Czy każdy ma co pić?

Wychowuję młodzież na podstawie literatury, a tymczasem świat się zmienia. Co innego w literaturze, a co innego w życiu. Co wejdę do hipermarketu, to widzę, jak rodzice dają przykład dzieciom, żrąc bez opamiętania bakalie. Starsi też nie są lepsi. Nieraz widziałem, jak elegancko wyglądająca babcia wrzucała do kieszeni swojego płaszcza kilka garści orzechów bądź migdałów. Zdarza mi się zwrócić uwagę, bo ja jestem człowiek wychowany na literaturze. A literatura mówi jednoznacznie: „Niech Bóg skarze te łakome bestie”.

Nie tak dawno zwróciłem uwagę babci, która była w sklepie z wnuczkiem i opychała się orzechami. Powiedziałem, że tak się nie robi (kobieta nie próbowała, tylko żarła garściami i jeszcze wpychała sobie do kieszeni, namawiając wnuczka, aby robił to samo, ale dzieciak był nieposłuszny). Kobieta coś mruknęła, więc jej powiedziałem, żeby wyjęła z kieszeni, włożyła do torebki i zważyła. Wnuczek wstydził się za babcię.

Zdanie: „Niech Bóg skarze te łakome bestie” pochodzi akurat z dzieła, które nie jest w lekturach. „Wielki dom” Brendana Behana jest świetną sztuką, która stwarza okazję do pogadania z młodzieżą o tym, jak to jest dzisiaj z moralnością w drobnych sprawach. Zacytuję jeszcze jedno zdanie: „Każdy ma co pić?”. To jest dopiero problem!

A tymczasem w szkole gadamy o wielkiej moralności, o Janie Pawle II, o patriotyzmie i o innych wielkich wartościach. Młodzież się nasłucha, nagada, a potem pójdzie z rodzicami czy dziadkami na zakupy. I wtedy wszystkie wartości diabli biorą, bo najważniejsze jest nażreć się czegoś za darmo. Do tego na oczach dzieci bądź wnuków. Naprawdę zgadzam się w 100 procentach z Brendanem Behanem, który mówi: „Psia ich mać”. Całe szczęście, że szczeniaki są na tyle bezczelne, iż nie chcą żreć za darmochę orzechów razem z rodzicami. Z dwojga złego chyba już lepiej pić piwo w bramie. Bo picie w bramie jest uczciwsze.