Choroby nauczycieli
Jedni chorują na twarzy, a inni w środku. Mnie przytrafiło się to drugie, więc z pyska wyglądam na zdrowego, ale w środku jest źle. Do świąt jakoś dotrwałem, chociaż gorączka szarpała mną w pracy na całego. Święta w łóżku i kilka dni na zwolnieniu powinny mnie postawić na nogi.
Tuż przed świętami zemdlał w naszej szkole jeden z nauczycieli, ponieważ też postanowił dotrwać, ale w końcu organizm odmówił mu posłuszeństwa. Grał twardziela, jednak i jemu przyszło runąć na deski i trochę na nich poleżeć. Zaszokował wszystkich, ponieważ też nie chorował na twarzy, więc wcześniej nikt nie widział, co się z nim dzieje.
To nie był pierwszy ani zapewne ostatni nauczyciel, który zemdlał w pracy. Nie do jednego przyjeżdżało też w naszym liceum pogotowie (tym razem nie wezwaliśmy karetki, chociaż to był pewnie błąd). Zastanawiam się, czy nie należałoby z uczniami porozmawiać o tym, jak powinni zareagować, gdy ktoś z nauczycieli straci przytomność. Młodzi ludzie są wrażliwi, raczej pomogą, ale w tłumie może im przyjść do głowy nie reagować natychmiast, tylko najpierw trochę się pośmiać. A tu sekundy mogą być na miarę życia. Skoro kadra jest niemłoda i nie pierwszego zdrowia, uczniowie powinni być przygotowani do udzielenia pierwszej pomocy. A czy chociaż wiedzą, który wychowawca nosi rozrusznik w sercu, jest po operacji bajpasów, ma poważne kłopoty z krążeniem, cierpi na cukrzycę, niewydolność nerek, ewentualnie inne choroby? Nie chcę straszyć, ale niewielu nauczycieli to okazy zdrowia.
Ja przeważnie wiem, który uczeń cierpi na coś poważnego, a który nie. Chociaż kiedyś straciła przytomność moja uczennica, a ja nie wiedziałem, że ma poważną wadę serca. Po prostu rodzice w imię źle pojętego dobra dziecka ukrywali to schorzenie przed wychowawcą. O mały włos, a doszłoby do tragedii.
Oczywiście ze zwolnieniami różnie bywa. Jedni nauczyciele czekają, aż upadną z przepracowania, a inni idą na zwolnienie, gdy tylko coś im zapiszczy w brzuchu. Bywało, że latami nie chodziłem na zwolnienia, zachowując się podobnie, jak ów mdlejący nauczyciel z naszej szkoły: trzeba dotrwać do świąt, do ferii, do wakacji. Leczyłem się w wolne dni. Teraz nie mogę sobie pozwolić na bycie twardzielem, ponieważ, po pierwsze, zrobiłem się starszy, czyli słabszy, a po drugie, mam małe dziecko, które łatwo się zaraża, gdy ktoś z rodziny, zamiast się leczyć, próbuje przechodzić chorobę.
Komentarze
Czasami nauczyciele tracą przytomnośc nie z choroby „twarzy”czy „w środku” tylko z zupełnie innych przyczyn. Jak nauczyciele maja byc zdrowi i przytomi gdy często system oświaty jest nieprzytomnie chory. Np. mozna wygrać konkurs na kuratora (chyba dwa razy) i nim nie zostać. Jest oczywiscie wiele innych przykładów ale szkoda ich prztaczać.
No, nareszcie nauczyciele konsultuja sie w sprawie strajku przeciw Giertychowi. Rozumiem, ze chodzi zarowno o place, jak i o polityke edukacyjna tego nadaktywnego mlota.
Mam nadzieje, ze nauczyciele popra propozycje, i ze nie bedzie to strajk parogodzinny, ktory tej wladzy nie przestraszy, ale jakis solidniejszy i ze nauczyciele beda domagac sie odsuniecia niebezpiecznego kretyna od wladzy. Mam tez nadzieje, ze wiekszosc rodzicow i mlocziez szkolna poprze nauczycieli.
Pamietam jedno zdarzenie sprzed wielu lat w Nowym Jorku. BYlam dosc swiezo po wyjezdzie z Polski i mialam oczywiscie w glowie mase przesadow na temat Ameryki. Bylam wtedy na studiach, kiedy przez kampusy przetaczala sie fala protestow studenckich przeciwko wojnie we Wietnamie, protestow, ktorych nie popieralam i w nich nie uczestniczylam, bo wydawalo mi sie, ze to jest „malo obywatelskie i patriotyczne” protestowac przeciwko rzadowi, kiedy ten zaangazowany jest w dzialania wojenne. Ale kiedys idac jedna z glownych alej na Manhattanie zobaczylam pochod uczniow.Bylo ich moze stu, moze dwustu, mieli po 12-15 lat, niesli jakies transparenty, cos krzyczeli, a ludzie stawali na chodnikach i przysluchiwali sie. I okazalo sie, ze uczniowie protestuja przeciwko kuratorium, ktore cos tam zarzadzilo w sprawie ich szkoly.
Mysle, ze wtedy dopiero zrozumialam co to znaczy obywatelska postawa. I podobalo mi sie, ze nikt nie mowi im, ze sa za mlodzi, ze maja wracac do podrecznikow. Ludzie przystawali na chodniku i im klaskali. A ja stalam na chodniku i plakalam. Mysle, ze wtedy wlasnie otrzymalam najlepsza lekkcje wychowania obywatelskiego i patriotycznego.
Dlatego mam nadzieje, ze uczniowie popra Wasz protest. Bo to ich w pierwszym rzedzie ten jelop sakramencki moze skrzywdzic i wykrzywic na cale zycie.
Napiszę oczywiste banały ale jakoś trudno im się przebić do świadomości ogółu. Może dlatego, że banały.
W innych zawodach, w instytucjach państwowych, które uznano (nieszłusznie) za priorytetowe dla funkcjonowania państwa, bo juz nie dla przetrwania na dłuzszą metę, istnieje praktyka dublowania krytycznych stanowisk nawet za cenę „nicnierobienia” dublera, zwykle niepotrzebnego.
W szkole każde prawie stanowisko jest tego typu, że wymagałoby zastepcy.
Przy kwotach jakie przeznacza się na „resort oświaty” nie ma co liczyć na poprawę sytuacji zastępstw, co opisał obrazowo gospodarz tego bloga, pan Belfer.
Myslę, że oprócz bariery finansowej istnieje jeszcze potężniejsza bariera mentalna. Znakomita większość uczniów i ich rodziców nawet w snach nie wyobraża sobie, że szkoła powszechna w Polsce mogłaby wyglądać inaczej. Uczniowie to uczniowie ale ich rodzice (tatusiowie) zasiadają często w róznych radach czy znacznie rzadziej w Sejmie RP ale nie uważają i długo uważać nie będą że oświata mogłaby być conajmniej tak ważna jak rolnictwo, transport, bankowość czy górnictwo.
1. Jak to jest z zastępstwami? W wielu szkołach nawet przy dłuższej nieobecności nauczyciela nie ma pieniędzy na zastępstwa jego zajęć. O zastępstwach kilkudniowych nawet nie ma co marzyć. Jak zmieniać plan, żeby nauczyciele pokrewnego przedmiotu mogli zastąpić nieobecnego? A już na pewno nie można zastąpić jedynego specjalisty w szkole lub nawet jeśli jest ich tylko dwóch. Absencja nauczycieli jest znaczna, a treści programowe z przedmiotów nie zmieniają się. Zawsze zastanawiało mnie, jak to jest możliwe, że nauczyciel nie przeprowadzi w ciągu roku szkolnego 10 – 20% zajęć, a uczniowie otrzymują promocję, kończą szkołę, zdają maturę? Może to jest bez znaczenia, czy lekcje się odbywają? Może sama wiedza przekazywana uczniom nie jest aż tak bardzo ważna?
2. Buba Jachne. To musiało być rzeczywiście bardzo dawno. Obstawiam lata 1968-1970. Takie protesty i lekcje wychowania patriotycznego zdarzały się również w tym czasie w naszym kraju, a także 10 lat później. Sam w nich uczestniczyłem. Od tego czasu jednak wiele się zmieniło. Jak wiele, mało z nas sobie zdaje sprawę. To już nie jest ten sam świat. Niewielu młodych ludzi interesują obecnie sprawy spoza ich własnego wąskiego kręgu. Może mnie ktoś zgromi, ale społeczeństwa nasze bardzo się zatomizowały.Daleko nam do entuzjazmu społecznego pokoleń XX w. Młodzież, z którą mam kontakt, jako wychowawca i nauczyciel nie jest zainteresowana filozofią, polityką, analizowaniem zjawisk otaczającej ją rzeczywistości. Być może w mojej szkole jest specyficzna młodzież, ale każda próba przeprowadzenia dyskusji na tematy społeczne, polityczne, filozoficzne wywołuje jęk rozpaczy „tylko nie to”. Nie twierdzę, że to jest złe. Po prostu tak jest i nie mam zamiaru tego zmieniać. Może to jest już zmęczenie nadmiarem informacji spływającej zewsząd, z którą młode umysły nie mogą sobie poradzić. Poza tym z moich obserwacji wynika, że obecni młodzi są bardzo smutni i ciągle znudzeni, brak im radości życia i radości bycia razem. Musi chyba upłynąć jeszcze kilka, a może kilkanaście lat, jak w ludziach coś pęknie i przeżyjemy coś na miarę 1968 r. Dlatego młodzi nie będą teraz powszechnie protestować przeciwko ministrowi, bo jest im wszystko jedno. Większości zależy nie na nieprzydatnym we współczesnym świecie wykształceniu, a na zdobyciu świadectwa czy dyplomu. Z moich obserwacji wynika, że wszyscy ubiegłoroczni maturzyści odebrali świadectwa tzw. „kompensacyjne” czyli, jak je nazywa prasa – amnestyjne, a jedna z uczennic „amnezyjne”.
Przepraszam, ale rozpisałem się i wyjdzie na to, że to mój blog.
Buba Jachne – wyłazi z ciebie Amazonka (w pierwotnym znaczeniu oczywiście). Mimo wszystko apeluję do Ciebie: Nie obrażaj Romana używając określeń: „jełop sakramencki”, czy „niebezpieczny kretyn”, bo może się okazać, że poniekąd trafiłaś w dziesiątkę i… Romek naprawdę pokaże, że jest sakramencko niebezpieczny – przede wszystkim dla Ciebie! I gdzie się wtedy ukryjesz? W Amazonii? Spoko, Dziołcha, spoko – teoria ewolucji mówi, że słabe jednostki muszą zostać wyeliminowane; a więc muszą odejść; a więc i Roman musi odejść! Tylko, czy przypadkiem tatuś nie nawkładał mu do głowy tych bredni o bredzeniu sir Charlesa D.? Wtedy sprawa może się nieco skomplikować.
Omdlenia? Każdy nauczyciel powinien być sobie sterem, żeglarzem, łodzią atomową! Łapie cię choróbsko – do domu! Nie chcesz iść – twoja sprawa! Inna rzecz: Rzeczywiście uczniowie mają generalnie znikomą wiedzę na temat udzielania pierwszej pomocy. Trzeba by było nad tym popracować. Roman – póki jeszcze jesteś, kim jesteś – do dzieła!
A ja sie Romana nie boje. Ja wozilam powielacze i matryce do Polski, kiedy bylo to bardziej niebezpieczne. O!
Problem nauczycielskich zastępstw istniał od zawsze i raczej nic mądrego i zadowalajacego wszystkie strony się tutaj nie wymyśli. By być w zgodzie z z własnym poczuciem obowiazku, ale dodając do tego idealistyczno-społecznikowskie zacięcie, kiedy wracam ze zwolnienia lekarskiego, umawiam się z uczniami na dodatkowe popołudniowe lub „feryjne” zajęcia. Pachnie to nieco Stasią Bozowską, ale wiem, że moja nieobecność oznaczała, że uczniowie byli zwalniani z lekcji lub mieli zajęcia z innego przedmiotu. Cóż, uczę przedmiotu maturalnego, więc nie moge pozwolić sobie na opuszczenie jakiś partii materiału, bo byłoby to ze szkodą dla ucznia.
W związku z nauczycielskimi nieobecnosciami chciałam zwrócic uwagę na jeszcze jedno źródlo niedyspozycji. Nazwałabym to chorobą duszy, moze nawet depresją, wypaleniem zawodowym. Wielu moich kolegów i kolezanek przeżywa to samo – nieustającą frustrację, poczucie bezsilności, brak przekonania o wartości własnych wysiłków, przy lekceważeniu uczniów, którzy nie mogą nadziwić się, czemu zdecydowaliśmy się na pracę w szkole bez prestiżu i za tak marne pieniądze.
Uczenie w szkole wykańcza przede wszystkim psychicznie. W mojej szkole coraz częsciej mają miejsce lekarskie zwolnienia wśród nauczycieli z powodu depresji. Smutne to, a jeśli do tego wyobrazić sobie,że będziemy pracować do 60 – 65 lat, to i straszne to, i śmieszne.