Zaufanie do nauczyciela, czyli jak nie zostać przeczołganym
W moim liceum jest pięcioro polonistów i każdy z nas uczy inaczej. Uczniowie rozmawiają ze sobą i nie mogą zrozumieć, skąd te różnice. Ostatnio przeniósł się do mojej klasy uczeń, który wprawdzie nie potrafił powiedzieć, jaką epokę literacką omawiają jego koledzy ani jaką lekturę analizowali ostatnio, ale za to miał za sobą kilka testów na czytanie ze zrozumieniem. Moim uczniom szczęka opadła, że można nie wiedzieć kompletnie nic o lekturach i epoce, w której powstały. Ja jednak dobrze wiem, że porządek historycznoliteracki koleżanka wprowadza później.
Wszyscy poloniści robimy to samo, ale w innej kolejności. Właściwie prawie to samo, ponieważ jak klasa ma siedem godzin polskiego w tygodniu, to nauczyciel realizuje z nią więcej materiału, niż w klasie, gdzie godzin ma pięć. Podstawy programowe wszyscy realizujemy identyczne, jednak w całkiem innym układzie, np. koleżanka omawia literaturę XX wieku w klasie pierwszej, ja w ostatniej. Kilka lat temu dyrektor podliczył, ile godzin poloniści poświęcają na poszczególne lektury, a następnie zalecił nam umiar i trzymanie się programu. Wprawdzie Karta Nauczyciela pozwala nam na swobodne decydowanie, ile konkretnie godzin poświęcamy na poszczególne składniki programu, jednak w naszej szkole dyrekcja patrzy nam na ręce i pilnuje, abyśmy nie przesadzali. Nie mogę zatem, mimo że uwielbiam pisarzy moralistów (np. Dostojewskiego, Żeromskiego, Conrada, Nałkowską, Camusa), zajmować się nimi w nieskończoność, mógłbym bowiem nie wyrobić się z resztą materiału.
Gdy pracowałem w szkole prywatnej, byłem zobowiązany realizować materiał identycznie jak koledzy, dzięki czemu uczniowie mieli pewność, że szkoła dobrze przygotowuje ich do matury. Była to jednak korzyść pozorna, ponieważ między klasami występowały znaczne różnice. Gdy jedna grupa rozumiała poezję w lot, to druga ni w ząb. A jednak maksymalnie ujednolicaliśmy program, aby wmówić uczniom, że pracujemy jednakowo, czyli dobrze. W publicznej szkole takiego ujednolicenia nie ma, dlatego zdarza się, że uczniowie jakiejś klasy wpadają panikę, że są opóźnieni z materiałem albo że omawiają go szybko, ale po łebkach, bo inna klasa poświęca na daną lekturę więcej godzin. Zapewne nie byłoby tych lęków, gdyby nauczyciele wyjaśnili uczniom, jak realizują program, np. że w klasie A w odwrotnej kolejności niż w klasie B. W szkole prywatnej mnóstwo czasu poświęcaliśmy na wyjaśnienia, jak pracujemy, ale w placówce publicznej takie rozmowy z uczniami uznaje się za stratę czasu. Młodzież ma po prostu ufać, że nauczyciele trzymają rękę na pulsie. Zapewniam, że gdzie jak gdzie, ale w naszym liceum każdy nauczyciel musi trzymać rękę na pulsie, bo inaczej zostałby przeczołgany przez dyrekcję po całym boisku na oczach wszystkich uczniów.
Komentarze
To prawda, że każdy nauczyciel uczy inaczej. Jak moja córka zmieniła klasę, to było to jak przeniesienie z Wenus na Marsa.
Szczerze powiedziawszy w moim liceum uczyło mnie 3 nauczycieli. Co rok nam się ktoś inny trafiał, tylko przez 2 ostatnie lata uczyła nas ta sama nauczycielka (liceum 4-letnie).
Oprócz starożytności i średniowiecza – bo te były omawiane dobrze, nie za bardzo wiedziałem w jakiej jestem epoce. Nie wiedziałem z lekcji. Własne poszukiwania w książkach i sprawa załatwiona. Tak naprawdę była to wina hmm.. przeludnionej klasy? Często na lekcjach nie było idealnego spokoju, więc i materiał ciężej się realizuje.
Aktualnie kończę studia chemiczne. Z tego co tutaj zaobserwowałem – wszyscy nauczyciele realizują materiał w ten sam, poukładany sposób. Od atomu do cukrów czy białek. Sądzę, że ujednolicenie systemu kształcenia byłoby bardzo dobrym krokiem w podniesieniu poziomu kształcenia.
Pozdrawiam
Łukasz Lubiński
A czy to źle,że każdy nauczyciel uczy inaczej???Każdy,jak to człowiek, jest inny!Klasy też!Byle to robił skutecznie i bez ekscesów, to wszystko byłoby OK.O tym można sądzić po dotychczasowych wynikach.Inaczej wystarczyłby program w TV czy na CD oraz klucze do testów;-)
Rolą dyrekcji jest znaleźć(dobrać) nauczycieli odpowiednich do młodzieży w danej szkole i danej klasy.Pana dyrekcja, Pani Dariuszu, stara się po prostu zabezpieczyć sobie stołek nie troszcząc się o prawdziwe interesy uczniów swojego liceum.I tyle „w temacie”;-)
Gdyby chodziło o to, że nauczyciel uczy inaczej W ZALEŻNOŚCI OD KLASY, w której akurat realizuje program, dostosowując się do jej potrzeb i mozliwości, to nie byłoby aż takiego problemu. Tylko że zazwyczaj nauczyciel uczy inaczej, bo… uczy inaczej, to znaczy inaczej od innych nauczycieli, ale we wszystkich swoich klasach na jedno kopyto.
„Zapewniam, że gdzie jak gdzie, ale w naszym liceum każdy nauczyciel musi trzymać rękę na pulsie”
Na czyim pulsie?
Dyrekcji?
Jeżeli nauczyciel jest przekonany, że ,,przeczołga go dyrektor na oczach wszystkich uczniów”, to wówczas taka sytuacja jest żródłem wielu stresów dla tego belfra, który może ze strachu przed naczelnym przeistoczyć się w Bladaczkę, czego nie życzę Gospodarzowi.
Wypowiedzi S-21 oraz managera bardzo dobrze odzwierciedlają atmosferę w opisywanej szkole, tylko polonistów w niej żal.
Z jednej strony oczywistym jest, że istnieją różnice w stylu nauczania poszczególnych nauczycieli. I dobrze, rola nauczyciela nie powinna się sprowadzać do kopiowania podręczników.
Trzeba jednak pamiętać, że w dzisiejszych czasach uczniowie zmieniają klasy, szkoły, wyjeżdżają na stypendia za granicę (w tym wypadku raczej studenci) poza tym nauczyciele zmieniają miejsce pracy.
W związku z tym uważam, że tak poważna ingerencja w kolejność realizacji poszczególnych treści programowych jak ta wspomniana przez Pana jest dla uczniów niekorzystna.
Wszyscy uczą inaczej, a może wszyscy tak samo, wszystko to jedno. I tak będziemy mieli 30% yntelyecyje, bo tyle aż trzeba na maturze. Brawo Kasia HAAALLLL!!!!
Szanowny Gospodarzu. Znów „odbierasz mi chleb”. Ponownie wołasz o DIALOG w szkole. Dialog, który zaczyna się od diagnozy, różnicy zdań i sporu, przechodzi do etapu negocjacji i szukania kompromisów, a kończy się na wspólnych uzgodnieniach i współpracy. A wszystko to w atmosferze życzliwości i zgodnie z zasadami SZACUNKU.
Zgodnie z ostatnią rozmową wrzucam, w następnym wpisie moje propozycje.
Cytat: ? … wychowywanie to nie jest coś co robi się dzieciom, ale coś co robi się z dziećmi?.
WSTĘP
Wszelkie próby reformowania szkoły, których źródłem są politycy i urzędnicy, a nauczyciele biernymi i posłusznymi wykonawcami, są skazane na porażkę.
SZKOŁA SZACUNKU I DIALOGU nie jest wynikiem zarządzeń i działań sejmu, rządu, kuratorium lub organów samorządowych. Jest tworzona przez głównych zainteresowanych, zgodnie z ich potrzebami i wymaganiami. Daje możliwość swobodnej wypowiedzi i aktywnego uczestnictwa. Jest w niej miejsce na współpracę i różnicę zdań. Nie boi się konfliktów. Dzięki temu każdy może czuć się w niej bezpiecznie. Nauka i praca w takiej szkole przynosi więcej satysfakcji i radości.
FUNDAMENTY
Dwie fundamentalne zasady:
Zasada 1. Podstawą wszelkich działań na terenie szkoły jest SZACUNEK.
Zasada 2. Podstawą wszelkich działań na terenie szkoły jest DIALOG.
Dobrowolne przyjęcie i akceptacja tych zasad przez nauczycieli jest warunkiem koniecznym i pierwszym krokiem. Nauczyciele, którzy nie zaakceptują nie biorą udziału w tworzeniu i pracach takiej szkoły.
Warunki brzegowe:
– dwóch nauczycieli
– dyrektor i wszyscy nauczyciele
Istotne szczegóły:
– wolno mówić wszystko
– nie wolno mówić dowolnie = nie wolno łamać zasady szacunku
– nie wolno unikać dialogu
– nie wolno zabraniać mówienia
– dialog i szacunek jest METODĄ i CELEM pracy w szkole (proszę to uważnie przeanalizować)
TWÓRCY I UCZESTNICY
twórca = uczestnik !!!
Warunki brzegowe:
– nauczyciele + uczniowie
– nauczyciele + uczniowie + dyrekcja + rodzice + władze lokalne + władze oświatowe + najbliższy uniwersytet
Oni sami, wspólnie (a nie ktoś z zewnątrz, jak to jest dotychczas) tworzą taką szkołę. Robią to poprzez dialog, wśród sporów i kłótni, ale zawsze odwołując się do zasady szacunku.
Każda z wymienionych grup ma swoje cele do zrealizowania. Bywają one sprzeczne, co może prowadzić do różnicy zdań i powstawania konfliktów.
Takie sprzeczności interesów warto czasem wyraźnie eksponować, mówić o nich głośno.
KONFLIKT
SZKOŁA SZACUNKU I DIALOGU traktuje różnice zdań, dyskusje i spory jako zjawiska naturalne i pozytywne. Nauczyciele i dyrekcja spodziewają się ich. Ciągle doskonalą metody ich przewidywania, diagnozowania i rozwiązywania. Wszyscy uczestnicy życia szkolnego uczą się wspólnie jak radzić sobie w przypadku konfliktu. Jeśli instytucje szkoły nie rejestrują i nie wykazują różnic zdań, zastrzeżeń i postulatów oraz pracują w pełnej zgodzie i jednomyślności, to powinno to budzić wątpliwości i niepokój.
Każdy uczestnik konfliktu ma prawa i obowiązki:
– prawo do: szacunku; pełnej wypowiedzi; korzystania z pomocy doradców i obrońców; życzliwego traktowania.
– obowiązek: traktowania drugiej strony sporu z szacunkiem i wysłuchania jej argumentów; nie przenoszenia sporu na inne płaszczyzny wzajemnych kontaktów.
SŁOWNIK JĘZYKA SZACUNKU I DIALOGU
ZBIÓR PRAW
INSTYTUCJE DEMOKRACJI SZKOLNEJ
Itd., itp.
WĄTPLIWOŚCI I GŁOSY KRYTYCZNE
Zaprezentowany plan jest piękny, ale niemożliwy do zrealizowania. To jest utopia !
Zgadzamy się, że zmiany w oświacie są konieczne. Przedstawione propozycje są może i dobre, ale kierunek zmian jest niewłaściwy. Główną sprawą dla szkoły nie powinny być szacunek i dialog, bo to są sprawy oczywiste. Najważniejsze reformy powinny dotyczyć:
– spraw wychowawczych: podnoszenie dyscypliny, walka z przemocą i agresją, wychowanie
patriotyczne, edukacja moralna.
– dydaktyki: unowocześnianie procesu edukacji, komputeryzacja, rozwijanie zajęć
pozalekcyjnych, zwiększanie atrakcyjności zajęć szkolnych.
– kadry: podnoszenie kwalifikacji i jakości pracy, przyciąganie do szkół nauczycieli z
powołania.
Autor do przesady akcentuje rolę konfliktów w szkole. Do tego stopnia, że sugeruje potrzebę ich prowokowania. Szkoła powinna uczyć, jak unikać konfliktów i jak je łagodzić, a nie zajmować się prowadzeniem sporów.
To się nie uda. Polski nauczyciel jest zbyt przeciążony obowiązkami, zarządzeniami, dokumentami, kontrolami. Do tego bardzo nisko opłacany i niedoceniany. Można sobie wyobrazić jego zmęczenie, niechęć i frustrację w proponowanej szkole. Ciągłe dyskusje, zebrania, szkolenia, dodatkowe spotkania, rozwiązywanie konfliktów, … . Skąd wziąć na to czas ?
Pomysł jest wart zainteresowania, ale wiele szczegółów wymaga zmiany. Najlepiej, żeby opracowaniem i wdrażaniem takiego projektu zajęli się odpowiedni fachowcy oraz władze oświatowe.
Przedstawiony plan jest zbyt ambitny. Nauczyciele nie są w stanie dokonać takiej zmiany stylu swojej pracy.
ZAKOŃCZENIE.
Wszystkie powyższe oraz inne zarzuty i wątpliwości mogą być przedmiotem dyskusji, która może bardzo inspirująca dla przyszłych twórców SZKOŁY SZACUNKU I DIALOGU. Jestem gotów do takiej dyskusji.
A może lepiej zacząć robić taką szkołę ?
Chodziłam do przyzwoitej podstawówki i dobrego warszawskiego liceum. Ale tego, jakie są zasady PISANIA TEKSTU NA ZADANY TEMAT (jak się konstruuje akapity, a potem z tych akapitów tworzy całości, w skrócie) nauczyłam się, teoretycznie i praktycznie, dopiero na pierwszym roku anglistyki.
Ale to było dawno i z pewnością obecnie szkoła, tyle razy reformowana, tego skutecznie uczy. I każdy uczeń z maturą umie napisać porządnie w miarę dowolny kawałek, bo wie JAK to się robi.
>Trzeba jednak pamiętać, że w dzisiejszych czasach uczniowie zmieniają klasy, szkoły, wyjeżdżają na stypendia za granicę (w tym wypadku raczej studenci) poza tym nauczyciele zmieniają miejsce pracy.<
Uczniowie zmieniali szkoły zawsze, tyle że to ułamek procenta. Zupełnie nie uzasadnia to skrajnej centralizacji oświaty.Ten argument podnosżą głownie urzędasy, którym, jak we Francji 100 lat temu gdzie minister wiedział co przerabiają jego nauczyciele w każdej klasie danego dnia, marzy się podobny system.Po prostu dlatego,że w takim systemie urzędas ma co robić nawet przy mizernych kwalifikacjach!No i władzę ma – nauczyciel i dyrektor musi się przed nim z rozbieżności tłumaczyć;-)
Jestem absolwentką 21LO, języka polskiego uczyła mnie wiekowa i doświadczona Polonistka. Polonistka przez duże ‚P’, ponieważ byla to osoba o bardzo rozległej wiedzy, którą w dodatku potrafiła przekazać uczniom w sposób usystematyzowany, to znaczy epoka po epoce. Nie wyobrażam sobie omawiania literatury XX wieku w pierwszej klasie, mieszkanie epok powoduje misz-masz i ciężko jest uczniowi zrozumieć, która epoka następowała po której.
Ja jestem stanowczo ‚za’ ujednoliceniem programu nauczania. Dzieki temu nauczyciel na zastępstwie będzie realizował program, który dana klasa właśnie omawia, bo wszystkie klasy będą na tej samej epoce w tym samym czasie. Po prostu klasy z siedmioma godzinami języka polskiego będą dokładniej omawiać lektury niż te z pięcioma godzinami.
A ja się zastanawiam dlaczego Belfer używa tak archaicznego określenia „pięcioro polonistów” a nie „pięciu polonistów”?
zaza,
używam liczebnika zbiorowego „pięcioro”, aby podkreślić, że w gronie polonistów są kobiety. Liczebnik ten wcale nie jest archaiczny, tylko trudny w odmianie, dlatego dla ułatwienia zastępowany liczebnikiem głównym. Ja też stosuję zamiennie te formy, w mowie częściej główny, a w piśmie częściej zbiorowy.
Pozdrawiam
DCH
Ponieważ to mój pierwszy wpis tutaj (mam nadzieję, że nie ostatni) witam serdecznie. I mam pytanie. Uczę polskiego już………… 18 lat (za długo:)), i jeszce nigdy żaden dyrektor nie wścibiał nosa w mój rozkład materiału. Mam wrażenie, że nie bardzo może. Nie jest od nadzoru merytorycznego.
S21, jako uczeń technikum miałem do czynienia z takimi nowatorskimi metodami. 5 lat technikum, 5 różnych nauczycielek, 5 podręczników, 5 koncepcji nauczania tego przedmiotu. Zapewniam Cię, że w moim przypadku taki sposób okazał się nieskuteczny. Obecnie jako nauczyciel staram się po prostu zachować umiar w stosowaniu różnego rodzaju innowacji. Nie jestem wrogiem zmian, uważam tylko, że powinny być one przemyślane i „kompatybilne” z nauczaniem innych przedmiotów i obowiązującym systemem edukacji.
Do AdamJ
>5 lat technikum, 5 różnych nauczycielek, 5 podręczników, 5 koncepcji nauczania tego przedmiotu.<
To najwyżej dowód,że dyrekcja [do czego dyrekcje mają skłonność bardziej niż kiedyś, traktując nauczycieli jak wymienne śrubki;-)] nie powinna pochopnie zmieniać co chwila nauczycieli danego przedmiotu w konkretnej klasie.
Czyli mamy problem numer 1: każdy uczy po swojemu. Czy to dobrze, czy źle ? Ile może być indywidualnej twórczości, a ile wspólnego działania ? Ile swobody, a ile podporządkowania i dyscypliny ?
Natychmiast nasuwa się problem numer 2: każdy wychowuje po swojemu. Pytania te same. I tu dopiero zaczyna się prawdziwa ponderoza. To jest jeden z najczulszych punktów obecnej szkoły. Temat tabu. O tych sprawach rozmawiamy tylko szeptem. Wszystko wygląda w miarę dobrze, a pod spodem aż kipi. Nigdy nie dowiemy się co mówią na ten temat rodzice, co sądzą o naszej pracy wychowawczej nasi koledzy. My nigdy nie powiemy co myślimy o pracy wychowawczej kolegów i koleżanek.
Gospodarzu, i co dalej ?
Gospodarzu.
Co robimy z moją propozycją: ad acta, do śmieci, czy do obróbki ?
Słyszałem w dzisiejszych wiadomościach, że ministry szykują coś nowego dla nauczycieli.
Ministry to jak rodzice lub pany, a nauczyciele to jak dzieci albo poddani. Wielcy i maluczcy.
ync,
myślę, że będziemy tę propozycję opracowywać. Koniecznie do obróbki.
Pozdrawiam
DCH
Gospodarz pisze:
2010-03-24 o godz. 19:19
zaza,
używam liczebnika zbiorowego „pięcioro”, aby podkreślić, że w gronie polonistów są kobiety. Liczebnik ten wcale nie jest archaiczny, tylko trudny w odmianie, dlatego dla ułatwienia zastępowany liczebnikiem głównym. Ja też stosuję zamiennie te formy, w mowie częściej główny, a w piśmie częściej zbiorowy.
Pozdrawiam
DCH
Dziękuję za odpowiedź, ciesze się że parytety stają się coraz bardziej popularne;-)