Język starointeligencki

Maturzyści są oceniani za umiejętności językowe (zarówno na egzaminie pisemnym, jak i ustnym). Niewątpliwie niektórzy mają ewidentne braki i robią mnóstwo błędów, ale spora grupa uczniów pisze i mówi poprawnie, a jednak nie otrzymuje wysokich not za język.

Warto podkreślić, że tzw. język jest najważniejszą z umiejętności, jakimi musi się wykazać abiturient. Maturzysta za umiejętności językowe może otrzymać aż 8 punktów na 20 możliwych (chodzi mi o egzamin ustny z języka polskiego, tzw. prezentację i rozmowę z egzaminatorami). A zatem sam język daje 40 procent punktów, a to znaczy, że cała reszta jest mniej ważna (np. wiedza ujawniona podczas odpowiedzi na pytania komisji daje maksimum 7 punktów, czyli 35 procent). Niestety, niewielu maturzystów uzyskuje wysokie noty za język. Dlaczego?

Można nie popełniać błędów, mówić płynnie i z sensem, a jednak 8 punktów się nie otrzyma. Problem polega na tym, że komisja oczekuje od ucznia języka tak bardzo inteligenckiego, że można się z nim spotkać jedynie na kartach wybitnej literatury sprzed wieków, czasem na lekcjach języka polskiego (gdy są hospitowane) oraz podczas pogrzebu wybitnej osobistości, gdy mowę nad trumną wygłasza biskup (w Łodzi mamy świetnego mówcę). Poza tym nikt nie mówi jak Kochanowski, Krasicki czy Mickiewicz. Jeden z ostatnich użytkowników mowy stricte inteligenckiej, Gustaw Holoubek, zmarł, ale nawet gdy żył, jego język uchodził za anachroniczny, choć jednocześnie bardzo piękny.

Aby uzyskać maksimum punktów, trzeba na maturze posłużyć się owym pięknym, nieomal całkowicie wymarłym językiem starointeligenckim. Warto zatem obejrzeć przed maturą jakąś komedię Fredry albo coś z Kabaretu Starszych Panów. Dzisiejsze przedstawienia odradzam. Współcześni mistrzowie słowa mówią nieźle, ale używają języka nowointeligenckiego, zatem lepiej na maturze ich nie naśladować.

Dziś byłem z uczniami w Nowym Teatrze w Łodzi i miałem przyjemność zobaczyć na żywo Jerzego Zelnika. Wyszedł do publiczności, aby przeprosić za opóźnienie. Zagadał do nas tak, jak się zapytuje ludzi o papierosa na ulicy. To znaczy buzię otworzył i wymamrotał, że za pół godziny aktorzy zaczną, a za chwilę dodał, że nie za pół godziny, tylko za 20 minut, bo 10 właściwie już minęło. Wspomniał też, że można napić się herbaty, ale w tym celu trzeba by wyjść z sali, czyli iść o tam. Patrzyłem urzeczony na Zelnika, ponieważ go podziwiam, ale gdy oczarowanie minęło, uświadomiłem sobie, że ten wybitny aktor posługiwał się mową nowointeligencką, którą purytanie zwą bełkotem. A była okazja pokazać młodzieży, jak się mówi pięknie i poprawnie. Recytować większość aktorów potrafi, ale mówić od siebie w doskonałym stylu – tylko nieliczni. I dokąd ja mam teraz iść z uczniami, aby im pokazać mowę, z której będą egzaminowani?