Integracja
Wszystkie pierwsze klasy wyjechały na wycieczkę, aby się integrować. Nie wiem, co się będzie działo podczas tegorocznej integracji, ale pamiętam, że w poprzednich latach bywało pięknie. Uczniowie wracali odmienieni. Można powiedzieć, że dopiero po wycieczce wszyscy czuli, iż zaczęli chodzić do liceum. Wcześniej to była zaledwie nędzna namiastka. Muszę się liczyć z tym, że niektórych pierwszaków nie poznam po powrocie z prawie tygodniowego wyjazdu. Tak im się zmieni nastawienie do życia i zachowanie.
Bez pierwszych klas w szkole jest luźno. Ponieważ ciasnota i ścisk wręcz wytrącają mnie z równowagi, teraz czuję się wyjątkowo dobrze. Muszę cierpieć na lęk przed przebywaniem w pomieszczeniach, gdzie jest za dużo ludzi. Bez prawie 200 osób w szkole (jedna trzecia stanu) nie boli mnie głowa, ręce mi się nie trzęsą, mam dobry humor i chce mi się żyć. Jeśli miałbym pracować w szkole do 65 roku życia, to tylko pod warunkiem, że w klasach będzie o jedną trzecią mniej uczniów. Ponieważ liczba uczniów się nie zmniejsza, pozostaje mi czekać na te słodkie chwile, kiedy część młodzieży wyjedzie na wycieczkę. Wtedy zamiast jednego metra kwadratowego przestrzeni przypadają na mnie dwa i mogę pooddychać spokojniej. Uff, uczulenie na tłum nie daje o sobie znać.
Komentarze
A ja po 3 latach nauczania rzuciłam tę robotę i teraz to dopiero pooddychać sobie mogę-UUUUUFFFFFFFFFFFFF. Warto było! Śmiem sądzić, że to jedyny skuteczny sposób na dotlenienie się – i jedyna słuszna decyzja. Teraz mogę sobie czytać Pana blog dla przyjemności.Uff;>
Jak znam życie, to pewnie się dzieciaki ‚pochlają’ na tej wycieczce.
Ale muszę przyznać, że dziś poruszył pan magister dość istotny problem. Zauważyłam, że w polskiej szkole od jakiegos czasu pojawia się skłonność do przesady, tzn. ‚przyjmijmy ucznów ile się da, najwyżej będą siedzieć na podłodze’.
Od lat wiadomo, że najlepiej organizuje się proces uczenia małej grupie, a i członkowie tej grupy łatwiej przyswajają nowości i szybciej prą do przodu.
Świadmość ciała pedagogicznego w Polsce rośnie, wszyscy zaczytują się nowinkami pedagogicznymi, ale nadal w liceach i gimnazjach upycha się dzieciaki w klasach po 35 osób.
Chociażby w tych renomowanych liceach powinno być na odwrót. Daje to pewne poczucie przynależności i dumy, bo chodzi się do szkoły, do której nie wszyscy mają dostęp, tylko Ci najlepsi…
Aha!
Pamiętam jak w moim gimnazjum zrobiono ankietę pt. ‚Co zmieniłbyś w swojej szkole?’
Okazało się, że najwięcej odpowiedzi brzmiało: ‚Zwiększyłbym liczbę ławek na korytarzach, bo na przerwie nie ma na czym siedzieć.’
Zaskakująca zgoność, gdyż wszyscy nauczyciele obawiali się, że zobaczą swoje nazwiska jako ‚najważniejszą część do wymiany w szkole’. Okazało się, że był większy problem niż nauczyciele…
na wycieczce bylo super! Ma Pan racje, wiekszosc przyjedzie odmieniona, ale prosze sie nie przejmowac, tylko nam w piatek troche odpuscic… 🙂
Ilośc dzieci w klasach jest odgórnie ustalana (przez kuratorium a moze samorząd?) i nie można schodzić ponieżej pewnego limitu bo trzeba rozwiązać klasę (i dopchać uczniów do innych).Limity są różne i dośc wysokie, bo…bo keidyś był wyż , a teraz mamy niż, ale ktoś uznał, ze dzieci można dalej upychać jak szprotki. A z resztą kogo obchodzi jakość kształcenia?
Problem braku ławek na korytarzach to zmora mnóstwa szkół. W podstawówce jedliśmy drugie śniadanie na podłodze (bo przecież w Polsce klasy się zamyka i wywala uczniów na korytarz, zeby sobie postały ewentualnie wytarły podłogę). W liceum (stare szacowne mury) nie dośc, ze korytarze były wąskie to ławek było słownie 4 na piętro (mieściło sie na nich jakies 12 osób). Na szczęście niektóre klasy zostawały otwarte. Ale najzabawniejsze było polecenie od dyrcia po odmalowaniu murów. Mieliśmy się o nie nie opierać (korytarz szerokosci ok 2m). Aż się zapytałam wtedy czy w związku z tym mamy jeść kanapki stojac na środku korytarza co by broń Boże ściany nie dotknąć ;] Ale kogo to obchodzi? Uczeń zniesie wszystko bo nie ma wyboru.