Ilu nauczycieli jeszcze nie zgłosiło się do pracy?
Nie wszyscy nowi nauczyciele pojawili się w pracy 1 września. Wahają się. Niektórzy przyszli na pierwsze posiedzenie rady pedagogicznej i jak usłyszeli o obowiązkach, zerwali umowę. Myśleli, że ich zadaniem jest tylko prowadzić lekcje.
Szczęka im opadła, gdy dowiedzieli się, że lekcje to tylko ułamek obowiązków. Tyle roboty za tak małe pieniądze? Niektórzy wyszli tak, jak stali, nawet nie informując dyrektora. Obrazili się? Dyrektor musi dzwonić i się dopytywać. Proszę się jeszcze zastanowić.
Dyrektorzy są bardzo cierpliwi. Zgadzają się na przedłużone wakacje, na negocjowanie obowiązków, na dopasowanie planu lekcji. Obchodzą się z nowymi jak z jajkiem. Starzy pracownicy robią wielkie oczy. Dlaczego tylko nowym idzie się tak bardzo na rękę. A co z tymi, którzy są wierni i lojalni? Czy im nic się należy?
Komentarze
Poważny problem: 500 000 uczy dziatwę.
Jednak nie liczą się setki tysięcy tych, którzy chcą uczyć.
Ależ cudeńko: dziś bohaterem jest ten, który nie chce uczyć, a nie ten, który pragnie uczyć.
Co oni (ci młodzi) wiedzą o obowiązkach i płacy…
Poza wszystkimi innymi zadaniami musiałem co dzień pisać 3 drobiazgowe konspekty lekcji i przed zajęciami dawać dyrektorowi do kontroli. Pisałem ręcznie, przez 4 godziny dzień w dzień, a lekcje także w soboty, pisałem maczkiem. Żadnego komputera, żadnej maszyny do pisania.
A płaca? Ja mgr po uniwersytecie i naprzeciw mnie kierowca po zawodówce. Kierowca do mnie: Jako nauczyciel niczego nie masz i niczego się nie dorobisz.
Zarabialiśmy 2/3 średniej krajowej, a młodzi 1/2.
Liczyło się jednak to: uśmiech dzieci i ich zapał do nauki, wbrew logice. Taka była polityka edukacyjna komuny. Dobra, kochajcie tych, którzy nie chcą uczyć, miejcie w nosie tych, którym się chce.
Spójrzmy prawdzie w oczy: w Polsce przez dziesięciolecia do dziś i na zawsze nauczyciel to piąte koło u wozu.
Liczył się i liczy fachowiec, którzy nie musi mieć mgr. Fachowiec powie ci, że za 200 zł na godzinę to mu się nie chce z łóżka wstawać.
Liczy się fach, a nie umiejętność uczenia dzieci, a uczenie dzieci to rzadka i wyjątkowa umiejętność. Wyrwą ci zęba za 300 zł.? Nie wyrwą, żądają więcej. A wyrwanie zęba to dwie minuty pracy. W tym właśnie rzecz. Nauczenie zaś kogoś czegoś, co jest sztuką, co wyjątkowo rzadką umiejętnością, nie ma wartości. Sorry, taki klimat.
Aby dorobić, nauczyciele hodowali świnie i kury, zbierałem grzyby, dyrektor szkoły handlował suszonymi grzybami, jeździliśmy do Turcji, do Bułgarii, do Berlina, aby handlować.
Ale to drobiazg, spójrzcie na głodowe emerytury nauczycieli, głodowe, bo tak zarabialiśmy, trudno było wypracować dobry kapitał początkowy.
Dlatego tak mnie razi, iż bohaterem jest ten, kto nie chce uczyć. Bohaterstwem jest uczenie, ale co was to obchodzi. Dobra, cześć wam, panowie.
Szkoły właściwie nigdy nie lubiłam… ale kiedy usłyszałam od ucznia, że ma ważniejsze sprawy niż nauka, bo musi iść coś sprzedać na bazarze – życie psze pani i co mi pani zrobisz – to uciekłam od nauczania gdzie pieprz rośnie… i musztarda podobno też.
Nauczyciele, nie dajcie się garnkowi robić w konia.
Za miskę ryżu to wiadomo co.
Piknęło mi się na wspomnienia, pamiętacie, przypomnijcie sobie:
Rozkładał nas rozkład materiału, który trzeba było przedłożyć dyrekcji chyba do 20 września. Jeśli miało się półtora etatu i wychowawstwo, kółka pozalekcyjne, zajęcia indywidualne itd. to tych rozkładów trzeba było napisać z 10, no, książkę. A tu misja szkoła, system ocenia, diabli wiedzą jeszcze co i jeszcze, jeszcze co.
Co się robiło? Co roku zmieniało się daty, a rozkłady materiału zawsze te same. Raz w jakimś rozkładzie nie zmieniłem daty, ależ mi było głupio, na szczęście, dyrektor nie zauważył. Ha, 30 nauczycieli, więc rozkładów z 300, musiałby zwariować, gdyby czytał.
Brało się więc gotowce, ileż makulatury trzeba było wytworzyć dla celów biurokracji, zamiast uczyć. Na szczęście gotowce ratowały w beznadziei. Gorzej, gdy miała być wizytacja, gotowców miało się po kilkadziesiąt na wszelką okazję.
Otóż, ten horror biurokracji powodują sami nauczyciele, a dokładnie, nauczyciele, którzy zostali dyrektorami i wizytatorami. Sami nie byli w stanie przeczytać nawet 1/100 papierzysk, jakie nakazywali zrobić, ale pilili, ho, ho.
Najlepiej mi się pracowało, gdy dyrektor mówił: koledzy, po to co, po co, piszcie jak najmniej, skrótowo, byle szybciej. Jakoś tak wizytacje go omijały, natomiast szkoła miała najlepsze wyniki…
Sami nauczyciele napędzają się, nakręcają do zbędnej pracy, wysiadówek, nasiadówek, ewaluacji, pitokracji, blebleholizmu. Dobra, o, cześć wam, panowie.
Na marginesie
5 WRZEŚNIA 2022 18:59
Teraz jest chociaż miska ryżu, kiedy bowiem uczyłem, była pusta miska do wylizania. Ale ze szkoły nie uciekłem i żałuję, że już nie mogę uczyć. Miska to nie wszystko, szkoła ma to coś, czego nie ma żaden inny zawód świata, tym czymś uśmiech dziecka.
Robicie za męczenników. No, dobra, o, cześć wam, panowie i panie.
massacre
Wzruszyłem się. Uśmiech cudzego dziecko ponad dobrem własnego?
Największy wstrząs przeżyli kontraktowi. Oni myśleli, że już — ho, ho — doświadczeni, zakorzenieni, prawie mianowani, a tu bum!, a tu rym!, a tu pi*u! – wchodzą do szkoły jako początkujący! Czy młodzież, zorientowawszy się w tej hecy, pozakłada im kubły na głowy?
@massacre
Massacre ale kiedyś absolwent matematyki czy fizyki nie miał takich możliwości zarabiania jak dziś ma w biznesie. I nie był pouczany przez rodziców na wywiadówkach jak ma uczyć i oceniać. I nie musiał się tłumaczyć z każdej oceny, która nie spodobała się rodzicowi.
Przydzielono mu stanowisko ministra nie z powodów merytorycznych. Chodziło o to, by wyciągnąć rękę do najtwardszego elektoratu PiS, pokazać, że Prawo i Sprawiedliwość nie odpuszcza rządu młodych dusz. Sam minister też bez zażenowania mówi, że chodzi mu o kształtowanie świadomości młodego pokolenia. Nie o żadne kolejne reformy, tylko żeby edukację zideologizować i nałożyć na nią kaganiec
Kiedy prosiłam, by odniósł się do naszych postulatów, groził, że zakończy spotkanie. Kiedy mówiłam, że jestem przeciwna indoktrynacji, nazwał mnie ateistką nieprzychylnie nastawioną do wartości chrześcijańskich. Powiedział, że jestem zbyt młoda, by cokolwiek wiedzieć o prawie oświatowym. A tam – dodał – jest punkt, że młodzi ludzie mają być wychowywani w duchu wartości chrześcijańskich. Ja akurat miałam przed sobą prawo oświatowe, więc poprawiłam ministra: w tym punkcie jest mowa o respektowaniu wartości chrześcijańskich, a nie wychowywaniu w ich duchu. Na to minister znowu zagroził, że zakończy spotkanie i zaczął opowiadać o paradach równości w Los Angeles i jakie tam straszne rzeczy się dzieją
https://www.onet.pl/informacje/newsweek/kim-jest-przemyslaw-czarnek-dlaczego-dostal-wladze-nad-polska-edukacja/314zf8b,452ad802
Wczoraj zrobiłem sobie – przy okazji wybitnie sprzyjającej pogody – wypad w makroregion.
Zacząłem od mekki polskich piwoszy, czyli Krasnegostawu, gdzie co roku odbywają się znane nie tylko w moich stronach Chmielaki. Wpad do miasteczka raczej typowo okazjonalny. Szukam garnituru, a że funkcjonował tam fajny sklep przyzakładowy, to pomyślałem, że może coś akurat, ale okazało się, że funkcjonował, czyli trochę jak nauczyciele. Byli nauczyciele – nie ma nauczycieli. Był sklep – nie ma sklepu.
Później Zamość… raczej zwijający się po sezonie, ale wizyta w ulubionej lodziarni, i księgarni, która jest już teraz placówką antykwaryczną-księgarską mieszczącą się w budynku, w którym swego czasu mieszkał Bolesław Leśmian. Z tym pomieszkiwaniem to było różnie, bo większość czasu spędzał w Warszawie z Dorą, ale żona w Zamościu domu pilnowała. Było parę książek z Leśmianem w roli głównej (poezje, biografie), ale nie dostrzegłem nic szczególnego. Kupiłem za to w części antykwarycznej za 7 złotych „Pięć wieków poezji o Lublinie”. W niezłym stanie. Antologie zaczyna oczywiście Kochanowski i jego do „Do doktora Montana”, w którym wspominana jest Dziesiąta:
„Jam tylko był w Dziesiątej, która przy Lublinie”
A która to Dziesiąta ( jako dzielnica Lublina) była w zasadzie dzielnicą mojej młodości. Jadąc do szkoły przez parę lat (plus jeden dodatkowy) jeżdziłem do szkoły przez Dziesiątą,( to tutaj grałem trochę w piłkę). Dziesiąta nie jest dzielnicą apartamentowców, raczej trochę warszawska Praga w sporym pomniejszeniu.
Ale lubelski poeta to przede wszystkim Czechowicz. Niedługo będzie kolejna rocznica śmierci, bo zginął podczas bombardowania Lublina w 1939 roku.
Bombardowali oczywiście Niemcy.
Następnie zmierzyłem się z urokliwym Krasnobrodem. Wcześniej urokliwa (polecona przez zamojskiego parkingowego) trasa z Zamościa do Krasnobrodu.
W Krasnobrodzie to oczywiście słynne źródełko( którego woda ma moc uzdrawiania), ale też i klasztor dominikanów, i pomyślałem, że gdyby ktoś z nauczycieli nie miał pomysłu na samorealizację to może… szczególnie jeżeli jest wybitnie uduchowiony.
W Krasnobrodzie jest też sympatyczny zalew. A poza tym Krasnobród i okolice to już Roztocze i wiadomo jakie klimaty.
Po drodze do Zwierzyńca wpadliśmy do Bondyrza, gdzie w ciekawym miejscu (stary drewniany młyn) zaczynają ( wcześniej jest za wąski i płytki) mknąć po Wieprzu kajaki, a jakiś ktoś zrobił baro-jadlodajnie-restauracje z ciekawą infrastrukturą, Również zieloną. W trakcie pobytu dwa sympatyczne epizody.
Pierwszy, to zamawiając świeży sok stwierdziliśmy, że sok jest produkowany w mojej obłasti. Pięć kilometrów od mojego apartamentowca, i żeby wypić ów sok musiałem tyle paliwa spalić i tym samym przyczynić się do dalszego ocieplenia klimatu. No i odpowiednio więcej uiścić.
Drugi okoliczność, to ta, że w zasadzie klika stolików obok zapychał się podanym daniem Kamil Sipowicz. W obowiązkowym oczywiście kapeluszu. Kamil Sipowicz to oczywiście facet Kory z Maanamu, która kilka lat temu zmarla.. Nie wiem czy to uprawniona konstatacja, ale skoro już drugi raz mijam się z Sipowiczem (innym razem w Piaskach… Luterskich) w lokalu gastronomicznym, to widocznie mamy zbliżone gusta kulinarne, bo czy muzyczne, to chyba nie.
W czasach kiedy Kora była na topie, trzy zespoły rywalizowały o palmę pierwszeństwa. Maanam, Republika i Perfect. I chyba na muzykę Republiki nastrojone miałem ucho.
No i na koniec wylądowałem w Zwierzyńcu. Jedno z moich ulubionych we ftych okolicach.
Wszystko co dobre można znaleźć w sieci, a ciekawostką jest:
„Zwierzyniec jest niewielkim miasteczkiem na Roztoczu, w którym znajduje się aż 68 pomników, figur i tablic.”
I to był już koniec.
Niestety, na koniec pomyliłem trochę trasy i odwiedziłem ( a przynajmniej musiałem) Tomaszów, ale nie ten z piosenki Ewy Demarczyk, ale Lubelski.
A teraz jestem w domu i zastanawiam się jaki pomysł na karierę zawodową mają ci nauczyciele, którzy 1 września nie zgłosili się do pracy.
Płynna rzeczywistość
5 WRZEŚNIA 2022 22:17
Wpadłem w rozpacz, bo nie napisałem, że uczyłem także swoje dzieci…
A ty, nauczycielu, cieszysz się, gdy dziecko płacze, gdy już nie ma sił nieść jedynek?
Róża
5 WRZEŚNIA 2022 22:25
Jedna Koleżanka ucząca matematyki dorabiała zbieraniem jagód, druga – hodowlą świń (lata 80 – 90), kolega matematyk-fizyk razem za mną dorabiał zbieraniem grzybów. Korepetycje to dopiero od końca lat 90, wtedy nagle stały się modne.
Ale przecież nie o to mi chodzi, a o to, by nie robić za męczennika. 500 000 nauczycieli pracuje i to są negatywni bohaterowie, bo uczą. Nieliczni nienadający się na nauczycieli odchodzą, więc stają się pozytywnymi bohaterami. Ot!
No, rozhuśtałem się, zatem pora zacząć pisać wspomnienia, akurat pora zimowa temu sprzyja.
Opiszę, jak pracowaliśmy w szkole i jak dorabialiśmy poza szkołą, aby dożyć do wypłaty. Niezapomniany fakt, nauczyciel przed lekcjami dorabiał, ucinając… łby kurczakom. Kilkaset łbów… Jak dyrektor szkoły dorabiał jako nocny stróż… Oto, kim byliśmy dla władz.
Jednakowo dla wszystkich rządzących byliśmy piątym kołem: dla PZPR, dla PO, dla SLD, dla PiS-u.
Ale nie robiliśmy z siebie męczenników!
Opiszę to wszystko, z polotem, całą prawdę. Hej!
Wydaje mi się, że nauczyciele powinni sobie chyba uzmysłowić w jakiej rzeczywistości przyszło im pracować. I nie chodzi mi wcale o aktualnie sprawującą rządy formację. Mam na myśli model polityczny, ekonomiczny i tego faktu konsekwencje, czyli żyjemy w szczytowej ( niektórzy twierdzą, że w schyłkowej) fazie kapitalizmu, gdzie nie ma czegoś takiego jak szczytne ideały, wrażliwość na biedę (również własną), więź z pracodawcą (i wzajemnie), i tak dalej.
Żyjemy w czasach wielkich projekcji społecznych, gdzie jednostka i jej oczekiwania, ambicje winny być jej wyłącznie prywatną sprawą i nikt z tych, którzy nadają kształt rzeczywistości nie powinien sobie tymi sprawami głowy zawracać, bo Ci wszyscy mają inne wielkie sprawy na głowie, czyli jedno, wielkie szczęście ludzkości. Całej ludzkości.
I nie jest to wymysł konkretnych – z imienia i nazwiska – polityków. Jest to jest raczej samonapędzający (od czasu do czasu jedynie nieco oliwiony) mechanizm, który kilka wieków wprawiony został w ruch na podstawie instrukcji napisanych przez mądrych świata Zachodu i trzeba się z tym pogodzić.
I należy albo zmienić profesję, albo czekać na bardziej sprzyjające okoliczności w swoim następnym wcieleniu… jak mawiał Siddhartha Gautama, zwany Buddą.
Nieliczni nienadający się na nauczycieli odchodzą
Odchodzą chyba jednak raczej liczni. I co to znaczy „nienadający się na nauczycieli”? Kto powiedział, że Mr. massacre akurat nadaje się na nauczyciela? Bo ma ciągoty w kierunku pouczania innych i ucinał coś tam kurczakom?
No bez przesady.
Najgorzej bywa wtedy, gdy pusty czerep się naczyta.
Wtedy kłębi mu się po czaszką i… efekty widać.
Są nimi „wielkie projekcje społeczne” chłopka – roztropka.
Zabawne dla mnie jest to wybujałe poczucie własnej godności – „Siłaczka” i te rzeczy – w połączeniu z wiernopoddańczym stosunkiem do pisdnych… garnków.
Bo z wypowiedzi – które czytam jednym okiem – wynika w sumie, że odium kieruje się wcale nie w stronę naczalstwa, tylko w stronę tych „niegodnych”, co po wielu latach w zawodzie ośmielają się domagać szacunku przełożonych i godziwych warunków pracy.
Coś jak z tym piekłem i kociołkiem smoły, który w Polsce nie wymaga pilnowacza.
Zabawne – bo przecież domaganie się godziwego wynagrodzenia za pracę jest chyba jednym z filarów kapitalizmu? Praca Gospodarza i jemu podobnych ma w tym „zgniłym” kapitalizmie określoną wartość. Gospodarz życzy sobie otrzymać ten godziwy ekwiwalent, tym bardziej w obliczu zgromadzonego doświadczenia i wysługi lat.
A tymczasem chórek roztropków zażarcie piętnujących kapitalizm postuluje feudalny wyzysk człowieka przez człowieka. Pod warunkiem, że tym wyzyskującym jest pisi garnek.
Zabawne to, ale w sumie jednak smutne. Ludzie nabijają sobie głowy wyczytanym gdziesik chimerami, a nie widzą, co mają pod nosem.
Na marginesie
6 WRZEŚNIA 2022 14:22
Ależ piękny komentarz, ależ cudowna ocena, porównać mnie z „siłaczką”, no, no, no, po raz pierwszy mnie coś takiego spotyka, czule dziękuję.
Cóż za szczerość: czytasz jednym okiem, no, to oczywiste, bo
jak zawsze wyobrażasz sobie, że coś napisałem, a nie dostrzegasz tego, co faktycznie napisałem, wygodne to, wspaniała z ciebie polemistka. Możesz mi w ten sposób udowodnić, że jestem maoistą i zwolennikiem Ziobry oraz zarazem podnóżkiem Putina.
Od tej pory za każdym razem będę pisać: Czarnek to garnek równy Hall, która do gar a nie na stołek ministra. A Kaczyński musi odejść, tak samo jak Tusk, obaj solidaruchy zatruwają swoim weterańskim oddechem polską politykę.
Ale i tak zauważysz tylko to, że tępię Tuska.
Twoje cudowne komentarze czytam oboma oczyma, czytam raz, czytam drugi, czytam po raz trzeci, bo twoje wpisy mogę jedynie zestawić z poezją wieszczów.
Na marginesie
6 WRZEŚNIA 2022 13:47
Jak się czyta jednym okiem (jak ty, co szczerze wyznałaś), to się potem pisze tak cudowne oceny na mój temat, że aż, aż, aż znowu i znowu błagam, pisz, pisz, pisz o mnie, bo się nie tylko pochlastam, ale utnę sobie łeb jak kurczakowi.
Projekcja – pokaz filmu.
Film może być dobry lub nawet wielki.
Pokaz filmu może odbywać się w okolicznościach wybitnie kameralnych – na przykład oglądany we dwoje.
Może być również ekscytującym widowiskiem, oglądanym na wielkim ekranie usytuowanym na miejskim placu, czyli mieć wymiar wybitnie społeczny, tym bardziej kiedy służy jako wzorzec do działań polityczno-kulturowych nakierowanych na przyszłość. Również odległą.
Dlatego wielkie projekcje społeczne, czyli cały czas trzymam rękę na pulsie.
Wczoraj czeski trener polskiego zespołu – w wywiadzie przed meczem – pokazać jak dobrze zaznajomiony jest z polskim idiomami powiedział coś takiego:
Mój zespół przegrał swój ostatni mecz, ale źle nie grał i wcale nie był położony na… łopacie.
Na marginesie
6 WRZEŚNIA 2022 13:47
Jakie to szczęście, że nie widzisz swoich wpisów i tego, jak w nich pouczasz… Ale cenne te twoje nauki, więc błagam, nie rezygnuj z nich.
Na marginesie
6 WRZEŚNIA 2022 14:08
Kto się nadaje na nauczyciela?
Ten, po którym dzieci płaczą, gdy odchodzi i on też płacze. Odchodzi, choć dzieci go kochają i on kocha uczenie dziatwy, ale jest tak dobry, że mu proponują kilkukrotne przebicie nauczycielskiej pensji.
Dwa raz byłem świadkiem takich odejść, niepowetowanej zatem straty dla edukacji.
Nie nadaje się zaś ten, po którym żadne dziecko nie zapłacze a i on sam pełen wstrętu do zawodu. Takich jeszcze sporo, to oni wystawiają nauczycielom jak najgorsze świadectwo. Powinni jak najszybciej odejść ze szkół.
Takich odejść widziałem kilka, dzieci się cieszyły, że nie będę więcej widzieć belfrów.
Czarnek to garnek, Hall do gar, a nie na ministra edukacji. Kaczyński i Tusk, solidaruchy obaj muszą odejść z polityki i to już.
A poza tym moja styczność z Dziennikami Stanisława Ossowskiego znajduje się już w części wieńczącej całość.
Lektura momentami ciekawa, ale bez zbytniej ekscytacji przebiega. Jest parę ciekawszych momentów, jak wesele góralskie (1945 rok) widziane okiem ( a nawet dwoma, póki jeszcze mógł) socjologa. A tutaj skład serwowanych dań, teksty przyśpiewek weselnych, czy opis więzi narodów rosyjskiego i góralskiego w trakcie degustacji góralskich specjałów.
Przy okazji przyśpiewek góralskich Ossowski zapisuje ich treść, którą później planuje poddać gruntownej analizie pod kątem teorii polskiej poetyki.
Na przykład różnicy usytuowania akcentów w strofach dwunastozgłoskowych i ośmiozgłoskowych, albo osiem plus siedem w strofach czterowierszowych.
Na przykład takiej:
„Posła kuma do pszenicki
a ja posed do naci
Kuma była bez koszuli
a ja posed bez gaci.
Tak, b. nauczycielko o nicku Na marginesie, tak, autorze bloga, tak, forumowicze: jesteśmy siłaczkami, bo od dziesiątków lat
trwa nagonka władz państwowych na nauczycieli, czy to z PZPR, czy z PO, PiS, SLD jednakowo ci sami, bo kpią z nas rodzice, a mimo tego chciało nam się uczyć.
I te polityczne dranie (Tusk i Kaczyński), obaj sprawili, że my, nauczyciele, skaczemy sobie do gardeł, mogą zacierać rączki, podzielili nauczycieli i teraz mogą nami rozgrywać, aby ugrać coś dla siebie.
Nawet za komuny nie byliśmy tak przeciwko sobie, jeden nauczyciel przeciwko drugiemu, jak teraz. Ten ohydny podział wśród nauczycieli sprzyja Tuskowi i Kaczyńskiemu, politycznym draniom bez skrupułów.
Nie ma żadnej nadziei na to, aby nauczyciele byli razem i żeby prowadzili merytoryczną rozmowę o ważnych dla nich sprawach.
Co ja tu jeszcze robię, kurczę, co mnie z wami łączy, na pewno nie to, że uczyłem przez tyle lat, więc co, kurczę, nic już nie ma wspólnego.
massacre
Piękny symetryzm! Proszę teraz o wskazówkę, kto z polityków święty.
Tudzież o przykłady nagonki na nauczycieli, „czy to z PZPR, czy z PO, SLD”.
Bo jeśli Judasz i Jezus to tacy sami łajdacy, jedno bagno, jedno łajno, to po co się bawić w ruchy społeczne, protesty, wybory, niech już będzie, jak jest: znajomo, znośnie – nieprawdaż?
Odnoszę wrażenie, że pytanie w związku z problemem zasygnalizowanym przez Gospodarza nie powinno kierować naszego zainteresowania na ilość nauczycieli, którzy… , ale jednak bardziej w stronę odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”.
Nie ilu nie ma? Ale dlaczego nie ma? I przy okazji też można zadać pytanie pomocnicze, gdzie oni są?
Podążanie tym tropem w celu opisania problemu z którym się zmagamy, zainspirowani tekstem Gospodarza, podsunęła mi moja aktualna lektura, czyli „Austerlitz” Sebalda.
Austerlitz to – podaję z ubolewaniem wszystkim miłośnikom militarnego kunsztu wielkiego syna ziemi korsykańskiej – nie miejsce słynnej zwycięskiej bitwy Napoleona, ale nazwisko… na ten moment głównego bohatera. Przy czym, jako że powieść jest ponoć szkatułkowa to nie wiadomo kto jeszcze z tej szkatułki wyleci.
Czyli, Austerlitz to było nazwisko, a jego właściciel był wykładowcą. Był wykładowcą przez 30 lat, czyli sporo czasu i chyba ze dwie jubileuszówki znalazły się na jego koncie.
Ale wział się i w wk… Austerlitz i rzucił to wszystko, bierzcie sobie te jubileuszówki,,, to znaczy następne, bo te co wziąłem to są już moje, czyli bardzo się zdenerwował i odszedł z uniwersytetu.
I Ci co czytają ten komentarz zapewne natychmiast postawią tej treści pytanie:
„A co zniesmaczyło do tego stopnia Austerlitza, że odszedł z uczelni?
W tym celu ( co by nic nie uronić) przytoczę odpowiadający na to pytanie fragment:
„Ten dom nabyłem po powrocie z Francji za bardzo śmieszną cenę, a potem przez blisko 30 lat byłem wykładowcą, aż odszedłem na przedwczesną emeryturę, po części z powodu coraz bardziej – o czym sam na pewno dobrze wiem – szerzącej się na uczelniach głupoty, po części, że zdołam (…) przelać na papier wyniki moich dociekań nad historią budownictwa i cywilizacji.” (str. 134).
Czyli, wychodzi na to, że przyczyną odejścia z uczelni (która jest ponoć „mądrzejsza” kadrowo) nie był minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, zarobki, rodzaj podręczników, ale „szerząca się na uczelniach głupota”.
I po tym wszystkim co napisałem, czy nie można postawić pytania, czy te wszystkie narzekania na ministra Czarnka, na niskie zarobki, czy inne tego rodzaju HiT-y to jedynie przykrywka, bo tak naprawdę za nauczycieli absencją stoi zupełnie coś innego.
A tym innym jest „szerząca się w szkołach głupota”. Oczywiście nie wszystkich, mam na myśli głupotę statystyczną, czyli uśrednioną.
A teraz coś dla miłośników literatury zmysłowej, czyli wątek Adeli.
Oto jak sygnalizuje autor wkroczenie Adeli do akcji:
„Gdy wracałem był już zmierzch i drobniutka mżawka jak gdyby wisiała w powietrzu nie opadając na ziemię, a z zamglonej głębi ogrodu wyszła mi naprzeciw Adela, spowita w zielonkawo brunatne tweedy, na których kędzierzawym meszku osiadły miliony kropelek wody, tworząc wokół jej postaci srebrzystą aureolę”
Przypominam, powyższy opis nie dotyczy ministra Czarnka wychodzącego z posiedzenia Rady Ministrów – jest to opis wychodzącej z ogrodu Adeli.
Mnie niespecjalnie interesuje, czy dzieci płaczą :)
Nauczyciel jest od tego, żeby nauczyć. Za to mu płacą.
Czy pani Róża zatrudniając korepetytora będzie mu płacić za płacz własnego dziecka?
No chyba nie.
A czytam po łebkach, bo zaglądam z doskoku i mam szereg innych spraw na tapecie.
Sorry bardzo!
W przypadku relacji z korepetycjami tylko model fiński, a w przypadku tapet najlepsze są zmywalne.
Sierżant Krzysztof a Zbigniew Herbert:
https://www.youtube.com/watch?v=CCcph9srHSw
Na marginesie
6 WRZEŚNIA 2022 17:58
Naprawdę? Dziecko jest najważniejsze, a nie szkoła. Mnie płacili za to, abym nauczył dziecko i aby ono cieszyło się z tego, że się uczy, że się nauczy, że chodzi do szkoły. Żeby się nie bało iść do szkoły, żeby nie zatraciło naturalnej ciekawości i radości z uczenia się. Żeby nie uciekało na wagary, w alkohol, w nihilizm…
Szkolna fobia itd. nawet samobójstwa dzieci ze względu na to, jak były traktowane przez szkołę i w szkole to nie fikcja.
Są dwie szkoły. Ja jestem uczniem Mistrza nad Mistrzami – Janusza Korczaka, a kto jest twoim Mistrzem, już dla mnie nie ma znaczenia.
Płynna rzeczywistość
6 WRZEŚNIA 2022 17:49
Żaden symetryzm. Zło, jedynie zło widzę w podejściu do nauczycieli i do edukacji wszystkich partii przez dziesiątki lat.
Płynna rzeczywistość
6 WRZEŚNIA 2022
17:49
Nagonka na nauczycieli za PO, proszę bardzo:
https://partiazieloni.pl/zieloni-stop-nagonce-na-nauczycieli/
A za PZPR? Nie było się wtedy nauczycielem? Nie podlegało się weryfikacji? No, no, no…
Weryfikacja nauczycieli, lata 80-te, pół miliona nauczycieli każdego z osobna postawiono przed komisją weryfikacyjną.
Nie pamiętacie, jak nas przesłuchiwano, jak weryfikowano, czy uczymy zgodnie z ideologią PZPR?
Pół miliona nauczycieli… Dobra, po co o tym pisać, lepiej klaskać tym, którzy nas wtedy postawili przed komisją weryfikacyjną, wtedy rządzili i dziś niektórzy z nich rządzą jako europosłowie.
Ej, może jednak nie będę pisać wspomnień. Prawda, panie i panowie…
Mnie płacili za to, abym nauczył dziecko i aby ono cieszyło się z tego, że się uczy, że się nauczy, że chodzi do szkoły.
Ale czego się nauczy? Przecież jednak nie o to chodzi, że w szkole jest mu bardzo cudnie i że tam jest taki fajowski pan nauczyciel. Dziecko wyrośnie i nie będzie całe życie siedzieć w szkole. Nie chodzi o to, żeby się do tej szkoły tak przywiązało emocjonalnie, że bez szkoły i bez nauczyciela będzie płacz.
Poetyzujesz i przeginasz. Radość poznania niekoniecznie zależy od szkoły. Mogą ją wpoić rodzice lub kółko zainteresowań. W ogóle to chyba przeceniasz rolę szkoły w życiu dziecka. A już z tym „Mistrzem na Mistrzami” no to wybacz… Korczak poświęcał się dla dzieci w sposób, który normalnie nie powinien być potrzebny. I trudno nawet wymagać od dzieci, żeby dźwigały ciężar takiego poświęcenia.
W sumie to, szybko czytając, mam wrażenie, że ty w tej szkole realizujesz jakieś własne potrzeby emocjonalne. Nie chodzi tylko, a może wcale, o dobro dziecka. Chodzi o ciebie i twoją własną wizję.
„Nie pamiętacie, jak nas przesłuchiwano, jak weryfikowano, czy uczymy zgodnie z ideologią PZPR? ” – czyli PZPR złe.
Ale przecież Kartę Nauczyciela wprowadzono 1 lutego 1982 r. PZPR złe, Jaruzel dobry.
Płynna rzeczywistość
7 WRZEŚNIA 2022 0:57
Wybacz, że nic nie napisałem o KN i Jaruzelskim. Przepraszam, następnym razem się poprawię i gdy będę pisać o Rakowskim, napiszę także o Kobylińskim, Komisji Majątkowej, Okrągłym Stole, ataku Marsjan na Wenus.
Na marginesie
6 WRZEŚNIA 2022 22:04
Wybacz, że spełniłem się jako nauczyciel, że moim Mistrzem był Janusz Korczak i że uczyłem dzieci nie tylko tego, co zapisano w programie, ale i życia.
Przepraszam, w następnym wcieleniu stanę się twoim czeladnikiem i nie będę wtedy poetyzować ani przeginać.
W sumie, wolno czytając twoje wpisy, mam wrażenie, że rzeczywiście nie chodziło ci o ciebie, ale o dziecko, jego dobro. Dlatego istotnie z Januszem Korczakiem wyskoczyłem jak konopie z Filipa. Wybacz, klękam na grochu, aby odpokutować.
Jutro 8 września, ważna data w historii polskiej literatury i filmu.
To już 95 lat mija od tego pamiętnego zdarzenia, którego konsekwencje zapisały się w tak pięknym i nostalgicznym kształtem
Szkoda, że tylko ja o tym wydarzeniu pamiętam.
Ale dobre przynajmniej i to.
Odszedłem z zawodu nauczycielskiego 15 lat temu. Po prawie 10 latach tej beznadziei! Było warto. Dopiero teraz rozumiem, że wejście w tę pracę zabija zdolność do podjęcia ryzyka, konserwuje postawę lękliwą. Jak gorliwie nauczyciele i nauczycielki wypełniają różne, idiotyczne papierki! W żadnym zawodzie tak nie jest! I z czasem boją się własnego cienia. Uczniowie (szkoły średnie) to widzą. Trudno cenić pariasów. Smutne.
@massacre 7 WRZEŚNIA 2022 10:18
Nie ma sensu pozować na pokutnika – ani ofiarę – ani w ogóle nie ma sensu pozować. Moim zdaniem.
Skoro spełniłeś się jako nauczyciel – to bardzo dobrze. Chwała z siebie zadowolonym. Prezentujesz na blogu swoją narrację, która jednym czytaczom trafi do przekonania, innym nie. To jest normalna kolej rzeczy.
Znamy się tylko z tekstów. Taka sytuacja. Takie medium.
Na jakiś czas się dematerializuje.
Dostojnym krokiem podążam w kierunku blogu Jana Profesora Hartmana.
Dzieje się, a ja czasami to lubię.
Izydor Danken
7 WRZEŚNIA 2022
13:43
motto: tam nie poszło
„Zaczynam od szczególnie szanowanego na blogu Gospodarza (nie tylko przez Gospodarza) Leszka Kołakowskiego”.
Lekka przesada.
Jan Tokarski, filozof młodego pokolenia (ur. 1981) i publicysta „Kultury Liberalnej” we wstępie do „Obecność zła. O filozofii Leszka Kołakowskiego”, wyd. Znak: „Książek Leszka Kołakowskiego niemal nikt już nie czyta. (…) w czasie studiów filozoficznych na UW ani razu nie zlecono mi lektury którejkolwiek z książek Leszka Kołakowskiego. Zalecano mi natomiast czytanie dzieł Karola Marksa. W dużych ilościach”. Tak wspomina według zapewnień Tokarskiego „anonimowy student”, ale raczej to słowa samego autora i świadectwo jego doświadczeń. Pisze dalej Tokarski ― „młoda dr socjologii” tak wspomina: „ Nigdy nie kazano mi czytać jakiegokolwiek tekstu Kołakowskiego, nigdy nie słyszałam, by któryś z moich nauczycieli opowiadał o nim tak, jak opowiadało się o Habermasie, Milisie, Roratym, Feyerabendzie, Dahrendorfie czy Baumanie. … i przyznaję, że ja sama nigdy nie umieściłam Kołakowskiego w sylabusie moich zajęć”.
@Kalina
Nie dysponuję wynikami żadnych badań, ale czasami śledzę, czasami uczestniczę w dyskusjach i wiem jakiej poetyki i jakich argumentów używają zwolennicy dokonywania zabiegu aborcji.
Wiem, jaką kiedyś furorę na blogu Tanako-Kowalczyka zrobiła swoją deklaracją jakaś pani Bratkowska, która publicznie oświadczyła, że w Wigilię – właśnie w Wigilię – dokona zabiegu aborcji.
Nie chcę szukać innych dowodów na poparcie mojej tezy, ale gdybym chciał na pewno nie zajęło by mi to dużo czasu.
Izydor Danken
Dobrze opisane podróże po Roztoczu. Dodałbym jakiś element dramatyczny
Z ukłonami
@Izydor
Ależ Pan głupot nawypisywał u tego Hartmana, pofilozofował, poinfantylizował, ale życiowej wyobraźni zero.
@Izydor
A wiedzy z medycyny to nawet mniej niż zero. Izydorze naprawdę po co się wygłupiać.
@Izydor Danken
7 WRZEŚNIA 2022
20:03
Odzywam sie na blogach „Polityki”, poniewaz:
– cenie ten tygodnik
– została wyłączona mozliwość komentowania artykułów w „Tygodniku Powszechnym”, gdzie od lat byłam stałym gosciem.
Odnosze wrazenie, ze ostatnio forum zostało opanowana przez prymitywna tłuszczę, podobnie zreszta jak w „Polityce”. Przy czym „Polityka” ma tak juz od długiego czasu. Mamy dwa wyjscia: albo odwrócic sie z pogarda i nie odzywać, albo mimo wszystko publikowac swoje poglady na różne tematy nie zwazajac na wycie prymitywnych kreatur. Z jednym zastrzezeniem – nie odpowiadać, bo jeszcze ktoś, nie daj Boze, nie zauwazy różnicy:))))
@Is42
Żeby było coś dramatycznego w opisie mojej wizyty na Roztoczu?
Jeden moment to wspomniany powrót. Mieliśmy wracać tą samą drogą i wracamy. Tak przynajmniej myślimy. Ale w pewnym momencie coś mi zaświtało, bo nie ma tych miejscowości, które mijaliśmy jadać „na”. Ale jadę, bo tą „na” jechałem po raz pierwszy, może byłem rozkojarzony. Ale w końcu uznałem, że nie, aż takich problemów z pamięcią to ja jeszcze nie mam i wyjąłem mapę. I rzeczywiście jechaliśmy pod kątem 60 stopni do trasy oczekiwanej i uznanej za słuszną i jedyną. Czyli było to klasyczne odchylenie topograficzne – nie jechaliśmy zgodnie z wytyczoną trasą Nie mylić z odchyleniem ideologicznym, bo w tym przypadku chodzi o odchylenie od raz wybranego kursu.
Druga jednoaktówka ( bo przecież nie dramat) to ten, kiedy podano nam ów sok produkowany przez moich z tzw. Szczepanówki.
Piłem kiedyś, ale sok jak sok. Ale w Bondyrzu doceniłem jego klasę. Zajęliśmy stolik na świeżym powietrzu. W momencie kiedy sok przyniesiono w dzbanku, okazało się, że do soku jest więcej chętnych. Nagle… jedna… dwie… pięć, dziesięć…ostatecznie chyba ponad dwadzieścia os (albo pszczół )zaczęło krążyć nad owym dzbankiem z sokiem. Ale krążenie do dopiero początek. W spieniony jeszcze sok zaczęły nagle lądować jedna… pięć… dziesięć. Jako osoba wybitnie czuła na los ożywionej natury, zacząłem się denerwować, kiedy owe osy zaczęły lądować w owej pianie lub tuż nad nią. Przecież się utopią. Jednej to nawet podałem szalupę ratunkową w postaci widelca, aby wydostała się po nim z owej spienionej składowej soku. I wydostała się, ale po pewnym czasie, kiedy piana opadła, zobaczyłem, że moje obawy były na wyrost. Nogi w soku, nawet jedno skrzydło, a osy ( momentami w dzbanku było ich więcej jak dziesięć, spokojnie z gracją otrzepują się i wylatuje z dzbanka, ale również i z mojej szklanki, bo po wypiciu, pozostało w niej trochę soku na dnie.
W pewnym momencie sytuacja stała się jednak niebezpieczna. Jedna z os przesadziła chyba z zanurzeniem i zaczęła mieć problemy z oderwaniem się i wzbiciem w powietrze. I zobaczyła to wszystko jakaś druga osa i ruszyła jej na pomoc w ramach swojej osiej solidarności, ale i ona nie mogła nic poradzić. Widzę, że robi się tym razem jednak naprawdę niewesoło. Ale od czego jest Izydor… który niemal niezauważalnym dla osób trzecich zwinięciem serwetki w rulonik i zamoczeniu jej w soku w okolicach walczących o życie os, sprawił że obie osy przedostały się z soku na suchą część serwetki wyszły po niej na ląd, czyli w powietrze i poleciały chyba się suszyć i zapewne po jakimś czasie wróciły w okolice dzbanka z powrotem.
Ostatecznie wypiliśmy – ale z problemami – sok. Dopiero kiedy włączyłem turbodoładowanie do pracy moich szarych komórek sytuacja została opanowana. Do jednej ze szklanek nalałem trochę soku i kiedy znajdowało się w niej około dziesięciu os zatkałem szklankę smartfonem i z pomniejszoną o liczbę dziesięć amatorów przepysznego soku, zdołaliśmy z jednej szklanki docenić jego smakowe walory.
@Róża
Dla mnie problem aborcji to przede wszystkim zagadnienie filozoficzne, etyczne, bioetyczne.
Ale istotne zastrzeżenie.
Werdykty ogłaszane przez filozofów, etyków, bioetyków mają głębszy sens, kiedy poparte są również dorobkiem różnych dziedzin współczesnej nauki.
Sama metafizyka to nie wszystko.
@Kalina.
Pisałem komentarz odnoszący się do Twoich relacji z Polityką i tego jak postrzegasz blogową zbiorowość, bo o tym pisałeś w komentarzu kierowanym do Izydora.
Niestety przez nieuwagę komentarz się zdematerializował.
W dużym skrócie.
Od jakiegoś czasu z usług dziennikarzy Polityki, jako tych, którzy pomagają mi zrozumieć świat i Polskę nie korzystam.
Ogólnie relacje z mediami ograniczam do niezbędnego minimum.
A problem komentujących i jakości ich komentarzy.
Ostatnio usłyszałem ładne zdanie:
W sytuacji kiedy jestem wk… nie siadam na rower i do klawiatury.
I oczywiście obiektywnie sytuacja wokoło jest „emocjonalna”, ale i teksty pod którymi toczy się dyskusja są tak formatowane, aby broń Boże nikomu nie przyszło do głowy odwoływać się do argumentów racjonalnie konstruowanych.
Pisząc komentarze komentujący powinien żyć problemem, mieć pianę na ustach i czasami niektórzy ( a jest ich coraz więcej) wychodzą na przeciw tym oczekiwaniom Redaktorów.
A czy ja się pienię?
Jedynie podczas kąpieli, albo wtedy kiedy myję głowę.
@Kalina
W pewnym momencie w komentarzu użyłem rodzaju męskiego w zdaniu kierowanym do Ciebie.
Za tę pomyłkę przepraszam.
Gratuluję pani Kalinie rewelacji, że ciąży z gwałtu usuwać nie należy. Razem z kukułą u Hartmana dali pokaz napuszonej kołtunerii. Pani Kalino, nie życzę pani konieczności donoszenia ciąży z gwałtu – sądząc ze zdjęcia jest pani na to za stara. Zatem z szacunkiem dedykuję pani “Słówka” Boya.
Za co stwór podeszły wiekiem,
Co kobietą być już przestał,
A nigdy nie był człowiekiem,
Windujemy na piedestał???!
Z tym, że tych windujących to jakby jednak coraz mniej.
Ho, ho! Średnia wypłata nauczyciela dyplomowanego przekracza niejedną płacę adiunkta na uczelni, a może i profesora uczelni, a może i profesora belwederskiego!
Ale się porobiło!
https://dziennikpolski24.pl/krakow-wynagrodzenia-na-uczelniach-siegaja-dna-zwiazkowcy-asystent-zarabia-tyle-ile-sprzataczka-a-profesor-mniej-od-swych/ar/c5-16825797
@Izydor Danken
8 WRZEŚNIA 2022
9:53
Poziom komentarzy nie odbiega od ogólnego poziomu cywilizacyjnego polskiego społeczeństwa. Staram sie nie wpisywac w tradycję narzekajacych staruszków, dla których ” Aurea prima sata est aetas, quae vindice nullo, sponte sua, sine lege fidem rectumque colebat….etc. Niemniej nie moge oprzec sie wrazeniu, ze pod tym wzgledem staczamy sie porówni pochyłej:)))
Płynna rzeczywistość
8 WRZEŚNIA 2022 10:37
A więc to tak Kraków ceni swego najwybitniejszego propagandzistę (prof. Jana Hartmana)? Nie do wiary!
Kiedyś – przy jakiejś okazji – pisałem, że „ogólnie” lubię kobiety, ale dzisiaj wycofuję się z tej rezolucji.
Oczywiście do zmiany stanowiska upoważniły mnie treść komentarzy jednej z komentujących tu osób.
I pomimo, że jestem gorącym zwolennikiem słów Jezusa „miłujcie nieprzyjaciół swoich” to w tym przypadku niestety…
… od tej zasady uczynię wyjątek.
O praktycznych konsekwencjach zmiany swoich poglądów, czyli co ja bym takiej osobie zrobił, poinformuje w stosownym momencie.
Czyli, ogólnie kobiety lubię, ale oprócz tej jednej.
@Izydor
Izydorze zanim Pan dalej będzie się pogrążał u Hartmana, proszę zgłębić pojęcia akrania i anencefalia. Plus zdjęcia, żeby mógł Pan sobie lepiej uświadomić o czym Pan filozofuje.
Kalina
8 WRZEŚNIA 2022 13:26
Ojejku, jejku, ale przecież jest wyjątek: to twoje komentarze wystrzeliwują ponad poziom cywilizacyjny Polaków. Chylę czapkę w podzięce.
@Róża
Wiem już co to jest akrania i co to jest anencefalia i wiem też, stan prawny daje na dzisiaj możliwość usunięcia płodu z takimi wadami. Z pewnymi problemami, ale daje.
I w tym przypadku problem jest też taki, Pani Różo.
Zakładamy, ze szokiem, traumę jest dla kobiety jest usunięcie ciąży, ale też oczywiście śmierć dziecka po kilku dniach, bo dziecko z tymi wadami rodzi się martwe, albo żyje jeszcze kilka dni. Czyli i tak źle i tak fatalnie.
A sytuacja jest naprawdę wyjątkowa, ale z tego co wiem, obawiano się, że pod tę możliwość (wady płodu) podciągnie się przypadki, kiedy rodzicom nie spodoba się i zostanie uznane za wadę kolor włosów. dziewczynka będzie ruda, a mąż zawsze marzył o chłopcu blondasku.
Wiem też, że w 2018 roku był jakiś projekt ustawy proaborcyjnej (społeczny) i być może miał on uregulować do końca tę akurat sprawę, ale zabrakło głosów.
Szczególnie posłów PO, a Prezes Kaczyński głosował za dalszymi pracami w komisjach. Posłowie PO zagłosowali przeciw.
Były dwa projekty jeden anty, drugi proaborcyjny. Oto jak miały się rzeczy.
Miejsce stacja TVN24. 11 stycznia 2018 roku. Komentujący Ludwik Dorn.
„…Sejmowy stan rzeczy przedstawiał się 10 stycznia następująco: projekt obrońców życia został przekazany do dalszych prac w komisjach, do czego wystarczyłyby same głosy klubu PiS, ale został on poparty także przez grupy posłów z innych klubów.
Za przekazaniem do komisji projektu proaborcyjnego głosowała większość posłów z klubów opozycyjnych oraz 58 posłów PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Projekt został odrzucony w pierwszym czytaniu: do przekazania go do dalszych prac zabrakło 9 głosów, ponieważ nieliczni posłowie opozycyjni zagłosowali przeciw niemu, a większa grupa (39 osób), nie wzięła udziału w głosowaniu, choć wielu z nich było obecnych na posiedzeniu.
@Izydor
Izydorze proszę nie kokietować, najbardziej nie lubi Pan być ignorowanym. A dziś aż 3 kobiety, jedna Pana wielbi, druga się bawi, trzecia trochę z Panem ścina. To Pana szczęśliwy dzień.
@Róża
Pani Różo ( wolałbym Różo, ale mam… zasady) tego typu decyzje, ale chyba też większość decyzji w państwie, którego litera prawa nie jest efektem kaprysu jednoosobowego suwerena ma swoje źródło, czy uzasadnienie w teorii, teoriach. Z reguły filozoficznych. Problem ten omawiam w jednym z komentarzy, gdzie przywołuje lekturę znanego niemieckiego filozofa. Jest już opublikowany.
I tak już jest Pani Różo, że zanim wyskoczy z taśmy produkcyjnej, czy z innego kombinatu jakieś materialne cacko, najpierw nad tym czymś pracują jacyś fantasmagoryczni wizjonerzy, magowie zbiorowej wyobraźni.
Następnie kiedy powstanie wizja, ową wizję się uszczegóławia, czyli pracują nad nią już w zasadzie prozaiczni projektanci, którzy wcielają w życie to „coś” i dostosowując do realiów, możliwości i innych parametrów. Również merkantylnych, czyli ile na tym można zarobić?
I po tym wszystkim do akcji wkraczają wykonawcy, których zadaniem jest materializacja pomysłu, czyli budowa fabryki, w której staną maszyny, a które to maszyny wyprodukują ów jedyny w swoim rodzaju efekt finalny.
Czyli, efekt końcowy jakiegoś zamierzenia to efekt działań na kilku poziomach, a w przypadku problematyki aborcji, to wszystko co nabiera w końcu realnego prawnego kształtu, dzieje się z dużym wkładem filozofii.
Ale również religii, bo ona jest pierwsza, a pierwszy jest zawsze najważniejszy.
No i się kończyło.
Przestano akceptować moje komentarze na blogu Profesora…
… a taką piękną laurkę pierwszym komentarzem pod tekstem Jana Hartmana wymalowałem.
Poszło!
W komentarzu który chciałem opublikować u Hartmana, a który kiedyś publikowałem jako samba, zamieściłem jej całą ksywę i zapomniałem, że słowa @ samba kukuleczka tam nie przechodziły ( kiedyś to się nazywało zapis cenzorski).
W momencie, kiedy usunąłem tę moją nieszczęsną kukułkę, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki komentarz został przesłany do moderacji.
Hurrrrra!
A propos motywów bajkowych, czyli czarodziejskiej różdżki. Kiedyś zadałem pytanie jaki jest arabski odpowiednik Czerwonego Kapturka? Z ubolewaniem stwierdzam, że nie nadeszła żadna prawidłowa odpowiedź, czyli czerwone Subaru przejdzie do następnego konkursu. Tym samym w następnym konkursie do wygrania będą: Subaru i Alfa Romeo.
A prawidłowa odpowiedź brzmi: „Bajka o dziewczynce w czerwonej burce.”
A dziewczyna zuch! Wilk w pewnym momencie nie wiedział jak się nazywa, tak Sukajna w balona go robiła.
Polecam.
@massacre
8 WRZEŚNIA 2022
16:21
Zamiast ironizować proponowałabym zastanowic się głębiej nad problemem poziomu dyskusji blogowej, tym bardziej, ze udzielamy sie na blogu o tematyce szkolnej i edukacyjnej. Jesli mogę wyrazić swoja opinię – nie przyczynił sie Pan do jego podniesienia prowadząc dyskusję, którą moja babcia nazwałaby „rozmowa gęsi z prosięciem”.
Mój dzień. Ósmy września. Zapiszę sobie i podkreślę.
Różo i Ty to sama wymyśliłaś?
Ale muszę jeszcze wyjaśnić czym zapisała się ta data w historii polskiej literatury i filmu.
Chodzi o kolejną moją lekturę. Tym razem jest to biografia.
Biografowany był w pewnym momencie niezłym dziennikarzem. Dziennikarzem politycznym. Niestety, trzymał nie z tymi co trzeba, czyli z tymi z opozycji.
I jeden z jego tekstów nie spodobał się rządzącym, albo komuś, kto z rządzącymi trzymał, czy był na ich utrzymaniu.
I niestety ów dziennikarz, właśnie 8 września, wieczorem, kiedy szedł warszawską ulicą, został wrzucony do samochodu, wywieziony za Warszawę i tam zapoznał się ze smakiem polskiej ziemi.
Po tym jak wydobrzał, postanowił, że się zemści. Nie na tych co go pobili, ale na tych co to zlecili, albo jeszcze wyżej, czyli opiszę tę całą ówczesną mafijno-polityczną klikę.
I teraz ogłaszam konkurs. Kim jest owa osoba i w jaki sposób się zemściła?
Nagrodą jest… ale o tym już w moim następnym komentarzu.
@Izydor
Izydorze czy mógłby Pan przybliżyć mi ten stan prawny, który daje możliwość dokonania aborcji w przypadku wad, o których wspomniałam.
Kalina
8 WRZEŚNIA 2022
18:53
Głęboko zastanowiłaś się nad problemem poziomu dyskusji blogowej, tym bardziej, że udzielasz się na blogu o tematyce szkolnej i edukacyjnej.
Jeśli znowu nie wykpisz mojej opinii – przyczyniła się Pani do jego podniesienia, prowadząc dyskusję, którą moja babcia nazwałaby „dysputą Einsteina z Newtonem”.
@Izydor
I żeby nie czuł się Pan ignorowany: T. D.-M. Poproszę w zamian o przybliżenie tego stanu prawnego.
@Róża
Nie bardzo mogę teraz pisać- oglądam mecz koszykówki.
I tylko w dużym skrócie:
Oto ten stan prawny:
gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia ciężarnej
gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (np. kazirodztwo, gwałt).
A owe przypadki w/g mojej wiedzy uwzględnia ten pierwszy przypadek, czyli taka ciąża to zagrożenie dla zdrowia. Chociaż byl jeden przypadek, gdzie były problemy z taką interpretacją.
Szerzej może jutro.
A nazwisko pisarza to rzeczywiście T. D. – M. , a odpowiedź na drugie pytanie to oczywiście „N. D.”, ale jeżeli znana jest odpowiedź na pierwsze, to drugie jest już bajką.
Brawo!
Oczywiście obiecane nagrody prześlemy do Pani pocztą.
@Róża
Ale ponadto prawo czasami tak nie działa.
Czy jeżeli w wyniku wypadku samochodowego matka traci trójkę ( jedno z jej dzieci było kierowcą) i matka jest w tym przypadku szoku i jest to dla niej wielka tragedia, to czy z tego powodu ustawodawca zmienia zasady ruchu drogowego, zakazuje produkcji marki tego samochodu, czy dokonuje innych zasadniczych modyfikacji prawa?
Nie. Dura lex, sed lex.
Chociaż jak dla mnie, jakaś modyfikacja zapisów prawa, celem uniknięcia problemów interpretacyjnych byłaby wskazana.
@Róża 8 WRZEŚNIA 2022 19:59
🙂