Katastrofa w szkole
Jednym z objawów strachu jest myślenie katastroficzne. Właśnie mnie dopadło. Dość wcześnie, gdyż do rozpoczęcia roku szkolnego zostały przecież jeszcze ponad trzy tygodnie. Na razie przez głowę przemknęła mi myśl, że nowe programy nauczania to katastrofa. Potem pomyślałem, że cztery godziny więcej do pensum, czyli w sumie 22 lekcje tygodniowo, to kolejna katastrofa. A już prawdziwą apokalipsą są planowane pięcioprocentowe podwyżki. Wszystko wydaje mi się katastrofalne, a to znaczy, że się boję.
Ponieważ nie chcę się bać, zaczynam ćwiczyć umysł, aby reagował inaczej na wydarzenia. Gdyby się zachwycał, wtedy dałby dowód, że się niczego nie boi. Zacznijmy od 22 godzin pensum. Co to jest? Przecież ja przez wiele lat tygodniowo prowadziłem 40-45 lekcji w trzech szkołach i nic mi nie było! Nie ma się czego bać. To żadna katastrofa pracować więcej. Kiedy tak się cieszyłem ze zwiększonego pensum, kątem oka dostrzegłem, że nad głową gromadzą mi się czarne chmury. Otóż w międzyczasie, gdy ja się cieszyłem z nowego pensum, umysł policzył, iż podwyżka pensji o pięć procent i dołożenie nam do pensum czterech godzin (ok. 25 procent więcej pracy) to w rzeczywistości obniżka wynagrodzenia. Znaczy się katastrofa! Znowu myślę katastroficznie. Nie ma nadziei, w tym roku będę się szkoły bać.
Myślenie katastroficzne ma wielki wpływ na funkcjonowanie organizmu. Oczywiście jest to wpływ negatywny. Podstawowe objawy to pocenie się, przyspieszony oddech, zawroty głowy, nudności, mrowienie, drżenie ciała, ból w klatce piersiowej (szczególnie u mężczyzn), uczucie dławienia się, uderzenie zimna lub gorąca. Ogólnie człowiek myślący katastroficznie ma wrażenie, że umiera. W takim stanie koniecznie trzeba iść do lekarza. Nie ma wątpliwości, że lekarz da cierpiącemu człowiekowi zwolnienie.
Przewiduję, że w tym roku z powodu myślenia katastroficznego wielu nauczycieli będzie chodziło na długie zwolnienia. To dopiero będzie katastrofa!
Komentarze
Mnie na te wieści też dopadło absurdalne oczekiwanie końca świata. A tu proszę: ptaszki ćwierkają, nieba lazur za oknem, ludzie uśmiechnięci. No nikt nie widzi, że będzie jeszcze gorzej. Ja w swej młodzieńczej naiwności i zaledwie 10letnim stażu miałam do niedawna cień ułudy, że choć gorzej nie będzie skoro lepiej się nie da
Uwielbiam pański cynizm :-).
Oceniając rzeczywistośc chcę wyc słowa refrenu piosenki młodzieżowej: ,, Coście skurwysyni zrobili z tą krainą ? Nie obchodzi mnie stan zdrowia prezydenta i premiera, chcę ,aby mniej głodnych dzieci było w szkołach i abym nie wstydził się, informując żonę o swoich zarobkach. Co czeka nauczyciela? Na najbliższej radzie dowie się o wynikach naboru do klas pierwszch, a jeśli on będzie dobry, wówczas podwyżka pensum jemu nie zaszkodzi. To żadna katastrofa pracowac więcej, ja również tak uważam, lecz co zrobią ci, których podwyższenie pensum pozbawi pracy lub okroi etat? Gdzie znajdą zatrudnienie pedagodzy o znacznym stażu pracy, którzy padną ofiarą różnych ruchów kadrowych? Chyba w sferze marzeń Donalda Tuska lub w wirtualnej rzeczywistości Michała Boniego. Kiedyś toruńskiemu angliście kosz na głowę wsadzili rozwydrzeni uczniowie. Dzisiaj takim koszem na nasze głowy są pomysły sterników oświaty.O poprawie doli nauczyciela pisał kiedyś Frycz Modrzewski. Mówił niedawno również premier Tusk. I co? I nic. Jak sami nie będziemy walczyc o swoją godnośc, to pozostaniemy tylko znerwicowanymi pacjentami w kolejce do lekarza.
w tym roku chora do szkoły nie przyjdę, nie zgodzę sie na bezplatne zajęcia wyrównawcze dla nieuków, skladam rezygnację z wychowawstwa (za te 30 zł nie będę eksploatować mojego organizmu), czas, który zyskam przeznaczę na pracę (nie za darmo) w szkole językowej, skoro ciągle wypomina nam się „korki” – powyższę w tym roku stawkę (niezmienną od 2 lat) – koniec z wykorzystywaniem
„Potem pomyślałem, że cztery godziny więcej do pensum, czyli w sumie 22 lekcje tygodniowo, to kolejna katastrofa.”
Praca w wymiarze POŁOWY tego normalni pracownicy (+dłuuugie wakacje) to rzeczywiście katastrofa, hahaha, jaka piękna katastrofa.
Trochę matematyki: 4 godziny to dla narmalnego pracownika (a nie nauczyciela rozleniwionego przez PRL) to 10% więcej.
A dwie podwyżki po 5% dają ile?
PS
I bez pierdół, jak to nauczyciele po lekcjach pracują. Bo to norma dla wszystkich pracowników poważnie traktujących swoją pracę.
Kilkanascie lat temu, podczas szkolenia dla mlodych nauczycieli pani prowadzaca szkolenie zaczela od tego, ze bycie nauczycielem to piekny zawod i gdy raz sie nim zostaje to juz na zawsze. Pracowalam w panstwowej szkole tylko kilka lat, ale regularnie czytam tego bloga,co swiadczy o tym, ze ciagle czuje sie zwiazana z tym zawodem. Ciagle mi przykro gdy slysze tyle niesprawiedliwych opinii o pracy nauczycieli. Od ponad dziesieciu lat pracuje w laboratorium naukowym w USA i oczywiscie duzo pracuje w domu i w weekendy, ale o wiele mniej w porownaniu z tym, ile pracy wkladalam przygotowujac sie do lekcji i sprawdzajac klasowki.
Co tez wazne, jestem pania swojego czasu i po skonczonej pracy nie musze pilnowac dzieci na dyskotece, robic wywiadowek, przesiadywac na nudnych konferencjach, pisac bzdurnych sprawozdan i planow wychowawczych. Wszystkie szkolenia mam w godzinach pracy.
Pamietam jaki smiesznie latwy byl dla mnie pierwszy dzien w nowej pracy. Zaczelam od rozmowy przy kawie z szefem – oczywiscie waznej, bo musial dokladnie wyjasnic o co chodzi w naszym projekcie itp. Pracowalam dluzej niz 8 godzin, ale nie tak intensywnie jak w szkole, w ciszy, w swoim wlasnym tempie.
Jak w wielu innych zawodach, przychodze do pracy, wlaczam komputer robie kawe i mam pol godziny – godzine na spokojna prace z komputerem, odpisywanie za wazne meile (zwiazane z praca), ale nie jest to intensywna praca i nie trzeba sie do niej przygotowywac. Takie zajecia nie wchodza w oficjalne godziny prace nauczyciela, a powiedzmy sobie szczerze- wielu z nas ma tez czas w pracy na odpisywanie na prywatne meile, zerkniecie do naszej-klasy czy zrobienie malych zakupow na eBay.
W szkole intensywnie pracuje sie caly czas, nawet w czasie przerw (dyzury, rozmowy z uczniami itp.). Tempo narzucane jest przez uczniow i kazdy kto ma dzieci moze wyobrazic sobie, jak moze zmeczyc 20-30 dzieci, kiedy czasem jest sie bardzo zmeczonym opieka na jednym.
Izabelo, bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Najprawdziwiej brzmią słowa tych, którzy posmakowali pracy w szkole i mogą ją porównać z inną.
Do invinoveritasa
Od razu widac, ze nie przeprowadziles w zyciu ani jednej lekcji/wykladu i piszesz bzdury. Proponuje prosty test – zapros znajomych na 45 minutowy wyklad na swoj ulubiony temat (moze byc cos takiego :”Praca w wymiarze POŁOWY tego normalni pracownicy (+dłuuugie wakacje) to rzeczywiście katastrofa, hahaha, jaka piękna katastrofa”). Mozesz sprobowac najpierw bez przygotowania, ale mysle, ze drugi wyklad na ten sam temat zrobisz juz z przygotowaniem. Skoro tak lubisz matematyke, to koniecznie policz ile czasu Ci to zajmie. Tylko nie wykrecaj sie teraz, zrob to dla siebie, zeby nie wypisywac wiecej „pierdol” na forach.
Do swoich wykladow (45 minutowych) przygotowuje material co najmniej tydzien ( w pracy). Oczywiscie pracujac w szkole nie mialam tyle czasu, ale material zbieralam takze w czasie wakacji i na roznych kursach.
Pozdrowienia dla Izabeli!
Pewnych rzeczy nie rozumiem. Proszę mi wytłumaczyć przykładowo – ile czasu na sprawdzanie prac domowych, klasówek lub przygotowanie się do zajęć przeznaczają wuefiści?
W jaki sposób godzinami do zajęć przygotowują się historycy, nauczyciele przyrody, informatyki czy nawet matematyki w szkole podstawowej?
O ile się dobrze orientuję, w szkole podstawowej są tylko dwie lekcje tygodniowo takiej historii, przyrody czy informatyki. Dwie lekcje w klasie czwartej, dwie lekcje w klasie piątej, dwie lekcje w klasie szóstej. W polskim szkolnictwie rzadko istnieje profilowanie na tak niskim stopniu edukacji, więc lwia część polskich nauczycieli w zasadzie treściowo przygotowuje się jedynie do sześciu (2godziny x 3 poziomy edukacyjne w sp) lekcji tygodniowo.
Lament dotyczący rzekomego przygotowywania się do zajęć można usprawiedliwić głównie za sprawą polonistów, którzy de facto przygotowują się od sześciu do osiemnastu godzin tygodniowo (ok. 5-6 godzin języka polskiego tygodniowo w jednej klasie pomnożone przez 3 klasy na różnych poziomach edukacyjnych – moje podliczenia nie dotyczą zajęć dodatkowych, za które otrzymują dodatkową opłatę lub prowadzą je społecznie-dobrowolnie), sprawdzają wypracowania, dyktanda, sprawdziany, testy, prezentacje maturalne, kontrolują zeszyty, przygotowują akademie i konkursy.
Nauczycielom uczącym innych przedmiotów – odmawiam prawa do narzekania na zawodowe przeciążenie!!!
Problem leży w tym, że dowalenie polonistom kolejnych 25 % pracy to rzeczywisty dopust boży i katastrofa.
Jestem emerytowanym nauczycielem matematyki. Od kilku lat jestem wolna, wolna wolna. Nie zazdroszcze mlodszym kolezankom, to jest czasem orka na ugorze, pieniadze zadne,satysfakcja coraz mniejsza, coraz gorsze programy nauczania, coraz wiecej dodatkowej nikomu niepotrzebnej pisaniny ble ,ble, ble, czym dluzsze ble tym lepiej dla tak zwanego awansu zawodowego. Jacys kretyni od lat kieruja nasza oswiata.
-> Mni
Z grubsza biorąc polega to na tym, że prowadzić wykład czy lekcję nie jest tak prosto, hop siup, że tak powiem.
Jeżeli ktoś potrafi, nauczył sie, prowadzić dobrze lekcję czy wykład „z biegu”, albo, jak się to mówi „z palca” – respekt.
Wykład, lub lekcja, w szkole, to pewien algorytm . Musi mieć swoją logikę, harmonizować z programem, i tak dalej.
To trzeba wcześniej sobie przygotować, powtórzyć materiał, i tak dalej, i tak dalej.
Tak jak ktoś pisał wcześniej, lekcja to rodzaj występu publicznego, owoc pewnej pracy, jakaś konstrukcja. Człowiek, który nigdy publicznie nie występował może nie mieć o tym pojęcia, ale powinien móc sobie wyobrazić, jak by to było, gdyby miał wygłosić ex catedra 45 minutowy tekst, z głowy, na temat, żeby był ciekawy, i po polsku i jeszcze trzeba panować nad salą. I takich występów miał w jednym dniu kilka. I tak dzień po dniu.
A lekcja to nie jest czysty wykład, ale szereg innych procedur, które też musisz sobie zaprogramować i wykonać.
Owszem, lekcja to nie jest czysty wykład. Istnieją pewne procedury, schematy i standardy dotyczące struktury lekcji, które musi wypełnić nauczyciel. Ich praktycznego zastosowania uczą uczelnie pedagogiczne. Znajomość owych procedur jest warunkiem przyjęcia do pracy, a ich uwewnętrznienie następuje poniekąd mechanicznie w trakcie stażu, ewentualnie parę lat po stażu.
O ile o te procedury chodzi …
Do Mni
„W jaki sposób godzinami do zajęć przygotowują się historycy, nauczyciele przyrody, informatyki czy nawet matematyki w szkole podstawowej?”
Mni po prostu sprobuj, zapros znajome dziecko na korepetycje ze swojego ulubionego przedmiotu – z dziedziny, w ktorej jestes naprawde dobry. Przeprowadz zajecia w przedszkolu o myciu zebow (na tym poziomie kazdy jest specjalista, wiec powinienies sobie bez problemu poradzic).
Przekonaj sie na wlasnej skorze, skoro tak trudno jest Ci to sobie wyobrazic.
Przygotowuje wyklady z zakresu, ktory najprawdopodobniej znam najlepiej na swiecie, bo ta waska specjalnoscia zajmuje sie od 12 lat po 50-60 godzin tygodniowo, na najwyzszym swiatowym poziomie (obejmuje przyrode, matematyke i informatyke). Mam przygotowanie pedagogiczne i kilka lat doswiadczenia w pracy w szkole – bylam nauczycielem mianowanym i dostalam wiele wyroznien za swoja prace).
Oceniam, ze potrzebowalabym co najmniej kilku godzin, zeby cokolwiek interesujace powiedziec o projekcie, na ktorym pracuje do dzieci w szkole podstawowej, czy do Ciebie Mni. Wiedziec to nie wszystko, trzeba wybrac metody, namalowac obrazki lub wpisac do PowerPoint, dokladnie przemyslec na jakim poziomie uczen jest w stanie to zrozumiec, jaka wiedze posiada, co trzeba przypomniec, do czego sie odwolac, wybrac przyklady, zainteresowac tematem, itp. I gdyby ktos hospitowal moje zajecia z cala pewnoscia dopatrzylby sie wielu bledow metodycznych, bo to po prostu nie takie latwe.
„Znajomość owych procedur jest warunkiem przyjęcia do pracy, a ich uwewnętrznienie następuje poniekąd mechanicznie w trakcie stażu, ewentualnie parę lat po stażu”
Alez oczywiscie, ze znajomosc procedur i doswiadczenie pomaga , inaczej przygowowanie do kazdej lekcji trwaloby godzinami.
PS. Uwielbiam pracowac z dziecmi i wykladac. Pozdrawiam wszystkich nauczycieli starannie przygotowujacych sie do lekcji, takze tych wygrzewajacych sie gdzies na plazy! Najciekawsze pomysly na lekcje przychodza do glowy takze wtedy.
poucz języka obcego w 24 osobowej klasie, uważasz,że ja nie przygotowuje się do zajęć? Nawet ćwiczenia, które dodatkowo przygotowuję, muszę opracować, zapisać ta,ąby było ich jak najwięcej ale na kartce zajmowały jak najmniej miejsca, potem to wydrukować (także w domu) i spędzić trochę czasu z kserokopiarką. Dzisiejsi uczniowie i ich rodzice nawet nie wiedzą,że robię to za „swoje”. Oni uważają, że szkoła powinna im wszystko dać za darmo. Żadnej znajomości realiów szkoły!
Nie tylko poloniści mają dużo pracy, język obcy jest obowiązkowym przedmiotem maturalnym i sprawdzenie listu (nie mówiąc już o rozprawce, recenzji opowiadaniu lub opisie) w języku obcym zabiera nie mniej czasu. Kazdy przedmiot ma swoja specyfikę. Najlepiej uczyć religii. Co roku to samo. Nikt nie oczekuje „wyników” Pozrawiam
Izabela
Poza tym, że jesteś cudowna, wspaniała, mądra, kompetentna, doświadczona, wyróżniona, perfekcyjnie wyspecjalizowana i zawsze starannie przygotowana do pracy wykładowcy-nauczyciela, to nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi. Cieszę się, że przynajmniej zgadzasz się ze mną co do procedur i życzę, żeby Ci uśmiech szczęścia nigdy nie schodził z twarzy w USA i gdziekolwiek.
Hanna
Odpowiedzi typu – to zrób to sam – są dziecinne. Nie mam podstaw metodycznych do nauczania języka obcego i z tego co wiem, nie przyjmuje się do szkoły ludzi bez pewnego przygotowania pedagogicznego i merytorycznego.
Z drugiej strony, ciekawy jestem, w jaki sposób rozliczani są nauczyciele mianowani, którzy do lekcji nie przygotowują się, nie sprawdzają prac uczniowskich, dokumentację wypełniają na aby-aby, stopnie stawiają z kapelusza a ich uczniowie nie zdają matury?
Mni Ty znowu swoje. Czytanie ze zrozumieniem sie klania.
Mimo ze jestem ‚wspaniala i usmiech nie schodzi mi z twarzy” to nie ma we mnie tyle arogancji, aby myslec ze moge poprowadzic zajecia na jakimkolwiek poziomie bez przygotowania. To Ty uwazasz ze potrafilbys, gdybys tylko skonczyl odpowiednia szkole (a wlasciwie to czemu nie zostales np. nauczycielem angielskiego – swietna pensja, 18 godzin, wakacje ferie, swieta, doprawdy sie dziwie). Nie mialabym odwagi powiedziec panu pacujacemu na wozku widlowym, ze jego praca jest latwa, skoro nigdy nie sprawdzilam na wlasnej skorze. Zachecalam Cie zebys sprobowal, ale nie masz odwagi. Wolisz upierac sie przy swoim zdaniu.