Język polski dla obcokrajowców
Wstydziłem się dawno temu, gdy za granicą obcokrajowcy chwalili się znajomością paru słów po polsku. Zwykle bowiem znali „na zdrowie” i więcej nic. Dlaczego akurat „na zdrowie”?
Dzisiaj też inne nacje potrafią błysnąć znajomością paru słów po polsku. Jezu, ale jakich! No, właśnie takich, które słyszą najczęściej z ust Polaków. A co nasi mówią bez przerwy?
Jakiś czas temu siedziałem pod katedrą we Francji i piłem wodę mineralną. Nagle usłyszałem: „O, kurwa! Żywiec”. Miło spotkać rodaka za granicą i usłyszeć ojczysty język. Tak, piję, k…, polską wodę.
Skończyły się w Łodzi ferie i znajomi wrócili z zagranicznych wojaży. Opowiadali, że Polaka można było poznać właśnie po słowach: „O, k…”. Zbliżał się człowiek do bardzo pięknego miejsca i wyrażał swój zachwyt tymi właśnie słowami. Czy to na stoku narciarskim, czy w muzeum, czy w restauracji, wszędzie było „O, k…”. Obcy słyszą i wnioskują, że to esencja polskiej mowy. A czyż nie?
Niestety, zanika wśród obcokrajowców znajomość frazy „na zdrowie”, za to rośnie „O, k…”. Siedzę sobie w gronie osób różnych nacji i słucham, jak każdy chwali się, jakie zna słowa w języku rozmówcy. Jeśli chodzi o polski, to lepiej nie pytać.
Komentarze
Kiedyś Polacy jaki Ruscy mieli sławę największych w świecie pijaków. Dlatego traktowano zwrot „na zdrowie” częściej „na zdarowie” jako najbardziej reprezentatywny dla polskiej (i ruskiej) kultury.
Dzisiaj Polacy awansowali do zachodniej rodziny tracąc renomę największych pijaków. Stąd i słowa kluczowe się zmieniły. Ruscy w stenogramach katastrofy smoleńskiej korzystając zapewne z googlowskich słowników przetłumaczyli sakramentalne i finalne „kuuuuuuuuurrrrrrr……aaaaaa” na – o ile się nie mylę „Jezuuuuuuuuuuuu Maaaaaaariaaaaaa”. W stenogramach polskich tę niedokładność poprawili.
Młodzi cudzoziemcy chwalą się zapamiętaniem słowa „zajeb***cie” – też dobre.
W pełni zgadzam się z wpisem.
Polacy nie dorastają językowo do szkół, które ich słownictwo kształtują.
Zwłaszcza będąc na wagarach za walutową granicą, gdzie nie spodziewają się natrafić na egzaminatorów, żyjących ze skromnych nauczycielskich pensji.
Przynajmniej poloniści, powinni mieć więc zapewnione wczasy w krajach, gdzie nie mogą natrafić na jedyny znajomy sobie język, by nie narażać swej wiary w edukację wykluczającą poznawczo powszechność przeklinania tubylców, także w obcych językach.
Potrzebne są jakieś zmiany w prawie.
Bardzo serdecznie pozdrawiam wszystkich.