Rzecznik praw dziecka

Aby zostać rzecznikiem praw dziecka, Marek Michalak musiał zyskać poparcie większości posłów (poparły go PO i PSL). Mam nadzieję, że zyska też poparcie dzieci, bo inaczej guzik warte będzie jego urzędowanie. Swoje kandydatury wystawiły też inne partie (PiS – Leszka Dobrzyńskiego, SLD – Katarzynę Piekarską). Trochę to dziwne, iż rzecznik praw dziecka musi być stanowiskiem partyjnym. Zresztą nawet o wyborze dyrektora szkoły, podobnie jak kuratora czy dyrektora Okręgowej Komisji Edukacji oraz szefa Wydziału Edukacji, decyduje rządząca w regionie bądź w kraju partia. Wszędzie są łapy partii, a w edukacji dzieci przede wszystkim. Według mnie czysty nonsens – szczególnie jeśli chodzi o rzecznika praw dziecka.

Doszliśmy zatem z wyborem rzecznika praw dziecka do absurdu. A może byśmy tak wrócili do normalności? Jeśli dziś uznaje się nastoletnich przestępców, czyli dzieci, za dojrzałych na tyle, aby odpowiadali przed sądem jak dorośli, to dlaczego dziecko nie mogłoby być rzecznikiem praw dzieci? Przecież bywają dzieci dojrzałe, które o wiele bardziej nadawałyby się na to stanowisko niż partyjny wyrobnik. Nie mam nic przeciwko Markowi Michalakowi, ale nie trzeba być specjalnie domyślnym, aby wiedzieć, że będzie musiał przede wszystkim służyć partii, a dopiero w drugiej kolejności dzieciom. Natomiast dziecko, które zostałoby wybrane na rzecznika przez inne dzieci, służyłoby dzieciom. Czyżby już nie było w kraju króla Maciusia, że musimy sięgać po partyjnych wyrobników?

Korczak przewraca się w grobie. Uważam, że wybieranie rzecznika praw dziecka przez posłów to upokarzanie dzieci. Dzieci nie wybierały tych posłów, ponieważ nie mają prawa wyborczego. Dlaczego więc posłowie wybierają dla dzieci swojego człowieka? Na niewiele przydadzą się wszystkie przymioty Marka Michalaka, jeśli brak mu będzie niezależności.