Kochana kłótnia

Kłótnie z uczniami  sprawiają, że stają się oni dla nauczyciela realni, prawdziwi, konkretni. Nie ma sensu unikać kłótni z młodzieżą, ponieważ spory są szkolną koniecznością. Konsekwencją kontaktów międzyludzkich jest kłótnia – takie są fakty. Oczywiście rzeczywistość potrafi być bolesna. Przekonałem się o tym po raz kolejny, inspirując uczniów do kłótni. Nic tak nie zachęca do sporów jak niezapowiedziana kartkówka albo gotowość do błyskawicznego odpytania wszystkich po kolei.

Zdecydowałem się na to drugie. Szlag trafił wszystkich. Twarze uczniów są jak otwarta księga. Mogłem więc czytać do woli o swoim przedmiocie („nikomu do niczego się nie przyda”), o sobie („odbiło mu”), o mojej przyszłości („żeby go diabli wzięli”). Te informacje wytrąciły mnie z równowagi. Teraz uczniowie mogli czytać to, co miałem wypisane na twarzy: „mój przedmiot jest najważniejszy, nikt nie będzie robił ze mnie głupka, prędzej mnie diabli wezmą, niż komukolwiek daruję”. Widząc, co się ze mną dzieje, nikt nie zdecydował się na podejście do tablicy. Wpisałem każdemu nieprzygotowanie, zagroziłem jedynkami następnym razem i wygłosiłem umoralniającą mowę. To wszystkich rozgrzało do tego stopnia, że byli gotowi do walki. Kto pierwszy?

Małgosia, najodważniejsza i najmniej przezorna, uderzyła we mnie argumentem, że ja cały rok nie przygotowywałem się do pracy i oni mi to łaskawie darowali, a ja jeden jedyny raz nie mogę odpuścić im tego, iż nie przeczytali wierszy Mickiewicza! Ze złości aż mną zachwiało, tym bardziej, że to była prawda. Cios okazał się bolesny. A prawda boli szczególnie mocno. Byłbym się jednak pozbierał, gdyby nie drwiące uśmieszki pozostałych uczniów. To mnie dobiło. W ostatniej chwili, prawie osuwając się na ziemię, przypomniałem sobie „argument kapłana” (jestem po kursie z logiki). Byłem uratowany.

Wyjaśniłem, że – zgodnie z decyzją Watykanu – sakramenty są ważne nawet wtedy, gdy kapłan, który ich udziela, jest w stanie grzechu. Nauczyciel jest w szkole niczym kapłan – nosi przecież kaganek oświaty. A zatem to, że ich profesor popełnia po raz kolejny grzech lekceważenia  różnych obowiązków, nie powoduje, iż sakramenty kartkówki lub pytania przy tablicy są nieważne. Wszystko jest ważne! Choćbym ja był leniem i nierobem, moi uczniowie mają się uczyć!

Czułem, że w tej kłótni zwycięstwo jest po mojej stronie. Niestety, Patrycja pokonała mnie swoją inteligencją i świetnym poczuciem humoru. Zaskoczyła mnie bowiem słowami: „Panie profesorze, dajmy spokój sporom. Niech pan zaczyna mszę!”. W tym momencie zdradził mnie mój organizm, a szczególnie usta – najpierw uśmiechnąłem się, a w końcu szczerze się zaśmiałem. Było po kłótni. Co miałem robić. Wygłosiłem kazanie na temat miłości w sonetach Adama Mickiewicza. Oczywiście wybaczyłem uczniom wszystko. Miejmy nadzieję, że oni też nie chowają do mnie urazy. Na wszelki wypadek wołam: „Klaso II c, wybaczam i proszę o wybaczenie”.