Batem w nauczycieli

Coraz gorszą prasę mają nauczyciele. Teksty krzyczą przeciwko belfrom: skandal, hańba, potworność. Oto na łamach „Gazety Wyborczej” zabrał głos chyba nauczyciel, na pewno zaś dyrektor szkoły prywatnej, Adam Kalbarczyk z Lublina (artykuł „Korepetycje to skandal”). Nieźle kopie, na pewno zyska poklask i uznanie czytelników. Bo ludzie chcą nas kopać, nie ma co ukrywać. Kto wyczuwa tę społeczną chęć bicia belfrów, ten bicz na nas kręci, bo zysk pewny i ludzkie poważanie gwarantowane. Na pewno niejednemu czytelnikowi „Wyborczej” dobrze zrobiły te wszystkie „hańby” i „skandale”, którymi nasycił swój tekst dyrektor Kalbarczyk. Dla mnie jednak ten tekst jest pusty, populistyczny i oparty na błędnych założeniach.

Kalbarczyk pisze: „Nauczyciele nie robią nikomu łaski. Mają wykorzystywać każdą minutę lekcji i nauczyć dzieci wszystkiego, co zakłada program. Jeśli sobie nie radzą, niech żegnają się z zawodem”. Mocne słowa. Ostatnio kilka razy zasłabła u nas w szkole nauczycielka. Przyjechało pogotowie. Wylądowała w szpitalu. Nie pierwszy to raz w naszym liceum i nie ostatni. Ja sam w czwartek i piątek nie radziłem sobie z wypełnianiem obowiązków. Na każdej przerwie czekała do mnie kolejka uczniów, chcących porozmawiać o bibliografii do prezentacji maturalnej. W pewnym momencie tak źle się poczułem, że musiałem wyjść w środku zajęć z sali (donoszę na siebie, bo wychodzenie z lekcji jest u nas surowo wzbronione) i chwilę się przejść po korytarzu, wypić łyk wody itd. Czułem, że jeśli tego nie zrobię, to zemdleję. Nie ja jeden tak się czułem. To prawda, że raz się pije kawę i jest luz, a innym razem człowiek biega cały dzień jak zestresowana mrówka w mrowisku i czuje, że za chwilę ducha wyzionie. Ale dajmy spokój z tym bieganiem, bo jeszcze mnie kto batem przez łeb zdzieli. To w końcu żadna łaska. Łaska nie łaska, ale czasem organizm nie wytrzymuje.

Kalbarczyk pisze: „Powiedzmy sobie jasno, że korepetycje są skandalem. Świadczą o skrajnej niewydolności szkoły i jej anachroniczności”. Panie dyrektorze kochany, jeśli już mówimy o skandalu, to jest nim przede wszystkim nieustanna rywalizacja między uczniami, nauczycielami i szkołami. Przychodzi do naszej szkoły ojciec z córką zasięgnąć języka, czy jego pociecha ma szanse tu się dostać. Mówi, że dziewczyna ma wyniki takie a takie (same piątki, świadectwo z czerwonym paskiem, prawdopodobnie jakieś 70-80 proc. z egzaminu). Odpowiadamy, że ma szanse, ale nie takie wielkie. Może się nie dostać. Ojciec w gniewie zadaje pytanie: „To jakie trzeba mieć wyniki, jeśli piątki to za mało?” Mówimy, że wszystko zależy od tego, czy przyjdą ci z szóstkami i z egzaminem zdanym na poziomie 80-90 procent, bo tacy tu przychodzą. I mówiłbym jeszcze dalej, ale patrzę, że dziewczyna gaśnie. Dociera bowiem nagle do niej, że te piątki to mogą się okazać niewiele warte. A jakim kosztem je zdobyła? No nic, mówi ojciec, jest jeszcze czas, na korepetycjach dziecko się podciągnie. Niech dyrektor Kalbarczyk zrozumie, że tu chodzi o podciągnięcie się z piątek na szóstki i z 70-80 procent z egzaminu na absolutne maksimum. Czy fakt, że to piątkowe dziecko będzie korzystać z korepetycji, to skandal dla jego macierzystej szkoły? A może to jest skandal dla systemu, w którym nikt nie ma odwagi zatrzymać tego wyścigu szczurów, a mówiąc innym językiem – tego nieustającego dopingu. Dobry nauczyciel to ten, który ma więcej olimpijczyków. Dobry rodzic to ten, który ma dziecko z szóstkami na świadectwie. Dobra szkoła to ta, w której jest najwięcej finalistów i laureatów. Doping, doping, doping.

Ponieważ nie każde serce wytrzymuje ten ciągły doping, wciąż ktoś wypada z gry. Raz jest to nauczyciel, innym razem uczeń, czasem rodzic, którego cholera weźmie, nieraz z gry wypadnie i  cała szkoła, o której napisze prasa, że tu były najgorsze wyniki. Wtedy zaczyna się wołanie o to, aby bić batem. Wybatożyć nauczyli! – żąda dyrektor Adam Kalbarczyk. Rozumowanie, doprawdy, chłopskie. Bo gdy dwa konie furmankę za słabo ciągną, to chłop bat do ręki bierze. Zwykle jednak nie bije tego konia, który nigdy nie ciągnął, bo to na nic się zda. Leje więc tego konia, który ciągnie, aby teraz się wytężył i mocniej ciągnął. Tak też odbieram nawoływanie dyrektora Kalbarczyka, aby wybatożyć, bo hańba, bo skandal. Jak pan chce batożyć, to niech się pan zastanowi kogo. Czy tylko nauczyciela, który zawsze tę edukacyjną furmankę polską ciągnął i nadal ciągnie ze wszystkich sił? Przecież jest jeszcze drugi koń przy tej furmance. Nie pomyślał pan o nim, panie dyrektorze, bo za często się z nim pan jako dyrektor spotyka, prawda?