Spontanicznie czy pod egzamin?
W środę w Warszawie miałem przyjemność spotkać się z polonistami w ramach konferencji pedagogicznej. Przybyło ponad 200 nauczycieli z gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych ze stolicy i okolic. Kawa była pyszna, ciastka świeże i – co najważniejsze – ludzie sympatyczni i otwarci. Można było porozmawiać.
Wygłosiłem wykład pt. „Od spontanicznej interpretacji lektury do rozwiązywania testu egzaminacyjnego czy odwrotnie?” Mówiłem, że przez szereg lat na lekcjach języka polskiego uprawiano te dwa sposoby pracy nad tekstem literackim – spontaniczną interpretację i ćwiczenia podporządkowane regułom egzaminu. Obydwa sposoby uzupełniały się, co prowadziło do lepszego zrozumienia lektur. Można było więc gadać, co ślina na język przyniosła, wzruszać się, a oprócz tego opracowywać plan wypracowania zgodnie z regułami egzaminu.
Reforma edukacji dokonała rozdzielenia tych dwóch metod pracy nad tekstem: albo decydujemy się na spontaniczną interpretację, albo opracowujemy test maturalny (lub pogimnazjalny). Trzeba się zdecydować na jeden, ponieważ wchodzą one ze sobą w konflikt. Ćwicząc spontaniczną interpretację, tracimy umiejętność widzenia lektury w schematach testu.
Jakie są skutki wybrania spontanicznej interpretacji? Brak umiejętności rozwiązywania testów egzaminacyjnych. Jakie są skutki wybrania testu jako metody pracy nad dziełem literackim? Przekonanie, że nie ma sensu czytać całego dzieła. Niechęć do czytania w ogóle. Testomania zabija czytelnictwo. A jednak nowa matura wymusza na nauczycielach stosowanie testomanii. Doszło więc do tego, że nauczyciel literatury jest jej zabójcą. Dawniej tylko podtruwał czytanie, zniechęcał, teraz natomiast morduje.
Czytanie literatury w sposób spontaniczny jest wcześniejsze od czytania na potrzeby testu egzaminacyjnego. Uczeń przeważnie umie spontanicznie interpretować, ale zwykle ma problemy z czytaniem na potrzeby testu. Z aktywnego czytelnika staje się biernym czytelnikiem – nauczy się tego, co nauczyciel każe.
Zamiast pisać to, co myśli, uczeń udaje przed nauczycielem, że myśli to, co pisze. Lekcje języka polskiego zamieniły się w naukę polonistycznego pacierza. Należy zakuć i wyrecytować, nie dodając nic od siebie.
Trudno zrozumieć, dlaczego twórcy reformy edukacji postawili test egzaminacyjny w opozycji do spontanicznego czytania. Nie dziwię się, że uczeń buntuje się przeciwko szkolnemu czytaniu lektur (tj. na potrzeby testu). Przecież wcześniej szkolne czytanie zbuntowało się przeciwko spontaniczności. Być młodym i zabijać w sobie spontaniczność – to zbrodnia. Lepiej nie czytać, niż być mordercą własnej osobowości.
Dyskusja na ten temat była interesująca. I nadal trwa.
Komentarze
Oj tak, oj tak…
Pamietam pytanie mojej polonistki :” i co autor chcial przez to powiedziec?”. To bylo oglupianie uczni!
Rzeczywiście – obie metody powinny się wzajemnie uzupełniać; powinny być integralnie ze sobą związane. Moim zdaniem, czytanie literatury w sposób spontaniczny – generalnie rozwija wyobraźnię, kreatywność ucznia. Natomiast czytanie na potrzeby testu egzaminacyjnego – m. in. kształtuje percepcję i nieco bardziej angażuje myślenie logiczne. I jedno, i drugie, jest w życiu ważne! Nie należy zatem deprecjonować jednego, kosztem drugiego – to poważne uchybienie.
„Odprawa Posłów Greckich”
Za nic w świecie nie potrafiłem pojąć, przedstawianej nam, ogromnej nieodpowiedzialności i winy Aleksandra.
Moim zdaniem był wierny swej miłości i potrafił ponieść tego konsekwencje.
W tym przypadku sądzę, że różna interpretacja postaw zależała od wieku i bagażu doświadczeń.
Szkoda, że na egzaminie maturalnym nie miałem odwagi go bronić, potępiłem go tak jak i cała komisja 🙁
A, to Pan profesor tylko w warszawie był? To fajnie, bo my się już wystraszyliśmy, że znowu zaraził się pan katarkiem od Wiki 😛
i znowy na zwolnieniu 😛
„Oj tak, oj tak?
Pamietam pytanie mojej polonistki :’ i co autor chcial przez to powiedziec?’. To bylo oglupianie uczni!”
Jak widać – zabójczo skuteczne. A ucznie się mszczą.
Gdy byłam w liceum ( a jest to dobre łódzkie choc osiedlowe jak niektórzy twierdzą liceum) mieliśmy podobny problem zarówny my uczniowie jak i polonistka. Ona rozumiała naszą interpretacje ale gdy dochodziło do sprawdzania kluczu w teście, okazywało się że ani nasze ani jej sugestie nie były prawidłowe. Często nie widzieliśmy sensu w takiej metodzie nauczania ale jako ówcześni maturzyści nie mieliśmy wyboru, należało myśleć „z kluczem”
No ładnie… Na szczęście uniknęłam testów (jestem dinozaurem przedreformowym), a moja polonistka (pozdrawiam panią Perkowską!) zezwalała na własne, najbardziej dziwne nawet interpretacje. Z łezką w oku wspominam 5 z wypracowania, w którym objechałam Jacka Soplicę 🙂 Natomiast zdarza mi się pomagać jednej dziewczynie w przygotowaniach do matury i co ostatnio oczęta moje zobaczyły? Komentarz pod wypracowaniem „Brak właściwej interpretacji dzieła”. Matko Bosko z Guadelupo. Szkoda tylko, że dziewczynie nikt nie powiedział, która jest ta właściwa…
„Natomiast zdarza mi się pomagać jednej dziewczynie w przygotowaniach do matury i co ostatnio oczęta moje zobaczyły? Komentarz pod wypracowaniem ?Brak właściwej interpretacji dzieła?. Matko Bosko z Guadelupo. Szkoda tylko,że dziewczynie nikt nie powiedział, która jest ta właściwa?”
Nie ma w tym przesady! Nie wyobrażam sobie np. jedynie słusznej i właściwej interpretacji „czystej formy” Witkacego, który sam o niej mówił, że jest mieszaniną wszystkiego, niezależną od sensu i życiowego prawdopodobieństwa. Jak „właściwie i jedynie słusznie” zinterpretować sztukę, która ma obrazować „mózg wariata na scenie”. Wiem – skrajny przykład, ale jednak!
Hej Hilary,
A co chciales przez to powiedziec? Wolno zapytac?
Hej Leno,
Wolno.
hyyy… jako przykładna uczennica staram się (z naciskiem na staram się) czytać lektury. I to nawet ze zrozumieniem (jak na liceum, to wielki sukces). Problem polega na tym, ze niejednokrotnie interpretuję je inaczej niz przykazały wyzsze władze. Pół biedy. Gorzej, że powoli nauczyłam się czytać na rozkaz: czytając, odruchowo zaczynam interpretowac tak, jakby interpretował autor maturalnego klucza. Chwala niebiosom, ze do matury jeszcze 2 miesiące – mam nadzieje, ze przez ten czas nie zdążę wycwiczyc się do tego stopnia, żeby interpretowac maturalnie wszystko, co przeczytam, nawet reklamowe ulotki.