Spalone poprawczaki

Dwóch wychowanków domu poprawczego w Sadowicach koło Wrocławia nie otrzymało przepustek na święta, więc w odwecie podpaliło swoją placówkę. Co o tym sądzić? Resocjalizacja w domach poprawczych w Polsce obejmuje zaledwie cztery procent wychowanków. Można więc powiedzieć, że prawie nikomu nie służy pobyt w tym miejscu. Poprawiają się nieliczni, olbrzymia większość zaś albo wychodzi taka sama albo gorsza. Im krótszy pobyt, tym lepiej dla przyszłości osadzonego, bo będzie mniej zdeprawowany.

Ta klęska wychowawcza powoduje, że kadra pedagogów cierpi na wypalenie zawodowe oraz depresję. Prowadziłem na pedagogice zajęcia poświęcone pracy resocjalizacyjno-terapeutycznej, w których uczestniczyli m. in. pracownicy poprawczaków (studia podyplomowe). Przeprowadziłem badanie stanu psychicznego studentów, żeby ustalić, czy nadają się oni do tego, aby pomagać innym, czy też sami potrzebują pomocy. Badania przeprowadziłem anonimowo, żeby ograniczyć skłonność do udzielania fałszywych odpowiedzi. Większość badanych była w tzw. normie, tzn. ani w euforii, ani w depresji. Jednak kilka osób ujawniło wyniki tak skrajnego załamania, że według standardów same nie powinny zostawać bez opieki. W żadnym wypadku zaś nie wolno im prowadzić resocjalizacji, bo mogą tylko zaszkodzić swoim wychowankom.

Kiedy się zdziwiłem, że to chyba niemożliwe, jedna z pań wstała i wyjaśniła, że jest tu grupka pracowników poprawczaków i że te najgorsze wyniki dotyczą właśnie tej grupy. Wyjaśniła, że ona sama i wiele koleżanek oraz kolegów przeżywa silne zniechęcenie, nieraz długotrwałą depresję. Ponieważ nie jestem przygotowany do udzielania pomocy psychicznej załamanym pracownikom, mogłem tylko udawać, że chyba przesadzają, i po przyjacielsku pocieszać, że wszystko będzie dobrze. Fakty są jednak takie, iż dobrze wcale nie będzie. Może być najwyżej coraz gorzej. Podopieczni doskonale wiedzą, że kadra jest w złej formie psychicznej, dlatego czują się niepewnie. Nie wiedzą, czego mogą się spodziewać od swoich opiekunów, więc dostają szału.

Biorąc to wszystko pod uwagę, uważam, że resocjalizację wychowanków trzeba prowadzić równocześnie z udzielaniem pomocy pracownikom poprawczaków. Jeśli zaś takich dwustronnych działań się nie poprowadzi, równie dobrze można by pozamykać wychowanków w klatkach i zatrudnić do ich pilnowania ochroniarzy bez przygotowania pedagogicznego. Zresztą już teraz wiele poprawczaków to zwykłe klatki dla młodzieży, a nie żadne placówki opiekuńczo-wychowawcze.