Tajemnica edukacyjna
Coraz częściej zdarza mi się podpisywać zobowiązania, że będę milczał jak grób. Dawniej obowiązek dochowywania tajemnicy dotyczył głównie posiedzeń rad pedagogicznych, natomiast teraz najwięcej szumu robi się wokół sprawdzania matur. Punkt któryś tam umowy (nie pamiętam, ponieważ umowa przyjdzie pocztą za parę tygodni) nakłada na mnie obowiązek milczenia zarówno w trakcie pracy, jak i po jej wykonaniu. Bezterminowo, czyli do śmierci. Ponieważ punkt ten jest rozwinięty ponad zwyczajową normę, wzbudza podejrzenia. A niby dlaczego mam trzymać gębę na kłódkę o tym, co działo się podczas sprawdzania matur?
Prawdę mówiąc, co roku sprawdzam testy maturalne głównie dlatego, aby potem podzielić się zdobytą wiedzą z uczniami. Nie chodzi mi o to, że spowiadam się młodzieży z grzechów, jakie popełniłem jako egzaminator. Nie, tego nie robię, gdyż moi uczniowie mogliby nie udźwignąć tak wielkiego ciężaru na swych niedoświadczonych barkach. Chodzi mi raczej o podzielenie się informacjami, które mogą ukierunkować młodzież w nauce. Co roku mam przecież świetną okazję zweryfikować swoje metody przygotowywania licealistów do egzaminu. Zdobywając kolejne doświadczenie w sprawdzaniu testów, sięgam swym wzrokiem dalej i rozumiem więcej, jeśli chodzi o zawiłości nowej matury. Dlatego mam przemożną ochotę powiedzieć uczniom, że coś trzeba skorygować, zmienić, poprawić, ponieważ sprawdzając prace, zrozumiałem, że można uczyć się inaczej, lepiej. Gdy pragnienie gadania jest silne, wtedy budzi się w człowieku wewnętrzny głos, który wytłumaczy, że wcale nie łamię wiadomego punktu umowy, czyli nie zdradzam tego, co jest mi zakazane.
Jeśli ktoś łamie prawo, to najpierw budzi się w nim głos przeduczynkowy. I właśnie we mnie ten głos strasznie krzyczy, żeby gadać i niczym się nie przejmować. Głos przeduczynkowy żąda wręcz ode mnie natychmiastowego wygadania się ze wszystkiego, co usłyszałem. Mój głos dostarczył mi wielu argumentów, że nie wolno milczeć. Przyznam się, że ledwo nad nim panuję. Następny głos nazywa się wespółuczynkowy, zatem są to słowa, które słyszy się w trakcie popełniania zakazanego czynu. Jako doświadczony gaduła wiem, że w trakcie zdradzania tajemnicy czuję wielką ulgę i słyszę coś takiego: „Jezu, jak mi dobrze!” albo „No, tego mi właśnie brakowało”, albo „Ulżyło mi”, albo „Super!”. No i właśnie za tym głosem tęsknię najbardziej. Tej ulgi, tej przyjemności, tej wspaniałej podniety – tego mi brakuje. Najwyższy czas gadać. Gdy się wygadam, usłyszę głos pouczynkowy. Niektórzy nazywają to wewnętrzne bajdurzenie wyrzutami sumienia. Będę słyszał ni mniej, ni więcej, tylko: „No i co, warto było?” albo „Ty wstrętna mordo niewyparzona! Znowu nie umiałeś się powstrzymać, co?”.