Uczeń go home

Możemy walczyć z niską frekwencją na lekcjach, ale tak naprawdę klasa powinna być obecna jedynie w połowie swojego stanu. Gdy wszyscy są obecni, można tylko walczyć o ciszę, pilnować, aby był spokój, ewentualnie dyktować wiadomości do zeszytu albo stosować inne formy podające. Żadna efektywna nauka nie jest możliwa, żadne ćwiczenie umiejętności nie wchodzi w grę, żadne metody aktywizujące nie mogą być stosowane. Gdy są wszyscy, jakość nauki spada do takiego poziomu, że uczniom opłacałoby się wyjść z klasy i pouczyć się w domu. Gdy są wszyscy, trzeba uczyć techniką jezuicką bądź innymi metodami, które czynią z ucznia martwą glinę, a z nauczyciela garncarza, który tę glinę dowolnie formuje. Tymczasem w nowoczesnym nauczaniu chodzi przecież o coś zupełnie innego: o wdrażanie do samodzielności, o wdrażanie do współpracy, o przeciwdziałanie bezmyślnemu podporządkowaniu i pracy pod dyktando.

Od lat uprawiamy fikcję, polegającą na tym, że oficjalnie zachęcamy uczniów do przychodzenia na lekcje, a w głębi serca liczymy na to, że znacznej części jednak nie będzie w szkole. Najgorsze są pierwsze klasy, ponieważ one w najmniejszym stopniu opuszczają zajęcia. Tymczasem nie da się uczyć 30-osobowego zespołu w sali o powierzchni 30 m kwadratowych lub mniejszej. Można jedynie wbijać do głowy niepotrzebne wiadomości, natomiast nie da się ćwiczyć praktycznych umiejętności, czyli tego, co naprawdę w życiu się przydaje. Nic dziwnego, że polska edukacja to fizyczna ciasnota w klasach, umysłowa ciasnota na egzaminach i wielki ucisk w sercach, czyli stres, czy to wszystko wystarczy, aby dostać się na studia.

Idzie niż demograficzny, więc jest okazja zmniejszyć liczebność klas. Niestety, podobno to się nie opłaca. Jeśli nadal będzie ciasno – w klasach, w umysłach i w sercu, nie pozostanie nauczycielom nic innego, jak rozpocząć kampanię: „Uczeń go home”. Polegać ona będzie na tym, że do szkoły przychodzi zawsze połowa klasy, np. w dni parzyste uczniowie zapisani w  dzienniku pod numerem parzystym, a w dni nieparzyste – pozostali. Niech jeden dzień połowa uczy się w domu, a druga połowa w klasie. I tak na zmianę. Może to coś da.