wg mnie ciekawych aspektach matematyki. W trakcie zajęć otrzymałem pewien feedback, jak to zwykle bywa nie od wszystkich. Następnie porozmawiałem z uczniami (wtedy m. in. dowiedziałem się, że mieli powiedziane, aby zjawić się na tych zajęciach, nie byli to wbrew temu, o czym mnie zapewniano ochotnicy).
Piszesz „do kolegi po fachu”, nie wiem czy to znaczy, że jesteś matematyczką? Jeśli tak, powinnaś wiedzieć, że zajęcia tego typu nie muszą dotyczyć materiału szkolnego, mogą być w zasadzie przedstawione każdemu, kto posiada np. pewne intuicje geometryczne. Więc nie chodziło o program szkolny, który po pierwsze z grubsza znałem, po drugie w niczym by mi nie pomógł, jako, że na zajęciach byli ludzie z wszystkich (wówczas jeszcze czterech) klas liceum. Chodziło mi raczej o to na ile to co mówię jest przystępne dla ucznia (kwestia żargonu, tempa zajęć, etc.), bo rzeczywiście nie mając doświadczenia pedagogicznego, nie potrafiłem ocenić na ile docieram do przeciętnego uczestnika (zawsze bywa tak, że jest ta aktywna mniejszość o której od razu można powiedzieć, czy rozumie i ci spokojniejsi, którzy dla mnie byli wtedy enigmą).
Masz rację, że może powinienem był bardziej naciskać na współpracę z nauczycielem, ale szczerze, jako student nie miałem za dużego pojęcia o tym jak to wszystko będzie wyglądać. Założyłem po prostu, że nauczyciel tam będzie, wydawało mi się to jakąś oczywistością, a wręcz kwestią dobrych obyczajów. Dlatego, cokolwiek zestresowany, skoncentrowałem się na doborze tematów (jak mówię, pierwszy był kompletnie elementarny, o następnych chciałem właśnie z nauczycielem porozmawiać) i merytorycznym przygotowaniu się do zajęć (co do tego chyba wszyscy się zgadzamy, że szczególnie przy braku doświadczenia może być pracochłonne). A gdy okazało się, że nauczyciela nie ma, pomyślałem sobie „ok, mam tu przyjść jeszcze kilka razy, przynajmniej część uczniów rozumie o czym mówię, jak trzeba zrobić rysunek, robią to lepiej niż ja, zrealizuję swój plan, może następnym razem nauczyciel się pojawi”. Swoją drogą zastanawiam się czy nauczyciel byłby szczęśliwy, gdybym powiedział dyrekcji, że chciałbym, żeby przychodził na te zajęcia 😉 . W tym konkretnym przypadku obstawiam, że nie.
Wracając jeszcze do kwestii mojej znajomości programu, czy uważasz, że aby poprowadzić np. wykład popularnonaukowy dla młodzieży na Festiwalu Nauki muszę wiedzieć jaki jest program szkolny z danego przedmiotu? Przecież takie wykłady są adresowane do szerokiej publiczności, z której część jeszcze się czegoś nie uczyła, a część już to zapomniała. Wykład taki powinien by przede wszystkim przystępny i ciekawy oraz dobrze poprowadzony. Charakter moich zajęć był właśnie taki, co uzgodniłem z dyrekcją, a właściwie zastrzegłem, że tylko coś takiego mogę zaproponować. Obecność nauczyciela mogłaby mi pomóc w ocenie na ile udaje mi się taki cel zrealizować, właśnie w ramach takiej ograniczonej formuły, jedynej, którą przy moich ograniczeniach mogłem zaakceptować.
Wydaje mi się, że patrzysz bardzo przez pryzmat północnoamerykański, gdzie lokalna rada rodziców, ustanowiona w drodze wyborów decyduje o tym czego uczą się dzieci (np. czy ewolucji czy kreacjonizmu). Ale w Polsce sytuacja jest nieco inna. Rodzice prawdopodobnie pokiwali głowami, gdy się dowiedzieli o zajęciach, być może ucieszyli się, i tyle. A spotkania ze studentami/doktorantami/pracownikami naukowymi często są ustalane na zasadzie „Panie Tomku, przyszedłby pan i opowiedział dzieciom co to tego można dziś robić po matematyce, że i w banku i w szkole i na giełdzie”.
Ja co do tych moich zajęć mam mieszane uczucia, z jednej strony było ich za mało, bym mógł naprawdę wyrobić sobie opinie co do tego jak to poszło, momentami byłem trochę sfrustrowany, że chyba nie trafiam do większości uczniów. Z drugiej, mama jednego z uczniów (i to tych młodszych), jak się okazało moja znajoma (nie znałem jej syna) mówiła, że był z zajęć bardzo zadowolony (pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że nie była to kurtuazja). Późniejsze zajęcia z uzdolnioną młodzieżą, które prowadziłem gdzie indziej, w oparciu o wyznaczony program i koordynowane przez opiekuna, poszły znacznie lepiej (choć tam dzieci były na tyle bystre, że mogły wpędzić w kompleksy 🙂 , co zarazem ułatwiało i utrudniało).
Zaś co do mojego przygotowania pedagogicznego, rzeczywiście, chętnie bym uczestniczył w zajęciach na temat nauczania konkretnie matematyki na poziomie uniwersyteckim, ponieważ żadnych innych zajęć nie prowadzę i raczej już nie zamierzam. Podobnie jak większość pracowników naukowo-dydaktycznych przygotowania takiego nie mam, w ramach studiów dostępne były zajęcia z metodyki nauczania matematyki na poziomie od szkoły podstawowej do liceum, które jednak nijak nie przekładają się na specyficzne problemy dydaktyki uniwersyteckiej (bo to jednak trochę inna bajka). Zajęcia ogólne z metodyki niestety raczej by mi w pracy nie pomogły, a wziąwszy pod uwagę, że dydaktyka to tylko część mojej pracy, szczerze (znów mi się oberwie pewnie), byłyby raczej stratą czasu. Osobiście uważam, że takie zajęcia powinny być obowiązkowym elementem studiów doktoranckich, przy czym naprawdę powinny być sprofilowane na nauczanie uniwersyteckie. Niestety tak nie jest i wyniki ankiet studenckich, które w Polsce są chyba jeszcze miarodajne (w przeciwieństwie do wypaczeń z USA, ale to inny temat), pokazują po prostu kto się stara i przede wszystkim kto ma talent dydaktyczny. Moje wyniki są umiarkowanie dobre, ani rewelacyjne, ani bardzo kiepskie, więc postulowany przez Ciebie kurs, chyba nie jest koniecznością, co nie znaczy ozywiście, że by się nie przydał.
I jeszcze do Mni (rany jak ja się zawsze rozpisuję),
chyba przesadzasz, część kwantyfikatorów była egzystencjalna, a przy tych ogólnych, przynajmniej od czasu do czasu starałem się podkreślać, że chodzi mi o statystykę. Nie wydaje mi się więc, żebym wypowiedział choć jedną opinię odnoszącą się do 100% nauczycieli. Co do własnej ignorancji, nie będę się wypowiadał, bo jako ignorant nie mogę być jej świadomym.
moja reakcja wynikała z Twojej pierwszej wypowiedzi, przeczytaj ją, my nauczyciele tez potrafimy czytac ze zrozumieniem.
Twoja wypowiedż byla uogólnieniem. Czytając ją każdy, kto nie pracuje w szkole odczyta jątak, jak ja i inni nauczyciele na forum j zrozumieli.
Nawet na najlepszej uczelni zdarzają się „czarne owce” tak jak w szkołe. Moja córka miała nie najlepsze doswiadczenia z utytułowanym pracownikiem naukowym na renomowanej uczelni SGH. Z kolei na innych mniej renomowanych zdarzają się często wspaniali pracownicy.
To, co mnie u Ciebie denerwuje, to oskarżanie naszego środowiska o wszelkie patologie w oparciu o spostrzeżenia z tat, kiedy byłeś jej uczniem lub sporadycznym gościem.
Zarzucasz mi, że nie mam pojecia o Twoich obowiązkach. A co daje Ci prawo do wypowiadania się tak o naszych, skoro w szkole nie pracujesz i nie pracowałeŚ?
Trochę wstrzemiężliwości w wypowiadaniu nt. pracy w szkole mam prawo od Ciebie wymagać.
O nagonce medialnej na pracowników naukowych uczelni nie słyszałam.
O robieniu doktoratu i pracy nad nim tez wiem coś niecoś. Moja córka jest w trakcie robienia go.
Do hlmi
Naprawde ciesze sie, ze w ostatnim poscie nie wypowiadasz sie juz pogardliwie o nauczycielach, wiec moze moje posty jednak kogos przekonaly, ze to naprawde trudny zawod, bardzo potrzebny i ze nauczycielom nalezy sie szacunek i godziwe wynagrodzenie, tak jak wielu innym grupom zawodowym.
Jako uczennica i podczas studiow pracowalam w rolnictwie, ogrodnictwie, mylam pociagi, sprzatalam hotel robotniczy i prywatne mieszkania, dawalam korepetycje, opiekowalam sie dziecmi, roznosilam ulotki, a po studiach pracowalam w panswowej szkole, potem w prywatnej szkole, wreszcie w kilku instytutach naukowych. Mam wiec troche doswiadczenia. Kazdy zawod ma swoja specyfike i po co kogos krzywdzic i denerwowac mowiac, ze jest leniem i nie powinien za swoja prace domagac sie wynagrodzenia.
Praca w panstwowej szkole byla dla mnie najtrudniejsza z tych ktore znam, bo wiaze sie z wielkim obciazeniem emocjonalnym, zwiazanym z praca wychowawcza (czego nie doswiadczamy pracujac na uczelniach z doroslymi ludzmi czy w prywatnych szkolach).
Drugim powodem dla ktorego uwazam ja za trudna jest fakt, ze przed nauczycielami stawiane sa wymagania nie zwiazane z nauczaniem, do ktorych nie sa przygotowani np. zbieranie funduszy na szkole, robienie festynow dla spolecznosci lokanych itp. (chyba Hanna dokladnie Ci to juz wyjasnila, wiec nie bede powtarzac, ale w 100% sie zgadzam i takie zadania stawiano takze w mojej szkole).
Jak Hanna, czesc zarobkow przeznaczalam na ksera i inne materialy dla dzieci, z wielu powodow np. latwiej wtedy zachowac tempo lekcji (szkola tego nie zapewnia, a rodzice marudza ze znowu skladka, wiec dla swietego spokoju robi sie to za wlasne pieniadze, podobnie jak gazetki itp. Ach duzo by mowic…
Hlmi, patrzysz na nauczycieli troche ze swojego punktu widzenia. Ty i ja pracujemy teraz DLA SIEBIE, dla swojej kariery. Nawet kiedy pracujemy za darmo, jak sam piszesz, wyrabiamy sobie jakis prestiz. Nauczycielom on tez sie przydaje, ale w znacznie mniejszym stopniu moga do kiedykolwiek przerobic na pieniadze.W wiekszosci pracuja tam ludzie, ktorzy kieruja cala uwage NA DZIECI, czasami poswiecaja sie za bardzo i doswiadczaja tzw. wypalenia zawodowego (Wiem wiem, zaraz podniosa sie glosy jak bardzo sie myle…) (Pozdrawiam bardzo serdecznie meza jednej z nauczycielek, ktory opisal prace swojej zony i zostal natychmiast oskarzony ze klamie itp. )
Moze, jak piszesz, USA maja wiele wypaczen, lecz ktory kraj ich nie ma. Jedno tutaj odczulam od pierwszego dnia – dbanie o dobra atmosfere w pracy, bo jezeli jest zla, to moze sie to skonczyc jakas kara finansowa dla instytucji, bo ktos udowodni, ze jego problemy emocjonalne wiaza sie z nerwowa atmosfera w pracy itp. Zreszta nikt o tym nie mysli, wszyscy sa przyzwyczajeni ze ma byc milo i sa dla siebie bardzo uprzejmi i wyluzowani.
Jestem tez zafascynowana poziomem i postawa amerykanskich studentow (to tematy na inne posty)
„Wracając jeszcze do kwestii mojej znajomości programu, czy uważasz, że aby poprowadzić np. wykład popularnonaukowy dla młodzieży na Festiwalu Nauki muszę wiedzieć jaki jest program szkolny z danego przedmiotu?”
Pierwsza (darmowa) lekcja metodyki 🙂
Kazdy konspekt jakichkolwiek zajec zaczyna sie od podstawowego punktu – do kogo wyklad jest kierowany ( i konspekt bedzie troche inny w tym samym roku dla Ia i Id, bo po prostu sa tam inni uczniowie, co nauczyciele wypowiadajacy sie na tym forum kilka razy podkreslali)
Drugim najwaznieszym punktem jest – co chcemy osiagnac. Co uczen, uczestnik Festiwalu Nauki, moj szef, wizytujacy instytut noblista ma z niego wyniesc.
Ale przecież ja nie oskarżam o patologie, neguję tylko powszechność dodatkowej pracy z uczniem i upieram się (być może już jak osioł), że przygotowywanie się do pracy „po godzinach” jest w dzisiejszych czasach do pewnego stopnia normą i obowiązkiem w zawodach wymagających myślenia, choćby dlatego, że pewne rzeczy muszą się w głowie ułożyć, a w wielu zawodach trudność polega nie tylko na tym co widoczne dla każdego. Dlatego nie podobają mi się argumenty z przeliczaniem wszystkiego na godziny.
Podoba mi się głos Kasi powyżej, bo mam podobne podejście do pracy na uczelni. Nie poszedłem pracować np. do banku, bo byłem zainteresowany pracą naukową i świadomie zgodziłem się na niższe wynagrodzenie. Czasami mogę się czuć jak frajer, albo być rozczarowany, ale nie znaczy to, że powinienem np. przestać umawiać się na dodatkowe konsultacje, mówiąc, że nikt mi za nie nie płaci, czy też w imię zemsty na złym systemie i społeczeństwie. Bo przy takim podejściu traci zarówno student/uczeń, jak i ja, pozbawiając się satysfakcji z tego co robię.
Co do wstrzemięźliwości wypowiedzi, chyba oboje wystrzeliliśmy już ostrą amunicją, więc proponuję zawieszenie broni…
„Jedną z utartych opinii, która służy za żer obecnemu rządowi, jest wyobrażenie, że nauczyciele prowadzą w szkołach próżniacze i komfortowe życie.”
Opinie o szkole i nauczycielach każdy wyrabia sobie przez kilkanaście lat nauki. Negatywną zwykle. Są dwie możliwości albo czarna niewdzięczność ogółu albo coś nie w porządku ze szkołą i pedagogami.
„jakaś taka swojska niewinna i czysta ignorancja, która jednocześnie uskrzydla go niczym gołębicę”
„nie porównuj pracy na uczelni”
„nie jestes nauczycielem, nie znasz realow tej pracy, to od razu widac po Twojej odpowiedzi”
Rozumiem że nie będąc nauczycielem nie ma prawa do opinii na temat szkoły i nauczycieli ?
Nie muszę być inżynierem żeby ocenić czy mój telefon dobrze działa. Architektem żeby poznać wygodne mieszkanie. Piwowarem żeby poznać dobre piwo. Ale żeby ocenić nauczyciela muszę być nauczycielem ?
Bez sensu. Każda praca ma swoje realia i specyfikę, ale liczy się końcowy efekt i za to się płaci.
do rebel
Ach! Poezja!
„Nie muszę być inżynierem żeby ocenić czy mój telefon dobrze działa. Architektem żeby poznać wygodne mieszkanie. Piwowarem żeby poznać dobre piwo. Ale żeby ocenić nauczyciela muszę być nauczycielem ?
Bez sensu. Każda praca ma swoje realia i specyfikę, ale liczy się końcowy efekt i za to się płaci”
Skoro wypilem piwo to jestem specjalista od piwowarstwa, obejrzalem kila meczy pilki noznej – moge byc trenerem narodowej reprezentacji! Hurra!
Tylko trzeba byc piwowawem, albo dowiedziec sie od piwowara ile czasu zajmuje zrobienie piwa. Poznanie tajnikow robienia dobrego piwa z cala pewnoscia zajmuje duzo czasu i potrzebne jest doswiadczenie, inaczej kazdy zrobilby sobie w domu, jak kawe rozpuszczalna.
Podobnie z telefonem komorkowym, to ze masz najlepszy model, a nawet wiedze jak dziala, nie znaczy, ze jutro rano wstaniesz i go sobie w domu zrobisz. I chociaz chcialbys miec telefon z Bonda, ktory zostanie nagrany za kilka lat i masz juz jakis pomysl na super sily jakimi bedzie dysponowal, to jednak pojdziesz do najblizszego sklepu i kupisz zwyczajny, po przystepnej cenie. Dotarlo troche?
O tym jest ta dyskusja, troche dluga, wiec mogles nie doczytac wszystkich postow.
„Opinie o szkole i nauczycielach każdy wyrabia sobie przez kilkanaście lat nauki. Negatywną zwykle. Są dwie możliwości albo czarna niewdzięczność ogółu albo coś nie w porządku ze szkołą i pedagogami”
To co widzisz przez kilkanascie lat to koncowy produkt calego systemu edukacji, nauczyciel jest tylko ostatnim ogniwem, na ktorym sie wszystko skupia. I jak widac po postach od nauczycieli, to nauczyciele najbardziej chcieliby szkole zmienic i to w taki sposob, zeby byla przyjazna dla uczniow (patrz dyskuja o lektury „za Giertycha”).
Niestety, nauczyciele i rodzice maja coraz mniejszy wplyw na to co dzieje sie w szkole ( na lektury, ilosc godzin przeznaczonych na wazne przedmioty, liczebnosc klas, wymagania programowe, mature…. ) Decyduja nie majacy pojecia o szkole urzednicy, partie polityczne, kosciol itp., przekonani jak Ty, ze skoro chodzili tyle lat do szkoly, to sa wybitnymi specjalistami w tej dziedzinie i w zwiazku z tym, nie musza nawet interesowac sie opiniami nauczycieli w sprawie szkoly, programu, lektur, matur…..
hlmi krytykowal sposob amerykanski, gdzie rada rodzicow decyduje o tym czego beda uczone dzieci w danym rejonie ( i rzeczywiscie czasem moga zedecydowac czy kreacjonizm czy ewolucja, ale nie we wszystkich stanach).
Nawet jesli dochodzi do patologii ( nie jest to czeste, w koncu rodzice chca zeby dzieci dostaly sie na dobre uczelnie), to troche lepsze niz w Polsce, gdzie o wszystkim decyduje urzednik z ministerstwa i rodzice nie maja zadnego wplywu na to, czego w szkole beda sie uczyly ich dzieci (patrz konflikt religia – etyka, decyduje kosciol katolicki i partia polityczna, a nie rodzice czy nauczyciele).
Nie ma idealnej szkoly do ktorej chcialabym poslac swoje dzieci, musze godzic sie na kompromisy. Zachecam rodzicow aby starali sie uzyskac wiekszy wplyw na to jak wyglada szkola. Wazne sie odbudowanie wspolnego frontu rodzicow i nauczycieli w wychowaniu dzieci i ograniczenie wplywu urzednikow jakiegokolwiek stopnia.
do Izabela
„Dotarlo troche?
O tym jest ta dyskusja, troche dluga, wiec mogles nie doczytac wszystkich postow. ”
Sugerujesz że albo do mnie powoli dociera albo jestem leń i czytam po łebkach. Chciałbym podyskutować bez wycieczek osobistych i sugerowanie rozmówcy nawet w kulturalny sposób że głupi jest i nie rozumie istoty sprawy.
Napisałem:
„(Nie trzeba być) Piwowarem żeby poznać dobre piwo.”
Z całym szacunkiem ale przekręcasz moją wypowiedź pisząc:
„Skoro wypilem piwo to jestem specjalista od piwowarstwa, ”
Raz jeszcze. Prawo oceny efektu końcowego pracy nawet bardzo skomplikowane j i fachowej jest możliwe nawet prze laika, a nawet powinno być oceniane właśnie przez końcowego użytkownika (klienta) nawet jeśli jest to człowiek prosty i niezbyt rozgarnięty. Klientem szkoły są uczniowie. Uczniem każdy był ma więc prawo do własnego zdania i oceny.
„(…) przekonani jak Ty, ze skoro chodzili tyle lat do szkoly, to sa wybitnymi specjalistami w tej dziedzinie i w zwiazku z tym, nie musza nawet interesowac sie opiniami nauczycieli (…)”
Nic takiego nie napisałem. Jeśli jest inaczej poproszę cytat w którym stwierdzam coś ponadto niż to że mam prawo do oceny efektów pracy nauczyciela nauczycielem nie będąc.
Ponowię pytanie i będę wdzięczny za binarną odpowiedź. Czy mam prawo ocenić efekty pracy nauczyciela nauczycielem nie będąc ?
„I jak widac po postach od nauczycieli, to nauczyciele najbardziej chcieliby szkole zmienic i to w taki sposob, zeby byla przyjazna dla uczniow (patrz dyskuja o lektury ?za Giertycha?).”
Jakie zmiany chciałabyś wprowadzić ?
„Niestety, nauczyciele i rodzice maja coraz mniejszy wplyw na to co dzieje sie w szkole(…)”
a uczniowie ? Traktowani przedmiotowo, wpływu zwykle nie mają żadnego. Nawet o niech nie wspominasz a to oni są klientami szkoły.
Moim zdaniem to jest klucz do sukcesu i poprawy edukacji w Polsce zapytać w końcu najbardziej zainteresowanych czego by chcieli. Pozwolić im wpływać na program, oceniać nauczycieli (z pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami tych ocen).
„To co widzisz przez kilkanascie lat to koncowy produkt calego systemu edukacji, nauczyciel jest tylko ostatnim ogniwem, na ktorym sie wszystko skupia.”
Sugerujesz że od nauczycieli najmniej zależy ? Że są mało ważni ? Czy wręcz przeciwnie są najważniejsi ?
Bo jeśli są ważni to odpowiedzialność ich jest duża za stan edukacji, a pensje skandalicznie za małe.
Jeśli zaś ich wpływ jest mały to odpowiedzialność niewielka i pieniądze adekwatne.
do rebel:
„Jeśli zaś ich wpływ jest mały to odpowiedzialność niewielka i pieniądze adekwatne.”
to skąd ta ciągla napaść na nauczycieli, skoro wszystko gra?
Mało i żle pracują wiec płaci się im mało. Z jakiej racji jeszcze te wiadra pomyj? Moze powinniśmy pracowac za darmo. A może placic za przywilej pracy w szkole?
Do rebel
„Jakie zmiany chciałabyś wprowadzić ?”
Ilu rodzicow, dziadkow, nauczycieli, uczniow, tyle wyobrazen, jaka powinna byc szkola. I nigdzie na swiecie nie ma idealnej, jest owocem wielkiego kompromisu. Nawet jesli szkola jest w 100% autorska, rzeczywistosc tez modyfikuje wyobrazenia i marzenia autora.
Jaka bylaby moja szkola idealna? Zaznaczam, ze nie istnieje i ze wcale nie mam pewnosci czy te rozwiazania bylyby najlepsze dla moich dzieci.
1) Przede wszystkim bon oswiatowy, pieniadze ida za uczniem do szkol, ktore uczniowie i rodzic wybieraja na zasadzie wolnego rynku – ale ktory rzad chce wypuscic oswiate ze strefy swoich wplywow, jako latwego sposobu na robienie przedstawien w TV ?
2) Chcialabym jako rodzic decydowac o czym ma sie uczyc moje dziecko, miec wplyw na wybor przedmiotow, ktorych bedzie sie uczyc oraz poziomu na ktorym bedzie sie uczyc (dla jasnosci – w porozumieniu ze swoim dzieckiem, jak najbardziej szanujac jego indywidualne wybory, kiedy tylko bedzie wystarczajaco duze) .
I tez – nie za duzo szkoly w dziecka – jak najwiecej kontakru z rodzina przyjaciolmi, uczenia sie poza szkola.
3) Wszyscy dbaja o mila atmosfere w szkole, nauczyciele dobrze zarabiaja i nie musza dorabiac w supermarkecie – nic prostszego, w niektorych prywatnych szkolach to rzeczywistosc.
Zarowno uczniowe jak i nauczyciele poznaja siebie, szanuja nawzajem, maja poczucie wlasnej wartosci, bo tylko w takiej atmosferze mozliwa jest tworcza praca.
4) Nastawienie na samodzielnosc i kreatywnosc ucznow i nauczycieli.
5) Ogromna ilosc plastyki, techniki, fotografii, gotowania, muzyki, wystepow, teatrzykow, tworczosci na komputerze – z prawdziwymi tworcami lub pasjonatami, a nie z nauczycielem muzyki przerobionym na plastyka.
6) Nauczyciele pamietajacy ze studiow takie podstawowe slowa jak Waldorf, Montessori, Summerhill, Froebel…i wrazliwi na nowosci, na to w jakim kierunku idzie swiat do ktorego maja przygotowac mlodych ludzi.
7) Nauka gry na instrumencie jako przedmiot do wyboru, orkiestra, zespoly muzyczne
8) Dobre wykorzystywanie czasu na „prawdziwe przedmioty” – matematyka, fizyka, biologia, jezyki..
9) Religioznawstwo/etyka kosztem jednej lekcji religii oraz „czysta biologia” zamiast wszystkich przystosowan do zycia w rodzinie itp.
10) Praktyczna nauka biznesu zamiast przedmiotu – przedsiebiorczosc np. zrobienie kampanii marketingowej na wujka, ktory sprzedaje jablka na straganie, sprzedawanie wlasnorecznie zrobionych zdjec, rysunkow na cele dobroczynne
11) Praktyka w roznych miejscach pracy, poznawanie roznych zawodow, bo to uczula na problemy innych zawodow, uczy toleracji, rozumienia innych :-((((((((
itd. itd.
„Ponowię pytanie i będę wdzięczny za binarną odpowiedź. Czy mam prawo ocenić efekty pracy nauczyciela nauczycielem nie będąc ?”
Nauczyciele podlegaja nieustannej ocenie! Taka jest specyfika tego zawodu. W kazdej minucie swej pracy nauczyciele podlegaja tez ocenie przez dzieci, czy im sie to podoba czy nie i czy te oceny sa sprawiedliwe czy nie. Pewnie wiesz, ze dzieci sa bardzo szczere i bezposrednie. Jezeli masz dzieci, nawet takie kochajace Cie bezgranicznie, zapewne wiesz jak oceniaja Ciebie i ze nie zawsze im sie podoba to czego od nich wymagasz. Zreszta przypomnij sobie swoje lata, kiedy byles nastolatkiem, jak patrzyles na wszystkich doroslych i jak myslales, ze zmienisz swiat jak tylko skonczysz 18 lat i rodzice i nauczyciele przestana Ci zawracac glowe i przeszkadzac. Normalny etap rozwojowy, niestety niektorzy z niego nie wyrastaja :-). Moze te oceny nie sa bardzo formalne, ale zadam jedno pytanie – czy z wychowawczego punktu widzenia ma sens wprowadzienie formalnej ewaluacji rodzicow np. co miesiac Twoje dzieci glosowalyby, czy dalej chca zebys byl ich tata. Pewnego dnia, kiedy nie zgodzilbys sie na kupienie najnowszego iPoda, powiedzialyby, ze masz sie przeniesc do babci i zgodnie z umowa zawarta z nimi wczesniej, mialbys kilka godzin na spakowanie sie. Pewnie bedziesz protestowal, ze szkola i rodzina to nie to samo. Wiec drugie moje pytanie to na ile obie sytuacje sa podobne, a na ile sie roznia. I szkola i rodzina sa wazne w procesie wychowawczym. A katecheci powiedza, ze jeszcze religia.
„Ponowię pytanie i będę wdzięczny za binarną odpowiedź. Czy mam prawo ocenić efekty pracy nauczyciela nauczycielem nie będąc ?”
Uzywajac przykladow w Twoim stylu:
1) Moge powiedziec, ze nie smakuje mi piwo Zywiec, ze jest gorzkie, splesniale, zanieczyszczone itp. Na znak protestu nie kupie wiecej ani jednej butelki i jeszcze przekonam kumpli zeby zrobili to samo. Od teraz tylko Okocim!
2) Moge wyslac do fabryki list, ze jakosc ich produktow mi nie odpowiada, sugerowac jak powinni zmienic smak, zebym chciala go nadal kupowac. Wlasciciele moga mi byc bardzo wdzieczni za taka wypowiedz, wyslac mi nawet kilka breloczkow ze znaczkiem firmy.
Jak bede miala szczescie, to zatrudnia czlowieka, ktory opracuje nowy smak Zywca zgodnie z moimi sugestiami, zaprosza mnie jako testera, a potem beda mi placic procent od produkcji :-).
3) Ale nie przyszloby mi do glowy powiedziec wlascicielom Zywca ze sa beznadziejnymi browarnikami, ze za duzo zarabiaja w porownaniu do wkladu pracy i czesc przeciez rekompensuje im fakt ze moga sobie wypic piwo w czasie pracy. Nie mysle pouczac wlascicieli browaru Zywiec, menadzera, ksiegowego, pracownikow, JAK SIE PRODUKUJE piwo Zywiec, jak sie zarzada fabryka. Twierdzic z uporem, ze gdyby tylko zmienili jeczmien/chmiel na jablka czy gruszki, albo zwiekszyli o kilka minut godziny pracy, to jakosc ich produktow by sie poprawila. Bo nie potraktuja mnie jak powaznej osoby.
Przechodzac z przykladow do glownego tematu. Kazdy moze oceniac koncowy produkt zdecydowac czy kupuje czy nie. Tak jest w przypadku piwa i wielu innych prduktow, i takze jesli chodzi o szkole. Ale tutaj sytuacja nie jest taka prosta. Bo my-wyborcy, umowilismy sie ze szkolami bedzie rzadzil MEN. Przez to mamy male mozliwosci wyboru. Moze gdy zdecydujemy sie na bardziej rynkowa oswiate (bon edukacyjny, bedziemy mieli wieksze mozliwosci takich prostych wyborow.
Ale ciagle mozna:
1) przeniesc dziecko do innej klasy czy szkoly
2) przeniesc dziecko do szkoly prywatnej lub katolickiej
3) zrezygnowac calkowicie ze szkoly i uczyc dziecko samodzielnie (tzw. homeschooling, dozwolony z Polsce)
itd.
Starac sie w konstruktywny sposob szkole zmienic, ale to juz wymaga ogromnej pracy:
1) zaangazowac sie w prace szkoly jako rodzic i starac sie ja zmienic
2) samemu zostac nauczycielem, doradca metodycznym, ministrem oswiaty itd.
3) napisac nowe programy i doprowadzic do ich wprowadzenia, okreslic na nowo cele szkoly
4) wlywac na politykow, sejm, urzednikow,
5) zalozyc partie polityczna, ktorej jednym z zadan bedzie zmiana szkoly
6) zdobywac fundusze
itd.
„Opinie o szkole i nauczycielach każdy wyrabia sobie przez kilkanaście lat nauki. Negatywną zwykle. Są dwie możliwości albo czarna niewdzięczność ogółu albo coś nie w porządku ze szkołą i pedagogami”{
Jestem tym wyjatkiem od „zwykle”- mialam bardzo roznych nauczycieli, ale nie ocenialam szkoly negatywnie jako uczennica. Po latach musze przyznac, ze nauczylam sie bardzo wiele takze od tych „beznadziejnych nauczycieli”, oraz ze nauczyciele, ktorych lubilam i oceniami bardzo dobrze przez ekspertow, nie mieli znowu tak duzego wplywu na moje zycie.
I jeszcze wyjasnijmy jedno:
„O tym ( przyp. o ilosci godzin pracy nauczyciela) jest ta dyskusja, troche dluga, wiec mogles nie doczytac wszystkich postow. ?
Twoja odpowiedz:
„Sugerujesz że albo do mnie powoli dociera albo jestem leń i czytam po łebkach. Chciałbym podyskutować bez wycieczek osobistych i sugerowanie rozmówcy nawet w kulturalny sposób że głupi jest i nie rozumie istoty sprawy”.
Gdzie tu jest napisane, ze jestes leniem, albo ze powoli do Ciebie dociera i dlaczego niby mialbys czytac wszystkie posty? Podkreslilam, ze dyskusja zrobila sie dluga, wiec poczatkowy watek nie jest juz latwy do wylapania. I tyle.
„Bo jeśli są ważni to odpowiedzialność ich jest duża za stan edukacji, a pensje skandalicznie za małe.
Jeśli zaś ich wpływ jest mały to odpowiedzialność niewielka i pieniądze adekwatne.”
Upieram się przy cytowaniu dwóch zdań razem. Pojedynczo tracą kontekst.
Nigdzie nie napisałem że wszystko gra. Nic nie gra jak powinno w naszym systemie edukacji.
„Mało i żle pracują wiec płaci się im mało. Z jakiej racji jeszcze te wiadra pomyj? ”
Jeśli znajdujesz moją wypowiedź jako wiadro pomyj a w szczególności to zdanie przypuszczające (tak to się chyba fachowo nazywa) to nie znajdziemy wspólnego języka.
Jeśli natomiast to tak ogólnie a nie bezpośrednio do mnie to nie czuje się odpowiedzialny za wiadra i pomyje których nie wylewałem, nie nosiłem ani nawet nie widziałem.
„Rozumiem że nie będąc nauczycielem nie ma prawa do opinii na temat szkoły i nauczycieli ?
Nie muszę być inżynierem żeby ocenić czy mój telefon dobrze działa. Architektem żeby poznać wygodne mieszkanie. Piwowarem żeby poznać dobre piwo. Ale żeby ocenić nauczyciela muszę być nauczycielem ?
Bez sensu. Każda praca ma swoje realia i specyfikę, ale liczy się końcowy efekt i za to się płaci.”
Nikt mu nie odbiera prawa do wyrażania opinii na temat szkoły i nauczycieli. Nauczyciele również mają prawo do zaopiniowania opinii, zwłaszcza, jeśli opinia ignoranta przyczynia się do utrwalenia fałszywego stereotypu lub uprzedzenia.
Nie musisz być inżynierem, żeby stwierdzić niesprawność telefonu, ale kiedy idziesz do producenta i starasz się przekonać go, że wiesz lepiej, co się zepsuło albo twierdzisz, że wszystkie telefony, które produkuje, są zepsute, to z jednej strony narażasz się na wyśmianie, a z drugiej konstruujesz swój świat w oparciu o wspomniany wyżej magiczny realizm.
A wystarczy tylko, jak słusznie zauważasz, zapłacić odpowiednio za końcowy efekt.
„Nikt mu nie odbiera prawa do wyrażania opinii na temat szkoły i nauczycieli. Nauczyciele również mają prawo do zaopiniowania opinii, zwłaszcza, jeśli opinia ignoranta przyczynia się do utrwalenia fałszywego stereotypu lub uprzedzenia.”
Oczywiście. Zgadzam się. Tylko drażni mnie dość częste powoływanie się na specyfikę zawodu. Takie swoiste sacrum którego profani spoza kręgu nie mają prawa oceniać.
Szkoły w Polsce prezentują poziom z którego wszyscy chyba nie jesteśmy zadowoleni. Mam tu zarówno na myśli uczniów, nauczycieli i rodziców.
do Izabela
myślę że w rozmowie o piwie zaczynamy się rozumieć 😉
„1) Moge powiedziec, ze nie smakuje mi piwo Zywiec, ze jest gorzkie, splesniale, zanieczyszczone itp. Na znak protestu nie kupie wiecej ani jednej butelki i jeszcze przekonam kumpli zeby zrobili to samo. Od teraz tylko Okocim!”
Bardzo chciałbym mieć w szkole wybór czy chce mieć historię z panem Nowakiem czy panią Kowalską. W granicach rozsądku oczywiście z uwagi na problemy organizacyjne itd. Jeśli 90% klasy nie chce mieć zajęć z panią X to powinno mieć znaczenie, moim zdaniem decydujące. Mogę jedynie zmienić szkołę ale to nawiązując do piwnej analogii jakbym zaprzestał picia piwa i przerzucił się na wino.
„2) Moge wyslac do fabryki list, ze jakosc ich produktow mi nie odpowiada, sugerowac jak powinni zmienic smak, zebym chciala go nadal kupowac. Wlasciciele moga mi byc bardzo wdzieczni za taka wypowiedz, wyslac mi nawet kilka breloczkow ze znaczkiem firmy.
Jak bede miala szczescie, to zatrudnia czlowieka, ktory opracuje nowy smak Zywca zgodnie z moimi sugestiami, zaprosza mnie jako testera, a potem beda mi placic procent od produkcji :-).”
Dokąd może pójść uczeń który uważa że program jest niefajny i chciałby zmian ? Niestety mam wrażenie że nikt nie potraktuje go poważnie.
Ba nawet gdyby zebrało kilka tysięcy uczniów, rodziców i nauczycieli to ich pomysły i sugestie urzędnicy decydujący wyślą do kosza i na breloczki też nie ma co liczyć.
„3) Ale nie przyszloby mi do glowy powiedziec wlascicielom Zywca ze sa beznadziejnymi browarnikami, ze za duzo zarabiaja w porownaniu do wkladu pracy i czesc przeciez rekompensuje im fakt ze moga sobie wypic piwo w czasie pracy. Nie mysle pouczac wlascicieli browaru Zywiec, menadzera, ksiegowego, pracownikow, JAK SIE PRODUKUJE piwo Zywiec, jak sie zarzada fabryka. Twierdzic z uporem, ze gdyby tylko zmienili jeczmien/chmiel na jablka czy gruszki, albo zwiekszyli o kilka minut godziny pracy, to jakosc ich produktow by sie poprawila. Bo nie potraktuja mnie jak powaznej osoby. ”
Mi również.
„Pewnie bedziesz protestowal, ze szkola i rodzina to nie to samo. Wiec drugie moje pytanie to na ile obie sytuacje sa podobne, a na ile sie roznia. I szkola i rodzina sa wazne w procesie wychowawczym. A katecheci powiedza, ze jeszcze religia.”
Będę protestował. Jako że mamy kapitalizm protest będzie kapitalistyczny.
Dzieci mi nie płacą za wychowanie. Moje obowiązki względem nich mają charakter etyczny, moralny … Natomiast szkoły są finansowane miedzy innymi z moich pieniędzy płaconych w podatkach. Można rzec że kupuje moim dzieciom edukację, jestem więc klientem, a klient wiadomo ma prawo wymagać.
Katechetów wolałbym zostawić … najchętniej w salkach katechetycznych przy kościołach. Sytuację w której w laickim kraju z moich podatków opłaca się naukę religii uważam za kuriozalną. Brak odpowiedzialności katechetów przed instytucją która im płaci za niespotykaną w skali świata.
„Moze gdy zdecydujemy sie na bardziej rynkowa oswiate (bon edukacyjny, bedziemy mieli wieksze mozliwosci takich prostych wyborow.
Ale ciagle mozna:
1) przeniesc dziecko do innej klasy czy szkoly
2) przeniesc dziecko do szkoly prywatnej lub katolickiej
3) zrezygnowac calkowicie ze szkoly i uczyc dziecko samodzielnie (tzw. homeschooling, dozwolony z Polsce)”
Bardziej rynkową. Jestem za. Oboma rękami.
Przenoszenie dziecka z klasy do klasy uważam za marny pomysł. Ze szkoły do szkoły za jeszcze gorszy.
Homeschooling tylko do pewnego wieku, ponadto dla dwojga pracujących w pełnym wymiarze godzin rodziców niemożliwy.
Chciałbym żeby można było wprowadzać zmiany na mniejszą skalę bez wielkiej wojny. Zastąpić słabego nauczyciela lepszym (nawet tylko w obiektywnej ocenie uczniów i rodziców).
1. Uważam że poszczególne szkoły powinny cieszyć się większą autonomią. Model amerykański o którym piszesz nie jest idealny ale uważam że byłby to krok naprzód.
2. Bon edukacyjne uważam również za dobry pomysł. Myślę że jego rzetelna realizacja rozwiązałaby bardzo wiele problemów przynajmniej w miejscowościach gdzie szkół jest kilka. Konkurencja podstawą jakości.
3. Większe otwarcie na uczniów i przyznanie im prawa (również formalnie) współdecydowania o programie, nauczycielach …
4. Faktyczna ocena efektów pracy nauczycieli przez uczniów i rodziców i konsekwencje tego.
5. Zróżnicowanie pensji nauczycieli nie według jakiś sztywnych stawek ale na podstawie efektów, zaangażowania, opinii uczniów i rodziców, nauczanego przedmiotu.
6. Wszystkie Twoje punkty.
Do Mni
„Nie musisz być inżynierem, żeby stwierdzić niesprawność telefonu, ale kiedy idziesz do producenta i starasz się przekonać go, że wiesz lepiej, co się zepsuło albo twierdzisz, że wszystkie telefony, które produkuje, są zepsute, to z jednej strony narażasz się na wyśmianie, a z drugiej konstruujesz swój świat w oparciu o wspomniany wyżej magiczny realizm.
A wystarczy tylko, jak słusznie zauważasz, zapłacić odpowiednio za końcowy efekt”
Czy rozumiesz to tak: jakies ministerswo albo my wszyscy w referendum zdecydujemy, ze skoro 3 marki komorek na rynku produkuja komorki marnej jakosci, to bedziemy placic WSZYTKIM producentom komorek 1/4 ceny?
A wystarczy tylko, jak słusznie zauważasz, zapłacić odpowiednio za końcowy efekt”
„drażni mnie dość częste powoływanie się na specyfikę zawodu. Takie swoiste sacrum którego profani spoza kręgu nie mają prawa oceniać.
Szkoły w Polsce prezentują poziom z którego wszyscy chyba nie jesteśmy zadowoleni. Mam tu zarówno na myśli uczniów, nauczycieli i rodziców”
Status nauczyciela jest szalenie zagmatwany i niejasny. Jak każdy zawód posiada swoją specyfikę. Branża często się na nią powołuje, podobnie jak robią to lekarze, pielęgniarki, prawnicy, policjanci, żołnierze …
Zarówno uczniowie, nauczyciele i rodzice są niezadowoleni. Tyle tylko, że każdy z czego innego, co dodatkowo komplikuje sprawę.
do Mni
„Status nauczyciela jest szalenie zagmatwany i niejasny. Jak każdy zawód posiada swoją specyfikę. Branża często się na nią powołuje, podobnie jak robią to lekarze, pielęgniarki, prawnicy, policjanci, żołnierze ?”
Oczywiście. Specyfika specyfiką ale pozwolę sobie zacytować wypowiedzi z tematu obok („MEN zmienia Kartę Nauczyciela”):
xymox pisze:
2008-08-13 o godz. 15:42
„Nikt kto nie pracował jako nauczyciel chociaż prze krótki okres nie powinien zabierać głosu.”
Emilia pisze:
2008-08-13 o godz. 20:30
„Xymox, masz rację w sprawie dyskusji z pseudoznawcami szkoły.”
Bez komentarza tutaj, bo nie wypada obgadywać kogoś za plecami.
Do rebel
” Natomiast szkoły są finansowane miedzy innymi z moich pieniędzy płaconych w podatkach. Można rzec że kupuje moim dzieciom edukację, jestem więc klientem, a klient wiadomo ma prawo wymagać”
Musimy tylko zdawac sobie sprawde kto jest „producentem,” od ktorego mamy prawo wymagac dobrego produktu jako klienci!
Wracajac do przykladow „piwnych” – nie interweniujesz w sprawie jakosci piwa u czlowieka, ktory je rozlewa do butelek, nawet jak od niego bez watpienia wiele zalezy! Czynnosci wykonal zgodnie z procedurami.
Nie placisz podatkow konretnemu nauczycielowi czy szkole, tylko tzw. panstwu, ktore sciagnelo z Ciebie podatki, obiecujac ze zajmie sie oswiata. Jak chcesz „panstwu” podziekowac, swoje pieniadze odebrac i samemu zapewnic dzieciom edukacje (bon edukacyjny) to „panstwo” broni sie jak tylko moze. I tylko szkoda, ze tak wielu z nas nie rozumie dlaczego warto walczyc o takie prawo.
Nauczyciele w coraz mniejszym stopniu odpowiadaja za programy nauczania, coroczne reformy oswiaty, zmiany listy lektur co miesiac, zgodnie z upodobaniami aktualnego ministra oswiaty…itp. Nie maja wplywu na ilosc godzin poswieconych na konkretne przedmioty, itd.
do rebel
>Natomiast szkoły są finansowane miedzy innymi z moich pieniędzy płaconych w podatkach<
1.To są male peniądze, które budżet przezancza z twoich podatków na edukację twojego dziecka.(Jakieś 3 tys.zl rocznie-w krajach rozwiniętych – ok.10tys.USD) Za male pieniądze klient wiele nie dostanie choćy nie wiem jak się awanturowal.
2.Twoimi malymi pieniędzmi na oświatę(patrz p.1) rządzą (wcale nie w twoim interesie)biurokracja i politycy. To oni kreują niefunkcjonalną organizację szkoly, uleganie modom typu uniformizacja, integracja czy brak segregacji, wydają twoje pieniądze na religię(4 przedmiot w szkole pod względem czasu)czy fikcja 5 godzin tygodniowo wf do których nie ma warunków(to 1 pod względem czasowym przedmiot w szkole!!!).Oni wprowadzają chaos i balagan corocznymi omal pseudoreformami, oni oplacany przez ciebie czas pracy nauczycieli przeznaczają na produkcję gigantcznej ilości zbędnych papierków, to oni źle dobierają dyrektorów(tworzą stosowne mechanizmy!) to oni od lat uciekają od sytemu merytorycznej oceny szkól za wyniki.Bo wygodniejsze jest dla nich urzędnicze widzimisię.Itp.itd. Skieruj swoje pretensje we wlaściwą stronę.To nie znaczy,ze wszyscy nauczyciele są super, ale to nie oni się zatrudniają, zwalniają,wynagradzają, motywują, doskonalą.To nie oni tworzą programy, siatki godzin i podręczniki, nie oni organizują swoją pracę!!!
do Izabela:
„Musimy tylko zdawac sobie sprawde kto jest ?producentem,? od ktorego mamy prawo wymagac dobrego produktu jako klienci!”
MEN ? Państwo ? Szczerze mówiąc trudno to określić i to jest wielka patologia systemu.
„Wracajac do przykladow ?piwnych? – nie interweniujesz w sprawie jakosci piwa u czlowieka, ktory je rozlewa do butelek, nawet jak od niego bez watpienia wiele zalezy! Czynnosci wykonal zgodnie z procedurami.”
2
Hmmm gdyby mi piwo śmierdziało to właśnie do sprzedawcy bym poszedł i domagał się wymiany. Właściciel browaru czy główny technolog są poza moim zasięgiem. To chyba naturalne ze gdy trafie kartonik skwaśniałego mleka to idę do punktu obsługi klienta w markiecie a nie jadę do fabryki.
Właściwie każda firma ma jakiś mechanizm kontaktu z klientem. Instytucje państwo (MEN, szkoły, urzędy …) nie mają.
„Nie placisz podatkow konretnemu nauczycielowi czy szkole, tylko tzw. panstwu, ktore sciagnelo z Ciebie podatki, obiecujac ze zajmie sie oswiata. Jak chcesz ?panstwu? podziekowac, swoje pieniadze odebrac i samemu zapewnic dzieciom edukacje (bon edukacyjny) to ?panstwo? broni sie jak tylko moze. I tylko szkoda, ze tak wielu z nas nie rozumie dlaczego warto walczyc o takie prawo.”
Chciałbym płacić podatki konkretnej szkole, choćby systemem amerykańskim gdzie szkolnictwo finansowane jest z podatku od nieruchomości. Myślę sobie że skrócenie drogi pieniądza ode mnie do szkoły dałoby ogromne oszczędności. Oczywiście w Polsce mamy inna specyfikę własności i bon edukacyjny byłby lepszym rozwiązaniem.
do N-l:
Tytułem wyjaśnienia, nie awanturuje się i nie ma pretensji do poszczególnych osób.
„(…) oni od lat uciekają od sytemu merytorycznej oceny szkól za wyniki.Bo wygodniejsze jest dla nich urzędnicze widzimisię.Itp.itd.”
święte słowa. szkoda że na nauczycielski transparentach nie widziałem hasła : „Domagamy się merytorycznej oceny szkół. Stop urzędniczemu widzimisię! ”
„(…) ale to nie oni (nauczyciele) się zatrudniają, zwalniają,wynagradzają, motywują, doskonalą.To nie oni tworzą programy, siatki godzin i podręczniki, nie oni organizują swoją pracę!!!”
Wierz mi jeśli nauczycie zastrajkują domagając się przede wszystkim uwolnienia od urzędników to lud to zrozumie. Nikomu nawet nie będzie trzeba wyjaśniać dlaczego dość macie urzędasów, polityków i ministrów.
Jeśli zawołacie „dajcie nam więcej wolnego rynku w szkole a mniej regulacji” zrozumienie społeczne i poparcie będzie odczuwalne.
Dziwi mnie natomiast że nie ma (przynajmniej ja nic o nim nie wiem) nauczycielskiego projektu zmian w systemie edukacji. Moje punkty (częściowo takze i Twoje 🙂 )
1. Pieniądze idą za uczniem. Bon edukacyjny.
2. Zwiększenie autonomii szkół pod względem programowym. Powiedzmy połowa godzin ustalana przez MEN połowa przez szkołę.
3. W godzinach ustalanych przez MEN brak religii. Jednym słowem która szkoła chce to może zmieścić religie w swojej puli godzin.
4. Wywalenie karty nauczyciela. system oceny pracy i jej efektów.
5. Sposób wyboru dyrektora. Przyznam nie mam na razie dobrego pomysłu, ale na pewno nie decyzją urzędnika z góry.
6. Realny wpływ uczniów na programy, możliwość wyboru zajęć i prowadzących, oczywiście w jakimś stopniu. Powiedzmy mamy blok humanistyczny i można wybrać jedne zajęcia z teatrologii, filozofii i dajmy na to literatury antycznej. Choćby 10% zajęć wybieralnych w semestrze to byłoby coś. Takie zajęcia byłyby ekstra płatne od ucznia.
itd.
Do rebel
„Hmmm gdyby mi piwo śmierdziało to właśnie do sprzedawcy bym poszedł i domagał się wymiany. Właściciel browaru czy główny technolog są poza moim zasięgiem. To chyba naturalne ze gdy trafie kartonik skwaśniałego mleka to idę do punktu obsługi klienta w markiecie a nie jadę do fabryki”
To wczesniej juz omawialismy i w pelni sie zgodziles.
Oddanie piwa do sprzedawcy to tak jak przeniesienie dziecka do innej czy prywatnej szkoly, do czego masz prawo. Rezygnujesz z zakupu i kupujesz gdzie indziej. Przypominam, ze to rozwiazanie Ci sie nie podobalo, jesli chodzi o szkole.
do rebel
„Dziwi mnie natomiast że nie ma (przynajmniej ja nic o nim nie wiem) nauczycielskiego projektu zmian w systemie edukacji. Moje punkty (częściowo takze i Twoje )
Alez wiele z tych punktow (lacznie ze zmiana karty nauczyciela), to sa rowniez projekty nauczycielskie. To nauczyciele najbardziej protestowali, kiedy godziny przeznaczone na matematyke, jezyki zostaly oddane na rzecz religii czy w-fu na korytarzu. Rodzice w tym czasie milczeli, lub popierali, nie zdajac sobie sprawy, co to tak naprawde znaczy. I takich przykladow mozna by mnozyc!
I kilka lat temu, (zeby opoznic podwyzki), postawiono nauczycielom warunki obecnego awansu zawodowego- spelnicie je, bedziecie lepiej zarabiac. Kryteria byly idiotyczne i wiekszosc nauczycieli sie z nimi nie zgadzala. Byly typowo urzednicze i polegajace na wyprodukowaniu jak najwiekszej ilosci papierow na tematy, w malym stopniu zwiazane z nauczaniem, a opisujace czyny spoleczne typu: jak zorganizowalem festyn dla calej Koziel Wolki z okazji Dnia Matki itp.
Przez kilka lat, kosztem przygotowywania sie do lekcji i swojego wolnego czasu, robili czyny spoleczne i wypelniali papiery, o kiedy juz wiekszosc nauczycieli spelnila postawione wymaganie, to ministerwo faworyzuje tych, ktorzy nic nie zrobili. Kolejny raz dali sie nabrac.
Bon oświatowy już istnieje. Samorząd dostaje dotację w zależności od liczby uczniów, szkoła (nawet prywatna) dostaje określoną kwotę na każdego ucznia, ale jest to kwota tak mała, że samorząd musi dokładać drugie tyle.
Do beaa
Nie o taki bon edukacyjny chodzi – to o czym piszesz, centalnym zarzadzaniem pieniedzmi na oswiate. Po objeciu rzadow przez Tuska, przez kilka tygodni/dni byl pomysl wprowadzenia bonu, ale szybko upadl.
Wiele samorzadow swietnie radzi sobie z organizowaniem oswiaty (baseny, nowe piekne szkoly), ale na tym ich rola sie konczy. A ciagle rodzice, nauczyciele i szkoly nie decyduja o szkole. W zeszlym roku decydowali tylko o kolorze koszulek jakie maja nosic uczniowie. To jest piekny przyklad jak zmarnowano wiele godzin na dyskusje, szukanie producentow itp. z powodu genialnego pomyslu ministra.
Nikt nie wie, na czym miałby polegać „prawdziwy bon edukacyjny”. W mojej gminie wszystkie szkoły dostają dotację w zależności od liczby uczniów i jeszcze dodają drugie tyle. Z powodu pieniędzy do LO przyjmowani są wszyscy chętni, a to ma przełożenie na poziom szkoły i zdawalność matury. Klasy pierwsze szkoły podstawowej będa liczyć po 30 uczniów, bo to większe pieniądze bez zatrudniania dodatkowego nauczyciela.