Podpisy w Sejmie
W czwartek 20 kwietnia podpisy zwolenników referendum oświatowego trafią do Sejmu. A raczej do kosza sejmowego, gdyż wszyscy dobrze wiemy, co posłowie rządzącej partii robią z wolą narodu (info tutaj).
Że nic już nie zatrzyma reformy, wiedzą firmy edukacyjne. Mnóstwo instytucji przestawia się na nowe tory, licząc na całkiem spore zyski. Rozkręca się machina zarabiania pieniędzy na zmianie. Podręczniki, materiały dla nauczycieli, szkolenia, konferencje – to już ruszyło. Gdyby nagle rząd wcisnął hamulec i odwołał zmiany, odezwałby się głos sprzeciwu o wiele silniejszy od akcji ZNP.
Szkoła to nie tylko uczniowie i nauczyciele. To także potężne zagłębie firm edukacyjnych. Firmy te kwitną dzięki zmianom. Im częściej będziemy stawiać system szkolny do góry nogami, tym większy rozkwit zapewnimy tej branży. Nie narzekam, do mnie też spływają propozycje skorzystania na zmianie. Może nie są zbyt intratne, ale jestem jeszcze młody, ambitny, dynamiczny, kreatywny, umysł mam giętki, a życiorys patriotyczny. Za parę lat, gdy nadejdzie kolejny przewrót w oświacie, będę bliżej stołu i chapnę większy kawałek. Na razie innym życzę smacznego. Niech się smaży ten bigos.
Komentarze
Widzę, że tym razem Autor podchodzi do sprawy pragmatycznie.
A zarobić da się na wszystkim. Nawet na Cyklonie B.
Broniarz mówi, że jest 902 tysiące, a do jutra może być 910.
Panie Gospodarzu;
Pisze Pan:
‚W czwartek 20 kwietnia podpisy zwolenników referendum oświatowego trafią do Sejmu.’
Niby to fakt.
Dopóki nie przyjrzeć się bliżej.
A bliżej to wygląda tak, że impreza, o której Pan pisze, ani z oświatą niewiele ma wspólnego, ani z referendum, z którego cokolwiek by wynikało a w rezultacie i najmniej z „wolą narodu” (choć brzmi to całkiem chwytliwie.)
Znp nie proponuje referendum w sprawie oświaty.
Narzucona forma i treść pytania świadczy, że realizuje on niezmienną od lat taktykę „liberum veto”. Każda zmiana od blisko ćwierćwiecza powoduje automatyczne „nie”, bez względu na to co i kto proponuje.
Albo strajk albo zaciśnięte kułaki (pamięta Pan?) albo referendum. Celem jest nie oświata, ale obrona wygodnego status quo.
Gdyby celem referendum miała być oświata, to
po pierwsze: pytanie nie brzmiałoby: „czy popierasz rząd?” (do tego sprowadza się jego treść) – a to jedynie niezwykle kosztowna alternatywa dla sondażu, ale obejmowałoby kilka kluczowych pytań dotyczących założeń oświaty, jej kształtu w przyszłości, kierunków zmian.
Takie rerferendum miałoby chociażby taki sens, że pokazałoby, czego społeczeństwo oczekuje od systemu szkolnictwa.
(Pod wnioskiem o przeprowadzenie takiego referendum, owszem, podpisałbym się, oraz wziąłbym w nim udział.)
po drugie: miałoby ono sens jesienią ubiegłego roku a nie w połowie okresu wdrażania reformy. Założenia łącznie z większością szczegółów znana były we wrześniu, najdalej w październiku.
Przykro mi to pisać, ale nie tylko Pan i firmy edukacyjne wiecie, że reformy nikt nie zatrzyma. Jest to oczywiste. Wie o tym również przewodniczący B.
I on wcale nie chce zatrzymania reformy; gdyby tego chciał, robiłby strajk we wrześniu a referendum w październiku. A to wcale by mu nie było na rękę.
Tą akcją on chce dać wyraźny sygnał „wara od nas, bo nas popiera społeczeństwo, bo jest nas milion, wara wam politycy od szkoły, jak jest tak ma pozostać na wieki”, nie musi ryzykować wyniku referendum, bo wie że nie odbędzie się ono, przy okazji chce ugrać możliwie korzystne pacta conventa no i jest okazja pokazania „co posłowie rządzącej partii robią z wolą narodu”, jak to Pan był łaskaw już zacząć rozgłaszać.