Każdy rodzic nauczycielem

Warto założyć, że rodzice naszych uczniów są nauczycielami albo że w najbliższej rodzinie mają nauczycieli. Świadomość, iż rozmawia się z belferm lub z osobą, która wszystkie nasze słowa za chwilę skonsultuje z belfrem (np. swoją siostrą), znacząco wpływa na sposób prowadzenia tej rozmowy. Przede wszystkim człowiek unika wtedy mówienia ewidentnych bzdur o dziecku (typu, że zdolny, ale leniwy), tylko skupia się na konkretach. Rodzic-nauczyciel dobrze wie, jakie są słabe strony naszej pracy z dziećmi. Trzeba zatem przekonać rodzica, aby nie przypisywał nam wad całego środowiska.

W kwestii kontaktów z rodzicami zostałem profesjonalnie przeszkolony przez jednego z moich poprzednich pracodawców. Zostałem więc zobowiązany, aby na początku spotkania podawać rodzicowi imię jego dziecka oraz krótki opis wyglądu. Gdy rodzic powie, że nazywa się, powiedzmy, Kowalski, ja miałem mówić: „Jest pani mamą Karoliny. Tak, pamiętam, blondynka w okularach, z klasy IIe”. Te proste informacje przekonywały rodzica, że doskonale znam jego dziecko. Na wszelki wypadek miałem też dorzucić: „Siedzi w ostatniej ławce z Magdą”. Potem w kilku zdaniach koniecznie musiałem mówić coś dobrego o dziewczynce, np. jakie osiągnęła postępy, czego się nauczyła. Przy okazji powinienem też powiedzieć, co aktualnie realizuję na lekcjach i jakie mam dalsze plany. Opowiadając o tym, czego uczę, mogłem zobaczyć na twarzy rodzica wyraz zdziwienia albo wręcz usłyszeć: „Nie widziałam, żeby Karolina czytała tę książkę. Muszę z nią porozmawiać”. Potem tłumaczyłem, czego zamierzam nauczyć dziecko w najbliższej przyszłości. W związku z tym mówiłem, czy to będzie dla Karoliny trudne, czy też łatwe. Przy okazji mogłem powiedzieć o ewentualnych brakach, np. „Trudno jej będzie opanować wiedzę o poezji Młodej Polski, ponieważ z wypracowania o poezji romantyzmu dostała trójkę. Dlatego musi teraz bardziej się przyłożyć. Wie pani, z trójki blisko do dwójki”. Następnie powinienem zapytać rodzica, czego oczekuje ode mnie. A na zakończenie mogłem powiedzieć, czego ja oczekuję od rodzica.

Podobnie należało postępować w przypadku rozmowy o problemach wychowawczych (przekonać rodzica, że znam jego dziecko, pochwalić, opowiedzieć, co dziecko zyskuje chodząc do tej szkoły, wyjaśnić, co szkoła zyskuje, że syn czy córka chodzi do tej szkoły, dopiero potem można było przedstawić problem, jaki sprawia dziecko, zapytać o oczekiwania rodzica wobec nauczycieli, na końcu poinformować o moich oczekiwaniach wobec rodzica i jego potomka). Zwykle po takiej rozmowie rodzic nieomal zaprzyjaźniał się z nauczycielem swojego dziecka. Dodam tylko, że za rozmowę z rodzicami nauczyciele otrzymywali wynagrodzenie ok. 25 procent stawki za godzinę lekcyjną z uczniami (z tym, że spotkanie z rodzicami trwało kilka bądź kilkanaście minut). Nie muszę przekonywać, że wszyscy nauczyciele czekali na rozmowy z rodzicami i prowadzili je z pasją.

W placówce budżetowej rodzice są traktowani jak wrogowie. Sami też traktują swoich nauczycieli jako wrogów. A już najgorsze relacje panują między nauczycielami a rodzicami, którzy też są nauczycielami. Nauczyciele traktują rodziców, jakby ci kompletnie nie znali się na pedagogice, natomiast rodzice czyhają na błędy nauczycieli, jakby tylko w tym celu przyszli do szkoły. Dobro dziecka dla jednych i drugich przestaje być ważne.

Pan Maciej Matusiewicz (komentarz do wpisu „Kiedy nauczyciele bredzą?”) zwrócił uwagę na brak przygotowania szkolnych pedagogów i psychologów do zawodu. Niewątpliwie młodzi pracownicy często mniej umieją niż rodzice, z którymi rozmawiają, bo przecież ci rodzice to doświadczeni nauczyciele. A jednak doświadczenie nauczycieli z innej szkoły może kompletnie nie pasować do placówki, w której się spotkaliśmy. Aby to sprawdzić, warto rodziców zapraszać na lekcje wychowawcze, na różne spotkania, a nawet na wycieczki. W tej sprawie mam i dobre, i złe doświadczenia. Czasem rodzic, który uważa się za mistrza w zawodzie nauczycielskim, jest kompletnie niewydolny z moimi uczniami. Ale bywa też tak, że mogę się od niego wiele nauczyć. Tak czy siak, warto się spotykać i przekonywać czynami, tj. w kontaktach z uczniami, czy to, co sobie mówimy, jest sensowne. A zatem, rodzice, przyjdźcie pokazać (bądź zobaczyć), jak należy uczyć wasze dziecko. Inaczej mówiąc, współpracujcie ze szkołą swojego dziecka.