Szkoły intensywnie użytkowane
Społeczeństwo apeluje, aby szkoły były otwarte także w dni wolne od zajęć dydaktycznych, szczególnie w ferie i wakacje. Jeśli naprawdę takie jest zapotrzebowanie społeczne, nie mam nic przeciwko temu. Natomiast jeśli chce się na siłę przekształcić szkoły publiczne w firmy, które działają do ostatniego klienta, to jestem przeciwny. Placówki edukacyjne powinny być wyczulone na realne potrzeby najbliższego środowiska, natomiast powinny stawić opór fanatykom wolnego rynku, którzy chcieliby, aby wszystko działało na zasadzie wolnego rynku.
Z doświadczenia wiem, że część uczniów chętnie przychodziłaby w wolne dni do szkoły, chociażby po to, aby skorzystać z pracowni komputerowej bądź pograć na boisku czy poćwiczyć na siłowni. Według moich obserwacji zainteresowanie nie przekroczyłoby 10 procent, czyli w przypadku mojego liceum można liczyć na jakieś 50-60 uczniów dziennie (liczę, optymistycznie zawyżając). Podobnie w innych szkołach (5-15-procentowe zainteresowanie wśród uczniów). Byłoby zatem marnotrawstwem otwierać wszystkie szkoły w okolicy. Obok mojego liceum jest szkoła podstawowa, niedaleko gimnazjum, liceum, kolejna szkoła podstawowa, a kilometr dalej następne szkoły. Nic by się zatem nie stało, gdyby w okresie wolnym od zajęć rotacyjnie udostępniano młodzieży raz jedną, raz drugą placówkę. Odpowiedni grafik dyżurów mógłby wisieć na drzwiach każdej szkoły, aby uczniowie wiedzieli, dokąd iść.
Chodzi wyłącznie o udostępnianie szkół uczniom, gdyż placówki są otwarte we wszystkie dni robocze, także podczas ferii i wakacji (działa księgowość, sekretariat, część nauczycieli przychodzi popracować). Jednak młodzież nie może być non stop w budynku, ponieważ trzeba przeprowadzić gruntowny przegląd stanu technicznego oraz dokonać niezbędnych remontów. Naprawdę po roku intensywnego użytkowania (budynki szkolne są eksploatowane tak jak więzienia – kilkakrotnie ponad dopuszczalną normę) trzeba sprawdzić wszystko, nawet wytrzymałość stropów. Pamiętam, gdy byłem uczniem, że w wyniku zaniedbania tej sprawy pewnego razu jedna sala wpadła piętro niżej, ponieważ zawalił się strop. Całe szczęście, że katastrofa budowlana miała miejsce w nocy. Niestety, stan techniczny większości budynków jest katastrofalny, więc trzeba sprawdzać i dmuchać na zimne, bo inaczej zdarzy się tragedia. Jestem za tym, aby szkoły były otwarte dla uczniów, ale procedura korzystania z budynków w wakacje musi być wdrażana mądrze, a nie na hurra. Nie tak dawno przecież sąd uznał dyrekcję pewnej szkoły winną zaniedbania, gdy na boisku metalowa bramka przygniotła ucznia, w wyniku czego zmarł. Dyrektorzy wolą więc zamknąć swój budynek na kilka tygodni i sprawdzić wszystko po sto razy. Czy zdajemy sobie sprawę, ile jest obecnie wypadków w szkołach?
Społeczeństwo uważa, że nauczyciele mają tyle wolnych dni, więc mogą mało zarabiać. Ja chcę mieć tyle dni wolnego, ile przysługuje osobie z wyższym wykształceniem (26 dni roboczych, czyli ponad 5 tygodni). Przez resztę dni mogę pracować, ale nie w warunkach urągających bezpieczeństwu i higienie pracy. Zanim więc wprowadzi się przepis, że szkoły mają być otwarte niczym stacje paliw – 24 godziny na dobę, sprawdźmy, jakie będą tego skutki. A potem mądrze wprowadzajmy zmiany.
Komentarze
stawić opór to się powinno komunistycznym fanatykom śpiewającym międzynarodówkę na pochodzie w Warszawie. Każdy człowiek, który choć trochę potrafi logicznie myśleć sam rozumie, że SOCJALIZM NIE DZIAŁA! Zresztą nawet jak ktoś nie umie myśleć logicznie, to wystarczy otworzyć pierwszy lepszy podręcznik do historii i też każdy idiota dostrzeże że ta czerwona zaraza NIE DZIAŁA! Pan Chętkowski najwyraźniej zatęsknił za cudownym ustrojem w którym nic nie trzeba robić, a dostaje się pieniądze, stąd ten sprzeciw wobec wolnego rynku. „Placówki edukacyjne powinny być wyczulone na realne potrzeby najbliższego środowiska” – powinny, więc dlaczego nie są? BO NIE BĘDĄ PÓKI SĄ NICZYJE, WIĘC KAŻDY MA TO GDZIEŚ!
W mojej szkole uczniowie nie przychodzą do pracowni komputerowej, bo w domach mają komputery o wiele lepsze, niż ten złom w pracowni. Siłowni nie mamy. Ale obowiązkowe (i bezpłatne) dyżury podczas ferii są i tak.
Do mkmk: skoro socjalizm nie działa, to nie będzie dostępu do nauczycieli w wolne od pracy (ich wolne) dni w szkole tylko po to, by pilnować pracującemu ludowi ich dzieci. No chyba, że ktoś tym opiekunom stosownie zapłaci. Tyle ile wolny rynek zawoła. Ile jesteś w stanie zapłacić człowiekowi z wyższym wykształceniem (czasem w kilku kierunkach) za jego pracę z Twoim, podkreślam TWOIM dzieckiem? Mkmk mówisz o kapitalizmie, a tymczasem masz tęsknoty za typowym socjalizmem. Poza tym skąd Twoja pewność, że nauczyciel (tu Chętkowski) nic nie robi w czasie wakacji i zimowych ferii? Ja na przykład sprzątam laboratorium, segreguję prace swoich uczniów, by mi nic nie umknęło i bym mogła się z wszystkich ocen rozliczyć, jak komuś taki pomysł w głowie zaświta. Poprawiam konspekty, karty pracy, rozkłady lekcji. Tworzę lepsze narzędzia pracy na następny rok, doszkalam się. Według Ciebie to nie jest praca? No i towarzyszą mi w tych czynnościach moje własne dzieci! Bo o ironio, nie mam czego z nimi zrobić w czasie wolnym od zajęć szkolnych:) Pozdrawiam
Agask,
wybacz, ale zupełnie nie rozumiem Twojego toku myślenia. Pomijam jakieś z sufitu wzięte oskarżenia o sympatię do socjalizmu, ale przede wszystkim nie rozumiesz istoty pytając ile jestem gotów zapłacić – tyle ile będę musiał. Zrozum, że jeżeli szkoły są znacjonalizowane to ja wam zapłacę mniej, bo i tak się na to zgodzicie! Gdybyście zarabiali na etacie więcej, to MUSIAŁBYM zapłacić wam więcej. A w szkołach państwowych nie będziecie zarabiać normalnie, więc tym bardziej dziwi mnie wasz opór. Może tak się bronicie przez prywatyzacją, bo wiecie że wtedy trzeba zacząć naprawdę pracować? Poza tym zastanów się chwilkę co piszesz – doszkalanie się, czy przygotowywanie do lekcji to nie jest żadna łaska – WSZYSCY muszą się do swojej pracy przygotowywać, więc się tak nie użalajcie, bo pracy macie i tak dużo mniej niż np lekarze.
Jasne, że socjalizm nie działa – opiekunka do dziecka kosztuje. Więc wynajmujemy opiekunkę (z wykształceniem pedagogicznym oczywiście) i płacimy jej tyle, żeby chciała zajmować się naszym dzieckiem, albo dopłacamy nauczycielom tyle, ile tej opiekunce i posyłamy dzieci do szkoły na 24 godziny.
mkmk: no faktycznie wszyscy muszą się do swojej pracy przygotowywać. Taki urzędnik na przykład robi to w biurze, w godzinach swojej pracy. Co do lekarzy, jest to jedyna grupa zawodowa, polska grupa zawodowa, z którą się solidaryzuję i której kibicuję całym sercem. Są oni bowiem ofiarami postsocjalistycznego systemu, w który tkwią wbrew wszelkim zasadom wolnego rynku. No i nie boję się prywatyzacji szkół. Fachowcy są potrzebni w każdej dziedzinie. Trudno o dobrego fachowca w dziedzinie wychowania, zatem pewnie znajdę prace bez problemów i wreszcie by mi za to płacili!