Wziąć ucznia do samochodu
Trwa w mojej szkole dyskusja, czy nauczyciel może wziąć ucznia do swojego samochodu i zawieźć np. na konkurs czy olimpiadę. Jedni łapią się za głowę i mówią, że w żadnym wypadku, inni natomiast nie widzą problemu. Chcą, to niech jadą. Czego tu się bać?
Ktoś przypomniał, że w razie wypadku uczeń nie otrzyma nic z ubezpieczenia szkolnego. Wszelkie koszty będzie musiał pokryć nauczyciel, albo z własnego ubezpieczenia (o ile takie ma), albo z własnej kieszeni. Dlatego lepiej nie brać cudzego dziecka do samochodu, bo można potem płacić do końca życia. Jedzie się na własne ryzyko.
Ktoś inny zasugerował, że trzeba mieć zgodę rodziców, najlepiej poświadczoną notarialnie, zgodę dyrekcji, ubezpieczyć się dodatkowo, a wtedy można jechać. Bez tych dokumentów taki wyjazd to jak skok w przepaść. Jak będziesz miał szczęście, wyjdziesz cało, inaczej mogiła.
Ludzie tak gadają, a przecież co drugi woził uczniów swoim samochodem i nie miał żadnych problemów. Ja sam z małymi grupkami jeździłem do Krakowa, do Warszawy, po Łodzi bardzo często, do małych miejscowości prawie zawsze, bo inaczej dojechać nie sposób. A poza tym tak było najtaniej. Zwykle bowiem jeździło się na własny koszt, bo szkoła nie ma pieniędzy na takie inicjatywy.
Jeździliśmy, ale to było dawno (ja ostatnio dziesięć lat temu), teraz bym nie ryzykował. Podobnie reszta nauczycieli. Może byliśmy odważniejsi, młodsi, może rodzice mniej roszczeniowi, może atmosfera bardziej sprzyjająca takim formom komunikacji, może świat był inny? W każdym razie jak dowiedzieliśmy się, że jeden z nauczycieli planuje wziąć uczniów do swojego samochodu i jechać gdzieś z nimi, to paru osobom aż się słabo zrobiło ze zgrozy. Człowieku, lepiej tego nie rób.
Komentarze
@Gospodarz
Przecież doskonale Pan wie KTO taką biurokrację motywowaną „bezpieczeństwem” ucznió wprowadził? Kiedyś zarówno przepisy jak i nadzór oraz „organy ścigania” w tym zakresie były rozsądniejsze i bardziej życiowe … 😉 Po cóż „rżnąć głupa”? 😉
Sprawy ubezpieczeniowe to są sprawy poważne i faktycznie warto je brać pod uwagę. No i jest to sprawa prawna, więc lepiej ją rozpatrywać po faktach, a nie po plotkach i tym co się komuś wydaje. Pytanie, czy jest ta sprawa przejrzyście uregulowana, a jeśli tak, to jak. A jeśli nie, to co należałoby zrobić, by to zmienić. Ja niestety nie mam na ten temat dostatecznej wiedzy.
@snakeinweb
Jeśli się coś stanie bez twojej winy, a prokuratura czy sąd uznają twoją niewinność po dwuletnim śledztwie/rozprawach, to i tak efektem jest zabranie tych dwóch lat życia, twojego życia … 😉
@ belferxxx
Tak, tylko to jest już inny problem ogólnej natury z obszaru wymiaru sprawiedliwości. Prawo do sprawnego i w miarę szybkiego sądu jest w Polsce obok innych spraw kpiną. Szczególnie bolesną, bo dotyczy niemal wszystkich obszarów życia.
Więc nie mieszajmy różnych spraw. Chociaż z drugiej strony ten problem jest moim zdaniem jedną z ważniejszych przyczyn powszechnego asekuranctwa w Polsce, co widać między innymi w szkolnictwie, jak również w tej konkretnej sprawie.
A myśmy w razie czego wynajmowali busa, jak jechaliśmy na konkurs.
@snakeinweb
Niestety to nieprawda. Bo taki sędzia/prokurator szkoły od dzieciństwa nie widział i nie zna. Za to ma w ręku różne przepisy niezbyt, mówiąc oględnie, realistyczne, ale mające wykazać troskę urzędasów i kolejnych ministrów edukacji o bezpieczeństwo ucznia. No i oskarżenie o niedopełnienie obowiązków z wiadomym skutkiem gotowe… 🙁
@mpn
Ale busa tak dla 2-3 osób z nauczycielem wynajmować na niezbyt długą trasę poniżej 100 km … 😉
@ belferxxx
Wygadujesz jakieś niestworzone głupoty. Szkołę pamięta każdy, a sędziowie to już w ogóle, bo sam zawód wymaga sprawnego i wielce pamiętliwego umysłu, a sklerotycy nie mają tam czego szukać.
Natomiast jakość prawa to znowu zupełnie inna działka chociaż jest to integralna część problemu, o którym wcześniej wspomniałem.
Straszne kręcisz, mieszasz i mącisz po różnych zupełnie nie przystających tematach.
@snakeinweb
1.Szkoła z perspektywy ucznia to zupełnie coś innego niż nauczyciela, zwłaszcza, że czas też płynie… 😉
2.To ty widzisz wszystko oddzielnie jak słynni straszni mieszczanie Tuwima i nie dostrzegasz związków pomiędzy zjawiskami. Na to twoje ograniczenie nic nie jestem w stanie poradzić … 😉
Gospodarz o samochodach…
Znam sytuacje, gdy nauczycielka nie wypuszczała uczniów na lekcji do kibelka. I to nie z powodu zakłócania przebiegu lekcji tylko z obawy przed konsekwencjami ewentualnego wypadku na korytarzu lub w sanitariacie.
Słabo kompinujeta, towarzyszu nauczycielu, słapiutko…
Artykuł:
**http://www.oswiata.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/czy-nauczyciel-moze-przewozic-prywatnym-samochodem-mlodziez-na-konkursy-i-zawody-sportowe
wyraźnie podpowiada nam rozwiązanie opisanego przez @Gospodarza dylematu.
Autorka pisze:
„Tylko, w przypadku tzw. przewozów z grzeczności kierowca nie ponosi odpowiedzialności za szkodę, jakiej doznał pasażer. Gdyby więc nauczyciel podwoził rodzica z dzieckiem (uczniem) spotkawszy go w drodze ze szkoły do domu, to odpowiedzialności nie ponosiłby.”
Wystarczy zatem poprosić naszych 2-3 uczniów aby wyszli ze szkoły i poszli sobie piechotą szosą w kierunku na Warszawę. A następnie samemu opuścić szkołę swoim samochodem aby po 5 minutach przypadkowo natknąć się na nich, gdy jak każdy inny autostopowicz próbują złapać „stopa”. 😉
Jest tez inne rozwiazanie. Uwaga! Tylko dla myslacych. Uczen moze pojechac tramwajem.
Oczywiscie najpierw trzeba uczniow i nauczycieli nauczyc wymawiania slowa tramwaj oraz pokazania ,do czego tramwaj sluzy i jak sie go odroznia od np. slonia i dilerni dopalaczy oraz jak sie nim poslugiwac zeby sie nie skaleczyc:
To jest Ala a to jest tramwaj. Tramwaj ma kola. Ola jest w tramwaju. Ona jedzie. Ale tramwaj to nie auto. A to jest Janek. On jest w szkole. Janek jest glupi jak but. But nie ma kola. On nie jedzie. Jak Janek jeszcze bardziej zglupieje, to on zostanie nauczycielem. Nauczyciel ma but. Ale on nie jedzie. On stoi, bo zapomnial, gdzie ma auto.
A teraz, drogie dzieci, pokazcie, gdzie w slowie tramwaj jest litera. Poprawka egzaminu maturalnego w przewie miedzy olimpiada a turniejem.