Urlopy zdrowotne zostają

Ministra edukacji zapewniła, że nauczyciele nie stracą przywileju, jakim są roczne urlopy na poratowanie zdrowia. W tym roku szkolnym sporo osób przyspieszyło decyzję o podjęciu dłuższego leczenia, gdyż obawiało się, że niebawem może to być już niemożliwe. Okazuje się, że mogli poczekać.

Dopóki władze nie straszyły nauczycieli poważnym ograniczeniem prawa do urlopu zdrowotnego albo wręcz jego likwidacją, z przywileju tego korzystały co roku 1-2 osoby w placówce. Rzadko więcej. Gdy PiS zaczął majstrować przy urlopach, przede wszystkim straszyć, znacznie więcej osób poczuło potrzebę pójścia na taki urlop. Ludzie otwarcie mówili, że biorą, bo w przyszłym roku może być za późno.

Szkoda, że Barbara Nowacka dopiero teraz zapewniła, iż urlop zdrowotny zostaje. Mogła to zrobić od razu, nie byłoby wtedy tłumu chętnych. W moim liceum leczy się na prawach takiego urlopu kilkanaście procent załogi, co i tak nie jest żadnym rekordem (w niektórych szkołach chorych jest więcej). Dyrekcja miała spory problem, aby znaleźć nauczycieli gotowych zatrudnić się na zastępstwo.

Prawo nauczycieli do rocznego urlopu dla poratowania zdrowia jest bardzo stare. Istniało już za cara. Korzystał z niego nawet Adam Mickiewicz, gdy był nauczycielem w Kownie. I to po roku pracy. Tak wyniszczająca dla zdrowia okazała się dla naszego wieszcza praca z dziećmi. Kto tego nie doświadczył na własnej skórze, ten nie zrozumie.