Pieniądze na wakacje

Byłem ostatnio na Dworcu Fabrycznym w Łodzi, marząc, że znajduję się na Dworcu Tokijskim. Musiałem mieć bardzo głupią minę i pewnie bełkotałem japońskie słowa, gdyż zaraz doczepiło się do mnie dziecko, twierdząc, że jest bezdomne i potrzebuje pieniędzy na coś gorącego. Ponieważ myślami byłem w Japonii, reagowałem z dużym opóźnieniem na polską mowę, tak że w końcu młodziutka dziewczyna straciła nadzieję i podeszła do mężczyzny stojącego obok mnie, a ten dał jej trochę pieniędzy. Gdy moja świadomość wróciła z Tokio to Łodzi, spostrzegłem, że trochę się tych dzieci kręci po dworcu. A jak sobie przypomniałem parę ostatnich dni, to stwierdziłem, że i wokół hipermarketów trafiają się dzieci, które proszą o pieniądze.

Nie dziwi mnie, że dzieci próbują zarobić. Sam jako dziecko zawsze część wakacji poświęcałem na pracę, a część na odpoczynek za własne pieniądze. Zresztą nawet będąc gdzieś w górach czy nad wodą, też szukałem okazji do zarobku, aby móc pozostać dłużej. W końcu wszędzie są rolnicy, siano, owoce do zbierania, żniwa itd. Nikomu nie przeszkadzało, że nie umiałem nic. Raz wykosiłem pomidory, myśląc, że to chwasty, a innym razem zacząłem snopki ustawiać kłosami do ziemi. Opieprzony-przyuczony wiedziałem na drugi raz, jak dobrze pracować. Żebranina nie wchodziła więc w grę, bo można było zarobić pracą. Widząc żebrzące dzieci, młodsze lub starsze nastolatki, wyciągające ręce po pieniądze, kilkunastoletnich chłopców, którzy proszą o złotówkę za nic, zastanawiam się, co się zmieniło. Czy dziecko, które nie jest zamożne z domu, nie ma żadnej szansy, aby zarobić na wakacje, tylko musi albo żebrać, albo czekać na łaskę darmowych kolonii. Zupełnie nie wiem, jak to wytłumaczyć.

Tak sobie pomyślałem i znowu w wyobraźni przeniosłem się na Dworzec Tokijski od strony Yaesuguchi, gdzie zwykle panuje największy tłok. Twarze polskich dzieci mi się rozmyły, w końcu przestałem je widzieć. Patrzyłem teraz na dziewczęta i chłopców z Japonii. Wszyscy udawali się nad morze lub w góry. Działała klimatyzacja, więc nie było czuć, że na zewnątrz jest temperatura 35?C. Wszędzie ładnie pachniało. Nie to co na Dworcu Fabrycznym w Łodzi, gdzie śmierdzi jak z garnka z duszonym zdechłym kotem. Normalnie czekając na pociąg, nie można spokojnie pomarzyć o Tokio, bo znowu jakieś dziecko zarabia na wakacje. Złotówkę? Czy ja mówię po polsku? Niech będzie złotówka. Tsugu no wa dare ka?