Kogo wybraliśmy?
Przez najbliższe dni wielu Polaków będzie snuło gorzkie refleksje, pytając samych siebie: „Co ja zrobiłem?” Oddałem głos nie na tę osobę, co trzeba. Jakże straszny błąd popełniłem! Wybacz mi, Boże! Ponieważ też miewam skłonności do płaczu nad rozlanym mlekiem, staram się postępować tak, aby jednak nie żałować. W kwestii wyborów od kilku lat realizuję zasadę, że głosuję tylko na swoich byłych uczniów. Nie z powodu spodziewanych korzyści, w końcu wiem, w jakim kraju żyję. Tu się lubi dawać łapówki, ale o szczerą, bezinteresowną wdzięczność trudno. Szczególnie po latach i w gronie osób parających się polityką.
Głosuję na swoich dawnych uczniów, ponieważ na każdego mam niezawodnego haka. W okresie szkolnym taki uczniak robi to samo, co wszyscy wokół. Ściąga na potęgę, podpisuje się pod cudzymi pracami, przepisuje od innych, łączy dwie cudze prace w jedną swoją i uważa, że nic mu nie można zrobić. Ja nikogo nie wyprowadzam z błędu. Pilnuję tylko, aby każda praca była podpisana przez ucznia, że niby jego. Wszystkie takie prace gromadzę, układam alfabetycznie, oprawiam, aby nie zgubić żadnej. I potem czekam.
Gdy nadchodzą wybory, nie tylko ja sam głosuję na byłego ucznia, ale namawiam do tego samego całą moją liczną rodzinę oraz niezliczone grono znajomych. W efekcie niejednego już wprowadziłem do rady miasta, sejmiku wojewódzkiego, sejmu i o mały włos, a byłbym wepchnął do europarlamentu dawnego ucznia, gdyby głosowali na niego też inni ludzie, natomiast 3500 głosów moich krewnych i znajomych okazało się za mało. Trudno, muszę zacząć przyjaźnić się z większą liczbą ludzi. Cierpliwości, chłopcze, dostaniesz ten stołek w następnych wyborach.
Po wyborach cierpliwie czekam, aż mój radny czy też poseł obrośnie w piórka i zacznie się puszyć. Może ministrem zostanie albo w komisji sejmowej zasiądzie. Też się zdarza. Wtedy dzwonię do niego i mówię: „Chętkowski jestem! Pamiętasz mnie, panie ministrze? Tak, to ja, nauczyciel z Łodzi. Kopę lat! Ale wróćmy do interesu. Mam tu parę prac podpisanych przez ciebie, że niby twoje. Ale czy one na pewno są twoje? Bo tu się mnie różni ludzie, chyba ze służb specjalnych, zaczynają pytać o te prace i naciskają, abym oddał”. Nie zdarzyło się, aby ten czy inny polityk zlekceważył moją ofertę współpracy. I dzięki temu żyję sobie jak pączek w maśle, a limuzyny rządowe pod szkołę zajeżdżają co i rusz. Szafę ze starymi pracami opróżnię, dowody bezinteresownej wdzięczności przyjmę, pracę domową zadam. Nie ma jak polityka, prawda? Gdyby wszyscy nauczyciele w Polsce tak postępowali, mielibyśmy republikę belferską. Koleżanki i koledzy, ruszcie głowami, przecież każdy polityk był kiedyś uczniem i się ze swej przestępczej działalności w szkole nie rozliczył.
Wielu absolwentów mojego liceum poświęciło się działalności politycznej. Pamiętam, że gdy pani Jolanta Szymanek-Deresz została szefową kancelarii prezydenta RP, natychmiast stawiła się w szkole. Aż mnie zamurowało, gdy zobaczyłem tę klasę, tę kulturę, ten przepych. Szczerze żałuję, że to nie ja uczyłem panią poseł, tylko moja wspaniała koleżanka polonistka. Nawet opiekę wychowawczą sprawowała nad późniejszą panią minister. Czyli dużo o niej wychowawczyni wie. A człowiek za młodu bywa głupi i wcale się z tym nie kryje. Teraz można zadzwonić i o tych głupotach z dawnym uczniem poplotkować. Znowu limuzyny poselskie pod szkołę zajadą, bo tak delikatną sprawę lepiej załatwić osobiście.
Nie mogę się doczekać, czy uczeń, na którego głosowałem, dostał się na właściwe miejsce. Już wyciągam te niby jego prace i chowam do torby. Torbę daję na przechowanie do dawnego ucznia, obecnie księdza, gdyż tylko w kościele jest bezpiecznie. W szkole ostatnio zdarzały się włamania do szaf, a domu nie chcę narażać na wizyty dziwnych gości. Daję więc do kościoła na przetrzymanie. A potem zobaczymy. Na razie niech się wybraniec łudzi, że obywatele nic mu już nie mogą zrobić.
Komentarze
Drogi Belfrze – młodszy Kolego.
Mądryś Pan, bo uczysz w Lodzii to wprzódy w gimnazjum, teraz w elitarnym liceum. A co ma powiedzieć nieszczęsny nauczyciel zawodu , czy kierownik warsztatów szkolnych, któremu przyszło wychować pp Mojzesowicza (byłego ministra) i Leppera (obecnego v-ce premiera? Jak nic, miast bonusów mógłbyś Pan zarobić w papę. A jeżeliby los Cię rzucił do jednego z najpiękniejszych naszych miasteczek – do Kórnika i przypadłby w udziale zaszczyt socjalizacji ucznia Giertycha? Toż taki gotów w spodnie profesorskie zaglądać!. Lepiej ową szafę z jej zawartością oddać p. Macierewiczowi.
That’ll teach tem!!!!:)
Pani Buba Jachne,
jest Pani bardzo mądrą osobą.
Zgodnie z sugestią z poprzedniego komentarza nie słucham rad.
Postanowiłem dorzucić kilka haków na byłych uczniów, tak więc przez przypadek będzie na temat. Dla niewtajemniczonych : w roku 2003 w szkole mojego syna wychodziło „tajne” czasopismo uczniowskie: „Paragraf XXI”. Zachowała się jego internetowa wersja. W wersji internetowej jest ono połączone z „Szakalem” pisemkiem uczniowskim z III LO, tam pisemko było jawne. Ciekawskich odsyłam pod adres:
http://www.oficyna.prv.pl/
Nie wiem czy to dobra wiadomość dla grona pedagogicznego XXI LO : mam jeszcze drugiego syna, obecnie „studiuje” w gimnazjum.
Każde pokolenie musi mieć swoje podziemie, ciekawe co ten młodszy wymyśli? I jakiej rady udzielą mu rodzice?, o ile bedą wiedzieli co się dzieje.
Paragraf XXI
Pani Buba Jachne, jest Pani bardzo mądrą osobą.
Zachęcam korektorów do uważniejszej pracy, od usterek aż się roi. Wiele można wybaczyć, ale kiedy zaczynam czytać, zdnaia takie jak: „Nie mogę się doczekać, czy uczeń, na którego głosowałem, dostał się na właściwe miejsce.” doprawdy czuję się zażenowany.
Podążając szlakiem przetartym przez uczonego polonistę, stwierdzam iż nareszcie doczekałem się, czy napisał Pan nowy artykuł.
Ale, ale, Obywatelu Chędożewski, skąd („w Panu”) ten pomysł, że wpisy Autora bloga przechodzą przez zwiotczałe palce i umęczone oczy korektorów?
Panie Rotmistrzu, tropicielu pozornych błędów,
polecam refleksję nad słowami mistrza: „Mowa, wedle mego smaku, to mowa naturalna i prosta, tak na papierze, jak i w ustach; soczysta i energiczna, zwięzła i krótka; nie tyle wymuskana i misterna, co jędrna i krzepka; raczej trudna niż nudna, daleka od sztuczności, swobodna, luźna i śmiała: by każdy jej strzępek miał swoje życie; nie pedantyczna ani mnisza, ani adwokacka, ale raczej żołnierska”. To dla mnie wzór pisarza (na pewno Pana erudycja pozwoli szybko odkryć autora cytowanych słów), którego usiłuję naśladować. Polonisty nie należy mylić z tropicielem błędów. Jeszcze tak nisko nie upadłem! Gdybym postępował tak, jak Pan radzi, ze strachu nic nie wyszłoby z mojej ręki, a i życie uczniów zamieniłbym w koszmar.
Pozdrawiam
DCH
PS: Za wpisy odpowiadam tylko ja, nie korekta.
„Zachęcam korektorów do uważniejszej pracy, od usterek aż się roi. Wiele można wybaczyć, ale kiedy zaczynam czytać, zdnaia takie jak”
nawet rotmistrzom zdażają się literówki
„nawet rotmistrzom zdarzają się literówki „to miał być dowcip, ale polonistyczne oko tego nie zniesie, dajmy korektorom już spokój. Jednak nie mogę tu pisać, przez dwanaście lat z dyktanda nie dostałem nic innego niż „pała”.
Powtarzając banalną frazę z ‚Szukając siebie’: ‚Pisz sercem, poprawiaj głową.’ Mimo rozpoetyzowanej wypowiedzi p. Darka, nie sposób nie zauważyć, że głowę zostawił daleko od komputera.
co mnie to obchodzi
Faktycznie, porwany pasją egzorcyzmowania belferblogowych demonów, w swej wypowiedzi umieściłem nie znane językowi polskiemu „zdnaia ” zamiast właściwego „zdania”, za co wszystkich czytających serdecznie przepraszam.
Nadal uważam jednak, że sławny polonista powinien być jak żona Cezara – nie tylko niewinny, ale i poza wszelkimi podejrzeniami. Dodatkowo. co zauważył już A. Frycz Modrzewski, zły czyn popełniony przez osobę piastującą wysokie stanowiska i znaną ogółowi (a za takiego uważam DCH, kształtującego kilkadziesiąt młodych umysłów) jest o wiele bardziej szkodliwy społecznie niż taki sam czyn popełniony przez byle jaką osobę z gminu.
Dlatego też nadal będę piastował rolę siły fatalnej, która przerobi w końcu DCH w anioła.
RBLCH
Niestety, po podniesieniu się z klęczek odnalazłem wspaniały wpis mcwal (ojciec dzieciom – Boże bądź miłościw).
?nawet rotmistrzom zdarzają się literówki ?to miał być dowcip, ale polonistyczne oko tego nie zniesie, dajmy korektorom już spokój. Jednak nie mogę tu pisać, przez dwanaście lat z dyktanda nie dostałem nic innego niż ?pała?.
Schemat frezarki jest na stronie 208. Naprzód! zawołał adiutant a karbon wyprzedził sylur i ordowik. Samica pawia królowej składa 20 jaj w połowie maja, z których okoła 1/4 to broń wypodukowana przez Kruppa przed 1908 r.
Panie Rotmistrzu, Pan to chyba nie załapał.
Gospodarz powiedział :”Sprawdzam”
Bardzo jestem ciekaw kto jest autorem cytatu użytego przez Gospodarza.
Czekam.
„Brekkek Kekkek Kekkek Kekkek! Kóax Kóax Kóax! Ualu Uolu Ualu! Qaiaouauh! Gdzie partyzanci Baddelaries są wciąż na aucie wobec mistrza matmy Malachusa Miegranesa i Verdonowie katappułtują cyckonosze zza Boyłego Chłopca o Zakapturzonej Głowie. Wrota Assie i bumerangowe sromy. Soda poImiocię, lękaj się mnie! Ściśnięte świnie, ratujcie! Armiona apelują z larmami, przerażające! Zabijaczzabijzabijacz: opłata, opłata. Jaka szansa pieszczoty, jakie kaszele w powietrzu i przewietrzane! Jakie weżciemniedokochania Xiążę Grzeszek przez co tegoto tamstołu rozwiązać! Jakie prawdziwe uczucie dla nych iest siennepowietrze z jakim słomocnym głosem fałszywej filiżankij! O hu hu hak horące rozpryśnięte spotkanie spyłu ojca fornirowiczów tylko, /O moje świecące gwiazdy i ciało!/ hak hapelusz wachlarzowato-rzucony najbardziej wysokienu niebuosu niebnyznak miękkiego zachęcenia! Ale waz iż! Iestaut! Tamuj było paru! Dęby starszyh teraz oni leżą w kochaniu jednak wiązy skoczyły gdzie prośby poległy. Fall jeżeli ty tylko chcesz, powstać musisz: i nic aż dotąd zanim którakolwiek będzie miała fart dla zakonart przychodząc do ustanowienia świeckiej fenickości. ”
To jest cytat panie Rotmistrzu, jednak nie podejmuję się go objaśnić, może Pan… .
Rozumiem że zacytowanie mojego posta i twórcze uzupełnienie miało zwrócić mi uwagę na to iż wyrażam się niezbornie i niezrozumiale, biję się w pierś, moja wina.
Fakt post był zbyt sms-owy, wysyła Pan sms-y? Ale upieram się że ktoś, kto czytał całość, ten sens jednak znajdzie. A jeśli nie, to napiszę, o co chodziło.
Blog ten czytam od niedawna i jeszcze nie do końca zorientowałem się jakie kto role sobie przydzielił. Gdy odczytałem Pana post: zachichotałem z radości: taki purysta, a literówki robi, przeczytał by przynajmniej przed wysłaniem. I mnie podkusiło, złośliwie wysłałem:
„nawet rotmistrzom zdażają się literówki ” i w tym momencie zobaczyłem błąd ortograficzny, no niestety gmin błędy robi zawsze. Uznałem że to świetny dowcip, poprawiacz poprawia poprawiającego będąc niepoprawny. Pamiętając jednak „średnie” poczucie humoru ” ortograficznego” polonistów, a mająć nad głową, w Pana osobie, krystaliczny przykład poprawności językowej, postanowiłem jednak się usprawiedliwić i wysłałem:”?nawet rotmistrzom zdarzają się literówki ?, dodając zwstydzony że ta ortografia to taki dowcip, i że, może tym razem polonistyczne oko, zniesie i wybaczy.
O tych dyktandach to niestety prawda i nigdy nie dostałem innego stopnia niż pała, jęśli to pamiętam po prawie trzydziestu latach, to jednak to jakoś koresponduje ze słowami Gospodarza:”Gdybym postępował tak, jak Pan radzi, ze strachu nic nie wyszłoby z mojej ręki, a i życie uczniów zamieniłbym w koszmar.” Co do korektorów to bez zmian.
Teraz przejdę do tego co Pan napisał.
Zawsze uważałem że praktyki religijne to prywatna sprawa, rozumiem że to teraz trendy, ale z taką ostentacją o tych klęczkach. Niemniej jednak dziękuję za religijną troskę o moich synów:”(ojciec dzieciom – Boże bądź miłościw).”
Co do frezarki to nie wiem z jakich źródeł Pan korzystał i nie mogę sprawdzić czy rzeczywiście schemat frezarki jest na 208 stronie.Może warto by o to spytać absolwentów, o których pisze Jaruta w pierwszym poście, może pamiętają, a i teraz dużo widzą. Co do karbonu do jest dokładnie odwrotnie i proszę młodzieży nie robić wody z mózgu. Co do pawia królowej to jeśli to cytat z Masłowskiej, to nieznalazłem, może ktoś pomoże. Jeśli chodzi tu o pazia królowej to w atlasie Motyle Polski, Jerzego Heintze nie ma tak szczegółowych danych i nie wiem ile tych jaj tak naprawdę jest, licealnego podręcznika biologii nie mam, tam zapewne te niezbędne informacje są. Co do przemysłu zbrojeniowego II Rzeszy to przyznaję się bez bicia: jestem zupełnym ignorantem. Ale żeby Panu to wynagrodzić namawiam w lecie na wycieczkę, nad jezioro Babięty Wielkie (Babant) w okolicach Mrągowa. Droga wzdłuż jeziora ogrodzona jest płotem ze starych szyn kolejowych,jest tam cała historia hutnictwa II Rzeszy, fascynująca sprawa.
I to by było na tyle.
z poważaniem mcwal
W poprzednim poście użyłem fragmentu Finnegans Wake, Jamesa Joyc`a, licząc że Joyce ani Pan Malicki nie będą mnie ścigać za „użytek dozwolony”, jako że Rotmistrz pewnie na innej patriotycznej niwie harcyje, a nie chcąc dalej podszywać się pod Joyc`a zainteresowanych odsyłam do żródeł.
Finnegans Wake Jamesa Joyce`a
Jacek Malicki czyta swe tłumaczenia Joyce’a.
http://fototapeta.art.pl/2001/jmmgp.php