Znak śmierci
Znakiem rozpoznawczym niektórych uczniów jest przeżywanie śmierci ojca. Ja sam noszę ten znak od kilkunastu lat, jeszcze się wtedy uczyłem. Kiedy dowiedziałem się, że zmarł mój tata, myślałem, iż ktoś robi ze mnie kpiny. Mieliśmy właśnie się spotkać (rodzice żyli w separacji) i pogadać jak syn z ojcem – po męsku. Nic z tego nie wyszło. Był pogrzeb, spuszczanie trumny do grobu i najgłupsza w życiu ceremonia, czyli wspominanie zmarłego.
Parę dni później wkurzyłem się naprawdę. Aby udowodnić samemu sobie, że denerwuję się nie na żarty, urwałem lusterko w pierwszym lepszym samochodzie. Z wściekłości zniszczyłem w mieszkaniu kumpla sedes, bo mnie zdenerwował głupi uśmieszek kolegi i jeszcze głupszy jego siostry. Idioci – myślałem. Przestałem odwiedzać kolegów, zacząłem lubić spacery po cmentarzach. Wydawało mi się, że widzę ojca na ulicy albo w tramwaju. Kto wie, sądziłem, może wcale nie umarł, tylko jacyś głupcy mi to wmówili. Ojciec by mi tego nie zrobił.
Nie lubię spieszyć z pomocą uczniom, którzy przeżywają śmierć swojego ojca, ewentualnie matki. To nie takie proste rzucać się na pomoc osobom chłodnym, zdenerwowanym, lubiącym dokuczać innym, smutnym albo sztucznie wesołym. Wiem dobrze, że taki stan musi potrwać. Z emocjami związanymi ze śmiercią bliskiej osoby trzeba pobyć. Jak umarł ktoś naprawdę ważny, nie można w tej sprawie iść do apteki, kupić lekarstwo na negatywne emocje i z dnia na dzień się wyleczyć. Cóż złego się stanie, jeśli dzieciak ileś czasu będzie się wściekał? Żal, który zbyt szybko przemija, jest bardziej szkodliwy niż nawet przesadzona reakcja na śmierć ojca czy matki.
Nie znaczy to, że uczniowie przeżywający śmierć bliskiej osoby nie powinni otrzymywać pomocy. Powinni, ale nie w formie niańczenia i przekonywania, że już najwyższy czas, aby opanowali emocje. Nadmierna troska hamuje rozwój sumienia. Gniew, strach i frustracja – trzeba się z tymi uczuciami zżyć. Potem, czasem po roku, a nawet po kilku latach, można zacząć powoli się wyciszać. Tylko za wyrządzone szkody trzeba płacić od razu – ale to mniej boli.
Komentarze
To smutne, że nie potrafi Pan uruchomić przekładalności perspektyw i zamiast preferowanego, otwartego spojrzenia psychoemocjonalnego, forsuje Pan jakąś psychozofię o wymiarze wyjątkowo dramaturgicznym. I to jest Pana zdaniem jedyna słuszna droga, a przynajmniej – kanoniczna i modelowa. Odwraca Pan zupełnie sytuację: nie należy Pana zdaniem angażować psychologa, jeśli doświadczony przez życię i śmierć osobnik przeżywa stratę, wykazując klasyczne i przedłużające się symptomy żalu, rozpaczy, smutku, złości itp. Pan chciałby interweniować wtedy, kiedy ktoś od tego typu idealnego by odstąpił. Psychoanalityk powie: ‚odreaguj!’, behawiorysta będzie już bardziej sceptycznie nastawiony do takiego działania. Nie ma w nauce jednego sposobu powtórnego przyjmowania rzeczywistości i przezwyciężania trudności, a w życiu potocznym i systemach konkretnych, zindywidualizowanych jednostek jest to jeszcze bardziej złożone. Panie Darku, proszę nie robić z siebie prestidigitatora pedagogicznego, błagam… IDIOTYZM.
Hilary napisał (napisała) taki komentarz że nic nie zrozumiałem.
To może napiszę jak zrozumiałem to co napisał Gospodarz.
Komuś z otoczenia Gospodarza umarł ojciec (ktoś najbliższy), myślę że któremuś z uczniów.
Osoba ta wprawia w zkłopotanie swoje otoczenie, które chciało by jej pomóc, a nie zabardzo wie jak. Gospodarz, moim zdaniem, chce wyrazić prostą prawdę, żo osobie, która straciła kogoś bliskiego, trzeba najnormalniej dać spokój, w myśl zasady: czas leczy rany.
Dać spokój i trochę wyrozumiałości, bo pomyślmy co by się stało gdyby ORMO nakryło Gospodarza gdy odłamuje to nieszczęsne lusterko. ORMO powiadamia Matkę, szkołę, Milicję i takim sposobem Gospodarz ląduje w poprawczaku, następnie w kryminale.A my nie mamy pedagogicznego bloga. Liczę na to i Gospodarz pewnie też, że otoczenie tego kogoś, też czyta tego bloga i da mu spokój i odrobinę wyrozumiałości, bez wystawiania natychmiastowego rachunku za „zachowania Chuligańskie”. Moim zdaniem tak się sprawy mają.
„Nie ma w nauce jednego sposobu powtórnego przyjmowania rzeczywistości i przezwyciężania trudności, a w życiu potocznym i systemach konkretnych, zindywidualizowanych jednostek jest to jeszcze bardziej złożone”
No właśnie. Zkończenia nie będę cytował.
A mnie się podobał ten artykuł! Aż mi się łezka w oku zakręciła…może dlatego że sama niedawno straciłam tatę! Uważam że wszelkie rozmowy z pedagogiem były mi wtedy zbędne dlatego po jednej wizycie więcej się tam nie pokazałam. No bo co może powiedzieć mi osoba, która nie wie co ja aktualnie czuje i przeżywam…a nawet jeśli w moim wieku przeżyla coś podobnego to i tak każdy reaguje w swój własny sposób bo każdy ma inne więzi ze swoimi bliskimi. Od śmierci mojego taty minęło 3,5 roku, ja aktualnie mam 20 lat a mimo to zdarzają mi się dni kiedy łapię się na myśli że mój tata gdzieś wyjechał i wkrótce wróci. Uważam Pana tekst za dobry! Z poważaniem Ania
Mcwal,
dzięki, że rozumiesz, iż nie mogę wykładać kawy na ławę, bo ludzie się znają i bezpośrednią pomocą mógłbym zaszkodzić. Jest pod wrażeniem Twojego przekładu – trafiłeś w dziesiątkę. Oczywiście Hilary P. też rozumie, tylko udaje mądralę, bo jestem dla niego chłopcem do bicia. Niech i tak będzie.
Aniu, dziękuję za bardzo osobisty tekst. Myślę, że dużo osób tak przeżywa śmierć bliskiej osoby, ale – jak powiedział Norwid – mają prawo milczeć. Ja milczałem dobrych kilkanaście lat, ale w końcu coś (mcwal wyczuł co albo dobrze wie) mną ruszyło.
DCH
Nie wiem. Ale przypuszczam że spirala „doprowadzania do pionu” niesfornego ucznia ucznia już ruszyła i kręci się coraz szybciej, przecież nic wielkiego się nie stało, komuś tylko umarł ojciec, a szkoła jest instytucją publiczną i musi funkcjonować, odpowiada za ileś tamj setek uczniów, anie tylko jednego.
Poza wszystkim innym to przecież dla jego dobra, chłopaki nie płaczą.
No i wreszcie można działać, bo my tu proszę Pana wychowujemy i nikt nie zostaje sam, może przyjść porozmawiać, no ale nigdy nie może przestać się uczyć, przecież to jego obowiązek, no i nic nie usprawiedliwia niszczenia ubikacji, nawet śmierć ojca, to przecież ,ta ubikacja,to nasze wspólne dobro.
Myślę że i czasu i przestrzeni emocjonalnej jest już mało, ale jak przeczytają, to nie będą mogli udawać że niewiedzieli.
a jeśli odszedł znajomy, którego dzoeń wcześniej widziało się w tramwaju…?
Albo dziadek, którego miałaś odwiedzić następnego dnia w szpitalu, tuż przed wyjazdem na obóz?? Trudno jest uwierzyć w śmierć, mimo tego że tak często o niej słyszymy. A moze właśnie dlatego? Juz przyzwyczailismy sie do tego, ze na całym swiecie umierają ludzie, jesteśmy na to obojętni. Jednak gdy odchodzi ktoś znajomy, każdy wyrzuca sobie, że tego jeszcze mu nie powiedział, tego nie pokazał, nie poszli tam gdzie od tak dawna chciali się razem wybrać…Tu się sprawdza ksiądz Twardowski i słynne „Śpieszmy się kochać ludzi , tak szybko odchodzą” Może oklepane, ale ciągle prawdziwe.
Panie Gospodarzu!
Również mnie dotknęła tragedia, jaką była śmierć mojego Ojca. Było to w klasie maturalnej i chcę napisać, że moi nauczyciele zachowywali się wtedy wspaniale. Byli w pobliżu, nie narzucali się, ale jak trzeba było „podparli”. Tą drogą pragnę podziękować nauczycielom z V L.O. w Poznaniu. Sytuację miałem wprawdzie szczególną (nauczanie indywidualne w domu), więc kontakty nauczyciel-uczeń były znacznie bliższe, ale i tak jest za co dziękować. Co do sytuacji, o której Pan pisze, to (z własnego, smutnego doświadczenia) wiem, że najlepiej jest się wtedy nie wtrącać, ale też BACZNIE obserwować. Od wyczucia nauczyciela zależy, czy potrafi wkroczyć we właściwym momencie. Której to umiejętności Panu, (w tej trudnej sytuacji) gorąco życzę.
sama byłam uczniem i nadal jestem, który stracił ojca. Najgorsze są kondolencje, które wprowadzają zakłopotanie, albo litość!! Och och biedna dziewczyneczka…. Zostań na przerwie, porozmawiamy. Nie ty nie pisz tego wypracowania jeśli nie masz ochoty.. Chcoiaż rozumiem ze rpzypadki sa bardzo rozne, ja bylam przygotowana na smierc, wywolana rakiem… W wypadkach naglych pozostaje szok, ale u mnie to bylo jak przeczytanie ktorys raz z kolei ksiazke, ktorej znam tragicznie smutne zakonczenie.
Najlepiej wspominam pana matematyka ktory wzial mnie do tablicy, wstawil wielka pale, ukazujac mi ze swiat toczy sie dalej, ze musze zyc.
mi umarł tata gdy mialam 19
jak miała 16 lat moj ojciec zachorował na raka.Byłam wtedy w liceum, chodziałm cigale smutna i zamknieta w sobie.Chciałam z kims o tym porozmawiać ale nikt nie mógł mi pomóc.Jak wspominałam cos o ojcu to zapadała dziwna cisza więc trzymałam wszystko w sobie.
Jezdziałam z tata na chemioterapie i przezyłam bardzo jego operacje potem te naswietlania. Jaka zdawałam mature okazało sie ze rak sie wchłonił.
Przez kilka miesicy choroba nie dokuczała a potem sie zaczeło piekło.
Po maturze dostałam sie na studia.Moj ojciec miał przezuty. W dzień inauguracji pojechałam do szpitala do niego ale mnie nie poznał.Był wychudzony. Zabaralismy go ze szpitala do domu. Odzyskiwał siły.Któregoś dnia jak pojechałm nim na chemie lekarz mnie poprosiła do gabinetu.Okazło się ze szpital onkoloiczny rezygnuje z leczeni bo chemia przynis tylko skutki uboczne.Wracalismy wtedy z ojcem do domu w milczniu.On wiedział ze umrze i ja równiez. A potem sie zaczeło krwotoki, przestał chodzic i mówić. Ja wtedy byłam drugi miesiac na studiach .Było mi cięzko. Z jednej strony nowi ludzie wykłady itd a z drugiej jak wracałam z uczelni zastanawiałam sie czy on żyje.Miała czasmi takie dni ze bedac na wydziale potrafiłam do nikogo sie nie odezwac przez pare godzin. Pmietam pierwsze zaliczenie z fizyki było w poniedziałek a mój tatus umarł w piatek przy mnie na moich oczach.Swiat mi sie przekrecił do góy nogami. Takie dziwne uczucie bo tak bardzo chciałam zeby on zył a z drugiej strony jak patrzyłam jak on ciepri i wyje z bólu.To doswidczenie zawsze we mnie bedzie do konca zycia. Chodziłam na te studia, była bardzo zamknieta w sobie miałam depresje.Wiedziała ze musze sobie jakos pomóc. Ten wydział kojarzył mi sie z najciezszymi dniami mojego życia.Postanowiłam zmienic kierunek.Zdawałm od nowa egz. Poszłam na inne studia.Zmieniłam otoczenie co mi bardzo pomogło. Po 2 latach od smierci ojca znalazłam ksiazke w któej był list od niego .Napisał go w 2 dni przed swoja smiercia.Bolało.Napisał w nim ze mam sie uczyc i dawał rady jak mam zyc.
Dzis nie ma dnia zebym o nim nie myslałą. Bardzo mi go brakuje.Mineło już 6 lat. Dzis mam juz 25 lat i nadal potrzebuje ojca.Pogodziałam sie z jego odjsciem ale tesknie za nim. Czasami płacze jak mi sie on przypomi jak zył i był zdrowy.Na ale cóz zycie toczy sie dalej.
Początkiem września wybierałam się na obóz, wszystko było w jak najlepszym porządku. Jak rzadko się zdarzało tata wstał wcześniej i pojechał do pracy, zdąrzyłam tylko wyjrzeć przez okno jak wyjezdza i wtedy widziałam go ostatni raz. W drodze na obóz dostałam telefon, że mam wracać do domu (już wiedziałam, że tata miał wypadek, ale nikt mi nie powiedział, że zginął) Wracająć domyślałam się co się stało, jednak miałam nadzieje, że to potoczyło się inaczej. Gdy się dowiedziałam, że nie żyje, strszliwie rozpaczałam… Dni do pogrzebu były najgorszymi… Każda osoba, która patrzyła się na mnie z politowaniem wywoływała we mnie łzy. Dwa dni po pogrzebie pojechałam spowrotem na obóz, wszyscy mówili, żebym nie zmianiała szkoły, że pomogą, że tata tak chciał… Starałam się być silna. Gdy zajechałam, wszyscy koledzy na obozie zachowywali się naturalnie, natychmiast się zaklimatywowałam i zachowywałam się normalnie… Gdy wróciłam do internatu, byłam anonimowa mało kto wiedział o tym zdarzeniu… Jedynie pewna wychowawczyni chciała porozmawiać, ale ja byłam twarda. Do tej pory z nia o tym nie rozmawiałam. Często wchodziłam na ten temat z koleżankami, dawało mi to ulge jeśli mogłam o nim opowiadać, o wewnętrznym cierpieniu i żalu. W szkole mój wychowawca, twardy człowiek mający swoje zasady. Pomógł mi finansowo na różne szkole opłaty. Załatwił bardzo dużo. Ale nie chciał rozmawiać o nic nie pytał. Pedagog w szkole również, nawet ksiądz siedział cicho. Dziwnie się z tym czułam. Mogłam bez problemu o wszystkim zapomnieć. Kiedy wracam na weekendy do domu przechodze najgorsze momenty. Takie jak dziś i wczoraj (mam ferie) otwieram albumy ze zdjęciami i wspominam, wylewam wiadra łez. Doszukuje sie przyczyny. Pytam dlaczego. Boli to, że moje życie sie całkowicie zmieniło. Skończyła się sielanka i dobrobyt. Pewnie znowu jak wróce do internatu, bedzie to samo… papierosy, alkohol… Zapomnienie… Czasami potrzebuje rozmowy… wygadnia się… ale ludzie, boją się rozmawiać na takie tematy… boją się zranić, boją się czyjiś łez…
Zastanawiam się teraz jak długo będzie to trwało, jak długo wspomniania będą tak boleć…
W czerwcu umarł mój Tata… Spadło to na mnie jak „grom z jasnego nieba”. Jestem dorosła, mam meża i dwoje dzieci. Staram si,e bardzo trzymać przy najbliższych, ale nadal nie pogodziłam się z ta stratą… Płacze codziennie, kazdego dznia jestem na cmentarzu, czuje ogromna pustke… Zastanawiam się jak długo bede rozpaczać. Strata rodzica to wyjatkowy moment w zyciu człowieka…
Nie wiem, języka polskiego. Nie czyta w języku polskim. Bardzo współczuję z tobą. Alex Moskvichka.
Tak mnie przydarzyło się to samo przed wczoraj, raz chce ze znajomymi siedzieć raz nie, w nocy brakuje towarzystwa aby odbiegnąć myślami od tego, ja dam rade w koncu przygotowywałem się na to juz z 5 lat mysląc iz wkoncu cos się stanie, ale mama 🙁 ;/ i cała rodzina płacząca, jak oni mają pocieszyć mame szczególnie ze są z rodzny taty a mama za nią nie przepadała :/ jestem zły na ojca ze umarł przez wypadek do którego dojsc nie mogło przez który musze patrzec jak mama rozpacza 🙁