Nasz brat Giertych

Kiedy Roman Giertych został ministrem edukacji, środowisko nauczycielskie przecierało ze zdumienia oczy. Ktoś powiedział, że to kiepski żart. Niestety, nie potrafimy żartować. Choćby wiadomość podawano 1 kwietnia, w prima aprilis, uwierzyłbym w nią. Nie mamy przecież w Polsce zbyt dobrych satyryków – żadnego nie stać aż na takie poczucie humoru. To była prawda. Dziś satyrycy unikają polityki jak ognia. Za to politycy potrafią drwić z narodu.

Chociaż PiS w programie wyborczym edukację uznał za priorytet swej działalności, niedługo po wyborach oddał szkolnictwo w ręce partii, która znajduje się na końcu społecznego poparcia. Dziś nie weszłaby w ogóle do sejmu. Ale pozwolono jej rządzić i decydować o programach nauczania, o kanonie lektur, o przyszłości naszego narodu.

Na początku w wielu głowach zapaliły się ostrzegawcze lampki, w niejednym pokoju nauczycielskim drwiono i śmiano się z samego pomysłu, aby edukację oddać w ręce LPR. Dziś, po nieomal półrocznym rządzeniu, coraz mniej nauczycieli mówi Giertychowi „nie!”, coraz więcej zaczyna o nim mówić: „nasz minister”. Podczas święta KEN słyszałem zewsząd komentarze, że minister dba o nauczycieli. To prawda, po latach traktowania nas jak nierobów, nieuków i psychopatów (przodował w tym minister Handke), słowa Giertycha są niczym lekarstwo. Dlatego wiele osób daje się złapać na piękne słówka.

Nauczyciele są zakompleksieni jak niezmiernie pulchna dziewczyna, której wystarczy powiedzieć, że ładnie wygląda, a gotowa się zakochać w komplemenciarzu. Giertych o tym dobrze wie, dlatego wciąż mówi, że należą nam się większe pensje, lepsze warunki pracy i szacunek ze strony uczniów. Powtarza te hasła niczym mantrę, ale cudu nie ma i nie będzie. Problemów od gadania nie ubędzie, ale ludzie kochają obietnice. Niestety, Giertych to fałszywy prorok. Zamiast wołać o cud, niech pokaże, że potrafi dużo robić, a nie tylko dużo mówić. Gadułów w polityce mamy od cholery, kolejny nam już niepotrzebny.

A jeśli minister nie przekuje słów w czyny, ja wezmę go sobie za wzór. Potraktuję go jak starszego brata. Też naopowiadam uczniom, że należy im się lepsze przygotowanie do matury, wyższe oceny ze sprawdzianów, więcej luksusu w miejscu nauki. Po prostu muszą to mieć, ale jak i kiedy – o tym cisza. Dzisiaj jeszcze nie potrafię obiecywać gruszek na wierzbie, ale jak się przyłożę, to się nauczę. Nauczę się politykować, zamiast pracować.

Piękne słówka można wygłaszać tylko podczas świąt, natomiast w codziennych kontaktach liczy się rzetelność i solidność. Dzień Edukacji Narodowej minął, czas spuścić flagi z masztów, przestać śpiewać hymn narodowy i wygłaszać pobożne życzenia. Przed nami codzienna praca. Wszyscy bierzemy się do roboty. Niech nasz brat Giertych już nie świętuje, tylko pracuje!