Komu zależy na uczniach?

W ostatnim tygodniu przed wakacjami zwykle są straszne pustki w szkole. Podobno nauczycielom jest na rękę, gdy uczniowie nie przychodzą na lekcje. Może i belfrom nie zależy na uczniach – nie potwierdzam tej plotki ani nie zaprzeczam. Jest jednak w szkole jeden człowiek, któremu zależy. I to nie jest nauczyciel. Ani dyrektor.

Przed długim weekendem zostałem złapany przez tego osobnika, przyciśnięty do ściany i zmuszony do udzielenia odpowiedzi na pytanie, czy ja też dałem uczniom do zrozumienia, iż jak nie chcą, to niech nie chodzą do szkoły. Na korytarzu byliśmy tylko my, a zatem sytuacja bardzo niebezpieczna. Sam na sam. Jakoś nieswojo mi się zrobiło. Zaprzeczyłem więc – nie, ja tak nie robię. Dałem też słowo, że żadnemu uczniowi nie daruję, jeśli nie pojawi się w szkole. Już ja dla każdego nieobecnego wymyślę katusze po wakacjach. Zaraz ogłoszę to we wszystkich klasach.

Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Kazałem wszystkim uczniom przychodzić sumiennie na moje lekcje. Do ostatniego dnia, do ostatniej minuty. Oczekuję stuprocentowej frekwencji, inaczej pożałujecie. Zaraz też młodzież zaczęła wymyślać usprawiedliwienia. Ten będzie chory po niedzieli, tamten ma ważną sprawę rodzinną. Ostrzegam, że nie przyjmę żadnych usprawiedliwień, nie zrobię wyjątków. Dałem słowo pewnej osobie i tylko ona może wam pozwolić na nieobecność. Idźcie więc to pani ze szkolnego sklepiku, przedstawcie na piśmie prośbę o usprawiedliwienie nieobecności. Komu usprawiedliwi, podpisze zgodę, temu daruję. Inaczej będzie źle. Już ja nie jestem taki głupi, aby zadzierać z panią ze sklepiku. Jeszcze mi życie miłe.