Co znaczą wyniki matury?
Średnie wyniki są bardzo niskie, np. z języka ojczystego zaledwie pół na pół. Jest to tak zwane psychiczne minimum, czyli połowa dobrze, połowa źle. Formalnym minimum jest 30 procent, ale to tak naprawdę już dno. A jednak nie niskie wyniki są powodem do zmartwienia, lecz wysokie. Osoby przyjmowane na studia, czyli z najwyższymi wynikami egzaminu maturalnego z danego przedmiotu, są dość powszechnie uznawane przez kadrę akademicką za nieprzygotowane do studiów. Uczelnie domagają się prawa do przeprowadzania egzaminów wstępnych. Matura, mimo że z wielką pompą organizowana i bardziej kosztowna niż utrzymanie PKP, niewiele mówi o faktycznych umiejętnościach abiturientów szkół średnich.
Może indywidualne doświadczenia nie są miarodajne, ale warto się nad nimi zastanowić. Postawiłem uczniowi ocenę bardzo dobrą na zakończenie nauki, a zdał język polski na 43 procent. Innemu uczniowi wystawiłem wybłaganą i wymęczoną trójkę, a zdał na 86 procent. I to nie jedyne dwa przypadki, i nie pierwszy raz mi się to przytrafia. Wyniki maturalne nie przekładają się na umiejętności, jakie premiuję w trakcie pracy lekcyjnej. Dlaczego? Może jestem stronniczy, może wystawiam oceny za ładne oczy? Warto by przeprowadzić badania, jakie wyniki uzyskują uczniowie bardzo dobrzy, a jakie przeciętni oraz słabi. Czy to normalne, gdy uczeń z oceną niedostateczną z języka obcego, poprawioną w ostatniej chwili na dopuszczającą (nauczycielka się zlitowała), zdaje maturę na 80 procent, czyli na czwórkę?
Warto zbadać, jakie treści są przedmiotem egzaminu z poszczególnych przedmiotów. Aby to wyjaśnić, posłużę się przykładem religii. Otóż gdyby religia stała się przedmiotem maturalnym i pieczę nad tworzeniem testów objęłaby Centralna Komisja Egzaminacyjna, w teście znalazłyby się niechybnie tak istotne dla tego przedmiotu zadania, jak (cytuję fragment testu):
1. Na podstawie akapitu 2 wyjaśnij, czy Chrystus objawił się także na innych planetach.
2. Z akapitu 3 zacytuj argument, którym autor dowodzi, że gdyby Chrystus objawił się na innych planetach, to na pewno zbawiłby ich mieszkańców.
Klucz rozwiązań:
1. Tak – 1 punkt; co najmniej jeden argument – 2 punkty. Nie – 0 punktów.
2. 3 punkty za następujący cytat: „Albowiem Bóg tak umiłował całe uniwersum, że posłał swego jednorodzonego Syna, aby zbawił wszystkie stworzenia, które mają dech życia” (Biblia Tysiąclecia – duszę).
Gdy tylko religia stanie się przedmiotem maturalnym, uczniowie takich właśnie bzdur będą się uczyć. Cała wiedza zostanie podzielona na klucze rozwiązań tysiąca i jednego testu, a uczniowie będą je bezmyślnie wkuwać. Tak się dzieje teraz na lekcjach i po lekcjach wszystkich przedmiotów maturalnych. Normalna nauka odbywa się tylko na zajęciach przedmiotów niematuralnych, czyli na wuefie i wiedzy o kulturze.
Jeszcze trochę i matura państwowa zostanie zepchnięta na margines wyników edukacyjnych. Wystarczy, aby zbuntowały się uczelnie, które muszą przyjmować tych wszystkich mistrzów w rozwiązywaniu testów. Wyniki matury świadczą bowiem wyłącznie o tej umiejętności i o żadnej innej. Trochę szkoda czasu na ćwiczenie kompletnie nieprzydatnych później sprawności.
Komentarze
Zgadzam się z Panem w 100%. Jestem nauczycielem historii i wos-u a zarazem ojcem tegorocznego maturzysty. Poziom pytań zarówno z historii i wos-u był żenujący. Szczególnie tematy rozszerzonej wypowiedzi z wos-u nadają się do humoru zeszytów. Ich ogólnikowość i brak precyzyjnych kryteriów wymagań spowodowały, że uczniowie musieli zgadywać o co może chodzić układającym tematy. Stąd oczywiście ogromna przypadkowość ocen Przypadek syna natomiast ilustruje świetnie Pana problemy. Z wszelkich sprawdzianów w tym matury próbnej otrzymywał co najmniej 75%(z reguły wyżej). Jest redaktorem internetowego pisma Ego, mnóstwo czyta(od Coelho po Kołakowskiego) a z matury Z polskiego (rozszerzonej) otrzymał……..60%.Ręce opadają.
Wreszcie ktoś napisał prawdę o tej maturze. I dobrze, że napisał to ktoś inny niż zdający. Zdającym nigdy się nie wierzy… Być może matura z biologii sprawdza konkretną wiedzę, ale matura z języka polskiego czy języka obcego to nie wiem co sprawdza… chyba tylko, czy ktoś portafi szablonowo mysleć. Przytoczę tu przykład. W jednej z próbnych matur jakies 3 lata temu pojawił się opis ataku na Jasną Górę z Sienkiewicza. Wg klucza punkt dostawało się za odkrywcze zdanie
‚Pociski szwedzkie spadają na klasztor na Jasnej Górze’ (Cytuję z pamięci, możliwe, że niedokładnie). Skoro tak wyglądają klucze, to ja sie pytam, kto komu i dlaczego płaci za takie ……..?
O czym my mówimy? Chcąc uatrakcyjnić zadania domowe, które dzieci mogą wykonywać w postaci strony internetowej, prezentacji czy innego, dowolnego twórczego sposobu (sam ‚sposób’ nie był jednak atrakcyjny, na moich 100 uczniów zadanie zrobiło 5, rodzice jednego z dzieci byli wyjątkowo oburzeni, że oto oczekuję twórczego podejścia pod zadanie domowe), zapytałam się wreszcie: a co lubicie najbardziej, to zadanie będzie tego dotyczyć? I chyba tylko kilka osób było mi w stanie odpowiedzieć, co je cieszy. Reszta nie wiedziała. Nie wiem dlaczego, ale mamy coraz bardziej bezmyślne, szare, niechętne do wszystkiego dzieci. Dzieci nie potrafiące znaleźć sobie odpowiedniego zajęcia, ale za to dzieci z niezwykle rozwiniętymi postawami roszczeniowymi. Mówię o podstawówce. Więc czego można wymagać od maturzystów? Horyzonty obecnej młodzieży coraz bardziej się zawężają, przy jednoczesnym przyklaskiwaniu mediów czy różnego rodzaju ‚specjalistów’ teorii, że obecne dzieciaki mają wiedzę i umiejętności znacznie obszerniejsze, niż rówieśnicy sprzed 20 lat. Tak? Wystarczy poprosić przeciętnego młodzika o znalezieniu czegoś przy pomocy Internetu i często to jest już zadaniem ponad siły. Jedyne co dostrzegam w przeważającej części- bo wyjątki się zdarzają, w sam raz po to, aby wypchać i oprawić w ramkę, aby oczy tak fenomenalnym widokiem sycić- narastającą pewność siebie przechodzącą w skrajne chamstwo na podstawie nie wiedzy, ale tragicznej ignorancji, często podlewanej przez dziwne zachowania rodziców. Tak więc zapytam raz jeszcze: czego można wymagać na maturze od tych straconych pokoleń dorastających w oparach hedonizmu?
Problem polega na tym,że system CKE/OKE zacząl slużyć przede wszystkim jako źróldlo pieniędzy dla swoich pracowników (w przypadku kadrowego personelu CKE/OKE nawet bardzo dużych, szczególnie z EFS!).Wszystko (i wszyscy) co to spokojne zarabianie utrudnia jest zamiatane pod dywan i usuwane, a statutowe cele systemu, dla których on powstal, przestaly się w praktyce liczyć!!!Pisal Pan zresztą o tym,porównując pracę egzaminatora do zbioru truskawek dla pieniędzy i na akord!
Wyniki świadczą tez o tym, że prace sprawdzane przez ROŻNYCH egzaminatorów. Przypominam badania nad sprawdzaniem prac pisemnych wg kryteriów prowadzone przez dr.Dolatę: okazało się, że ta sama praca sprawdzana przez różnych egzaminatorów (i to takich, którzy potem szkolili innych)różniła się 17 punktami!!!! To tez może być jedna z przyczyn.
Niestety, prawda jest bardzo przykra. Matura z języka polskiego to porażka. Tak jak juz ktoś wczesniej napisał, teraz uczą nas myslenia schematycznego. Nie możesz wiersza zinterpretować po swojemu, bo w szkole wpajają Ci cos innego. Tu nie szczególowa znajomość lektur, lecz umiejętność sprawnego posługiwania sie językiem powinna byc sprawdzana. Czy ja za 20 lat mam pamiętać, że Werter, gdy umierał miał czerwone skarpetki, które symbolizowały jego miłość do Lotty? Czy to naprawdę na tym polega?
Tak samo biologia. Jeden błąd językowy i odpowiedź jest nieuznawana. Moja nauczycielka mówiła, że jeżeli napiszemy, iż wirusy sie rozmnażają to dostaniemy zero, bo powinniśmy to określic słowem „namnażanie”.
I odwołując się jeszcze do wypowiedzi wyżej, prawda jest taka, że dzisiejsze dzieci zamiast coraz mądrzejsze, stają się coraz głupsze. Wiem o czym piszę, bo sama mam 3 siostry. Ja od zawsze uczyłam sie sama, samodzielnie dochodziłam do tego, jak rozwiązać zadania. Nie potrzebowałam żadnych korepetycji. A teraz? Rodzice wolą pójść na łatwiznę. Wynająć korepetytora i płacić, żeby tłumaczył dziecku, że 2×2 to 4. Litości! Przykład mam w domu. Siostry wolą przyjść do mnie z zadaniem, zamiast posiedzieć trochę nad książkami, poczytać, aby samemu do tego dojść. Przecież tak jest łatwiej. Kiedy ja byłam w podstawówce to pasków na 30 osób było 20. Teraz co najwyżej 3. Pytam się więc, dlaczego? Bo jestinternet i można zrobić wszystko szybciej? Bo możne ściągnąć gotowe wypracowania, bo po co się przemęczać? Po co teraz komu książki?
To przykre, bo mam dopiero 19 lat i boję się, że idąc taką drogą, moje dzieci kiedyś albo będą tak samo głupie jak te dzisiaejsze, albo i gorzej, albo podobnie jak ja, będę wyśmiewane, że sa kujonami, bo mamusia uświadomi i, że wykształcenie jest najważniejsze
Niestety, prawda rzeczywiście jest przykra. Matura, która sprawdza nie tylko zdolności językowe, a także znajomość i umiejętność interpretacji i prezentacji treści to rzeczywiście skandal! Nad wszelką wątpliwość powinno się ją zastąpić egzaminem, w którym ocenianoby jedynie umiejętność posługiwania się wykwintnym językiem w celu zaprezentowania jakiegokolwiek nowatorskiego podejścia do treści. Czy jednak formy bez treści nie nazywamy kiczem? Obawiam się, że matura jest jak demokracja w słowach Churchilla: nie dobrym, ale najlepszym możliwym rozwiązaniem. I nic nie pomogą błagania uczniów o formę, w której nagradzane będą dyletanckie dywagacje tworzone pompatycznym językiem – oczywistą koniecznością jest standaryzacja. Pozdrawiam!
O dzięki Ci, Imien/Nick-u! Przeczytawszy Twój post, nie czuję się tak całkiem osamotniona -wreszcie! Nie kwestionując słuszności twierdzenia, że forma matury doskonała nie jest, od dawna zastanawiam się, dlaczego tak wielu osobom wypowiadającym się na temat tego egzaminu (z języka polskiego) wydaje się,że powinien on być sprawdzianem „kreatywności” (brrr!) -myślę ,że znaczna część polonistów doskonale wie,co się za tym słówkiem kryje- otóż to własnie „dyletanckie dywagacje tworzone pompatycznym językiem”. Pamiętam dobrze te nad wyraz twórcze przejawy nastoletniego „indywidualizmu”- te cudowne prace rozpoczynające się od : „gdy byłam małą dziewczynką..” Dziś tez spotykana stylistyka,niestety..
Nie będę się wypowiadać nt sprawdzania wiedzy przez matury językowe pod kątem studiów humanistycznych, za to wypowiem się nt wspaniałej matury podstawowej z języka polskiego w odniesieniu do uczniów, którzy podobnie do mnie mają zainteresowania wybitnie matematyczno-przyrodnicze. Do czego w moim życiu ma się przydać umiejętność interpretacji Potopu czy Lalki? Czy nie ważniejsza dla mnie powinna być umiejętność napisania CV czy chociażby prawdziwe czytanie ze zrozumieniem? ( a nie czytanie ze zrozumieniem tekstów „natchnionych” autorów). A co do innych matur, jak np matura z chemii – gdybym pisał tą maturkę to ze względu na klucz miałbym problem z nabiciem 90%, m.in. dlatego, że wiem za dużo jak na tą maturę (jestem finalistą OCh) i to jest chore.
No właśnie, po co się właściwie tych bzudr uczyć? Mamią nas systemy edukacji złudnymi hasłami typu „ogólne wykształcenie” czy „wiedza ogólna”! Wszak, i tu zgadzam się całkowicie z Panem Umysłem Ścisłym, licea powinny być zawodówkami-bis! To jest: jeśli od ucznia zawodówki ślusarskiej wymaga się wyłącznie znajomośći zamków i tym podobnych, to i od licealisty wymagajmy jedynie wiedzy z jego własnego przedmiotu, najlepiej wybieranego jak najwcześniej, wszak im wcześniej podejmuje się decyzje, tym są dojrzalsze! Zróbmy figla edukacyjnego i nie kształćmy anachronicznych „inteligentów” czy „ludzi ogólnie wykształconych”, a tylko „znawcę, na poziomie licealnym, chemii, fizyki, języka polskiego czy innych”. Pozwoli to absolwentom tak doskonale, przepraszam za wyrażenie, zmajstrowanych, liceów obcować z najczystszymi źródłami kultury, jakimi są prasa i media, a nauczy unikać tego ohydnego rynsztoka, jaki dzisiejsi wykształciuchowie nazywają (fe!) kulturą wysoką! Pod tym apelem podpisuję się obiema rękami, licząc na gorące poparcie innych, także i czcigondego Gospodarza. Pozdrawiam!
Ale po co znawcy chemii,fizyki czy ,nie daj Bóg, języka polskiego? Na jakimkolwiek poziomie. Uczmy sprawnie naciskać właściwie wybrane guziki! Wszak w ten sposób, i tylko w ten, przygotujemy uczniów do tego,by byli zdolni sprostać wymaganiom współczesnego-technicyzującego się(?)- świata.I oszczędzimy im mąk uczenia się niepotrzebnych rzeczy.
„Szkoda ,że my sami nie możemy być automatami…”- jak rzekł bohater jednej z moich ulubionych młodzieńczych lektur.