Nieprzygotowani na porażkę

Znów pojawiają się informacje o tym, że ktoś popełnił samobójstwo z powodu egzaminu maturalnego. Kilka dni wcześniej czytałem o młodszych samobójcach, osobach, które odebrały sobie życie z powodu egzaminu gimnazjalnego. Mam nadzieję, że większości uda się przeżyć te i jeszcze inne egzaminy. Mnie w każdym razie odechciewa się żyć, gdy czytam o takich sprawach. Z mojego powodu, czyli po oblaniu polskiego, dziewczyna chciała wyskoczyć przez balkon, ale babcia ją złapała i przytrzymała, aż przyjechało pogotowie i dało dziewczynie zastrzyk na uspokojenie. Mama przybiegła wtedy do szkoły i zapytała, co się stało. Totalnie mnie zamurowało, bo nastolatka wychodziła ze szkoły cała w skowronkach. Dlatego zadałem jej mamie to samo pytanie. Co się stało? Przecież nie zdać matury jest rzeczą ludzką.

Byłem kiedyś na wykładzie profesora psychiatrii, który referował wyniki badań na temat samobójstw wśród uczniów. Pamiętam, jak wyraźnie powiedział, że najwięcej samobójstw jest w okresie wiosennym, czyli podczas egzaminów, a najmniej w wakacje. Ja mam chyba romantyczną wizję odbierania sobie życia, dlatego obstawiałem zawsze jesień. Jak to się dzieje, że porażka spływa po jednych uczniach falami Dunaju, w ogóle się nią nie przejmują, a inni na samą myśl, że mogliby nie zdać matury, wyskakują przez okno z wieżowca, łykają prochy, wieszają się,  podcinają sobie żyły?

Uczymy w szkole dzieci przede wszystkim intelektu, a totalnie zaniedbujemy emocje. Myślę, że trzeba by uczyć ludzi, jak przetrwać porażkę. Uczyć, jak w sytuacji katastrofy zachować konieczną miarę optymizmu, która decyduje o przetrwaniu. Ćwiczyć, jak radzić sobie z własnymi negatywnymi emocjami. Jeżeli ktoś umie sobie radzić ze swoim napięciem czy ze strachem, nie odbierze sobie życia. Dlatego uważam, że próbne egzaminy powinni też w szkołach organizować pedagodzy szkolni. Na przykład ucząc, co robić, gdy się egzaminu nie zda. Albo gdy się tylko myśli, że się nie zda. Najpierw powinny być ćwiczenia z emocji, a potem egzaminy przedmiotowe.