Do czego nieprzygotowane są szkoły?
Czy tylko do przyjęcia 6-latków? Tyle się o tym mówi i traktuje jako argument w walce o szkołę dla dzieci od 7. roku życia. A przecież wiele szkół jest nieprzygotowanych do prowadzenia lekcji wychowania fizycznego, języków obcych, fizyki, chemii, a często lekcji w ogóle z uczniami w dowolnym wieku. Czy z tego powodu lekcje się nie odbywają, a szkoły dostają pieniądze na przygotowanie niezbędnych warunków? Za ciasno, za głośno, niebezpiecznie, za zimno lub za gorąco, duszno itd., a jednak nauki się nie odwołuje.
Połowa mojego liceum, ta od strony ruchliwej ulicy, nie nadaje się do prowadzenia lekcji. Gdy otworzę okno, hałas jest tak wielki, że trzeba krzyczeć, abyśmy słyszeli się nawzajem. Ponieważ dbam o gardło, nie podnoszę głosu. Więc mnie przy otwartym oknie ledwo słychać. Każę zamknąć okno, wtedy robi się duszno (w sali znajduje się za dużo ludzi i po chwili brakuje dla wszystkich tlenu). Otwieramy okna i znowu hałas z ulicy uniemożliwia komunikację. Uczę języka ojczystego, więc komunikację z uczniami mam ułatwioną. Jak sobie radzi anglista, który uczy piętro niżej, czyli jest mniej oddalony od ulicznego hałasu?
Wiele placówek jest nieprzygotowanych do pracy z młodszymi dziećmi – zgoda. Ale tak samo dużo szkół jest nieprzygotowanych do pracy z nastolatkami. Ale to nie wszystko. Co z nauczycielami?
Szkoły stwarzają zagrożenie dla starszych nauczycieli. Strome, wyślizgane schody, konieczność wchodzenia na trzecie bądź czwarte piętro (do sali lekcyjnej) i potem schodzenie dwa piętra niżej do pokoju nauczycielskiego. Dla młodych nauczycieli to żaden problem, ale dla starszych nie lada wyzwanie. Wystarczy małe niedomaganie i robi się duży problem. Starsi skarżą się na głośną muzykę, która huczy podczas przerw z zepsutych głośników. Nie mogę dyżurować – szukają zacisznych miejsc. Na korytarzach podczas przerw jest nieraz taki ścisk, że jak ktoś ma mniej wydolne serce, może zemdleć. Szkoły są nieprzygotowane dla ludzi mniej zdrowych.
Szkoły są dobrze przygotowane dla zdrowych byków, dla pozostałych osób nie bardzo. Dlatego proponuję hasło: „Byki do szkół, reszta na zieloną trawkę”. Sam jestem bykiem.
Komentarze
Przecież my mamy środki na,góra, polowę tego co udajemy,że robimy w oświacie, ciesząc się takimi slicznymi statystykami wydawanych świstków o dumne nazwie „dyplom”;-)))
Dlatego i w szkolach i na uczelniach mamy warunki jakie mamy, a nauczyciele i naukowcy żyją jak żyją!To cena fikcji edukacyjnego mocarstwa!
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że udajemy. W większości robimy naprawdę dużo w warunkach anormalnych. Naszym błędem jest to, że godzimy się na te warunki, za mało protestujemy. W opinii społecznej utrwaliło sie przekonanie, że za trudne warunki mamy „przywileje”. Musimy obalić ten mit. Wyjaśnić, że te ” przywileje” w normalnym świecie są normą.
Oczywiście, że to ogólna kondycja polskiej szkoły (budynki, korytarze, przepełnione klasy, brak przyjaznej infrastruktury), a także niekompetencja i niszcząca polityka edukacyjna państwa są w dużej mierze powodem agresji uczniów. W tym wszystkim nauczyciel, z normalnego człowieka staje się milczącym desperatem.
…i znowu ta polska schizofrenia i to cholerne myślenie życzeniowe. Pani minister ogłosiła, że przeznaczono ileś tam milionów złotych na dostosowanie szkół do przyjęcia 6-latków, ale nie dodaję, że od przeznaczenia pieniędzy (co też nie jest takie pewne), do wykonania istotnych prac i całej fizycznej gotowości jest daleka droga – kto wie, czy kiedykolwiek prace zostaną zakończone, a dzieciaki będą ćwiczyć na korytarzach, przepychać się do szatni i korzystać z ogólnych toalet.
Do szału może doprowadzić fakt obecnej promocji telewizyjnej „4-latki do przedszkola” – to po to likwidowane nagminnie przedszkola, zamykano spokojne i przyjazne szkoły wiejskie, niszczono infrastrukturę nauczania początkowego, aby teraz obłudnie nawoływać do wznowień?
A tak na marginesie, czy Pańską szkołę odwiedza inspektor BHP? Jako świadomy obywatel powinienem czym prędzej wystosować donos do Państwowej Inspekcji Pracy.
Pozdrawiam.
Do Z.O.
>Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że udajemy.<
To nie chodzilo o Ciebie personalnie.Udajemy my jako Polska.
Ponad 90% stosownej populacji w szkolach maturalnych (znacznie powyżej docelowych(!) wskaźników UE)podczas gdy wiedza licealna dla większości z tej grupy ani potrzebna do niczego ani osiągalna nie jest.Podobnie grubo ponad 50% populacji studiujące nie wiadomo po co zarządzanie i marketing, a mające problemy z poprawną poszczyzną i 4-ma dzialaniami.To też jest znacznie powyżej docelowych(!) wskaźników bogatej UE.To wszystko jest oczywiście kosztowna edukacyjna fikcja.Niektórzy to traktują na serio i się strasznie męczą, inni czując fikcję i bezsens , reagują odpowiednio;-)
W absurdalnym systemie żaden wysilek i poświęcenie sensu nie mają;-))))
Do Zenka.
Zgoda. Tylko dlaczego za ten bałagan mamy odpowiadać my nauczyciele? To do mnie zwracają się uczniowie i rodzice o wyjaśnienia i proszę wierzyć, często proponuje im aby telefonowali do MEN. W szkole wiem co mam robić. Cierpliwość tracę wówczas gdy np. pani minister wmawia mi, że jej działania są przemyślane, konsultowane, zyskały zrozumienie i są dla mnie korzystne, a rzeczywistość jest inna. Denerwuje mnie również medialna nagonka na nauczycieli, która zawsze towarzyszy radosnej twórczości MEN. Zabierm głos na forach, bo bronić i wyjaśniać swoie racje trzeba. Nikt tego nie zrobi za nas, bo nawet związki zawodowe tego nie robią.
Jak Ty jesteś bykiem to ja przestaje chodzić na Twoje lekcje, które jak by powiedział Gombrowicz są tzw. gwałtem przez uszy………
Tak właśnie wyglada polska rzeczywistość. Nie ta widziana zza biurka pani minister, opisywana w bzdurnych ankietach i sprawozdaniach w których wszystko musi być cacy. Polska ma wielkie aspiracje, chciałaby się widzieć w gronie wielkich krajów UE ale jednocześnie jest nieświadoma swoich licznych ograniczeń. Mało tego, na pytania kierowne do wydziałów oświaty takich jak „kto za to zapłaci” albo „skąd wziąć na to pieniądze” pada zawsze jedna odpowiedź „nie rozmawiajmy o pieniądzach a o wyzwaniach które nas czekają”. Jakby te wyzwania nic nie kosztowały.
Ministrowie mają wielkie plany i wizje, rozmawiają ze swoimi odpowiednikami z Niemiec czy Francji po czym z głową nabitą nowymi ideami usiłują bezrefleksyjnie wcielić je w życie jakby nie zauważając że polska rzeczywistość skrzeczy.