Kto jest odpowiedzialny?

Utrzymywanie młodych osób w przekonaniu, że trzeba im patrzeć na ręce, sprawdzać, kontrolować i rewidować, to zrzucanie odpowiedzialności za ich postępowanie na innych. Dzieci myślą, że skoro nikt nie zajrzał do klasy, to widocznie szkoła zaniedbuje swoje obowiązki. Trzeba ją za to ukarać. Uczniowie już dawno temu dowiedzieli się, że za wszystko w szkole odpowiedzialni są nauczyciele i dyrekcja. Uważają, że gdy nie ma kogoś z nich w pobliżu, można robić wszystko. Podobnie myśli wielu nauczycieli: to sprawa wychowawcy, to problem nauczycieli, którzy uczą w tej klasie, to zadanie dla dyrektora, przecież ona, on, oni odpowiadają za porządek w szkole – ja już skończyłem lekcje.

W moim liceum wszyscy pracujemy pod szczególnym nadzorem. Dyrekcja bowiem uważa, że trzeba wciąż kontrolować pracę nauczycieli. My, nauczyciele, jesteśmy przekonani, że należy nieustannie czuwać nad zachowaniem swoich uczniów. Taki styl pracy powoduje, że czujemy się naprawdę odpowiedzialni tylko wtedy, gdy obok nas jest nadzorca, ten, który patrzy. Dlatego z utęsknieniem czekamy na te chwile, kiedy jego oko nas nie widzi. Nie dziwi mnie, że uczniom odbija podczas nieobecności nauczyciela, tak samo, jak nie dziwi mnie, że odbija nauczycielom, gdy dyrekcji nie ma w szkole. Gdy kota nie ma, myszy harcują.

Nie ulega wątpliwości, że za postępowanie jednego człowieka często musi brać odpowiedzialność ktoś inny – rodzic, nauczyciel, kierownik, dyrektor. Ale to nie musi być takie oczywiste. Nie można żyć, uczyć się, pracować z przekonaniem, że za mnie ponosi odpowiedzialność ktoś inny – nawet mój anioł stróż. „Aniele, stróżu mój, dlaczego mnie opuściłeś? To przez ciebie, z powodu braku twojego nadzoru zachciało mi się popełnić ten ohydny czyn. Ja nie chciałem, ale skoro mnie opuściłeś, uznałem, że dałeś mi wolną rękę. Więc zaszalałem. Twoja wina, twoja wina, twoja bardzo wielka wina”. Rodzice, którzy wpajają dzieciom przekonanie, że szkoła odpowiada za ich czyny, wychowują potwory.

Każdy musi nauczyć się myśleć, że za czyny, których się dopuszcza, jest osobiście odpowiedzialny. A jedynie dodatkowo ktoś inny może być współodpowiedzialny. Odpowiedzialny jest przede wszystkim sprawca czynu, zaś nadzorca może być jedynie częściowo odpowiedzialny. Jeśli więc zachowuję się niegodnie, nie tak, jak przystało na ucznia, nauczyciela czy po prostu człowieka, to znaczy, że BARDZO RYZYKUJĘ. Ja! Nie ktoś inny. Ktoś inny powinien mi jedynie po przyjacielsku powiedzieć: „Nie ryzykuj, Darek, nie lekceważ swojej pracy, bo możesz za swoje nieróbstwo ponieść surową karę. Zachowuj się jak człowiek, bo możesz zostać pociągnięty do odpowiedzialności”.

Dlatego powinniśmy reagować na zachowanie innych nie jak nadzorcy, ale jak koledzy, przyjaciele, znajomi, przypominając, że są za swoje czyny odpowiedzialni. Uważam, że za bardzo w świadomości Polaków funkcjonuje obraz Chrystusa, który wziął na siebie nasze grzechy. Myślimy, niestety, takimi kategoriami: to nie moja wina, nauczyciel jest od tego, aby cierpieć za grzechy swoich uczniów. Apostoł Paweł, też chrześcijanin, ale bardziej rozsądny niż ewangeliści, napisał w Liście do Galatów: „Każdy bowiem poniesie swój własny ciężar”. Taki styl myślenia trzeba wpoić uczniom – bierzcie odpowiedzialność za swoje czyny.