Studia za nic
Do wychowawców klas maturalnych spływają dane o tym, na jakie studia dostali się ich uczniowie. Wprawdzie każdy, kto zdał maturę, znajdzie dla siebie jakiś kierunek, jednak ważniejsza jest informacja, na jakie studia z taką maturą można sobie pozwolić. Już po tym chociażby wiadomo, jaka jest wartość takich studiów.
Dawniej jak ktoś nie dostał się na aktorstwo, to od biedy szedł na kulturoznawstwo albo polonistykę. Wiadomo było, że na aktorstwo trzeba być lepszym niż na teatrologię. Dzisiaj jest podobnie. Jak się nie dostaje człowiek na lepszy kierunek, to idzie na gorszy. Tylko ile potrzeba na studia lepsze, a ile na gorsze?
Dostałem wiadomość, że mój uczeń dostał się na dziennikarstwo. Już chciałem pogratulować, gdy wyszło na jaw, że upragnionym kierunkiem było prawo. Niestety, zabrakło punktów. Na dziennikarstwo przyjęli z pocałowaniem ręki, na prawo nie chcieli. To chyba normalne, że prawnik musi być lepszy od dziennikarza. Chodzi jednak o coś innego. Otóż inny absolwent powiedział, że gdy dowiedział się o wynikach swojej matury (polski rozszerzony 70 proc.), to był pewien, że nie ma szans na prawo. Tymczasem dostał się bez żadnych problemów. To ile procent miał ten, co poszedł na dziennikarstwo?
Gdyby przełożyć procenty na oceny, to na prawo wystarcza dzisiaj mocna trójka – słaba czwórka, natomiast na dziennikarstwo wystarczy po prostu zdać maturę z polskiego, czyli mocna jedynka wystarczy. W niektórych szkołach 30 proc. – minimum na maturze – to nie jest dopuszczający, lecz właśnie jedynka. A zatem z jedynką z plusem z polskiego idzie się dzisiaj studiować dziennikarstwo czy polonistykę.
Na prawo zaś trzeba trochę więcej. Aby nie obrazić tych, którzy osiągnęli o wiele wyższe wyniki, powiem, że na te kierunki idą też ludzie znacznie zdolniejsi. Podejrzewam, że przy pierwszym kontakcie z kolegami inaczej zdolnymi opadnie im szczęka. Jak opowiadał mi absolwent, który studiuje polonistykę, nie mógł pojąć, dlaczego koledzy z roku nie rozumieją, co się do nich mówi (np. studentka polonistyki mieszka na ulicy Sadowej i nie kojarzy tego z żadnym dziełem literackim, a po wskazaniu, że chodzi o „Mistrza i Małgorzatę”, wyznaje, iż nie czytała). Żadne studia nie nadrobią tych braków, bo do tego potrzebny jest wstyd i chęć pracy nad sobą.
Wartość studiów, do których podjęcia wystarcza jedynka z plusem, jest mała, ale jakaś jest. Tymczasem uczelnie żądają, aby świadectwo maturalne otrzymywał każdy, kto podszedł do tego egzaminu. Same uczelnie decydowałyby, czy przyjąć kogoś, kto z danego przedmiotu uzyskał zero punktów. Jestem pewien, że wtedy polonistykę czy dziennikarstwo studiowałyby osoby z zerem z języka polskiego na maturze. Tylko czego można by im wtedy gratulować? Chyba jedynie dobrego wyboru – studiów za nic.
Komentarze
Szprechać cza siem nauczyć. Adolfy sie starzejom i któs im łyżkie zupy podawać byndzie musieł.
@Autor:
Ma Pan dziś słaby dzień:
Po pierwsze: „Wiadomo było, że na aktorstwo trzeba być lepszym niż na teatrologię. ”
Jasne: w mówieniu wierszy i gimnastyce. Z kolei na teatrologię w wiedzy o Meiningeńczykach i Meyerholdzie. Co to za porównania?
Po drugie: „Żadne studia nie nadrobią tych braków, bo do tego potrzebny jest wstyd i chęć pracy nad sobą.”
To zdanie implikuje dedukcyjnie następującą (a absurdalną przesłankę): „Na studiach niemożliwy jest wstyd i chęć pracy nad sobą”
„Wartość studiów, do których podjęcia wystarcza jedynka z plusem, jest mała, ale jakaś jest”
Śmiem wątpić. Studia zrobiły się kolejną przechowalnią dla młodzieży. Począwszy od gimnazjum, poprzez szkoły średnie, do szkoły uczęszcza gros osób, które nie mają recepty na swoje życie. Zaangażowanych jest tyle samo co w latach osiemdziesiątych, stanowią oni tylko mniejszy procent.
Uczeń o mniejszych możliwościach intelektualnych, spędzając całe noce na nauce, budzi się z ręką w nocniku. Z trudem wywalczony dyplom okazuje się tylko papierkiem bez pokrycia.
Jedno jest pewne- rewolucjonista Giertych zalegalizował głupienie. Przejdzie facet do historii. Nie uzdrowił zachowania, ale podlizując się maturzystom obciął gałąź, na której siedzieli. Pospadali prosto do ław uniwersyteckich, a stamtąd do kolejki dla bezrobotnych.
Zależy na prawo gdzie. Podobnie jest z innymi przedmiotami. Na dodatek co uczelnia to inne kryteria. Na przykład w Toruniu na UMK na prawo wymagana jest matura z polskiego, języka obcego i matematyki. Co w sumie popieram. Ale że na takie dziennikarstwo na tej samej uczelni nie trzeba się koniecznie wykazać maturą z polskiego, albo na historię z historii to mnie z kolei dziwi. Edukacja w Polsce w ogóle jest dziwna.
Panie Gospodarzu, ostatnio zwracałem się do Pana z prośbą pod jednym z Pana wpisów i niestety trafiłem na „gorący temat”, pod którego wpływem moja prośba zaginęła pośród innych wpisów. Pozwolę sobie skopiować raz jeszcze tamten komentarz, licząc, iż tym razem uzyskam rzetelną odpowiedź. Pozdrawiam
„Panie Gospodarzu, zmienię temat, bo nie mam, gdzie go poruszyć! Mam ogromną prośbę, którą jest Pan w stanie spełnić. Sprawa wygląda tak, że od 1 września w szkołach średnich następuje nowa reforma, w myśl której zmienia się siatka godzin (także jeśli chodzi o język polski), co tajemnicą nie jest. O ile na poziomie rozszerzonym liczba godzin języka polskiego nie zmienia się, o tyle na podstawie już tak (jest ich odrobinę mniej). Logicznie sprawę ujmując, musiało się to odbyć kosztem literatury, prawda? Czy byłby Pan tak łaskawy i podał teksty literackie (poezja, proza, dramaty), które ?wylatują? z kanonu lektur omawianych w liceach i technikach (nie jest to istotne, czy wylatują całkiem, czy są teraz omawiane w gimnazjum)? Pan jako nauczyciel z pewnością jest w posiadaniu takowej informacji. Osobiście nigdzie tego nie mogę znaleźć, a pilnie potrzebuję. Czekam niecierpliwie na odzew z Pana strony. POZDRAWIAM!”
A potem ci „dziennikarze” kupia prace licencjackie, bo nie będą umieli sami napisać…
nie wiem,czy tylko w Polsce,czy na świecie.A chociażby próba dyskusji o zmianach jest atakowana zarówno przez przechowywanych uczniów bez żadnych zainteresowań,jak i nauczycieli bojących się o etaty.Edukacja w pewnym wieku musi być dla pasjonatów,którzy nawet na kibel chodzą z książką,a nie dla wkuwających,zaliczających,zapominających,czy też dla cwaniaków,chcących zaliczyć jak najmniejszym kosztem.Inaczej to dziadostwo i dewiacja.
Panie Kamilu, odpowiem i szerzej opiszę problem, ale dopiero w sierpniu. Liczę na podpowiedzi Blogowiczów. Pozdr dch
Czekam zatem niecierpliwie 🙂 Osobiście nie podoba mi się pomysł pomniejszenia kanonu, który i tak już jest ubogi. Jeśli mam być szczery, to nowa reforma całkowicie do mnie nie przemawia! Pozdrawiam
12 liopca podesłałem link do filmiku na youtube. Filmik opowiada o skutkach, jakie na amerykański system edukacji wywarło w 1957 roku wystrzelenie przez ZSRR Sputnika.
Filmik ma dwie wady.
Pierwsza to ta, iż jest po angielsku, a jak wiadomo w polskiej szkole tylko angliści znają kogoś, kto zna angielski.
Druga to ta, iż filmik jest dłuższy niż czas trwania przeciętnej polskiej reklamy telewizyjnej. A zatem obejrzenie czegoś, co dopiero od 30-tej minuty zaczyna mówić o nauczaniu dzieci u fryzjera, na cztery dwugodzinne zmiany i w 60-cio osobowych klasach, przekracza zdolność koncentracji jakiegokolwiek polskiego moderatora.
w czym problem,
proszę dołączać do linku informację, jakąś wskazówkę, w jakim celu warto tam zajrzeć, wtedy moderatorowi łatwiej będzie zaakceptować. Sam link bez słowa wyjaśnienia może być traktowany jak spam.
Pozdrawiam
DCH
„(np. studentka polonistyki mieszka na ulicy Sadowej…”
Oj.