Głupota jako sposób na uczniów

Odchyleń od normy jest w szkole tak dużo, że przestaje się na nie w końcu zwracać uwagę. Z wykładów na uczelni pamiętam uwagę profesora: „Nauczanie nieuchronnie skłania człowieka do dewiacji”. Ucząc młodzież, której dość często odbija, sam stosuję różne formy wariactwa. Inaczej chyba nie dałbym rady panować nad wszystkim, co tu się dzieje. Nie zapanowałbym nad sobą, uczniami, zniszczyłbym dobre relacje z dyrekcją i kolegami, nie zrealizowałbym materiału. Zachowując się normalnie, nie sposób w szkole funkcjonować.

Myślę o tym, ponieważ zbliża się okres szkolnych wycieczek. A poza szkołą można jako tako zapanować nad uczniami, gdy jest się całkowicie nieprzewidywalnym. Im głupsze pomysły przychodzą opiekunom do głowy, tym więcej szans na zmniejszenie pijaństwa wśród wycieczkowiczów. Niestety, pomysły szybko się wyczerpują, więc to, co było dobre w poprzednich latach, teraz może nie zadziałać. Spacer 26-kilometrowy wokół jeziora już był (oficjalnie mieliśmy się przejść mały kawałek, ale wyszło trochę dalej) – młodzież uznała mnie za kompletnego czubka, ale pić nie miała kiedy. Wróciliśmy w środku nocy, kiedy sklepy już były zamknięte. Najbardziej lubiłem jeździć na wycieczki z koleżanką, która w nocy wykrzykiwała, że dzisiaj ona myje chłopców, więc wszyscy mężczyźni ze strachu chowali się pod kołdrą i marzyli, aby szybko nastał dzień. Lepiej od niej nikt nie potrafił posługiwać się głupstwem jako metodą wychowywania.

Uważam, że głupota jest mądrością w zawodzie nauczyciela, bo zapewnia skuteczność w działaniu i ułatwia sprawne funkcjonowanie. W końcu po kilkunastu latach pracy w szkole jestem tak naszpikowany edukacyjnymi idiotyzmami, że aż mi się one uszami wylewają. W pracy nikt na to nie zwraca uwagi, ponieważ każdy nauczyciel w mniejszym lub większym stopniu „wariuje”.

Niestety, ostatnio coraz mniej nauczycieli chce jeździć na wycieczki, więc zdarza się, że wśród opiekunów jest ktoś spoza systemu, np. rodzic, który nigdy w szkole nie pracował. Wtedy nie wiadomo, jak postępować. Czy normalnie, ryzykując, że młodzież nas nie posłucha? Czy też prowadzić wycieczkę na wariackich papierach, ryzykując, że rodzić uzna nas za głupków? Tak źle, tak niedobrze. Dlatego lepiej jeździć na wycieczki we własnym gronie – tylko nauczyciele i uczniowie. Wtedy wszystko dobrze się skończy, pod warunkiem, że dzieciaki po powrocie do domu będą przestrzegać zasady: „Nie mów matole, co się dzieje w szkole”. A nawet jeśli opowiedzą o szalonych pomysłach swych nauczycieli, to i tak nikt im nie uwierzy. Bo to przecież nie mieści się w głowie!