Nauczyciele nie muszą się szczepić

Minister zdrowia zwolnił nauczycieli z obowiązku szczepienia się przeciwko covid-19. Tym samym wycofał się z decyzji, którą podjął w grudniu. Zapowiedział wtedy, iż od 1 marca szczepienia dla nauczycieli będą obowiązkowe.

Najwidoczniej pomysł szczepienia nauczycieli nie zyskał poparcia kolegów z rządu. To było jasne od samego początku. Nieomal natychmiast sprzeciwiał się temu minister Czarnek. Ogłosił, iż wystarczająco dużo nauczycieli się zaszczepiło (nieco ponad 70 proc.), reszta więc nie musi. I tak się stało. Nie muszą.

Od czasu do czasu słyszę od uczniów, że jakiś nauczyciel na lekcji wyraził opinię na temat szczepionek przeciwko covid-19, iż – mówiąc słowami kurator Nowak – „nie do końca znane są negatywne skutki tego eksperymentu”. Na razie takich zdarzeń było niewiele, ale po zaniechaniu przymusu szczepień nauczycieli i po puszczeniu płazem małopolskiej kurator oświaty tych słów, takich głosów będzie coraz więcej.  Uczniowie będą musieli tego słuchać.

Nauczyciele – czy tego chcą, czy nie chcą – swoim postępowaniem zawsze dają przykład. Ponieważ zachodziła obawa, iż mogą dawać przykład zły, powinni obowiązkowo przyjąć szczepionkę. Do uczniów miał płynąć tylko jeden przekaz: szczepcie się. Nie doszło do tego, więc uczniowie tego przekazu nie usłyszą. Raczej usłyszą zachętę przeciwną, gdyż antyszczepionkowcy podnoszą głowy. Po decyzji ministra zdrowia przeciwnicy szczepień poczują się bezkarni. Choćby agitowali na lekcjach, nikt im nic nie zrobi. A nawet – szczególnie w Krakowie – po cichu pochwali.