Buntownik

Wczoraj moje liceum zostało oklejone odezwą do nauczycieli i uczniów zatytułowaną „Chcą zamknąć naszą szkołę!!!”. Autor listu otwartego podpisał się pod nim imieniem i nazwiskiem. Każdy go zna, to chłopak z klasy maturalnej, III d o specjalności prawniczej. W poniedziałek wszyscy mogli przeczytać (cytuję najważniejszy fragment):

„Ostatnio nasza szkoła bez wątpienia zaczęła wyraźnie schodzić na psy. Ilość czasu, który marnujemy w szkole na lekcjach, podczas których nic się nie dzieje, jest przerażająca. Nauczycielom coraz mniej się chce, a uczniom to nie przeszkadza. Odnoszę wrażenie, że coraz więcej zajęć jest realizowanych tylko po to, aby być zaksięgowanym w dziennikach. Z czysto ergonomicznego punktu widzenia nie opłaca się przychodzić do szkoły. Zaoszczędzony czas lepiej poświęcać na dłuższy sen i dużo efektywniejszą samodzielną naukę w domu. Jestem pewien, że przez ten cały stracony w szkole czas spokojnie zdążyłbym napisać epopeję narodową. Po co zatem w ogóle ta cała maskarada z budą na rogu Kopernika?”

Na razie zdążyłem przeczytać tylko tyle, gdyż nie wypadało za bardzo spóźnić się na lekcję. Dyrektor stał w tłumie i też czytał. Nawet złożył pod listem odręczny podpis tej treści: „I to mówi i pisze największy obibok w szkole”. Do tej pory wydawało mi się, że uczeń ten cieszył się zaufaniem dyrekcji, a nawet był uważany za jej pupilka (liczne nagrody, dyplomy, wyrazy uznania, pochwały dla rodziców). W pokoju nauczycielskim zaczęto mówić, że chłopak ten nie tak dawno opisał w szkolnej gazetce, „Prusaku”, naszą szkołę jako kwitnącą i rozwijającą się dzięki zaangażowaniu nauczycieli, którzy pracują bardzo dobrze. Mnie, jako polonistę tego chłopca, poproszono, abym wytłumaczył autorowi listu, że jego zachowanie jest nielogiczne: chwalił, teraz gani. Odmówiłem, gdyż według mnie wszystko jest logiczne.

Po prostu chłopak się zbuntował. Do tej pory przytakiwał i robił to, co mu kazali nauczyciele, a teraz powiedział „NIE!”. Bunt właśnie na tym polega. Buntownikami nie jesteśmy od urodzenia, tylko od momentu, kiedy trafi nas szlag. Kiedy już dłużej nie możemy wytrzymać. Kiedy czujemy, że kropla goryczy się przelała. Jak pisał Albert Camus w „Człowieku zbuntowanym”, buntownik to były niewolnik.

Cieszę się z tego buntu, mimo że jest on skierowany także przeciwko mnie. Już myślałem, że prędzej mi kaktus wyrośnie na dłoni, niż zobaczę bunt dzisiejszej młodzieży. Na razie to tylko jeden niewyraźny głos. Maturzysta coś tam zapiszczał. Gdyby dyrektor chciał, łatwo mógłby zniszczyć ten zarodek buntu. Ja jednak uważam, że powinien chuchać i dmuchać, aby bunt nie zaniknął. Nareszcie jakiś młody człowiek powiedział, nie kryjąc się za anonimami, ani nie uciekając przed odpowiedzialnością, że czegoś chce, że coś mu się nie podoba. Uważam, że list otwarty buntownika ma wielkie znaczenie dla naszego liceum. Dlaczego?

Otóż wielu uczniów przechodzi potworny zawód w szkole, jedni już w podstawówce, inni w gimnazjum, a jeszcze inni dopiero w liceum, także w naszym. Młodzież chce innych szkół. Na razie możemy zgadywać, o jakich szkołach marzą młodzi ludzie. Mnie się nawet wydaje, że chodzi im o to, aby lekcje przypominały show z MTV, a nie XIX-wieczne wykładanie treści czy XX-wieczną pracę w grupach. Może się mylę. Może chodzi im o coś zupełnie innego. Ale niech to wyraźnie powiedzą. Niech zainteresują się, jaką wartość ma edukacja przygotowana dla nich przez starsze pokolenia. Niech mówią głośno o tym, o czym wciąż myślą. A może myśli tylko buntownik, a reszta bezmyślnie uczestniczy w wyścigu szczurów.