Imieniny w pracy
Do końca roku szkolnego zostały tylko dwa tygodnie, ale niektórym nauczycielom taka siada psychika, że muszą iść na zwolnienie. Ja też rozważałem tę możliwość, a nawet byłem już o krok z powodu nerwów. Na szczęście w porę sobie przypomniałem, że po drodze jest parę imienin, których nie wolno opuścić, np. Małgorzaty, Jolanty czy Jana.
Wprawdzie dzisiejsze imieniny w pracy to nędzna namiastka tego, co działo się tutaj w przeszłości, ale i teraz warto być. W ostatni piątek szampan się nie lał (dawniej obowiązkowo), drinków nie serwowano nawet potajemnie (niby dlaczego?), cukierki były tylko bezalkoholowe (kiedyś nie do pomyślenia), ale co tam bąbelki czy procenty, liczy się dobre towarzystwo, a to było. Ludzie się zeszli do pokoju nauczycielskiego, aby złożyć życzenia i pogadać. Normalnie w czerwcu człowiek goni jak szalona mrówka, dopiero podczas imienin jest chwila spokoju, relaks, ciasteczko, truskawka, cukierek i fura sympatii. Dlatego imieniny w pracy to podstawa zdrowia psychicznego.
Byłem niedawno w pewnej szkole, bo miałem sprawę do załatwienia. Obcy teren, więc kompletnie nie wiedziałem, jak wjechać i gdzie zaparkować. Akurat w bramie stał i stał jakiś samochód, a brama była otwarta. Po kilku minutach dałem krótki sygnał dźwiękowy, żeby może się ruszył. Wiem, źle zrobiłem, nauczyciele przed końcem roku szkolnego są bardzo nerwowi. Jak kierowca usłyszał, że na niego zatrąbiłem, zaczął machać rękami, trąbić nie wiadomo na kogo, krzyczeć, wreszcie z wciśniętym klaksonem wjechał do środka.
Poczekałem minutę, bo bałem się, że mnie fizycznie sponiewiera, i w końcu wjechałem. Udałem się do budynku, dotarłem do znajomej, dla której tu przyjechałam, i zapytałem, jak z imieninami w pracy. Było już Małgorzaty czy dopiero będzie? Może poczekam i przy ciasteczku pogodzę się z człowiekiem, którego przed chwilą tak rozzłościłem. Niestety, okazało się, że w tej szkole o obchodzeniu imienin nawet nie słyszeli. Nie ma takiego zwyczaju. No to nic dziwnego, że facetowi odbiło, gdy na niego zatrąbiłem. I tak cud, że nie wysiadł i mnie nie pobił.
Komentarze
Zapomniał Pan dodać, że ten zagoniony jak szalona mrówka nauczyciel wkrótce będzie miał ponad 2 miesiące wakacji. Do tego przerwa świąteczna, która rozpoczyna się przed Wigilią a kończy 6 stycznia, kolejna, wielkanocna też trwa chyba około tygodnia. Następnie mamy 2 tygodnie ferii zimowych a cały rok jest naszpikowany dodatkowymi bonusami typu Dzień Edukacji Narodowej, rekolekcje czy święta szkół, kiedy to lekcji również nie ma. Do tego dochodzi – i o ile pamiętam – 6 wolnych dni do dyspozycji dyrektora, którymi starannie łata się wszelkie luki np. pomiędzy 1 a 3 maja lub po święcie Bożego Ciała. Warto także wspomnieć, że 18 etatowych godzin podzielone przez 5 dni tygodnia daje średnio 3,6 godziny dziennie spędzone w szkole. Tak, wiem – plus praca w domu, ale ciekaw jestem jaką to pracę zabiera do domu wuefista, czy przedszkolanka? No i dodajmy jeszcze, że z powodu tych postrzępionych nerwów można sobie wziąć roczny urlop na podratowanie zdrowia.
Natomiast z tymi imieninami to ma Pan rację. Rzeczywiście, upada tradycja urządzania alkoholowych imprez w godzinach i w miejscu pracy. O tak, dawniej było inaczej. Pamiętam ze swoich szkolnych lat, jak ci zagonieni nauczyciele zadawali klasie jakieś zadania, a sami świętowali w pokoju nauczycielskim coraz to kolejne imieninki Bożenki, Krysi, czy Marysi. Moja mama (nauczycielka) ma na imię Anna, imieniny wypadały w lipcu, więc je symbolicznie przeniesiono na listopad, aby też sobie trochę poświętować. Aha, jeszcze jedno – mama przeszła na emeryturę w wieku niecałych 53 lat. I tak dość późno, bo w tamtych czasach (koniec lat 80) nie było rzadkością odchodzenie w wieku 49, a nawet 47 lat.
Problem z nauczycielami polega na tym, że wiedzę o świecie czerpią głównie od innych nauczycieli. Zanim we wrześniu (wzorem ubiegłego roku) napisze Pan, że znów nie zdążyli odpocząć przez wakacje, mam prośbę – niech się Pan zorientuje ile czasu zżera praca ludziom w innych zawodach. Szybkiego powrotu do rzeczywistości życzę.
@Krzyżowiec Absurdu masz sporo racji. Raport OECD – trochę już stary, bo z 2011, a dane z 2009, ale lepsze to niż nic, bo innych danych nie ma:
https://www.oecd.org/education/skills-beyond-school/48631582.pdf
Strona 428 Table D4.1. Organisation of teachers’ working time (2009)
Net teaching time in hours – Poland = 489 h (najmniej w rankingu), USA = 1097 (najwyżej w rankingu). Średnia dla Europy = 659h. Czyli polski nauczyciel pracuje najmniej w Europie i na świecie, mniej o 25% mniej od średniej w EU.
@kondirko
Dane do takich statystyk OECD przekazują poszczególne państwa – u nas akurat MEN paniuś Hall&Krajewskiej potrzebował narzędzi do antynauczycielskiej propagandy to takie dane podało … 🙁 Znam szkoły na świecie – w Polsce mniejsze pensum jest wyłącznie w nauczaniu początkowym. W gimnazjum i szkołach ponadgimnazjalnych ilość zajęć jest w krajach rozwiniętych praktycznie identyczna (również świąt, ferii i wakacji), za to warunki pracy lepsze choćby przez ilość uczniów w klasie, liczbę i jakość personelu pomocniczego i biurowego, wyposażenie etc. Nie mówiąc o płacach … 😉
Krzyżowiec Absurdu – to nie są dwa miesiące wakacji. Zawsze są tygodnie dyspozycyjne – przed nowym rokiem szkolnym i po zakończeniu starego. Godzin pracy jest 20, ale nauczyciela obowiązuje czterdziestogodzinny tryb pracy (chyba nie wiesz o kołach zainteresowań lub zajęć dla osób uzdolnionych/potrzebujących wsparcia). Plus rady, zebrania w szkole, wycieczki z dziećmi poza tym wymienionym trzygodzinnym czasem pracy.
A wiesz, jaką pracę do domu zabiera inny nauczyciel? Nie? A ja wiem. Przedszkolanka, natomiast, ma zwykle mniej wakacji (miesiąc) i w większość dni „świątecznych”, czy „feryjnych” również pracuje, tak, jak rodzice.
Życzę popracować z dziećmi 10 miesięcy, najlepiej z klas młodszych i po tym czasie chcę poznać twoją opinię, czy wakacje się nauczycielowi nie należą. A tak…po co pisać, jak ktoś ma łatwiej i lepiej, choć nie ma o tym pojęcia. Może to jakaś rada dla ciebie.
Jolka – pracowałem w szkole (właśnie dokładnie 10 miesięcy), po czym odszedłem. Mam więc skalę porównawczą, w przeciwieństwie do większości nauczycieli, którzy poza szkołą nigdzie nie pracowali. Na wszelkie propozycje zmian odpowiadają „a gdzie ja będę miał tyle wolnego?” No prawda – nigdzie. Nie twierdzę, że ta praca jest lekka, łatwa i przyjemna. Nie, przeciwnie, to praca ciężka, trudna i odpowiedzialna i naprawdę mam wiele szacunku dla ludzi, którzy ją wykonują. Natomiast nikt mi nie wmówi, że tej pracy jest dużo.
Wiem doskonale, jaką pracę zabiera do domu nauczyciel, bo mam żonę nauczycielkę. Zajmuje jakąś godzinę, góra dwie. Polonistce z liceum zajmuje pewnie znacznie więcej, ale już takiemu wuefiście nie zajmuje ani minuty. Przed końcem semestru pracy jest znacznie więcej, ale od kilku lat znaczną część żmudnej buchalterii załatwia dziennik elektroniczny. Wszystko razem, włącznie z pracą w domu, radami, zebraniami, wycieczkami nie zajmuje nawet połowy czasu, który poświęcają na pracę ludzie w innych zawodach. Przedszkola w te dni, o których wspominasz, najczęściej świecą pustkami, natomiast w „tygodniu dyspozycyjnym” po zakończeniu roku szkolnego nauczyciele są już na plaży. Przed rozpoczęciem kolejnego roku, owszem, trzeba przyjść kilka razy do szkoły – raz na radę i kilka razy na 2 – 3 godziny, aby przygotować się. Oto i cała dyspozycyjność w praktyce.
A to, czy wakacje się nauczycielowi należą, czy nie – to temat na inną dyskusję. Może i się należą, bo praca ciężka, ale czy praca asystenta rodzinnego w pomocy społecznej, policjanta, kuratora sądowego, albo lekarza lub pielęgniarza z pogotowia jest lżejsza? Myślę, że każdy z nich może zeżreć sobie nerwy nie mniej niż autor tego bloga, utyskujący na kres zakrapianych alkoholem imprez imieninowych w pracy. Tymczasem nikt z nich nawet nie może pomarzyć o takich wakacjach.
Osobiście uważam, że to nie nauczyciele pracują za mało lecz inni pracują za dużo. Polecam znakomity tekst z „Polityki” sprzed paru miesięcy „Stachanowcy ze strachu”.
Krzyżowiec Absurdu, to najprawdopodobniej… mój brat bliźniak. Tyle, że urodzony przez inną matkę. Również nauczycielkę, również ja sam krótko byłem nauczycielem, również moja obecna żona, to też ciało pedagogiczne. Podobnie jak i poprzednia…
I również mamy z Kolegą Krzyżowcem bliźniacze spojrzenie na problematykę pedagogiczną – jak to się zwykło mawiać. Bo wszystko co pedagogiczne musi być jakoś problemowe. Wokół oświaty narosło całe mnóstwo mitów, troskliwie pielęgnowanych tak przez niektórych nauczycieli jak również media oraz niemałą część polityków. To całe ględzenie o powołaniu, trudzie i znoju pedagoga, szczególnej odpowiedzialności za wychowanie przyszłych pokoleń, obowiązku świecenia przykładem, stawianiu czoła wyzwaniom współczesności. Brrrrr…
Dla jasności – tak jest, zawód nauczyciela jest trudny, stresujący i odpowiedzialny, Podobnie jest w przypadku dziesiątków innych zawodów, a szczególnie tam gdzie dochodzi do kontaktu z… czynnikiem ludzkim. A już zwłaszcza w kraju ludzi sfrustrowanych, agresywnych, o nienachalnej kulturze osobistej. Trudno jednak nie zauważyć, że jest to jednak inny rodzaj stresu i odpowiedzialności niż, dajmy na to, w przypadku kierowcy autobusu. Żadnego nauczyciela zdaje się jeszcze nie skazano sądownie za to, że nie wykierował ucznia „na ludzi” i tamten spaprał swoje życie, a niejednego kierowcę za spowodowanie wypadku i owszem. Bo kierowca jak najbardziej dosłownie odpowiada za ludzkie życie. Kwestią do dyskusji pozostaje, czy bardziej stresujące jest użeranie się z gromadką nabuzowanych hormonami nastolatków, czy raczej z drobnymi cwaniaczkami próbującymi przejechać się bez biletu, pijaczkami z gwałtowną w przebiegu niedyspozycją żołądkową, mamusiami klnącymi w żywy kamień, że nie mieści się wózek dla trojaczków, a także innymi użytkownikami dróg o manierach z innej epoki. Epoki kamienia łupanego. Nie mówiąc o tym, że jakiś pomyleniec może wpaść na pomysł aby zrobić w autobusie wielkie buuuum. Co się zdarzyło niedawno we Wrocławiu.
Naprawdę, w wielu zawodach nietrudno znaleźć podobne odniesienia. Myślę, że Krzyżowca (podobnie jak mnie) wkurza przede wszystkim ta „pedagogiczna martyrologia” części ludzi związanych z oświatą. Wykonujących zawód, który jak wiele innych ma swoje zalety i wady. Chociaż z drugiej strony, może właśnie tak trzeba – eksponować ten „trud i znój”, żeby ktoś go w końcu zauważył. Gdyby kierowcy, pielęgniarki, mechanicy albo kasjerki z supermarketów, czy nawet urzędnicy więcej zaczęli mówić i opisywać „uroki” swojej pracy, to spojrzelibyśmy na niektóre sprawy nieco inaczej. W tym na plusy i minusy własnego zawodu.
@Littlebetter
Owszem niejeden nauczyciel poznał nasz ‚aparat sprawiedliwości” przy okazji różnych NIESZCZĘŚLIWYCH wypadków, fałszywych oskarżeń itd.
belferxxx – Proszę, nie twórz kolejnych mitów. Całe życie przebywam wśród nauczycieli i nigdy nie słyszałem o tym, aby któryś z nich miał jakikolwiek kontakt z aparatem sprawiedliwości. Owszem – z rozwydrzonymi dzieciakami, roszczeniowymi rodzicami, masą idiotycznej dokumentacji mają do czynienia, ale większość z nich nigdy nie była w sądzie. Nie wykluczam, że w statystycznej masie 37 milionowego kraju mogło się zdarzyć, iż nauczyciel stanął przed sądem za zaniedbanie opieki, czy z powodu fałszywego oskarżenia, natomiast w praktyce są to przypadki niezmiernie rzadkie.
Mit o odpowiedzialności nauczyciela można dopisać do listy innych mitów: o ich przepracowaniu, o katorżniczej pracy w domu, czy „dyspozycyjności” przez tydzień po zakończeniu roku szkolnego (kilkanaście lat z żoną nauczycielką a dopiero z tego forum się dowiaduję, że coś takiego istnieje). Ani ta odpowiedzialność większa, ani mniejsza niż w przypadku setek innych zawodów, o których wspomina littlebetter. Można dyskutować w nieskończoność, czy na większe stresy jest narażony kierowca autobusu, kontroler lotów, czy chirurg. Natomiast nie podlega żadnej dyskusji kwestia czasu pracy nauczycieli, bo tu wystarczą proste, matematyczne wyliczenia, które powyżej przeprowadziłem.
Littlebetter – pedagogiczna martyrologia wkurza mnie nie od dziś, ale machnąłbym na to ręką, bo słyszę te teksty całe życie, a i tak każdy pozostaje przy swoim zdaniu. Coś we mnie jednak zgrzytnęło, gdy przeczytałem, że autor niniejszego bloga chciałby z powodu skołatanych nerwów pójść (wzorem innych przepracowanych kolegów) na zwolnienie, ale powstrzymuje go przed tym wizja imienin koleżanek. Pisze bez najmniejszej żenady o libacjach alkoholowych z nutką żalu, że dobre czasy minęły: cytuję „Szampan się nie lał (dawniej obowiązkowo), drinków nie serwowano nawet potajemnie (niby dlaczego?), cukierki były tylko bezalkoholowe (kiedyś nie do pomyślenia)”. A wszystko to w godzinach pracy, cytuję „Wprawdzie dzisiejsze imieniny w pracy to nędzna namiastka tego, co działo się tutaj w przeszłości”.
Littlebetter, skoro pochodzisz z rodziny nauczycielskiej, to zapewne możesz potwierdzić, że faktycznie w przeszłości pod tym względem było znacznie lepiej. Niejedną lekcję się przesiedziało rzucając papierowymi kulami w koleżanki, podczas gdy nauczyciele świętowali kolejne imieniny…
@Krzyżowiec Absurdu
Nauczycieli jest ponad pół miliona. Kierowcy zawodowi też nie mają kontaktu z prokuratorem do pierwszego wypadku. Które nie są statystycznie w tym środowisku aż tak częste, co łatwo sprawdzić. Każdy jednak (statystyka!) wypadek ucznia (niekoniecznie dziecka!) w szkole, na wycieczce etc. (nie tak rzadki – uczniów jest ok.5 mln to kontakt i to długotrwały oraz mało przyjemny z prokuratorem. Do tego dochodzą kwestie oskarżeń (niekoniecznie prawdziwych!) o mobbbing, molestowanie itp.itd. U mnie w rodzinie nikt nie wpadł pod samochód, w szkole żaden nauczyciel też. Czy to znaczy, że nie ma wypadków …. 😉
Krzyżowiec
w zasadzie nie powinno się odpowiadać trollom, ale niech tam. To uczniowie mają 2 miechy wakacji. Nauczyciele niekoniecznie. Bo jak kto jest w komisji rekrutacyjnej, to ma od tego roku lipiec z głowy. Gdyż albowiem miłościwie ministrująca poprzednia minister wymyśliła, że dokumenty do szkół można znosić do 20 lipca zamiast do bodaj 5. Więc ci, co mają decydować o przyjęciu do szkoły lub odrzuceniu podań, siedzą kamieniem do 20 lipca w miejscu zamieszkania, bo a nuż ktoś wpadnie na pomysł żeby papiery złożyć, albo zmienić szkołę, bo jeszcze może. Dalej, plan na kolejny semestr jest również robiony w wakacje, bo kiedy indziej. Wreszcie, druga połowa sierpnia to są rady pedagogiczne i egzaminy komisyjne (starczy postawić pałę na koniec jakiemuś nieukowi bez zwrócenia uwagi czy to jego jedyna pała w semestrze), a także hocki-klocki z ostatnią falą naboru i odwołaniami. Więc jak ktoś ma niefart to wychodzi mu mniej niż 20 dni roboczych na wakacje, i co więcej, nie może sobie ich wziąć w maju albo we wrześniu.
Belferxxx
Zgadza się – są wypadki. Dotyczą tak samo nauczycieli, uczniów, jak i każdej innej grupy społecznej, czy zawodowej. Ale to nie oznacza, że akurat nauczyciele są bardziej narażeni na mało komfortowy kontakt z prokuratorem, niż kto inny. Uznajmy zgodnie, że jest to jednak problem marginalny. Z pewnością nie tak istotny, jak ograniczenie nauczycielskich imprez imieninowych.
divak2
Nie powiedziałem, że to dwa miesiące wakacji. W tym roku rozpoczną się 24 czerwca, więc to jest dwa miesiące plus tydzień. Być może, jeśli ktoś jest w tej komisji rekrutacyjnej to ma takie wakacje, jak piszesz. Z tego wniosek, że jeśli ktoś nie jest, to tego problemu nie ma. Znam głównie nauczycieli ze szkół podstawowych, więc niezbyt się nawet orientuję, co to jest komisja rekrutacyjna i, jak sądzę, większość z nich również się nie orientuje. A to daje potężną grupę ludzi, którzy kończą rok szkolny po rozdaniu świadectw i w szkole pojawiają się w drugiej połowie sierpnia na radzie oraz przychodzą kilka razy przygotować pracownię itp. Znam to z pierwszej ręki i naprawdę nikt mi nie wmówi, że jest inaczej.
Owszem, we wrześniu nauczyciel sobie dni wolnych nie weźmie, ale na maj chyba nie możesz narzekać? Dopiero co mieliśmy (tzn. nauczyciele mieli) dwa majowe weekendy wydłużone o bonusowe dni – 2 maja i 27 maja. Każdy po cztery dni. W każdym innym zawodzie, jeśli chcesz mieć taki dni wolny, to musisz sobie brać z puli urlopowej. Z tym, że nie zawsze Ci dadzą, bo chętnych jest wielu, a każda inna instytucja, prócz szkoły w te dni pracuje.
No i jeszcze mały niuans – siedzenie w miejscu zamieszkania do 20 lipca nie jest chyba tożsame z pracą po 8 godzin dziennie?
A ten troll to kto? Ten, który ma inne poglądy?
@Krzyżowiec Absurdu
Nie było na tym forum takich nicków jak twój czy littlebetter. I nagle się pojawiły żeby dokopać nauczycielom ZGODNIE Z USTALONYM SCHEMATEM. Trolle … 😉
1.Ja się gdzieś dzieje LOSOWY wypadek, to nie jest to kwestia dla prokuratora. W szkole jest jeśli to wypadek ucznia, a ten jest ze zrozumiałych względów podatny na wypadki i trudno go kontrolować, a nie da się go w kaftanik bezpieczeństwa … Na wycieczce taki wypadek jest możliwy przez całą dobę.
2.Piszesz, że rekrutacja nie dotyczy nauczycieli szkół podstawowych. Ale dotyczy innej wielkiej grupy – nauczycieli ponadgimnazjalnych. Nie wszystkie grupy pracują w takie dni jak 2 czy 27 maja. Np. 27 maja NIE pracowali GENERALNIE urzędnicy urzędów państwowych i wielu innych. Więc owszem jest problem NIERÓWNOMIERNEGO obciążenia pracą nauczycieli różnych poziomów nauczania (SP, gimnazjum, liceum) i przedmiotów, ale to nie jest wina nauczycieli. A trudno żeby nauczyciele liceów (tacy tu dominują) wypowiadali sie o SP (pewnie tam są inne „radości”… ) Przedstawiasz więc sprawy wybiórczo i zawsze(!) na niekorzyść nauczycieli … 🙁
Belferxxx
„Nie twierdzę, że ta praca jest lekka, łatwa i przyjemna. Nie, przeciwnie, to praca ciężka, trudna i odpowiedzialna i naprawdę mam wiele szacunku dla ludzi, którzy ją wykonują. Natomiast nikt mi nie wmówi, że tej pracy jest dużo.”
To jest cytat z jednego z moich poprzednich wpisów – a propos tego, że zawsze piszę na niekorzyść nauczycieli.
O nierównomiernym obciążeniu nauczycieli pracą też wspominałem. Zupełnie inną pracę wykonuje polonista czy matematyk z liceum a wuefista z podstawówki. Pisałem także, że moim zdaniem to nie nauczyciele pracują za mało, a inni pracują za dużo.
Natomiast z tymi urzędnikami to niestety, totalnie spudłowałeś. Otóż sam jestem urzędnikiem. Nie piszę o rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych, bo się na tym nie znam, proszę więc – nie pisz o urzędach. NIGDY żaden tego typu dzień pomiędzy wolnymi dniami typu 1 – 3 maja nie był wolny od pracy. Podkreślam – NIGDY, przynajmniej w moim urzędzie. 27 maja miałem wolny, bo sobie po prostu wziąłem urlop, ale za to 2 maja musiałem być w pracy, bo wtedy urlop chciał wziął kto inny. Tak to działa. Nauczyciele tymczasem mieli wtedy wolne z jakichś dni dyrektorskich, których w roku jest bodajże 6. Szkoły są wtedy zamknięte na głucho.
Nie chciałbym popełnić nietaktu, więc proszę o wyjaśnienie: czy jeśli mnie nigdy na tym forum nie było, to nigdy nie może być? Jestem wieloletnim czytelnikiem „Polityki”, blog jest publiczny, daje możliwość komentowania, więc wyszedłem z założenia, że mogę wyrazić swoją opinię, jak każdy. Z tego, co piszesz, wnioskuję, że jest to być może jednak zamknięte forum dla nauczycieli szkół ponadgimnazjalnych, a raczej się nie wpycham tam, gdzie mnie nie proszą i wyzywają od jakichś trolli.
@Krzyżowiec Absurdu
Każdy może komentować i wyrażać swoje opinie, blog nie jest skierowany wyłącznie do nauczycieli. Wszelkie głosy, krytyczne też, są mile widziane. Uważam, że nauczyciele powinni wiedzieć, jak nas widzą ludzie. Dziękuję za komentarze i poruszenie problemu. Krytyczne uwagi pod moim adresem przyjmuję z pokorą. Trochę zaszalałem z tym narzekaniem na brak alkoholu w pracy i na zmęczenie przed wakacjami.
Pozdrawiam
Gospodarz
Dariusz Chętkowski
Dziękuję za tę opinię. Otóż to – w tym rzecz, że każdy może wyrazić swoją opinię, dokładnie tak postrzegam ideę funkcjonowania forum. Czytam Pana dość często, czasem się zgadzam, czasem nie – tak samo jak z wieloma innymi autorami w „Polityce”. Na tym forum chyba rzeczywiście nigdy nie pisałem, ale panu Bartkowi Chęcińskiemu też się kiedyś ode mnie dostało 🙂 On wyraził swoją opinię, ja swoją, bez żadnych złych emocji. Mi coś ta wymiana poglądów dała, mam nadzieję, że jemu także. Tak samo było i tym razem – ja się dowiedziałem o komisjach rekrutacyjnych, belferxxx dowie się o pracy w urzędzie, a Pan będzie uważał z alkoholem w pracy (w urzędzie za to można wylecieć dyscyplinarnie, nie wiem, jak jest w szkołach). 🙂
Pozdrawiam
@Krzyżowiec Absurdu
W piątek po Bożym Ciele WSZYSTKIE urzędy państwowe zgodnie z zarządzeniem Beaty Kempy miały wolne. W samorządach wszystko zależało od samorządu … 😉
No i doszliśmy do porozumienia. Faktycznie, ja pisałem o samorządzie i jeszcze raz podkreślam – w moim przypadku absolutnie nigdy taki dzień pomiędzy jakimiś świętami nie był wolny.
Od lat mieszkam zagranicą, ale wiem, że w Polsce każdy kto prezentuje odmienne poglądy bywa często tytułowany trollem lub hejterem nie kwalifikującym się na partnera do dyskusji. Z pewnością użyłby zresztą mowy nienawiści – ci odmiennie myślący innej mowy przecież nie znają. Poczęstowany przez belferxxx epitetem trolla przyjąłem to więc z właściwą rezerwą.
Czytając kolejne wpisy na forum i po raz kolejny tekst Gospodarza nasunęły mi się jeszcze dwie refleksje.
Pierwsza – wraz z Krzyżowcem Absurdu skupiliśmy się na dość pobocznym wątku wpisu, co pewnie wynika z naszego dziedzicznego obciążenia pedagogicznego. Skądinąd, nadal popieram większość uwag Krzyżowca, a swoje oczywiście tym bardziej. Tyle, że Gospodarz pisał przede wszystkim o nostalgii za zakrapianymi imieninami w pracy. Że chodziło o szkołę, to niewielka różnica, bo dawniej urządzano takie imprezki w wielu innych miejscach zatrudnienia. Akurat pamiętam te szkolne, tak sprzed ponad ćwierć wieku. Z nieśmiertelną, etatową jałmużniczką panią Basią, która atakowała każdego niezmiennym: „No to, towarzysze po dysze…” Acz zdecydowanie nie wszyscy byli towarzyszami z czerwoną legitymacją. Było buzi-buzi, najlepsze życzenia, tradycyjne ciasto, kawka i lampka wina. Zazwyczaj pojawiała się równie tradycyjna, „wzmocniona oranżadka”. Najczęściej imprezka rozkręcała się w kantorku wuefistów w sali gimnastycznej, a kończyła u kogoś w domu. Wówczas nauczycielowi nie wypadało spożywać napojów wyskokowych w tzw. placówkach gastronomicznych, bo cały jego pedagogiczny autorytet ległby przecież w gruzach. Ciekawe jak to jest teraz? Dziś, pomijając sentyment za młodością, postrzegam tamte „imieninki” w kategoriach lekkiego obciachu. Zwłaszcza, że mieszkam w kraju, gdzie wszelkie imprezy zakładowe odbywają się od niepamiętnych czasów zawsze w pubach. Zaproszeni są wszyscy, przychodzi kto chce, jubilat (w Anglii imienin raczej nie obchodzą), laureat albo inny sprawca zamieszania stawia wszystkim pierwszego drinka i jakieś przekąski do podziału, a potem każdy kupuje sobie już sam. Do tego stopnia zangliczyłem się, że to dziś dla mnie idealna i właściwie jedyna opcja.
Drugie spostrzeżenie – przecież nie tylko nauczyciele ciągle biadolą nad swoim losem. Mam w rodzinie górnika. Ileż to się nasłuchałem o niedoli ludzi wydobywających „czarne złoto”. I nieomal wedle tego samego schematu – nikt nie kwestionuje, że to praca ciężka, niebezpieczna, rujnująca zdrowie. Gdy jednak pada stwierdzenie o głodowych pensjach i jeszcze, że nawet za komuny górnicze rodziny ledwie wiązały koniec z końcem, a tylko propaganda robiła z nich beneficjentów wszelkich możliwych przywilejów, to już mój polemizator wchodzi na pełne obroty.
Ale to i tak wszystko nic przy nieustannych lamentach Polaków na Wyspach Brytyjskich. Tak, tak – tych naszych rodaków, którzy czasem po raz pierwszy w życiu otrzymali na czas godziwą zapłatę za pracę, niejednokrotnie zasilaną jeszcze jakimś benefitem (znaczy zasiłkiem). Ach jakaż ta Anglia straszna. Anglicy – w ogóle szkoda gadać. Oświata – śmiech na sali, w polskich przedszkolach uczą więcej, niż tu w Oxfordzie. Służba zdrowia – lepiej od razu kłaść się do trumny, niż iść do GP (General Practice – lekarz pierwszego kontaktu). Domy budują z tektury (tylko czemu kosztują setki tysięcy funtów i stoją po 200 lat?), nie mają pojęcia o pracy – trzech Anglików robi to co zrobiłby jeden Polak na pół etatu. Po prostu kraj nie do życia. Byle tylko nie wyszli z Unii i nie wyrzucili tego miliona Polaków. Chciałoby się napisać, że bez względu na zawód, pozycję społeczną oraz miejsce osiedlenia najlepsi jesteśmy w narzekaniu. Ale to raczej mało odkrywcza teza i niezbyt błyskotliwa puenta.
Pozdrawiam Gospodarza i bywalców Forum.
@Littlebetter
Jak od lat mieszkasz za granicą, to się nie wypowiadaj w stylu „Nie znam się ale się wypowiem” …. 😉 Szkoła i praca nauczyciela w Polsce, warunki płacowo-organizacyjne zdecydowanie się różnią od tego co w krajach CYWILIZOWANYCH i nie tylko. I to by było na tyle …