Samorządność

Do tradycji mojego liceum należy dzień samorządności, podczas którego uczniowie wcielają się w role dyrekcji, nauczycieli, pracowników administracji i obsługi, zaś nauczyciele piszą sprawdziany. Mnie zagrał wczoraj Marek, który spóźniał się na lekcję tak długo, że aż dyrektor musiał po niego/mnie dzwonić. Wprawdzie do tej pory nie zdarzyło mi się spóźnić do pracy (mam na myśli pierwszą lekcję, bo kolejne czasem rozpoczynam później, niż powinienem), ale wszystko przede mną. Może chłopak chciał pokazać typową cechę nauczycieli, a może był sobą, bo jako uczeń spóźnia się nagminnie. Przyszedł zatem na drugą lekcję i udawał, że jest Chętkowskim. Dobrze mu szło. Poprowadził dyskusję o buncie, bo to temat na czasie w mojej szkole.

Zauważyłem, że wszyscy uczniowie, udający nauczycieli, są bardzo mili dla swoich kolegów. Grzecznie zwracają dyskutantom uwagę, aby nie przeszkadzali. Podpowiadają podczas klasówek i w ogóle są nad wyraz uprzejmi. Kiedy podczas sprawdzianu z matematyki miałem wątpliwości, jak rozumieć jedno z zadań, Maciek udzielił mi wskazówek, dzięki czemu dałem sobie radę z większością zadań. Gdyby nie zrozumienie młodego profesora, kto wie, co by było. Podejrzewam, że tak właśnie swoich nauczycieli widzą uczniowie, jako łagodnych, uprzejmych i gotowych pomóc, dlatego grali belfrów w wersji light, czyli „do rany przyłóż”. Oczywiście nie zawsze jesteśmy łagodni jak baranki. Każdy, kto mnie dobrze zna, wie, że denerwuję się rzadko, ale jak już wpadnę w nerwy, to opieprzam niczym św. Michał diabła.

W pokoju nauczycielskim było szczególnie interesująco. Co tylko jakiś uczeń występujący w roli belfra wszedł do środka, zaraz zaczynał narzekać na młodzież. Świeżo upieczeni nauczyciele pili herbatę i narzekali, że za ich czasów to takich tępaków nie było w liceach. Nagadali się co niemiara o wadach swoich podopiecznych, że aż uszy więdły. Muszę przyznać, że uczniowie udawali nas świetnie. Zgadzam się z nimi w stu procentach. W pokoju nauczycielskim bardzo często mówi się o uczniach źle. Dobrze też, ale tysiąc razy rzadziej. Nigdy jednak nie zwracałem na to narzekanie specjalnej uwagi, bo już się do tego przyzwyczaiłem. Teraz jednak, gdy przysłuchiwałem się, co mówią o młodzieży ludzie udający nauczycieli, zrobiło mi się głupio. Chyba założyli nam podsłuch, bo inaczej skąd wiedzieliby, co mówimy. A może uczniowie nie naśladowali nas, tylko byli sobą. Może narzekanie jest cechą nas wszystkich – młodych i starych.

Dzisiaj wszelkie ślady tej zamiany kota w myszkę, a myszki w kota, uległy starannemu zatarciu. Znowu na lekcjach łasimy się do uczniów, a w pokoju nauczycielskim ostrzymy pazurki. Tylko trochę ciszej, żeby nas nikt nie słyszał. A co robi młodzież? To samo, co zwykle. Wybiera lekcje, na które warto przyjść. Większość uczniów wagaruje. Nikt im nie zabroni, przecież sami się rządzą.