Lekcja do dyspozycji rodziców
Lekcja wychowawcza, oficjalnie zwana godziną do dyspozycji wychowawcy, w znacznej części wykorzystywana jest na cele techniczno-organizacyjne. Kiedyś należy przecież obliczyć frekwencję, usprawiedliwić nieobecności, uzupełnić tematy w dzienniku, sprawdzić, jakie oceny uzyskali wychowankowie, zapytać, co jest przyczyną porażek itd. Gdyby nie ta godzina, trzeba by pracę zanieść do domu i rozdrażnić małżonka, o ile nie jest on nauczycielem. Prawdziwe wychowanie odbywa się poza godziną wychowawczą: na korytarzu szkolnym, na boisku, na wycieczkach integracyjnych, podczas wyjść do kina czy teatru, podczas rozmów na różne tematy, w trakcie dawania dobrego lub złego przykładu. Godzina do dyspozycji wychowawcy nie jest od wychowywania uczniów. Można realizować na niej różne programy wychowawczo-edukacyjne, ale to nie to samo, co wychowywać.
Niestety, coraz więcej osób wtrąca się do tej lekcji, nakazując wykorzystywać ją wyłącznie na czynności wychowawcze. Posłowie zaproponowali, aby rodzice mogli decydować, jakie wartości powinien nauczyciel wpajać ich dzieciom. Kto decyduje, ten kontroluje. Lekcję wychowawczą należałoby teraz nazwać godziną do dyspozycji rodziców albo godziną pod kontrolą rodziców. Jednakże senatorowie zakwestionowali decyzję posłów, wprowadzając poprawkę, że rodzic nie będzie decydować o programie wychowawczym szkoły. Rada rodziców może mieć wpływ na działalność wychowawcy tylko w pewnych granicach. Skoro dotychczasowe przepisy szkolne głoszą, że nauczyciel ma prawo realizować na lekcjach dowolny program edukacyjno-wychowawczy, jaki jest akceptowany przez współczesną pedagogikę, to nie można mu niczego nakazać. Inaczej mówiąc, rodzic może mi powiedzieć, że jest zwolennikiem władzy silnej ręki i chciałby, abym nauczył jego dziecko podporządkowania się wodzowi, a ja i tak zrobię swoje, tzn. będę wychowywał w duchu szacunku dla demokracji. Chce rodzic wychowania innego niż takie, jakie wynika z przestrzegania Konwencji Praw Dziecka czy Konwencji Praw Człowieka, niech nie posyła potomstwa do szkoły państwowej.
Nie jestem przeciwny współpracy rodziców z nauczycielami, ale uważam, że głos ostateczny w sprawach wychowawczych powinni mieć profesjonaliści. A od rodziców oczekiwałbym propozycji, sugestii, podpowiedzi i przede wszystkich zaufania do nauczycieli, że z tych wszystkich głosów rodzicielskich wybiorą to, co nadaje się do przekazania całej klasie, a odrzucą bzdury. Taką bzdurą jest chociażby żądanie, aby wychowawca nie prowadził na lekcji wychowawczej czynności techniczno-organizacyjnych, tylko ćwiczył zdolności moralne młodzieży.
Komentarze
Zgadzam się z Panem.
Szkoła powinna przekazywac głównie wiedzę, w ramach WOS uczyć o konstytucji, prawach człowieka i miedzynarodowych standardach. Ale w spawach światopoglądowych Konstytucja zapewnia rodzicom wychowanie zgodnie z własnymi przekonaniami. W mojej ocenie również strój ucznia mieści się w tych pawach rodziców.
Oczywiście że tak! Mam troje dzieci w wieku szkolnym. LO i 2 razy GIM. Z jedną pociechą rodzaju męskiego mam ustawiczne problemy wszelkiego rodzaju. Od zdrowotnych po wychowawcze. Z nauczycielami dogaduję się doskonale. Wszystkie moje uwagi, sugestie sa brane pod uwagę. Chodzę na wszystkie zebrania, konsultacje. W razie potrzeby na spotkania z nauczycielami przedmiotów. Jeśli trzeba uczę się wspólnie z dzieckiem. Nigdy nie dałam żadnej łapówki. Szkołę należy dofinansować, zmniejszyć liczebność klas i chronić przed Giertychem. Nikt za nas nie rozwiąże problemów dzieci, może nam pomóc jeśli sami będziemy tego chcieć. Tylko pomaganie dziecku wymaga czasu, cierpliwości, tolerancji.
pewnie, bo nie wiem co by mi zostało nawkładane do głowy, gdyby to moi rodzice mieli o tym decydować. „antymoralnego umoralniania” mam dość w domu. bo przecież Prawdą się nie najem.
na szczęście ktoś mi tą Prawdę jednak przedstawił, potwierdził własnym czynem, przypieczętował rozmową mimo, że GDDW przeznaczana była na m.in. wpisywanie zaległych tematów.
czytam jeszcze raz mój komentarz i chciałam wprowadzić małe sprostowanie. nikt niczego gotowego mi nie przedstawił, ale miałam to szczęście, że wielu POKAZAŁO, że można żyć inaczej i że najważniejsze jest to by życ w zgodzie z własnym sumieniem.
Z pozdrowieniami.
Nauczyciele to profesjonaliści… takich znam może z trzech. W znakomitej większości są to desperaci bez śladu pojęcia o istocie swojego zawodu… Dlatego lepiej niech się wogóle nie wtrącają do wychowania uczniów, bo najwyżej mogą coś zapsuć, napewno nie pomóc.
Też bym nie przesadzaił z tym profesjonalizmem nauczycieli w kwestiach wychowania- chyba że nauczyciel jako rodzic przestaje być nauczycielem i w związku z tym sam może mieć problemy z własnymi dziećmi. Poza tym z drugiej strony, czyli wsród rodziców mogą być rzeczywiści profesjonaliści od pracy z dziećmi czy młodzieżą, tyle że są oni na ogół niezbyt lubiani przez nauczycielami, bo potrafią w bardzo prosty sposób wykazać, że ni ewystaczy mieś dyplom, żeby być dobrym wychowawcom. Znam i miałem okazję spotkać wielu wspaniałych wychowawców i wśród nauczycieli i wśród księży i wśród robotników budowlanych. Podobnie jak można w tych grupach spotkać przykłady totalnego wntywychowania. Poza tym czytając Pana Ch. nie wiem w ogóle po co są godziny wychowawcze? Powinny się raczej nazywać organizacyjne.
to nie są godziny wychowawcze, jarkku 🙂 tylko GDDW -> godzina do dyspozycji wychowawcy 🙂 a więc sama nazwa nie zobowiązuje do „wychowywania” na tej lekcji. a skoro do dyspozycji wychowawcy to tez i może być np. na sprawy organizacyjne.
no właśnie… nauczyciele są do nauczania. rodzice są do rodzenia. godziny są do dyspozycji… OJWEJ!!!! A PRZECIEż POWINNYBYć DO GODZENIA. imaggu-:)