Co to znaczy, że szkoła jest winna?
Twierdzenie, że winna jest szkoła, ma taką samą wartość, jak opinia, że winni są Żydzi. Piszę o tym a propos wywiadu, jakiego udzielił „Gazecie Wyborczej” prof. Zbigniew Kwieciński. Uczony ten powiedział:
„Ludzie kultury tworzą, ale nie mają odbiorów, bo 60 proc. Polaków nie korzysta z żadnej oferty kulturalnej. Winę za to ponosi oczywiście szkoła, która nie kształtuje w ludziach zdolności krytycznego myślenia.”
Równie sensowne byłoby stwierdzenie, że winni są Żydzi, komuniści albo masoneria czy też różowe króliki. Profesor dalej zrzuca winę na młodzież:
„Wszelkie znane mi badania porównawcze pokazują, że poziom myślenia polskiej młodzieży jest bardzo niski.”
Mocne słowa. W podobnym duchu wypowiada się moja znajoma, emerytowana sprzątaczka, tylko operuje mniej uczonym językiem:
„Dzieci są teraz bardzo złe”.
Mam dziecko i nie uważam, aby było złe. Także dzieci moich przyjaciół są bardzo dobre, mądre i utalentowane. Gdy się spotykamy w gronie przyjaciół, to głównie chwalimy się swoimi dziećmi. Jeśli profesor ma dzieci, to zapewne też nie były one ani nie są głupie i tępe. Poziom myślenia NASZYCH DZIECI jest bardzo wysoki. Natomiast głupie i tępe są tylko CUDZE DZIECI, i to wyłącznie dlatego, że ich nie znamy.
Szkoła to jest pojęcie worek i wielka rzecz. Też czasem myślę, że szkoła jest głupia. Ale nie moja, tylko cudza, obca, inna. Natomiast liceum, w którym pracuję, XXI LO w Łodzi, jest wybitne. Gdy myślę o szkołach, których nie znam, to czuję, że są złe, gorsze. Kiedy więc prof. Zbigniew Kwieciński twierdzi, że czemuś winna jest szkoła, to uważam, że nie moja, lecz jakieś inne, nieznane, np. te z Wólki Brzozowej albo z Nowej Huty.
Byłem ostatnio w Nowej Hucie w krakowskim III LO. Gdybym tam nie był, to myślałbym, że ta szkoła może być winna. Jednak wystarczyło poznać nauczycieli, poczuć atmosferę panującą na korytarzach, porozmawiać z uczniami, aby przekonać się, że ta placówka nie może być winna, a młodzież, która w niej się uczy, nie jest wcale tępa. Przeprowadziłem w piątek 9 października lekcję w klasie maturalnej, a przekonałem się, że uczniowie są świetni, błyskotliwi, inteligentni, wrażliwi. Opinia prof. Kwiecińskiego nie może dotyczyć tej szkoły. A zatem jakiej dotyczy?
Mam to szczęście, że byłem – lekko licząc – w ok. stu szkołach całej Polski. Zapraszano mnie na spotkania z uczniami całej placówki albo abym poprowadził lekcję z wybraną klasą. Nigdzie nie spotkałem tępej młodzieży albo szkoły, która mogłaby być winna. Nie jestem wcale naiwny. Zdarzyło mi się spotkać tępe i bezmyślne jednostki, zarówno wśród uczniów, jak i wśród nauczycieli, a czasem nawet w gronie wykładowców akademickich. Ale nadal nie wnioskowałem, że są tępi w ogóle, lecz w tym miejscu i w tym czasie, tzn. tu i teraz.
Analizy stanu edukacji, w których operuje się wnioskami, że szkoły są złe, nauczyciele okropni, a młodzież tępa i bezmyślna, są nic niewarte. Gdy winni są wszyscy i wszystko, to znaczy, iż analizy żadnej nie było. Zbigniewowi Kwiecińskiemu nie chciało się problemu zbadać, więc wyrzucił z siebie parę popularnych stereotypów. Gdybym znał niewielu nauczycieli, pewnie przytaknąłbym profesorowi. Ponieważ jednak poznałem wiele szkół i całe mnóstwo nauczycieli, nie wierzę w te badania. Nie wątpię, że w edukacji są problemy, nawet dość poważne, ale trzeba je nazwać po imieniu i winnych pokazać palcem. Ale nie tłum i nie całokształt. Totalna krytyka wszystkiego, jaką w „Gazecie Wyborczej” zaprezentował Zbigniew Kwieciński – przecież doskonały uczony – jest dla mnie niezrozumiała. Co się stało, panie profesorze?
Komentarze
Jakiś przykład tej kultury? Coś nietworzonego z budżetu państwa i niewymagającego dotacji, bo głupi ludzie nie rozumieją sztuki w postaci kropki na białym tle lub
kilku przypadkowych
wyrazów
ustawionych w
słupek
udających wielką
poezję
?
Kwieciński wie co mówić żeby występować w mediach i to mówi.Po prostu.Kiedyś też epatowal pseudonaukowym belkotem o gwalcie symbolicznym szkoly na uczniu.Profesor pozostal tem sam tylko zmienil belkot na aktualniejszy;-)
Niektóre szkoły są złe, niektórzy uczniowie są głupi, niektórzy nauczyciele są głupi i niekompetentni, niektórzy wykładowcy nie zasługują na kilka literek przed swoim nazwiskiem. Pytanie, którzy to wykładowcy? Może ci, którzy mimo że otrzymali ponadprzeciętne wykształcenie, publicznie wygłaszają emocjonalne i mało inteligentne komentarze.
Panowie i Panie z dr, hab, prof itd. nie po to społeczeństwo płaci za wasze studia i badania żebyście potem wygłaszali „mądrości” do których można dojść po szkole zawodowej.
Dobre. Wreszcie Autor pokazał „pazur” Szlag człowieka trafia jak słucha tych „urzędowych humanistów” co to plotą bzdury w rodzaju „wszyscy są winni” A tak przy okazji. Odpowiedzialność za wychowanie dzieci spoczywa na rodzicach. W 100%.
Myślę sobie właśnie, że Pan Kwieciński ma rację. Dlatego, że jego opinia jest jedną z wielu na ten temat. Staram się śledzić komentarze, nie tylko te, które są wnioskami z – być może – przekłamywanych badań, lecz i te jakie wyrażają wykładowcy z obserwacji tak systemu nauczania, jak i poziomu wiedzy i zdolności myślenia uczniów. Pan Chętkowski, stając w obronie szkoły, szkół, dzieciaków – chwała Panu za to, Gospodarzu, lojalność wobec grupy zawodowej i wychowanków, to dziś towar deficytowy – też przemawia rozsądnie. Nadużyciem było by zwalanie całości win na instytucje szkół. W taki sam, krytyczny sposób, należy potrząsać rodzinami uczniów. Korzystanie z ofert kulturalnych, zaszczepianie w dzieciakach nawyku (odpowiednie słowo, jak sądzę:nawyku) pójścia do teatru, na koncert, na wystawę, do klubów dyskusyjnych, których np. we Wrocławiu mnóstwo całe, to nic innego, jak ważny element życia rodzinnego. Nie znam nauczyciela, Gospodarz zapewne to potwierdzi, który dostając do „obróbki” tak kształtowanego w rodzinie dzieciaka, zostawi go samemu sobie, przeciwnie, jeszcze mu podrzuci kilka możliwości rozwoju, postawi mu wyższe wymagania, postara się nim pokierować.
Sam system kształcenia, czyli opieranie badań umiejętności na testach, obcinanie godzin przedmiotowych, ciągłe zmiany programowe, zmiany podręczników, biurokratyczne wymagania wobec nauczycieli; słowem-to nieustanne reformowanie polskiej edukacji, narobiło bałaganu, z jakiego nic wiążącego nie można wywnioskować. Pozostaje ocena strat.
Nie ma głupich i tępych dzieci. Nigdzie. Jedyny słuszny podział, jaki zastosować można, dzieli dzieci na te, których rodzicom zależy na pokazywaniu im horyzontów rozwoju i te, których rodzice za sukces wychowawczy uznają zabranie dzieciaka do galerii handlowej. W świetle takiego kryterium, nie dziwi mnie fakt, że Pan Kwieciński uznał generalizowany poziom myślenia młodzieży za niski. Na słupki takich statystyk składają się te dzieciaki, które poza wspomnianą galerią i zatłoczoną dyskoteką, i odrealnionym światem internetu, nie obserwują nic innego. Nie dociera do nich nic, co do myślenia zmusza. Ale to nadal nie uprawnia do określania ich mianem „głupich” i „tępych”, bo powielają tylko wzorce, z jakimi mają do czynienia. Na tych wzorcach polec może najlepszy nawet nauczyciel, który potrafiąc wzbudzić zainteresowanie, podając na tacy szereg ofert, poświęcając swój czas na dodatkowe zajęcia, często odstępując od programu nauczania wykładając szerszą wiedzę, odsyła dzieciaki do domu, w którym nie ma często ani jednej książki, o czasopismach poświęconych kulturze nie mówiąc, w którym uprawia się kult zarabiania i wydawania pieniędzy w czasie jaki mógłby być poświęcony wizycie w teatrze, w muzeum. Często jest i tak, że dzieciak widzi rodziców o wysokim statusie materialnym wiedząc, że pokończyli podstawówki zaledwie (znam takie przypadki). Jest i tak, że widzi w domu obraz beznadziei absolutnej, bo ojciec górnik, stoczniowiec, kolejarz (z całym szacunkiem dla tych ludzi, oni przecież mają wpływ znikomy na gospodarcze rewolty) traci pracę i nie jest w stanie znależć rozwiązania problemu. Kto zatem wytłumaczy takim dzieciakom, jak istotne jest wykształcenie? Nauczyciel, który nie jest w stanie zastąpić rodzicielskiego autorytetu?
Szanowny Ptr ( zapis z 08:30), to dobrze że są tacy, którzy głośno mówią o przedmiotowych „mądrościach”. Nawet jeśli kierują się przy tym emocjami. Bez takich głosów nie było by dyskusji. A bez dyskusji nie będzie dróg wyjścia.
Randybvain, przekrój ofert kulturalnych w tym kraju jest tak szeroki, że osoby, które ośmielasz się nazwać „głupimi”, także coś dla siebie znajdą. Wystarczy ruszyć d… sprzed ekranu na którym to „Taniec z gwiazdami”, to „Jak oni śpiewają”, lub porzucić magiczny internet. Rola mediów, które nie lubią za bardzo informować o czymkolwiek innym, niż wyżej wymienione, to temat na osobną, bardzo krytyczną dyskusję.
To cudownie, że pańskie dzieci nie są ani tępe, ani głupie. Gratuluję również pańskim znajomym. To budujące, że wszystkie szkoły, które Pan wizytuje są świetnie zorganizowane i wykorzystują możliwości uczniów do maksimum – podstawówki, gimnazja, licea, technika i szkoły zawodowe, jak rozumiem, skoro daje Pan słowom profesora tak gwałtowny i generalny odpór. Szkoda tylko, że pańska wypowiedź nie posuwa dyskusji na temat kondycji kulturalnej naszego społeczeństwa ani o milimetr do przodu. W końcu pewne generalizowanie jest niezbędne do ukazania problemu. Stosuje Pan zresztą ten sam manewr 🙂 generalizując swoje doświadczenia, aby udowodnić tezę odwrotną. Niech pan „wskaże palcem” tych wszystkich dobrych, a wtedy będzie Pan mógł zaatakować profesora, że nie „pokazał palcem” tych złych.
Myślę, że jedną z wad edukacji w Polsce jest słabe przełożenie nabywanej wiedzy, umiejętności ma rzeczywiste zapotrzebowanie w otaczającej nas rzeczywistości.W przypadku matematyki (której uczę) modyfikacja programu nauczanie polega wyłącznie na ograniczaniu obowiązujących treści.
Poważnym problemem polskich szkół i uczelni jest brak lub niedostateczność wyposażenia w drogi nieraz lecz konieczny do konstruktywnego kształcenia sprzęt oraz współpracy z rykiem pracy.
Nieograniczony dostęp do wykształcenia na poziomie szkoły średniej i studiów (podyktowany często czysto ekonomicznymi kryteriami instytucji zapewniających te usługi) spowodował, że na rynku pracy pojawiło się wielu absolwentów posiadających bardzo zróżnicowany poziom wykształcenia. Uzyskany dokument stał się formalnością i w nikły sposób określa kompetencje danej jednostki.
W polskiej rzeczywistości jest mała motywacja do nauki, gdyż zaangażowanie w ten proces w niewielkim stopniu zapewnia gratyfikację w postaci satysfakcji materialnej i pozycji społecznej.
Jakość przekazu,rozrywki i wzorców dostarczanych przez media utrwala istniejący stan rzeczy jednocześnie ograniczając potencjalne możliwości drzemiące w niektórych jednostkach (rodzaj błędnego koła).
AdamJ, podsumowałeś część tego o czym mówi i Pan Kwieciński, i podobni mu krytycy polskiej szkoły. A co powiesz o roli rodziców tych uczniów, którzy zderzają się ze stanem, który opisujesz? Jak rozmawiasz z rodzicami? Jak ich motywujesz do bliższego zainteresowania rozwojem dzieciaków? Jak im tłumaczysz to, o czym wyżej napisałeś?
Pan Kwieciński dokonał nadużycia powołując się na sprawozdanie z poważnych badań (którego zdaje się nie czytał), zasugerował, że wyniki Polski są zafałszowane nie uzasadniając wystarczająco takiej opinii.
Co do mnie, jeżeli chodzi o akapity 1,2 i 5 mam pewien wpływ na sytuację i z tych możliwości korzystam.
Nie czytalam tekstu Pana Kwiecińskiego, ale uwazam, ze jednak winna jest szkola jako instytucja – nie nauczyciele, uczniowie i rodzice. Tak jak Gospadarz napisal, jest wielu wspanialych nauczycieli, madrych dzieci i rodzicow.
Szkola w obecnym ksztalcie (nie tylko w Polsce) wszystkich tych wspanialych ludzi ogranicza.
Swietny wpis Sewurusa”
„Sam system kształcenia, czyli opieranie badań umiejętności na testach, obcinanie godzin przedmiotowych, ciągłe zmiany programowe, zmiany podręczników, biurokratyczne wymagania wobec nauczycieli; słowem-to nieustanne reformowanie polskiej edukacji, narobiło bałaganu, z jakiego nic wiążącego nie można wywnioskować. Pozostaje ocena strat.”
Tak jest nie tylko w Polsce. Ale tez coraz silniejsze sa ruchy, ktore staraja sie wprowadzic cos zamiast szkoly: homeschooling, uniwersytety dzieciece, szkoly jezykowe. W USA powstala masa prywatnych firm (np. Kumon) ktore po prostu ucza czytania, pisania i liczenia, bo szkola panstwowa, mimo wprowadzania coraz to nowych programow poprawy jakosci szkolnictwa, nie uczy tego efektywnie.
AdamJ, ależ Pan Kwieciński doskonale to zafałszowanie uzasadnił, przecież jasno stwierdził, że do badań przystąpiła tylko awangarda, ci uczniowie, którzy zwykle osiągają ponadprzeciętne wyniki. Pozostali uczniowie nie przyszli na testy.
Izabela, dziękuję za uznanie.
?Poland increased its reading performance by 17 score points between PISA 2000 and
PISA 2003 and another 11 score points between PISA 2003 and PISA 2006 and now
performs at 508 score points, for the first time clearly above the OECD average. Between
these two assessments, Poland raised its average performance mainly through increases at
the lower end of the performance distribution. As a result, in PISA 2003 fewer than 5% of
students fell below performance standards that had not been reached by the bottom 10%
of Polish students in PISA 2000. Since PISA 2003, performance in Poland has risen more
evenly across the performance spectrum .?
Można by przyjąć, że rzeczywiście wyeliminowano najniższe osiągnięcia gdyby nie fakt, że skok nastąpił dwukrotnie.
Czyżby najpierw wyeliminowano 20 a następnie 40 procent osiągnięć?
?It is only possible so far to compare mean scores in mathematics over a three-year period,
from PISA 2003 to PISA 2006. For most countries, performance in mathematics remained
broadly unchanged between PISA 2003 and PISA 2006. However, for a few countries there
were notable performance differences.?- to zdanie nie dotyczy Polski (szkoda), a powinno jeśli założymy spiskową teorię.
Przepraszam za „?”, powinien być cudzysłów-problem z formatowaniem tekstu przy wklejaniu.
Do Adam J.
Porównanie wyników PISA zostalo zmanipulowane tak, by pokazywać wyższość szkoly po „reformie” Handkego.
1.Próbki są nieporównywalne.W pierwszym badaniu uczestniczyli uczniowie klas I szkól ponadpodstawowych, w tym zawodówek, w odpowiednich proporcjach.
W następnych badaniach uczestniczyli gimnazjaliści z klas trzecich.Grupa „zawodówkowa” o zdecydowanie niższej frekwencji(na badaniach przecież też) nie byla wyodrębniona.Ci gimnazjaliści byli przygotowywani do egzaminu gimnazjalnego(czyli byli po iluś podobnych próbnych!) i po egzaminie po 6 klasie podstawówki.Oba egzaminy w wielu aspektach przypominają w formie egzaminy PISA, szczególnie w zakresie czytania ze zrozumieniem!!! Takiego treningu nie przeszli uczestnicy pierwszej próby.
2.Egzaminy PISA badają stosunkowo proste umiejetności w calej populacji. Nie zbadano wplywu „reformy” Handkego na umiejętności wyższych rzędów u górnych 10% populacji, a to one decydują o o poziomie i postępie cywilizacyjnym. Przykladowo brak znajomości matematyki u kasjerów w TESCO czy McDonaldsie nie ma żadnego wplywu na ich pracę – wystarczy im nabyta po 1 dniu szkolenia umiejetność obslugi stosownego sprzętu elektronicznego. Nieznajomość matematyki przez studentów i absolwentów politechniki czy naukowców to tragedia i zapaść cywilizacyjna o strasznych rozmiarach.Podobnie z umiejętnościami humanistycznymi- ich brak u personelu TESCO niewiele wnosi i tak ogląda on TV i,co najwyżej, czyta ludlumy czy inne takie.U kandydatów na literata, krytyka, badacza, dziennikarza to tragedia(szczególnie jeśli to powszechne)!!!
No cóż, w takich wypadkach mam zwyczaj mówić: nie bronię żadnemu genialnemu, utalentowanemu, twórczemu profesorowi złożenia CV w mojej szkole. W takim miejscu jak placówka edukacyjna talentów nigdy nie dość!
Panie Dariuszu,
naprawdę nie wie Pan, o co chodzi? Skoro jest tak fatalnie, to trzeba ZREFORMOWAĆ. A żeby zreformować, to trzeba zdiagnozować, napisać ekspertyzy, a jak już zreformowane, to przeszkolić, wytworzyć publikacje wyjaśniające idee zmian itd. I do tego koniecznie potrzebny jest jakiś profesor.
Czytam komentarze i dochodze do wniosku, ze polska to kraj zakompleksionych ludzikow.
Swoja droga, ciekawe dlaczego Hitler chcial nas wytepic? Przeciez dzielimy z jego rodakami takie same uczucia przynaleznosc do jakiejś lepszej, wyższej kasty, szukamy wiec innych do ponizania. A to uczniow, a to studentow, a to „nie zoliborskich inteligentow” Wszyscy sa „ubermenschen”. Bloto po prostu. I jeszcze wszyscy mysla, ze to jest cool.
AdamJ, nie zadziwia Cię fakt stuprocentowej poprawy wyników w jeden rok szkolny? Bo wskazuje to na fakt, że porównania dokonano na danych, których porównywać nie powinno się, lub badaniami zmanipulowano. Jestem jednak za wersją, że przeprowadzono badania skandalicznie żle, przez błędny dobór grupy reprezentatywnej. Zgadzam się z odpowiedzią, jaką dał Ci S-21.
Pozdrawiam
Badania wskazują na postęp w wąskim zakresie. Zgadzam się z S-21, że trening, próbne egzaminy mogły to spowodować (i dobrze). Myślę, że przywrócenie egzaminu maturalnego z matematyki także przeciągu kilku lat spowoduje poprawę w tym zakresie (zwyczajnie poprzez większe zaangażowanie zarówno uczniów jak i nauczycieli).
Nie zgadzam się z interpretacją prof. Kwiecińskiego ale również z interpretacją Ministerstwa Edukacji (że to zasługa wprowadzenia gimnazjów).
Zerknij na ten dokument, anomalii jest zbyt mało aby formułować takie wnioski. Wcześniej wyraźnie napisałem, że dostrzegam dychotomie polskiej nauki ale buntuję się w momencie gdy wyniki jakiejś analizy traktuje się nie tyle jako podstawę analizy problemu co jako pretekst do rzucania oskarżeń (prof. Kwieciński) lub propagandy sukcesu (MEN).
>Badania wskazują na postęp w wąskim zakresie. Zgadzam się z S-21, że trening, próbne egzaminy mogły to spowodować (i dobrze).<
Trening w zakresie zdawania egzaminów z określonych umiejętności nie oznacza,że te umiejętności są wyższe.
Skądinąd masz wybór niezbyt komfortowy- albo polska ekipa badań PISA jest niekompetenta(skandalicznie!) albo to byla i jest operacja propagandowa MEN(dokladnie lobby konsumentów unijnych funduszy(kiedyś to bylo PHARE, dziś – EFS), którzy muszą rozliczyć otrzymane sute honoraria z dokonań;-)
OK, AdamJ, odczytam ten dokument dokładniej. Mogę błędnie interpretować badania w tak specjalistycznej kwestii, bo daleko mi do doświadczenia w oświacie, oceniłem powyższe z gruntu metodologii badań statystycznych i z wysokiego nieprawdopodobieństwa tak olbrzymiej poprawy stanu edukacji w tak krótkim czasie. Nadal jestem zdania, że i metodyka była kiepska, i że „rąbnięto się” przy interpretacji. W badaniach statystycznych jedno musi wiązać się z drugim. Z tym zapewne też możesz podyskutować, jesteś matematykiem. Dziękuję za uwagę, i za poświęcony czas.
Pozdrawiam.
Sewerus ja również dziękuję (także za zwrócenie uwagi na te badania).
Gdybyśmy mieli takie same zdanie nie byłoby o czym dyskutować.
Mam nadzieje, że jeszcze będzie okazja.
Pozdrawiam.